29. Tożsamość Alfy

Dni powoli mijały, a ja mieszkałam u Davida od pięciu dni. Codziennie coraz bardziej byłam przekonana, że nie należę do tego miejsca. Ambra się starała, ale ja zawsze czułam opory związane z rozmawianiem z nią na temat mojego zaniku pamięci. Bo nic się nie polepszało.

Nadal nic nie pamiętam. Czasami mam tylko te sny. Sny, a w każdym z nich ten mężczyzna z tatuażem na plecach. W każdym z nich byłam, jakby duchem, a on w każdym z nich przepraszał swoją miłość.

Zawsze wtedy płakałam. Jakbym była z nim w jakiś sposób związana. Wydawało mi się, że co znam. Miałam ochotę go dotknąć, zetrzeć jego łzy... Coś mnie do niego ciągnęło, a ja tego nie rozumiałam.

Prawie nie rozmawiałam z Davidem. Nie wiem dlaczego, ale bałam się go. On na różne sposoby starał się do mnie zbliżyć, jednak ja go odpychałam.

Kiedy nie wiesz, komu ufać, ufaj intuicji. Tak w tym przypadku zrobiłam.

David nie przejmował się tym i próbował dalej. Wielokrotnie kupował mi jakieś prezenty, których nawet nie otwierałam. W taki sposób nie zaskarbi sobie mojej ufności.

Wielokrotnie szukałam w domu jakiejś samotni. Potrzebowałam chwili samotności, żeby w spokoju pomyśleć. W towarzystwie Ambry, czy Davida nie mogę tego zrobić. Oboje próbują wbić mi w głowę jakieś wydarzenia, osoby. Jednak ja tego nie pamiętam. I przez to na razie próbuję im nie wierzyć za bardzo.

Dopiero dzisiaj ją znalazłam. Udało mi się wejść na dach. Z niego widziałam wszystko dookoła i miałam spokój. Nikt nie będzie nawet próbował tu wejść. Dopytałam Ambry. David ma jakąś tam kontuzje, a ona boi się wysokości. To miejsce wydaje się niemal idealne.

Dzisiaj do Ambry przyszedł jej chłopak. Nie polubiłam go. Wydawał mi się typem podrywacza. Właśnie dlatego cały dzisiejszy dzień wolę przesiedzieć na dachu. Samotność jest czasem lekarstwem. U mnie to działa stuprocentowo.

Powróciło do mnie wspomnienie jednej twarzy. Wyglądało tak, jakbym patrzyła w lustro. Widziałam drobną blondynkę. Włosy miała do łopatek. Jej duże oczy były zmęczone, a skóra blada. Wyglądała bardzo znajomo. Jakbym ją znała. Jakbym ja nią była.

Ta myśl zupełnie wybiła mnie z równowagi. To raczej nie jest możliwe, żebym ja była tamtą dziewczyną. Przecież zupełnie inaczej wyglądam. To jest zupełnie bez sensu.

Wpatrzyłam się w piękne niebo nad głową. Był środek dnia, a niebo przystrajało kilka chmurek. Rozejrzałam się dookoła. Dzieci bawiły się w ogródkach, ludzie jeździli samochodami. Ktoś gotował w kuchniach...

Coraz bardziej mam wrażenie, że to miejsce nie jest moje. Nie pasuję tu. Nie czuję się tu swojsko. Czuję się, jakbym była w zupełnie nowym miejscu. Tak mówi moja intuicja. Czy teraz też powinnam posłuchać intuicji?

Wtedy przypomniało mi się to, co powiedziała do mnie pielęgniarka. Adres...

Spojrzałam na dom sąsiadów. Ktoś powoli zbiera się do odjazdu. W jednej chwili podjęłam decyzję. Powoli zeszłam z dachu i ruszyłam do sąsiada, który już stał przy aucie.

-Przepraszam! - krzyknęłam, na co facet się zatrzymał i spojrzał na mnie z uśmiechem - Mógłby mnie pan podwieźć do miasta?

-Wsiadaj kochaniutka.

Uśmiechnęłam się do niego niewymuszonym uśmiechem i wsiadłam do auta. Trochę mnie zdziwiło to, że ten facet tak od razu zgodził się mnie podwieźć. Jednak nie miałam zamiaru zmarnować tej okazji.

Przedstawiłam się facetowi, na co on zrobił zdziwioną minę. Potem zaczął się rozwodzić, jak to jestem podobna do Ambry. Mimo tego, że ze mną rozmawiał, to nie spuszczał oczu z drogi.

-A gdzie dokładnie Cię wysadzić kochaniutka?

Podałam adres i wyjaśniłam krótko, że straciłam pamięć, przez co nie znam miasta. Dowiedziałam się, że jest ono łatwe w obsłudze, oraz że mogę wrócić do domu autobusem, ale najpierw muszę kupić bilet. Nie miałam pieniędzy, na co facet, który miał na imię Drew, zaproponował, że mnie podwiezie z powrotem, bo wraca za trzy godziny.

Przez cały czas Drew rozmawiał ze mną, a ja mu odpowiadałam na pytania. Oczywiście przez jakiś czas wywodził się o tym, jaką to ja jestem biedna, ale w końcu się uspokoił.

Do miasta dojechaliśmy w dwadzieścia minut. Drew powiedział mi, żebym czekała na niego w tym miejscu za trzy godziny. Zgodziłam się bez większych oporów. Mężczyzna wysadził mnie dokładnie przed miejscem docelowym mojej wycieczki. Kiedy samochód odjechał ja rozejrzałam się dookoła.

Sklep jubilerski, o którym mówiła mi pielęgniarka był przede mną. Nie zastanawiałam się specjalnie nad jego wyglądem, tylko weszłam do środka. W wewnątrz jednak zatrzymała mnie elegancja sklepu. Wyglądał, jakby był jakiś ekskluzywny i bardzo drogi. Podeszłam do pierwszego wolnego stanowiska i zaczekałam na sprzedawcę.

Wszystkie pierścionki, naszyjniki, kolczyki i inne tego typu rzeczy wyglądały na bardzo drogie i były schowane za szybą. Wyglądały bardzo ładnie, ale jak na mój gust były za bardzo przepychowe. Tak samo, jak całe to miejsce.

-Dzień dobry. - powiedział sprzedawca podchodząc do mnie - W czym mogę pomóc?

-Chciałabym się czegoś dowiedzieć o tym pierścionku.

Pokazałam sprzedawcy pierścionek, a jemu oczy się zaświeciły. Poprosił, żebym dała mu pierścionek, co niechętnie uczyniłam. On natomiast wziął jakąś małą lupkę, albo inne urządzenie i przyjrzał się dokładnie kamieniom. Widziałam w jego oczach rosnący zachwyt.

-To niezwykle rzadki kamień. - zaczął - Jest bardzo dużo wart. A to barwione złoto...

Facet zachwycał się nad moim pierścionkiem, a ja miałam tylko jedno pytanie, które było dla mnie bardzo ważne. Chciałam wiedzieć, skąd pochodzi ten pierścionek.

-Może mi pan powiedzieć, skąd pochodzi ten pierścionek?

-Nie można go dostać w żadnym sklepie. - powiedział, co mnie trochę zbiło z tropu - Robią je tylko w jednym miejscu i to na specjalne zamówienie. 

-Co to za miejsce? - spytałam, a w moim wnętrzu rosła ekscytacja.

-Chicago. - odpowiedział mężczyzna nadal nie oddając mojego pierścionka - Jeżeli chciałaby pani go sprzedać bardzo chętnie...

-Nie jest na sprzedaż! - powiedziałam lekko uniesionym głosem, żeby sprzedawca to zrozumiał.

Mężczyzna niechętnie oddał mi pierścionek, a ja wyszłam z tego sklepu. Wiedziałam, że teraz czeka mnie, albo czekanie na Drew, albo znalezienie informacji na temat tego miasta. Wybór był prosty. Zapytałam pierwszego przechodnia, gdzie jest biblioteka.

Okazało się, że jest całkiem niedaleko. Kobieta dokładnie wytłumaczyła mi, gdzie mam iść i jak skręcić. Z jej wskazówkami i radami bezpiecznie i bezwypadkowo doszłam do dużego budynku, w którym była biblioteka.

Lekko oszołomiona wielkością budynku weszłam do niego. W środku było cicho, pomimo wielu ludzi, którzy czytali jakieś książki, lub robili inne rzeczy. Doszłam do stanowiska bibliotekarki i poprosiłam o książki dotyczące Chicago. Kobieta zrobiła zdziwioną minę, ale po krótkiej chwili wahania poszła do półek. Ruszyłam za nią, czego kobieta prawdopodobnie się spodziewała. Mijaliśmy kolejne półki zapełnione książkami, a mi coraz bardziej wydawało się to niewiarygodne, że tyle ich tu jest.

To miejsce na pewno spodobałoby się Calebowi. Książki to jego żywioł... - pomyślałam.

Zatrzymałam się na chwilę rozglądając dookoła. Ta myśl... Pojawiła się tak nagle. Kim jest Caleb? Dlaczego tak myślałam? Co oznaczała moja myśl?

Jednak już nic takiego nie wleciało mi do głowy. Ruszyłam szybkim truchtem, żeby dogonić bibliotekarkę, która właśnie sięgała jakąś książkę. Wyglądała na całkiem nową, a okładka pokazywała panoramę miasta.

Podziękowałam i ruszyłam w drogę powrotną z bibliotekarką. Usiadłam na pierwszym wolnym miejscu i zaczęłam czytać, a bardziej kartkować książkę. To było dziwne uczucie, ponieważ co tylko przeczytałam wydawało mi się znajome i mój umysł od razu dostawał zakończenie.

Była to książka o historii miasta od rozpoczęcia eksperymentu. Znałam bardziej wersję mieszczan tamtego miasta. Dopiero w nowoczesnej historii zobaczyłam coś, co mnie bardzo zdziwiło. Zobaczyłam zdjęcie mężczyzny z moich snów. Co więcej była tam też kobieta z mojego wspomnienia. Oboje stali ramię w ramię z pistoletami.

Zdjęcie było podpisane. To byli Tobias "Cztery" Eaton i Beatris "Tris" Prior. Ich historię przestudiowałam ze szczególną uwagą. Oboje byli bohaterami miasta, którzy je uratowali przed wyczyszczeniem pamięci. Dziewczyna zginęła podczas buntu w Agencji. Została zastrzelona przez jej dyrektora Davida. Było też zamieszczone zdjęcie Davida. 

To mnie zdziwiło najbardziej. Jego zdjęcie. Wydawało mi się bardzo znajome, a nawet budziło we mnie lęk. Jednak coś innego mnie najbardziej przeraziło. David był bardzo podobny do Davida. Tego samego, u którego mieszkam...

Do mojej głowy wpadło kolejne wspomnienie. Był to tylko urywek. Siedziałam na dnie jakiejś przepaści, a obok mnie mężczyzna z moich snów. Chwilę rozmawialiśmy, ale słowa do mnie nie docierały. Po chwili się pocałowaliśmy. Wtedy wspomnienie się urywa. Jednak pamiętam jeszcze ten delikatny dotyk warg mężczyzny. Jak muśnięcie skrzydeł motyla. To było piękne.

Zaczęłam czytać dalej i jeszcze dokładniej. Chciałam wiedzieć, jak najwięcej. Te moje wspomnienia... Pobudziły moją ciekawość. A najbardziej ten cały Cztery...

Czas mijał nieubłaganie. Musiałam w końcu wyjść z biblioteki, ale byłam pewna, że tam wrócę. Musiałam się dowiedzieć, jak najwięcej...

Drew czekał na mnie w tym samym miejscu, gdzie się rozdzieliliśmy. Przywitał mnie uśmiechem i zaczął mnie zagadywać. Polubiłam go. Był miły i przyjazny, a poza tym potrafił się ze mną porozumieć. Umiał ze mną normalnie rozmawiać nie patrząc na mnie litościwym spojrzeniem. Ambra cały czas się nade mną litowała, a David mnie przerażał.

Rozmowa z Drew była chwilą odprężenia. Nie musiałam się niczym przejmować, ani uważać na słówka. Jednak nie czułam się dostatecznie bezpiecznie. To nie było to samo.

Dojechaliśmy pod dom Drew w dwadzieścia minut. Podziękowałam za pomoc i ruszyłam do domu, w którym mieszkam. Od progu zaatakowała mnie Ambra. Dziewczyna rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła. Zaskoczona nie oddałam gestu. Jednak jej to nie przeszkadzało.

-Gdzie ty byłaś!? - krzyknęła mi do ucha, na co się skrzywiłam.

-Możesz nie krzyczeć? Byłaś zajęta swoim chłopakiem, więc zrobiłam sobie wycieczkę po okolicy.

Wzruszyłam ramionami i weszłam do środka kompletnie ignorując Ambrę. Dziewczyna jednak dopadła mnie w pokoju i zaczęła zadawać pytania. Nie odpowiadałam na jej pytania. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Chciałam usnąć, ale Ambra miała inne plany. Usiadła na moim łóżku i dalej gadała. Jednak ja kompletnie ją zignorowałam i w końcu usnęłam...

~~~

Obudził mnie ból brzucha. Skuliłam się i złapałam za bolący brzuch. Wiedziałam, że to nic nie da, ale to był odruch. Nawet nie otwierałam oczu. Byłam skupiona na, jakby walce. W pewnym momencie po prostu zwymiotowałam. Nawet nie wiedziałam gdzie. Kiedy to zrobiłam poczułam się dużo lepiej.

Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że nie jestem w pokoju z Ambrą. Byłam w jakichś obcych czterech ścianach. Było zimno i ciemno. Nie wiedziałam, co się dzieje. Nic nie wiedziałam. Zauważyłam jednak różnicę. Byłam ubrana w kompletnie coś innego, niż kiedy szłam spać. Zaczęłam machać ściany, aż natrafiłam na włącznik światła.

Światło oślepiło mnie na moment, więc zmrużyłam oczy. Kiedy się do niego przyzwyczaiłam rozejrzałam się dookoła. Ściany były szare, a podłoga z cementu. Wyglądało to tak, jakbym była w jakiejś piwnicy. W pomieszczeniu był brudny materac, lustro i jakiś stołek.

Spojrzałam na siebie. Byłam ubrana w krótką, czerwoną sukienkę. Jednak nie wyglądałam już tak, jak wcześniej. Widziałam w lustrze, że byłam teraz blondynką. Tą samą, którą widziałam we wspomnieniu.

W tym samym czasie do pomieszczenia ktoś wszedł. Miał na sobie maskę, a w ręce trzymał kamerę, którą postawił na stołku. Patrzyłam na niego, ale nic nie zrobiłam. Facet podszedł w końcu do mnie i rzucił mnie na materac.

Zaczęłam się wierzgać i walczyć, ale mężczyzna był silniejszy. Usiadł na mnie okrakiem i zaczął mnie bić. Wszędzie.

Chyba najgorsze w tym wszystkim było to, że wtedy wróciła mi pamięć. Nie przejmowałam się już tym, że Alfa mnie bije. Przejmowałam się potokiem wspomnień, jaki mnie zalał. Nie kontrolowałam tego.

W jednej chwili uświadomiłam sobie, że jestem zupełnie sama. Tobias mnie nienawidzi. Poza tym zostawiłam u niego obrączkę. Co gorsza ja nadal go kocham. Alfa pastwił się nade mną, a ja się tym nie przejmowałam.

Alfa zaczął się śmiać. Przeraźliwie i okropnie. Potem posadził mnie pod ścianą przodem do kamery i zaczął mówić.

-To nie jest kara dla niej, tylko dla ciebie. Jutro będzie ostatni film. Będzie transmitowany na żywo. - mówił powoli - Moim szefem jest ktoś, kogo bardzo dobrze znasz. Cała nasza trójka ma do ciebie problem. Ale ja mam również do niej. Dlatego robię dwie pieczenie na jednym ogniu. To kara Cztery.

Wtedy Alfa ponownie zwrócił się do mnie. Ponownie zaczął mnie bić. Tym razem cały czas po głowie i brzuchu. Kiedy do mojej głowy wpadło wspomnienie jego twarzy zrobiłam chyba najgłupszą rzecz w moim życiu. Powiedziałam do kamery, kim jest Alfa.

Wtedy on wpadł w furię. Następne co widziałam to ciemność oraz przeogromny ból.

Kim jest Alfa? Kto już się domyślił?

Napiszcie, co myślicie o rozdziale. Jestem bardzo ciekawa waszych opinii na ten temat!

I uwaga! Oprócz tego rozdziału zostały 2 rozdziały i Epilog!

Jeżeli uważacie, że rozdział na to zasłużył, to zostawcie gwiazdkę lub komentarz.

Odwagi!

PS Przepraszam, że tak późno, ale jestem na wakacjach i trochę nie mam czasu na Wattpada.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top