30. Wspomnienia

Tobias

Minął tydzień. Cholerny tydzień, podczas którego dostawałem nagrania. Na każdym była Tris. Bita, cierpiąca... Było nawet nagranie z gwałtu. Za każdym razem mnie coś nosi. Kiedy tylko widzę ją cierpiącą mam ochotę coś rozwalić.

Jednak dzisiejsze nagranie przerasta wszystkie. Było z dzisiaj. Była na nim Tris w czerwonej, krótkiej sukience. On ją bił, a potem zaczął swój monolog.

To moja wina, że ona cierpi. To wszystko dzieje się przeze mnie.

Tris jednak nadal była dzielna i powiedziała, kim jest Alfa. Nie spodziewałem się, że to on. Myślałem, że nadal siedzi w Nowym Jorku. Jednak on wrócił i chce zemsty. Razem z jeszcze dwiema osobami chce mnie zniszczyć względem Tris.

Jednak oni mają rację. Krzywdząc Tris, krzywdzą mnie. To jest najgorsze. Widzę to wszystko, ale nie mogę nic zrobić. Jestem bezbronny.

Amar dowiedział się o całej sprawie. Uruchomił wszystkie swoje kontakty, żeby dowiedzieć się, gdzie ona jest.

Rozpoczął od powiązań Petera z innymi ludźmi. Okazało się, że kontaktował się z Davidem. Ostatnia osoba pozostaje na razie tajemnicą.

Kiedy usłyszałem, że David maczał w tym palce miałem ochotę walnąć się w głowę. Nie wpadłem na ten pomysł tak samo, jak z  Peter'em. Przecież oboje mieli skasowaną pamięć! Jakim cudem wszystko pamiętają?

I co to znaczy, że ostatni film dostanę jutro i będzie transmitowany na żywo?! Jeżeli to samo, o czym myślę, to muszę coś zrobić.

Wszyscy jesteśmy jednakowo zestresowani tą sytuacją. Christina cały czas wkurzała się na Henrego o jakieś bzdury. Shauna cały czas opiekowała się Lynn, bo przy niej nie może płakać. Zeke i Uriah cały czas przyłazili do mnie i dowiadywali się o postępy. A co ja robiłem? Użalałem się nad sobą, bo nie mogłem nic zrobić!

Amar już piętnaście razy wygonił mnie ze swojego biura. Mówił, że będzie na bieżąco mówić, co się dzieje, ale ja nie mogłem tak tkwić bezczynnie!

Cały czas w mojej głowie przewijały się wszystkie błędy, jakie popełniłem. Przecież ja ją kocham! Jak mogłem być takim idiotą?

Zaczęły zalewać mnie wspomnienia, których nie chciałem do siebie dopuścić. Jednak to nie zależało ode mnie. Już po chwili byłem w zupełnie innym miejscu.

Pierwszy raz od kilku miesięcy jestem w Nieustraszoności. Specjalnie idę najmniej uczęszczają drogą do mojego mieszkania.

Amar mi powiedział, że Zeke wie, kiedy wracam. On pewnie powiedział reszcie. Nie mam jednak pewności co do Tris.

Boję się jej reakcji na mój widok. A co, jeżeli ułożyła sobie życie beze mnie? Przecież nie było mnie kilka miesięcy!

Kiedy stoję przed drzwiami własnego mieszkania trzęsą mi się ręce. Drzwi zamknięte, więc pewnie nikogo nie ma w środku. Wyjmuję klucz z kieszeni i bez problemu wchodzę do mieszkania.

Zaczynam się rozglądać dookoła. W mojej głowie już robi się lista zmian. Nie wiem dlaczego, ale uważam, że to nie Tris remontowała mieszkanie. Prędzej postawiłbym na Christinę.

Wszystkie zmiany zostały jednak przytłoczone przez fioletową ścianę w salonie.

To było niesamowite. Byliśmy tam ja i Tris. I nasi przyjaciele. We wszystkich robiliśmy coś głupiego, albo się uśmiechaliśmy, albo całowałem Tris. Nie wiem, ile było tych zdjęć, ale układały się w wielką literę T.

Pewnie zastanawiałbym się dalej nad tym, ale wtedy usłyszałem szczęk kluczy. Odwróciłem się do drzwi i wtedy ją zobaczyłem.

Wyglądała pięknie. Jej blond włosy sięgały jej do łopatek. Byłą bledsza i drobniejsza, niż zapamiętałem.  Mimo to nadal była moją Tris. Wpatrywała się we mnie, a ja w nią. Nie byłem w stanie się ruszyć. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Jednak ona też się nie ruszała, ale wpatrywała we mnie z nieobecnym wyrazem twarzy. W końcu potrząsnęła głową i powiedziała dwa słowa, które ukłuły moje serce.

-Nienawidzę cię... - powiedziała patrząc w moje oczy.

-Tris...

Chciałem jej powiedzieć tyle rzeczy, ale zabrakło mi słów. Chciałem jej powiedzieć, że ją kocham, ale nie mogłem. Jakby coś blokowało moje słowa. To było okropne patrzeć w oczy kobiety, którą się kocha i słuchać z jej ust, że ona cię nienawidzi.

Kiedy tylko Tris usłyszała mój głos, jakby wybudziła się z transu. Podeszła do mnie i zaczęła mnie bić. Biła mnie głównie po torsie, ale niezbyt mocno. Mimo to co jakiś czas pojękiwałem z bólu. Ona chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, ile ma siły.

W końcu nie wytrzymałem i złapałem ją mocno za nadgarstki. Tris syknęła pod nosem, więc poluźniłem uścisk ganiąc się w myślach. Jednak to wzbudziło moje podejrzenie. Przecież mój chwyt nie powinien sprawić jej bólu, ale jednak sprawił.

Nie rozwodziłem się nad tym długo. Po prostu przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno. Chciałem, żeby się uspokoiła. Wiedziałem, że ma prawo do bycia złą. Jednak nie chciałem widzieć jej w tym stanie. Poza tym wizja przytulenia dziewczyny była silniejsza. Tris próbowała się wyrywać. Szamotała się, biła, kopała. Zawładnęła nią furia. Jednak ja się nie poddawałem i dalej trzymałem ją w swoich ramionach.

Tris w pewnym momencie przestała się wyrywać i przylgnęła do mnie. Cała się trzęsła, a ja nie wiedziałem jakie emocje nią targały. Jednak nie przeszkadzało mi to. Dłonią jeździłem po jej kręgosłupie, jakbym chciał ją uspokoić. Wdychałem jej zapach, który był jednocześnie słodki i gorzki. Chyba niedawno trenowała, bo była spocona, ale nie przeszkadzało mi to. W tej chwili nic mi nie przeszkadzało.

-Tęskniłem... - powiedziałem prosto do jej ucha.

Tris zadrżała, a ja się uśmiechnąłem. Uwielbiałem, kiedy tak reagowała na mnie, bo wtedy wiedziałem, że jest moja i nikt mi jej nie odbierze. 

-Nienawidzę cię...

Tym razem w tych słowach nie było tyle pewności, co wtedy. Teraz były niepewne, ciche i słabe. Jakby chciała mnie tym zranić, bo ja zraniłem ją. To prawda. Zraniłem ją. Zostawiłem na kilka miesięcy, ale nigdy nie żałowałem i nie będę żałował mojej decyzji. Dzięki temu ona żyje, a to jest najważniejsze.

-A ja cię kocham. I nigdy nie przestałem.

Podniosłem swoją głowę tak, żeby móc patrzeć jej w oczy. Jednak mój wzrok szybko padł na jej usta, które były kuszące. A ja nigdy nie umiałem się oprzeć pokusom. Ale tylko, jeżeli to Tris była ich sprawczynią.

Pochyliłem się nad nią i delikatnie pocałowałem ją w usta. Nie byłem pewny, jak zareaguje Tris. Dlatego pocałunek był ostrożny. Tris jednak długo nie czekała. Oddała pocałunek, ale z jej strony był przepełniony złością, brutalnością i frustracją. Przyciągnąłem ją do siebie bliżej, a moja ręka mimowolnie powędrowała do jej karku. Chciałem spowolnić pocałunek, ale Tris nie dała się zdominować. Zarzuciła mi ręce za szyję i całowała tak, jakby jutro miało nie nadejść.

W pewnym momencie z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Jednak nie przerywaliśmy pocałunku. Sam musiałem się powstrzymywać, żeby nie zacząć płakać. Czułem łzy Tris na swoim policzku, ale mimo to nadal ją całowałem. Nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Niby wiedziałem, że wracam do domu, ale ona nie wiedziała. Przez tyle miesięcy jedynymi rzeczami, które mi o niej przypominały to obrączka i list od niej. Nie rozstawałem się z tymi rzeczami nawet na krok. Chciałem ją mieć zawsze przy sobie. Przynajmniej w takiej postaci.

Odsunąłem się w końcu od niej, a jej ręce swobodnie opadły do jej ciała. Tris stała przede mną w całej swojej okazałości. Chciałem znowu ją pocałować, ale wtedy jej ręka wylądowała na moim policzku, a moja głowa poleciała w bok razem z impetem uderzenia. Przez pierwszą sekundę nie mogłem uwierzyć, że ona mnie uderzyła, ale zaraz potem wszystko wróciło na swoje miejsce. Spojrzałem na nią rozbawiony i zacząłem masować miejsce, w które mnie uderzyła. Chyba muszę z nią porozmawiać na temat jej siły, która jest większa, niż myśli.

-Pomogło? - spytałem powstrzymując śmiech, chociaż policzek nadal mnie bolał.

-Nie za bardzo, więc miej się na baczności Tobias. - powiedziała poważnie, ale jej kąciki ust zdradzały, że ją również bawi ta sytuacja.

-Tak jest pani Eaton...

Nie czekałem na jej reakcję. Po prostu ponownie ją do siebie przyciągnąłem i pocałowałem, jakby jutro miało nie nadejść. Tris oddała pocałunek z taką samą mocą. Jednak nie trwał on długo, bo dziewczyna nagle odsunęła się ode mnie. Zmarszczyłem brwi, bo nie wiedziałem, co o tym myśleć, na co Tris oblizała wargi i powiedziała coś, czego się nie spodziewałem.

-Śpisz na kanapie. - powiedziała z uśmiechem i uciekła do sypialni zamykając za sobą drzwi.

-Widocznie okres kary czas zacząć. - mruknąłem zrezygnowany i głośno westchnąłem.

Mam nadzieję, że nie będzie długo trwał, bo długo z dala od niej nie wytrzymam...

Powróciłem myślami do chwili obecnej. Tej, kiedy dziewczyny nie było przy mnie. Kiedy byłem sam w mieszkaniu i nie wiedziałem, co się z nią dzieje. Kiedy dostawałem białej gorączki, bo wiedziałem, że ona teraz cierpi, ale nic nie mogłem z tym zrobić.

Miałem ochotę rozwalić całe mieszkanie. Nie chciałem jednak tego robić. Dlatego założyłem buty i bluzę, i wyszedłem z mieszkania. Skierowałem się do miejsca, które często pomagało mi ukoić nerwy, albo przynajmniej się wyżyć.

Do sali treningowej doszedłem w dziesięć minut. Tam od razu podszedłem do pierwszego lepszego worka treningowego i zacząłem w niego walić. Po drodze zauważyłem, że nikogo nie było w środku. Było mi to tym bardziej dzieje na rękę.

Zawsze tutaj uciekałem przed wspomnieniami. One jednak zawsze mnie dopadały. Zawsze w takich chwilach waliłem jeszcze mocniej w worek. Chciałem w ten sposób wywalić z siebie całą moją frustrację, złość, smutek... Wszystkie emocje, które kłębiły mi się w głowie.

Wspomnienia jednak zawsze mnie w końcu dopadały. Czasami nawet ze zdwojoną siłą. A ja nie mogłem, ani nie umiałem nic z tym zrobić. To mnie doprowadzało do szewskiej pasji. W tym przypadku było tak samo. Wspomnienia wpełzły do mojej głowy i nie chciały jej opuścić. 

Zabieram ją na skały, na które chodzimy czasem wieczorami z Zekem i Shauną. Siadamy na płaskim głazie zawieszonym nad wodą, rozbryzgujące się kropelki moczą mi buty, ale to nic, bo woda nie jest wcale taka zimna. Jak wszyscy nowicjusze, Tris przykłada ogromną wagę do testu przynależności, a mnie trudno z nią o tym rozmawiać. Myślałem, że jeśli wyjawię jedną tajemnicę, to z resztą pójdzie już bez problemu, ale okazuje się, że szczerość to nawyk, który wyrabia się z czasem, a nie coś, co można uruchomić w dowolnej chwili.

– To nie są rzeczy, o których rozpowiadam na prawo i lewo. Nawet moi przyjaciele o tym nie wiedzą. – Wpatruję się w ciemną, mętną wodę i w to, co w niej pływa: śmieci, stare ubrania... Butelki unoszą się na powierzchni jak łódeczki, które wyruszyły w rejs. – Wynik testu był przewidywalny. Altruizm.

– O? – Tris marszczy brwi. – I mimo to wybrałeś Nieustraszoność?

– Nie miałem wyjścia.

– Dlaczego musiałeś odejść?

Odwracam wzrok. Nie wiem, czy mogę powiedzieć to na głos, bo jeśli przyznam, dlaczego to zrobiłem, na pewno wyjdę na zdrajcę frakcji, na tchórza.

– Musiałeś uciec od ojca – ciągnie Tris. – Dlatego nie chciałeś zo-stać liderem? Bo musiałbyś znów się z nim widywać?

Wzruszam ramionami.

– Tak, ale też dlatego że zawsze czułem, że nie do końca pasuję do Nieustraszoności. A przynajmniej nie takiej jak teraz. – To nie do końca prawda. Nie wiem, czy to odpowiedni moment, żeby jej powiedzieć, czego dowiedziałem się o Maksie, Jeanine i ataku. Samolubnie chcę mieć tę chwilę tylko dla siebie, choćby na krótko.

– Ale... przecież jesteś niesamowity – wypala Tris, a kiedy unoszę brwi, peszy się lekko. – To znaczy według standardów Nieustraszoności. Cztery lęki to niezwykły wynik. Jak możesz mówić, że tu nie pasujesz?

Znów wzruszam ramionami. Im dłużej przebywam w tej frakcji, tym dziwniejsze mi się wydaje, że mój krajobraz strachu nie jest najeżony lękami jak w przypadku całej reszty. Wiele rzeczy sprawia, że robię się nerwowy, zestresowany, niespokojny... ale w zetknięciu z nimi potrafię działać, nie czuję się sparaliżowany. Natomiast moje cztery lęki przy odrobinie nieuwagi totalnie mnie paraliżują. To jedyna różnica.

– Mam taką teorię, że bezinteresowność i odwaga wcale nie są bardzo od siebie odległe. – Patrzę na wznoszącą się nad nami Jamę. Z miejsca, w którym siedzimy, widać tylko skrawek ciemnego nieba. – Przez całe życie uczysz się rezygnować z samego siebie, więc kiedy stajesz w obliczu niebezpieczeństwa, odruchowo nie myślisz o sobie. Rów-nie dobrze mógłbym należeć do Altruizmu.

– No tak. Ale ja odeszłam stamtąd, bo nie byłam wystarczająco bezinteresowna, choć się starałam.

– No niezupełnie – zaprzeczam z uśmiechem. – Ta dziewczyna, która wystawiła się na noże, bo chciała oszczędzić kolegę, ta, która stanęła w mojej obronie i uderzyła mojego ojca paskiem, ta bezinteresowna dziewczyna to niby nie ty?

W tym świetle Tris wygląda jak istota z innego wymiaru, jej oczy są tak jasne, że niemal świecą w ciemności.

– Przyglądałeś mi się, co? – zauważa, jakby czytała mi w myślach. Ale nie mówi o tym, że patrzyłem na jej twarz.

– Lubię obserwować ludzi – wykręcam się.

– Hm... powinieneś raczej trafić do Prawości, Cztery, bo nie umiesz kłamać.

Kładę rękę obok jej dłoni i przysuwam się bliżej.

– No dobra. – Jej wąski nos nie jest już spuchnięty po napaści, po-dobnie jak usta. Tris ma ładne usta. – Przyglądałem ci się, bo cię lubię. I... nie mów na mnie Cztery, dobrze? Fajnie jest... znów usłyszeć swoje imię.

Przez chwilę wydaje się oszołomiona.

– Ale przecież jesteś ode mnie starszy... Tobias.

W jej ustach moje imię brzmi dobrze. Jakby nie było potrzeby się go wstydzić.

– No tak, różnica dwóch lat to rzeczywiście gigantyczna przepaść, co?

– Wcale nie staram się umniejszać swojej wartości – upiera się Tris. – Po prostu nie rozumiem. Jestem młodsza. Niezbyt ładna. Nie...

Parskam i całuję ją w skroń.

– Nie udawaj – mówi takim głosem, jakby zabrakło jej tchu. – Wiesz, że nie jestem zbyt ładna. Brzydka też nie, ale na pewno żadna ze mnie piękność.

Słowo „ładna" i wszystko, co się z nim wiąże, wydaje mi się teraz tak nieistotne, że tracę cierpliwość.

– Okej. Nie jesteś ładna. I co z tego? – Przykładam usta do jej po-liczka, starając się zdobyć na odwagę. – Mnie się podobasz. – Odsuwam się odrobinę. – Jesteś zabójczo inteligentna. Odważna. I chociaż dowiedziałaś się o Marcusie... nie traktujesz mnie tak, jakbym był... skopanym szczeniakiem czy czymś takim.

– No bo nie jesteś – stwierdza rzeczowo.

Instynkt dobrze mi podpowiadał: mogę jej zaufać. Mogę jej powierzyć swoje tajemnice, swój wstyd, swoje odrzucone imię. Mogę jej powierzyć zarówno wspaniałą, jak i straszną prawdę. Nie mam co do tego wątpliwości.

Przysuwam usta do jej warg. Nasze spojrzenia się spotykają. Uśmiecham się i całuję ją intensywniej, tym razem już pewniej.

Ale to mi nie wystarcza. Przyciągam ją bliżej i całuję mocniej. Tris ożywia się, obejmuje mnie i lgnie do mnie całym ciałem. To wciąż za mało, ale jak mogłoby być inaczej?

A potem wszystko zmienia się w jednej chwili. Zaraz po przybyciu Amara do sali treningowej i jego informacji...

Nie wiem dlaczego, ale bardzo chciałam wstawić tu fragment książki Veronici Roth pisanej z perspektywy Tobiasa. I teraz miałam taką okazję...

Jak się podoba rozdział? Jakieś przemyślenia?

A teraz ogłoszenie parafialne!

Po tym rozdziale pojawi się jeszcze rozdział 31 i Epilog. Dlatego...

Odwagi!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top