3. Demolka mieszkania
Patrzę na moje mieszkanie z szeroko otwartymi oczami i stoję, jak wryta. Christina obok mnie wydała z siebie cichy jęk i spojrzała na mnie przejęta. Kiedy pierwszy szok minął weszłam do środka i zaczęłam rozglądać się dookoła.
Moje mieszkanie wyglądało, jak pobojowisko. W kuchni wszystkie talerze, kubki, sztućce potrzaskane i porozwalane leżały na podłodze. Szafki zostały pomazane sprayem, z czego mogłam rozczytać najróżniejsze obelgi. Od szmat, po kurwy i dziwki.
Salon nie wyglądał wcale lepiej. Wszystko, co tylko leżało na wierzchu zostało zniszczone i rzucone na podłogę. Na ścianie wielkimi literami było napisane: To nie koniec. To dopiero początek.
O co może chodzić? Pomyślałam przez chwilę, ale szybko wyrzuciłam to pytanie z głowy, bo odpowiedź nie jest wcale miła.
Weszłam do sypialni, która została zostawiona w spokoju. Wszystko wyglądało tak, jak zanim wyszłam z jednym wyjątkiem. Na łóżku leżała jakaś kartka. Podeszłam do niego i wzięłam kartkę do ręki. Zganiłam sama siebie w myślach za drżące ręce i mój strach, kiedy przeczytałam te kilka prostych słów.
Niedługo znowu się spotkamy...
Sam napis nie przestraszył mnie jednak tak, jak to, co znajdowało się po drugiej stronie. Było to zdjęcie. Moje zdjęcie z czasu, kiedy byłam porwana rok temu.
Na tym zdjęciu leżałam na podłodze w tamtym pokoju, który był moją celą. Miałam podarte ubrania, a moje włosy wyglądały, jak gniazdo dla ptaków. Byłam cała brudna, a na moim ciele znajdowało się wiele ran, które krwawiły, i siniaków. Twarz miałam wykrzywioną w bólu i wyraźnie krzyczałam.
Upuściłam zdjęcie na podłogę i usiadłam ciężko na łóżku. Patrzyłam tępo przed siebie i próbowałam się uspokoić. To jest od Alfy. On chce mnie dorwać, ale za co? Czego on ode mnie chce? Co ja mu takiego zrobiłam? Przecież nawet nie wiem, kim on jest!
Materac koło mnie zapadł się i poczułam, jak Christina obejmuje mnie swoim ramieniem. Kompletnie zapomniałam o tym, że ona tu jest. Siedziałam tępo patrząc przed siebie, ale położyłam głowę na jej ramieniu. To jest takie inne... Zupełnie inaczej przytulał mnie Tobias. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. On sprawiał, że czułam się bezpieczna, nawet jeśli to było złudzenie.
-Weź kilka rzeczy. - powiedziała cicho Christina - Dzisiaj śpisz u mnie. Nie zostawię cię tu samej i nawet nie chcę słyszeć żadnych wymówek.
Nie chciałam się z nią nawet kłócić. Nie chciałam zostać sama w tym mieszkaniu przynajmniej na tę jedną noc. Jutro będę musiała tu wrócić i wszystko wysprzątać. Od kiedy jestem taką kluchą? Od kiedy przejmuję się takimi rzeczami? Odpowiedź jest prosta. Odkąd nie ma przy mnie Tobiasa...
Nie odpowiedziałam Christinie, tylko kiwnęłam lekko głową i wstałam z łóżka. Podeszłam do szafy, którą otworzyłam na oścież i wyjęłam z niej plecak, do którego spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, a mianowicie szczoteczkę, ubrania, bieliznę i najważniejsze... Bluzę Tobiasa. Zawszę jedną z jego bluz mam na sobie. Zdążyłam już się do tego przyzwyczaić. Według Christiny ma to coś wspólnego z tym, że chcę mieć chociaż złudzenie, że on przy mnie jest w taki, czy inny sposób. Chyba ma rację, bo nigdy się nie rozstaję z jego bluzami, a najbardziej z tą, którą tamtego dnia znalazłam na łóżku.
Wyszłam z mieszkania zamykając drzwi na klucz i ruszając do mieszkania Christiny. Razem z nią postanowiłyśmy zgłosić to Amarowi, kiedy będzie w Nieustraszoności. Jest jednym z pięciu przywódców, zastępców. Tajemniczy przywódca nadal się nie pojawił. Jednak Amar dostał od niego zadanie specjalne, przez co rzadko jest w Chicago. Ma on pilnować spraw w Agencji. Powiedział mi w zaufaniu, że sprawy tam nie wyglądają za dobrze. Nie chciał nic więcej powiedzieć, przez co nie wiem co miał na myśli mówiąc to. Jednak po jego minie mogłam wywnioskować, że nie blefuje, ani nie przesadza. Musi być naprawdę kiepsko, skoro od sześciu miesięcy w Chicago był jakieś pięć razy...
Doszłyśmy po jakichś pięciu minutach do mieszkania Christiny. Było ono urządzone nowocześnie, a zarazem w stylu Christiny. Od razu, jak się wchodzi trafiamy na otwartą przestrzeń. Kuchnia jest połączona z salonem, jak w moim mieszkaniu, tylko że u Christiny jest większy przepych. Szafki w kuchni są czarne z białymi uchwytami i namalowanymi białymi wzorkami. Wiem, że Christina sama je namalowała, kiedy postanowiła zmienić coś w swoim mieszkaniu. Muszę przyznać, że efekt jest bombowy zwłaszcza, że te wzorki, to głównie małe kwiatki. Na czarnych blatach w kuchni jest ustawiony ekspres do kawy, wbudowana kuchenka i zlew, a pod ścianą znajduje się lodówka.
Od salony kuchnię oddziela wyspa kuchenna, która oczywiście jest w stylu szafek kuchennych. Nad wyspą wisi nowoczesny żyrandol składająca się z czterech krzywo przytwierdzonych, białych kloszy. W salonie natomiast znajduje się wielka, czarna kanapa, na której są czerwone poduszki i kilka ubrań. Koło kanapy stoi stolik, na którym leżą czasopisma i kosmetyki Christiny. Na podłodze natomiast jest puchowy, czerwony dywan. Christina powiedziała, że chce mieć czerwony dywan, żeby nie zmieniać go co chwila, kiedy będzie po pijaku wylewać na niego wino...
Na ścianie wisi kilka półek, które są zawalone różnymi bibelotami w stylu Christiny. Pod tymi półkami stoi mała szafka, na której ma postawioną wierzę, gdzie puszcza muzykę w jej stylu, czyli mocnego rocka. Na przeciwko na ścianie wisi kilka zdjęć. Na mniejszych zdjęciach widać różne obrazy Chicago. Jedne przedstawiają je ze zjazdu tyrolką, które sama robiła, inne przedstawia pola Serdeczności, jeszcze inne przedstawiają Prawość, Altruizm i Erudycję. Na większych zdjęciach jesteśmy my. Ja, Christina, Zeke, Shauna, Uriah, rodzice Christiny i jej siostra i... Tobias.
Jedno zdjęcie najbardziej przykuło moją uwagę. Siedzimy wszyscy razem przy stole i się śmiejemy. Jesteśmy tacy szczęśliwi, a Tobias patrzy tym swoim wzrokiem prosto na mnie i uśmiecha się. Ja odwzajemniam to samo spojrzenie, ale za to mam wytknięty na niego język. Pamiętam tamtą chwilę. Wtedy pocałowałam Tobiasa, żeby odwrócić jego uwagę i zabrać mu ostatni kawałek ciasta czekoladowego. Udało mi się. Tobias odsunął się ode mnie i patrzył mi prosto w oczy z szerokim uśmiechem, a ja pokazałam mu język. Wtedy zorientował się, że zabrałam mu ciasto. Patrzył na mnie z wyrzutem, a potem się zemścił. To była największa bitwa na jedzenie w dziejach Nieustraszoności, jak powiedział sam Amar. Przez dwa dni sprzątaliśmy stołówkę, ale nadal uważam, że było warto...
Odwróciłam się od tego zdjęcia i usiadłam na kanapie. Wspomnienia... Wspomnienia... Wspomnienia... One teraz są dla mnie wszystkim, ale każde rani. Jedne mniej, a inne bardziej. Niestety nie ma przy mnie jedynego człowieka, który umiałby coś z tym zrobić. Tylko on umiał w ułamku sekundy rozpoznać mój stan emocjonalny. Wiedział, że jedyne, czego potrzebuję do uspokojenia się, to jego ramiona. Nigdy nie nalegał na coś, czego nie chciałam zrobić, chyba że to było dla mojego dobra. Rozumiał mnie bez słów, a słowami umiał zdziałać wiele. Zawsze miał zaplanowane trzy kroki do przodu.
Schowałam twarz w dłonie i wciągnęłam głośno powietrze. Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć do dziesięciu. Czasami pomagało, ale nie zawsze. Najbardziej pomagał mi trening. Wszyscy dookoła mówili mi, że kiedyś się przez niego wykończę. Może mają rację, ale ja nie zwracam na to uwagi. Muszę coś robić, żeby nie myśleć za dużo. Jeżeli będę za dużo myślała, to znowu się załamię, a tego nie chcę. Chcę żyć i być szczęśliwą. Niestety jedyna osoba, przy której jestem najszczęśliwsza odeszła. Wiem jednak, że jeszcze się zobaczymy. Tak musi być.
-Napijesz się wina? - spytała Christina podchodząc do mnie z butelką czerwonego wina i dwoma kieliszkami.
-Czemu nie. - powiedziałam biorąc do ręki jeden kieliszek.
Christina postawiła swój kieliszek na stolik i otworzyła wino. Od razu nalała mi połowę kieliszka, którą wypiłam duszkiem. Gdyby jeszcze rok temu ktoś mi powiedział, że przez pół roku zaczęłabym pić, jak rasowa alkoholiczka, to bym nie uwierzyła i mu przywaliła. Teraz jest jednak inaczej. Nie piję, aż tak dużo. Nie jestem uzależniona, jednak piję częściej niż kiedyś. Kieliszek, może dwa to był mój limit, a teraz? Co najmniej butelka na dwie osoby. Dużo się zmieniło od tego czasu...
-Jak chcesz pomogę ci jutro posprzątać twoje mieszkanie. - zaczęła Christina z błyskiem w oku - Przy okazji zrobimy tam mały remoncik... - powiedziała, na co westchnęłam głośno.
Wiem, że ona się nie podda i będzie mi o tym mówiła, dopóki się nie zgodzę. Taka jest Christina. Zawsze stawia na swoim. To bardzo często jest męczące, a ja nie mam siły się z nią kłócić. Jestem taka słaba...
~~~
Otworzyłam leniwie oczy, kiedy poczułam, jak ktoś mnie szturcha w ramię. Nieprzytomnie rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że nie jestem w moim mieszkaniu. Przekręciłam głowę w bok i zauważyłam Christine, która klęczała przy kanapie i patrzyła na mnie uważnym wzrokiem. Wtedy poczułam ból w czaszce. Od razu się skrzywiłam, a Christina zaśmiała się cicho. Podała mi proszki przeciwbólowe i wodę, które od razu wzięłam. Jęknęłam przeciągle uświadamiając sobie, że za pół godziny zaczynam pracę z nowicjuszami.
-Muszę iść do pracy..? - spytałam chowając głowę pod poduszkę, na co Christina zaczęła się śmiać.
-Nie narzekaj, tylko ruszaj swoje cztery litery. - powiedziała wyrywając mi poduszkę - Masz pół godziny, zanim musisz obudzić nowicjuszy.
Jęknęłam przeciągle i powoli wstałam z łóżka. Ignorując śmiech Christiny ruszyłam chwiejnymi nogami do łazienki, gdzie od razu wzięłam zimny prysznic, który szybko mnie obudził i orzeźwił. Poprawił mi nawet samopoczucie po kacu, ale gdy tylko pomyślałam, że czeka mnie dziesięciokilometrowy bieg z nowicjuszami nie chciałam wychodzić z łazienki. Musiałam się jednak pośpieszyć. Nie jednokrotnie Christina wbijała mi do łazienki, kiedy za długo się myłam, albo się gdzieś śpieszyłyśmy. Nie chciałam, żeby zobaczyła mnie rozebraną do rosołu. To by było dziwne...
Po piętnastominutowym prysznicu wyszłam z łazienki już gotowa do funkcjonowania i, oczywiście, do znęcania się nad nowicjuszami. Poszłam w stronę kuchni, gdzie Christina już siedziała przy wyspie popijając kawę. Podeszłam do niej i wyjęłam z lodówki dwulitrową butelkę wody niegazowanej. Według Christiny na kaca najlepsza jest kawa, ale mi ona nie pomaga, tylko wzmacnia ból głowy. Dla mnie najlepsza jest woda.
Wypiłam całą wodę z butelki i usiadłam obok Christiny patrząc na nią uważnie. Ona ma zdecydowanie mocniejszą głowę ode mnie. Mimo, że upijam się po czterech kieliszkach wina, to i tak je piję, żeby chociaż na chwilę zapomnieć. Jednak nie chcę zapominać na zawsze. To byłoby jeszcze bardziej bolesne, niż pamiętać. Nie chciałabym zapomnieć tych wszystkich wspólnych chwil, które przeżyłam razem z Tobiasem. Nie mogłabym mu tego zrobić.
-Dzisiaj po pracy idziemy na zakupy, a potem zrobimy twój dom na błysk. - powiedziała Christina patrząc na mnie z ognikami w oczach.
Z niej byłaby świetna projektantka wnętrz. Od dawna interesuje się takimi sprawami i zawsze wymyśli coś oryginalnego, co spodoba się wszystkim. Jednak, według niej, nie nadaje się do studia tatuażu, bo nie jest wystarczająco kreatywna. Woli trzymać swój talent dla siebie, ale nie pokazywać go innym. Nigdy bym się po niej czegoś takiego nie spodziewała. W końcu to Christina zawsze była tą otwartą. To ona zawsze była w centrum uwagi i nigdy nie odchodziła od wyzwania.
-Pewnie. - powiedziałam ciesząc się, że nie będę musiała spędzić kolejnego dnia sama - A ty przypadkiem nie widzisz się dzisiaj z Henrym? - spytałam patrząc na nią podejrzliwie.
Dziewczyna posłała mi wymowne spojrzenie, na co ja się zaśmiałam. Henry to chłopak, z którym spotyka się Christina od jakiegoś miesiąca. Sama dziewczyna mówi, że to nie jest nic poważnego, ale ja widzę, jak on na nią patrzy. Henry jest wysokim mężczyzną starszym od Christiny o rok. Ma brązowe oczy i średnio zarysowaną szczękę. Sama postura chłopaka mówi, jak zresztą u wszystkich Nieustraszonych, że ma się czym pochwalić. Sam chłopak jest jednak typem wesołka, który wie gdzie zachować umiar. Jest jednak w nim ta jedna specyficzna różnica, która go odróżnia od wszystkich innych Nieustraszonych. Chłopak mianowicie jest rudy.
-Nie zmieniaj tematu Tris... - powiedziała zirytowana Christina patrząc zawzięcie na swój kubek z kawą, która chyba stałą się najważniejsza rzeczą na świecie w tej chwili dla brunetki - Powiedz mi lepiej, jak się czujesz?
-A jak mam się czuć? - spytałam krzywiąc się - Przecież nie stało się nic takiego strasznego. - powiedziałam, na co dziewczyna prychnęła.
-Nie próbuj zgrywać już takiego twardziela. - powiedziała patrząc na mnie uważnie - Dzisiaj podczas przerwy obiadowej pójdziemy do Zeke'go, niech sprawdzi monitoring. Może coś się nagrało.
-Raczej wątpię. - powiedziałam - Tam nie ma kamer. To okolica, gdzie mieszka mało ludzi. Nike\t się tym nie przejmuje. Poza tym nie mam zamiaru dać się zastraszyć. Nie będę znowu chodzić napinając mięśnie na każdy najdrobniejszy szelest. - powiedziałam uparcie.
-Ale musisz to zgłosić! - powiedziała zirytowana - To nie jest nic takiego. Ktoś włamał się do twojego mieszkania i je zdemolował. Poza tym jeszcze zostawił to zdjęcie... - powiedziała, na co spuściłam wzrok.
Nie wiedziałam, ze Christina widziała to zdjęcie. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek je widział. Nie chcę wracać wspomnieniami do tamtych chwil, kiedy każdego dnia się zastanawiałam, czy to dzisiaj mnie zabiją. Nie chcę znowu się bać tym bardziej, że nie ma przy mnie jedynej osoby, która sprawiłaby, że poczułabym się bezpieczna...
-Zgłoszę to do Ton'ego. - powiedziałam w końcu - Co ty na to?
Tony, to drugi z pięciu przywódców, zastępców. Jest starszy od nas o jakieś siedem lat, ale jednocześnie tylko z nim można się normalnie dogadać. Reszta przywódców to typy biurokratów, którzy są na tym stanowisku przez brak chętnych. Nikt za bardzo się nie kwapił na zostanie przywódcą Nieustraszonych. Nikt nie chce mieć takiego ciężaru na barkach. Na szczęście nimi wszystkimi przewodzi Amar, który ma największą władzę z nich wszystkich. To on najbardziej interesuje się sprawami frakcji i ich członkami. Tony natomiast jest jego prawą ręką.
-Zgoda. - powiedziała Christina i spojrzała na zegar, który stał na półce w salonie i omal nie wypluła kawy - Zaraz się spóźnimy! - powiedziała i zostawiając wszystko ruszyła biegiem w stronę wyjścia.
Poszłam za jej przykładem, ale po drodze zabrałam brzoskwinię, która leżała na wyspie kuchennej. Założyłam moje adidasy i wybiegłam z mieszkania nie czekając na Christinę, która musiała je zamknąć. Dziewczyna jednak szybko mnie dogoniła, a przez jej długie nogi miałam kłopot z nadążeniem za nią. Po trzech minutach byłam już przed sypialnią nowicjuszy do której weszłam, jak do siebie.
-Pobudka! - krzyknęłam na całe gardło, na co nowicjusze zerwali się z łóżek o mało z nich nie spadając - Za pięć minut macie być gotowi do treningu! - krzyknęłam po czym oparłam się plecami o ścianę i jedząc brzoskwinię obserwowałam nowicjuszy.
Miałam ciekawy widok. Naprawdę zabawnie było obserwować nowicjuszy, którzy prawie się przewracali biegając w tę i z powrotem po sypialni szukając jakichś rzeczy. W spokoju jadłam swoją brzoskwinię, kiedy podeszła do mnie jedna z nowicjuszek.
-Nie możesz dać nam trochę więcej czasu? - spytała patrząc na mnie błagalnymi oczami - Pięć minut to za mało na umycie się, zrobienie makijażu, ubranie się... - zaczęła wyliczać, na co ja wywróciłam oczami i spojrzałam na zegarek.
-Trzy minuty! - krzyknęłam - Kto nie zdąży będzie miał ze mną do czynienia! A tobie radzę, żebyś się ruszyła, bo kara za niesubordynację nie jest przyjemna. - dodałam ciszej, ale groźniej.
Dziewczyna spojrzała na mnie nie nienawistnym spojrzeniem i ruszyła wreszcie się ubierać. Wróciłam do jedzenia mojej brzoskwini zauważając, że już prawie wcale nie boli mnie głowa. Nie wiem, jakie tabletki dała mi Christina, ale dziękowałam jej w duchu. Do tego brzoskwinia była naprawdę soczysta i z przyjemnością się ją jadło. Niestety nic co piękne nie jest wieczne, a kiedy skończyłam jeść zerknęłam na zegarek uśmiechając się pod nosem.
-Czas minął! - krzyknęłam patrząc na zakłopotanych nowicjuszy, którzy nawet w połowie nie zdążyli się ubrać - Macie zamiar w takim stanie przebiec dziesięć kilometrów? - spytałam drwiąco.
Nowicjusze spojrzeli na mnie, jak na kosmitkę, po czym zaczęli dwa razy szybciej się ubierać. Naprawdę nie poznaję siebie. Nigdy bym nie pomyślała, ze zawód instruktora będzie dla mnie taką świetną zabawą. Kiedy widzę ich zakłopotane i przerażone miny przypomina mi się mój własny nowicjat. Sama kiedyś byłam taka zagubiona, ale nie przerażona. Nowicjat był dla mnie czasem, kiedy odkrywałam siebie. Odkrywałam to, kim jestem naprawdę. Nigdy tego nie zapomnę.
Po dwóch minutach nowicjusze, w końcu, byli w jako takim stanie na trening. Posłałam im krótkie polecenie, żeby biegli za mną i ruszyłam w stronę wyjścia z frakcji. Na zewnątrz było bardzo jasno. Mimo, że była dopiero szósta słońce było już wysoko na niebie. W tamtej chwili cieszyłam się, ze bluzę Tobiasa przewiązałam sobie na biodrach, zamiast jej zakładać. Chyba bym się w niej ugotowała!
Zaczęłam biec wcześniej wyznaczoną przez Amara trasą. Biegłam w stronę starej wiaty przystankowej. Kiedyś, według Christiny, był tam przystanek, gdzie zatrzymywał się pociąg. Teraz jest nieużywana z oczywistych względów. Zerkam w tył na nowicjuszy, którzy po, dopiero, kilometrze biegu dyszą, jakby przebiegli co najmniej sto kilometrów. Jakoś nie wierzę w to, co widzę. Jak oni chcą funkcjonować we frakcji, skoro tak szybko się męczą? Jednak w głowie nadal mam obrazy z mojego nowicjatu. Sama nie byłam lepsza od nich. Pierwszy bieg zawsze jest najtrudniejszy.
Zwolniłam trochę tempo i biegłam dalej zastanawiając się, czy jestem dobrym instruktorem. Nie jestem przypadkiem za ostra? A może za słaba? Jednak ciągle w tyle głowy słyszę ten głosik, który od jakiegoś czasu dobrze mi radzi. Chyba oszalałam...
Instruktor musi być ostry, ale jednocześnie musi mieć oczy dookoła głowy. Bądź po prostu sobą Tris, a na pewno ci się uda.
Wydaje mi się, że oszalałam, bo zawsze, kiedy tylko słyszę ten głosik, wydaje mi się, że to mówi Tobias... Jednak rady tego głosiku zawsze są sprawdzone. Kiedy się do nich stosuję jest dobrze. Nie wiem dlaczego, ale ufam głosikowi w mojej głowie. To chyba oznacza, że postradałam rozum. Jednak mam to gdzieś. Wszyscy już dawno spisali mnie na straty...
Po trzydziestu minutach dotarliśmy do wiaty przystankowej, gdzie zarządziłam piętnastominutową przerwę. Nowicjusze od razu padli na ziemię, jak nieżywi. Przeszukałam wzrokiem nowicjuszy, żeby znaleźć Ann. Dziewczyna, tak jak reszta, leżała na plecach ciężko oddychając. Miała całą czerwoną twarz, a na łokciach widziałam otarcia po skoku na dach. Jednak na jej twarzy cały czas był uśmiech. Podziwiałam ją za to. Nie każdy potrafi zawsze się uśmiechać. Ja tym bardziej.
-Oddychajcie przeponą. - poradziłam odwracając się do nich plecami.
Nie wiem czemu to powiedziałam. Chyba odezwała się moja altruistyczna natura. Nowicjusze dostosowali się d mojej rady, dzięki czemu nie słyszałam już za plecami odgłosów męki. Słyszałam tylko miarowe oddechy i czyjeś kroki. Ktoś położył mi rękę na ramieniu, więc się odwróciłam.
Zobaczyłam niższą ode mnie dziewczynę. Nawet nie wiedziałam, że da się być niższym ode mnie! Miała długie, kręcone, rude włosy i jasną karnację. Miała niebieskie oczy i kilka piegów na twarzy. Patrzyła na mnie bystrym spojrzeniem. Od razu poznałam, że to Lena. Dziewczyna z Erudycji.
-O co chodzi? - spytałam marszcząc brwi. Nie mam ochoty na rozmowy dodałam w myślach.
-Chciałam tylko podziękować. - powiedziała, na co przyjrzałam jej się uważniej, żeby zobaczyć, co ona kombinuje. To nie jest normalne wśród nowicjuszy. - Gdyby nie ty, to miasto by już nie istniało. - powiedziała, na co wywróciłam oczami i jeszcze bardziej zmarszczyłam brwi.
-Zostało pięć minut! - powiedziałam trochę głośniej ignorując słowa dziewczyny i odwróciłam się do nich plecami analizując słowa dziewczyny.
O co mogło jej chodzić? Nikt nigdy mi nie dziękował za coś takiego. Tym bardziej uważam to za dziwne. Nie powinno jej to interesować kim jestem, ani co zrobiłam. Od razu zaliczyłam dziewczynę do tych, która będzie chciała mi się podlizać. Jednak jest jedno ale. Ona pochodzi z Erudycji. Oni mają skłonność do kombinowania i planowania. Może przez podlizywanie się będzie chciała coś uzyskać? Jakieś informacje, albo specjalne traktowanie. Mogę ją specjalnie traktować. To oczywiste. Jednak w nie miły dla niej sposób.
Kiedy odwróciłam się do nowicjuszy zobaczyłam, że większość leżała na ziemi z zamkniętymi oczami, jakby spali. Wywróciłam oczami i krzyknęłam, żeby się zbierali, bo już wracamy. Usłyszałam pełen niezadowolenia jęk, ale nowicjusze w końcu zaczęli wstawać. Wolniejszym tempem zaczęłam biec z powrotem i zaczęłam myśleć o nowicjacie. To ode mnie zależy, czy nowicjusze będą dobrze wyszkoleni, czy będą ciapami. W takich chwilach mam ochotę zabić Amara, bo to on wrobił mnie w zawód instruktora...
-Zjedz coś wreszcie... - powiedziałam tracąc siły - Mama niedługo wróci, a do tego czasu, chyba nie chcesz być głodna. Prawda?
Lynn spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczkami i zaczęła płakać. Spanikowana zaczęłam się rozglądać za smoczkiem dziewczynki, który znalazłam w końcu w torbie, którą przyniosła mi Shauna. Dałam małej smoczek do ssania i zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem znalazłam się w tej sytuacji.
Kiedy Shauna przyszłam do mnie z wózkiem i torbą małej w ręce już wiedziałam, o co chciała mnie prosić. Do głowy wpadła mi jedna, jedyna myśl, którą chciałam wykorzystać. Jednak Shauna przewidując moje zamiary zaczęła mówić, że idzie na pierwszą od porodu randkę z Zekem, a Christina jest w pracy i nie ma z kim zostawić Lynn. Nie mogłam po prostu jej odmówić. Należało jej się trochę wolnego.
Takim sposobem zostałam z Lynn. Shauna wie, jak zagrać na mojej altruistycznej naturze, żeby uzyskać to, co chce. Na szczęście nie korzysta z tego często, a tylko w ekstremalnych warunkach.
Wzięłam Lynn na ręce i zaczęłam ją kołysać, żeby się uspokoiła. Wzięłam butelkę z mlekiem do ręki i usiadłam na kanapie. Zabrałam małej smoczek i zaczęłam ją karmić. Mała w końcu, ku mojej uciesze, zaczęła jeść. Uśmiechnęłam się do niej, kiedy mała spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi, prawie czarnymi oczkami.
Po kilku minutach, odkąd skończyłam ją karmić, Lynn zasnęła, więc położyłam ją w wózku. Ruszyłam w stronę kuchni, żeby wziąć sobie jabłko, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zwyzywałam w myślach tego, kto był po drugiej stronie drzwi. Jeśli obudzi Lynn, a mała zacznie płakać osobiście tą osobę zabiję, albo wykastruję. Idę zdenerwowana do drzwi, a kiedy je otworzyłam stanęłam, jak wryta z szeroko otwartymi oczami.
-Witaj Tris. - powiedział Amar - Mogę wejść?
Przesunęłam się robiąc mu miejsce, żeby mógł przejść. To jest naprawdę dziwne, że Amar przyszedł do mnie. Przecież miał być w Agencji i załatwiać te swoje ważne sprawy...
-Co tu robisz Amar? - spytałam wyraźnie zdziwiona.
-Mam dla ciebie wiadomość. - powiedział siadając na kanapie obok śpiącej Lynn.
-Jaką wiadomość? - spytałam podejrzliwie siadając na drugim krańcu kanapy.
-Przywódcy głosowali. Zostałaś instruktorem transferów. - powiedział spokojnie patrząc na mnie uważnie.
-Co? - spytałam nie dowierzając.
-Przywódcy uznali, że najlepiej się do tego nadajesz. Jesteś jednym z bohaterów Chicago, jedną z najdzielniejszych Nieustraszonych, a poza tym... - powiedział, ale po chwili przerwał, na co ja zmarszczyłam brwi.
-A poza tym co? - spytałam patrząc na niego uważnie.
-Martwimy się o ciebie Tris... - powiedział Amar spuszczając głowę - Ciągle pracujesz, wcale o siebie nie dbasz, ani o swoje zdrowie. Prawie nic nie jesz, a w swoim mieszkaniu jesteś tylko gościem. - skończył wyliczać - Po prostu się przepracowujesz. Musisz odpocząć. Praca instruktora nie jest tak wymagająca, jak twój obecny grafik.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jak ja instruktorem i to jeszcze z takiego powodu. Przecież ja tyle pracuję, żeby tylko nie myśleć. Myślenie w moim przypadku nie jest wskazane, a przez niego muszę myśleć. Zaśmiałam się krótko, nerwowo.
-Amar ty chyba sobie żartujesz. - powiedziałam lekko zdenerwowana - Przecież do nowicjatu został miesiąc!
-Tris... - zaczął spoglądając na mnie prosząco - To naprawdę dobrze ci zrobi. Ja muszę wracać do Agencji, a ty pomyśl nad tym. Jak będziesz miała jakieś pytania, to pytaj Tonego, albo Christine. - powiedział, po czym wstał - Naprawdę muszę już iść. Do zobaczenia...
Siedziałam w chwilowym amoku, kiedy Amar tak po prostu wyszedł zamykając głośno drzwi. Przez ten hałas obudziła się mała Lynn. No to świetnie...
Nim się obejrzałam byliśmy przed siedzibą. Wysłałam nowicjuszy do sypialni mówiąc im, że mają godzinę przerwy do treningu, a sama udałam się do swojego mieszkania na szybki prysznic. Starałam się nie patrzeć na zdemolowane mieszkanie i ruszyłam do sypialni, skąd wzięłam pierwsze, lepsze czyste ubrania. Wzięłam szybki, dziesięciominutowy prysznic i wyszłam z domu nie oglądając się na zniszczenia.
Na stołówce czekali już wszyscy. Zeke i Shauna przekomarzali się przy stole, a Lynn spała na ramionach Christiny, która rozmawiała zawzięcie z Uriahem. Ten natomiast rzucał winogronem w Zeke'go, który je łapał do buzi i zjadał. Wzięłam sobie dwie muffinki, kubek z herbatą i jabłko. Kiedy tylko podeszłam do stołu Christina uśmiechnęła się do mnie.
-Weź na chwilę Lynn. - powiedziała, kiedy usiadłam obok niej i dała mi małą - Ja muszę pokłócić się z Uriahem, a nie mogę tego zrobić z Lynn na rękach.
Wzięłam małą na ręce i spojrzałam na jej śpiącą buźkę. Była taka niewinna i spokojna. Pogrążona w śnie wygląda, jak aniołek. Niestety nie jest taka, jak się nią zajmuję. Chyba nie mam dobrej ręki do dzieci, chociaż chcę mieć własne.
-Jak ci idzie z nowicjuszami? - spytała Shauna przyglądając mi się uważnie.
-Trudno to ocenić po godzinie biegu. - powiedziałam biorąc do ręki muffinkę - Nowicjusze są... dziwni. Jedna nowicjuszka nawet mi "podziękowała" za uratowanie miasta... - powiedziałam wywracając oczami na wspomnienie tego.
-Uważaj na nią. - powiedziała Christina - To typ podlizywacza. Zrobi wszystko, żeby dostać to, czego chce.
-Christina ma rację. - powiedział Zeke - Teraz nie ma takiej spiny, jak kiedyś. Teraz nowicjusze będą mieli inne triki, żeby zbajerować instruktorów.
-A jakie mieli kiedyś? - spytałam ciekawa - Chodzi o bądź Nieustraszonym, albo zgiń? - spytałam przypominając sobie Petera.
-Dokładnie. - powiedziała Shauna patrząc na śpiącą w moich rękach Lynn - Mam do ciebie prośbę Tris...
-A ja mam sprawę do twojego męża. - powiedziałam przerywając jej - Ktoś wczoraj włamał się do mojego mieszkania i je zdemolował. Chcę wiedzieć, czy nagrało się coś na kamerach.
-Jak to ktoś się włamał do twojego mieszkania? - spytał Uriah, a uwaga wszystkich przy stole była skupiona na mojej osobie.
-Nie wiem, jak. - odpowiedziałam spokojnie - Ale chcę wiedzieć, kto to zrobił. Przez tego kogoś muszę kompletnie wyremontować salon i kuchnię...
-Oraz pomalować ściany i szafki, żeby zamalować te napisy... - dodała Christina patrząc na mnie ze współczuciem.
-Zrobię, co w mojej mocy. - powiedział Zeke, na co zaśmiałam się krótko.
-Mówisz, jak lekarz. - powiedziałam patrząc na niego, a on zrobił dumną minę - Więc Shauna... - dodałam zwracając się do dziewczyny - Nie mogę zająć się Lynn. Czeka mnie dzisiaj sporo pracy...
-Chociaż przez dwie godzinki. - powiedziała błagalnie patrząc mi w oczy - Przecież sypialnia nie została zdemolowana, z tego co mówiłaś. Możesz tam zostawić Lynn i zająć się resztą. Będziesz do niej zaglądać tylko od czasu do czasu...
Patrzyłam na Shaunę rozdarta. Ona potrzebuje trochę odpoczynku. Musi też myśleć o sobie, a przez Lynn czasami nie śpi po nocach. Te dwie godzinki może wykorzystać do odpoczynku. Nie mam serca jej odmówić, ale nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Mała może nie być bezpieczna u mnie w domu. Tym bardziej, że będzie tam trwał remont. Nie chcę, żeby jej się coś stało...
-Zgoda. - powiedziała Christina, na co zgromiłam ją wzrokiem - Damy radę Tris. - powiedziała pokrzepiająco - Poza tym Uriah nam pomoże...
-A to niby od kiedy? - spytał zdziwiony Uriah.
-Od teraz. - powiedzieli jednocześnie Zeke z Shauną.
-No dobrze! - powiedział w końcu pokonany chłopak - Ale robię to tylko i wyłącznie dla ciebie Tris. - powiedział puszczając mi oczko, na co ja wywróciłam oczami.
Resztę śniadania przegadaliśmy na luźne tematy. Shauna nabijała się z Zeke'go, który miał białe wąsy po kawie, a on nie wiedział, o co chodzi. Christina opowiadała, jak jej nowicjusze podczas biegu narzekali, że jest taki krótki, a Uriah rzucał winogronem w kubek kawy Zeke'go. J przez cały czas siedziałam z Lynn na rękach i jadłam swoje śniadanie. Od czasu do czasu włączałam się do rozmowy z resztą, ale nie za często. Moja cała uwaga byłą skupiona na małej. Nie wiem dlaczego, ale Shauna najczęściej zostawia ją ze mną. Nie wiem, co chce przez to osiągnąć, ale przez to zaczynam jeszcze bardziej tęsknić za Tobiasem. Nie mogę trzymając Lynn na rękach nie wyobrażać sobie, jak wyglądałyby nasze dzieci. To boli, ale kocham Lynn. Ta mała skradła moje serce już dawno temu. Nie mogę jej nienawidzić przez to, że przypomina mi o Tobiasie. To nie jej wina, poza tym strasznie ją kocham.
Jakieś dziesięć minut przed czasem weszłam do sali treningowej i zaczęłam przygotowywać wszystko do dzisiejszego treningu. Rozłożyłam na stole broń palną i noże. Nowicjusze powoli zaczęli się schodzić do sali, a ja kończyłam szykować broń na ich rewolucje.
-Niech każdy tu podejdzie i weźmie sobie jeden pistolet. - powiedziałam dając im miejsce, żeby mogli podejść do stołu - Na początek nauczę was odbezpieczania i zabezpieczania broni, a potem nauczę was strzelać. Wszystko, co będziecie robić będzie oceniane i zaliczane do końcowego rankingu. Czy to jasne? - spytałam spoglądając na nich uważnie.
Nowicjusze przytaknęli mało ochoczo i podeszli do stołu. Większość z nich prawie upuściła pistolet, kiedy wzięli go do ręki. Wytłumaczyłam im, jak się odbezpiecza i zabezpiecza broń, po czym kazałam im to ćwiczyć. Po jakiś dwudziestu minutach wszyscy opanowali sztukę odbezpieczania i zabezpieczania broni. Pokrótce wytłumaczyłam, jak się zmienia amunicję i dodałam, że to czym są naładowane ich pistolety, to tylko imitacja pocisku, co nie oznacza, że nie boli, jak się w kogoś tym strzeli. Co prawda to wynalazek Christiny. Nie chciała, żeby nowicjusze mieli dostęp do pistoletu z prawdziwą amunicją, więc wynalazła imitację pocisku. Jest, jak prawdziwy pocisk, ale nie przebija ludzkiej skóry, tylko się od niej odbija zostawiając czerwony ślad po uderzeniu. Wynalazła do tego tarczę dla tej amunicji, którą jako jedyną ta amunicja może przebić. Muszę przyznać, że dziewczyna jet genialna!
Podeszłam do jednego z sektorów do strzelania i pokazałam im w jakiej pozycji stać i jak strzelać. Nie dodałam im tego, czego uczył mnie Tobias. Nie chciałam, żeby oni znali ten sposób. Chyba jestem okropną egoistką...
Nowicjusze zaczęli strzelać, a ja podchodziłam osobno do każdego z nich i poprawiałam ich błędy, których było sporo. Niektórzy źle trzymali pistolet, inni mieli problem z wycelowaniem do tarczy. Brakowało im pewności siebie i wielogodzinnych ćwiczeń. Jednak po to tu są. To ja mam ich nauczyć tego wszystkiego. To ode mnie zależy, czy będą dobrze wyszkoleni, czy nie. Jak tylko zobaczę Amara, to urwę mu za karę jaja.
Po trzech godzinach strzelania zarządziłam pięciominutową przerwę, w czasie której schowałam broń, a noże ze stołu ułożyłam tak, żeby nowicjusze mogli je wziąć. Przez całą przerwę nowicjusze siedzieli na podłodze i rozmawiali ze sobą swobodnie, ale nie do końca, ponieważ byłam tu ja. Nie mogli się zachowywać swobodnie, kiedy w pobliżu jest ich instruktor. To by było dziwne... Nowicjusze podzielili się na dwie grupki, które siedziały daleko od siebie. Nawet, kiedy nie ma możliwości zostać bezfrakcyjnym nowicjusze zachowują się wobec siebie wrogo. To chyba się nigdy nie zmieni.
Po przerwie pokazałam im, jak rzuca się nożami. Kazałam im ćwiczyć, kiedy do sali wszedł uśmiechnięty Uriah. Odeszłam kawałek od nowicjuszy i posłałam chłopakowi pytające spojrzenie.
-Zeke mnie przysyła. - wytłumaczył spokojnie - Nie znalazł nic, ale zgłosił całą sprawę do Tony'ego. On ma się zająć tą sprawą, ale wątpi, czy coś odkryje. - powiedział, a uśmiech zszedł z jego twarzy.
Już miałam coś odpowiedzieć, kiedy poczułam ogromny ból. W tej samej chwili przed oczami pojawiła mi się czerń...
Rozdział jest naprawdę długi. Muszę przyznać, że najdłuższy, jaki kiedykolwiek pisałam.
Jak myślicie. Co się stało? Jakieś domysły? Spekulacja?
Chciałam was wszystkich przeprosić, jeżeli przypadkiem mam jakieś błędy w opowiadaniu lub mieszam czasy. Nigdy nie sprawdzam rozdziałów. Jak coś napiszę, to tak zostaje i koniec. Taka już jestem xdd.
Muszę wam powiedzieć, że podziwiam was za to, że chce wam się czytać moje wypociny i to niekiedy takie długie... Po prostu szacun!
Odwagi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top