26. Nowe życie Tris
Moja głowa!
To jedyna myśl, jaka przyszła mi do głowy. Kolejna myśl była bardziej przerażająca.
Kim ja jestem?
Powoli otworzyłam oczy, które od razu zamknęłam pod wpływem bardzo ostrego światła. Białe światło raziło moje gałki oczne, przez co ból w głowie się pogłębił. Spróbowałam jeszcze raz otworzyć oczy. Tym razem ich nie zamknęłam, tylko zmrużyłam. Kiedy przyzwyczaiłam się do światła zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu.
Byłam w jakimś białym pokoju, w którym znajdowały się jeszcze inne łóżka. Podłoga była wyłożona kafelkami, a ludzie przechodzący obok byli ubrani na biało. Wiedziałam, że byłam w szpitalu, ale nie wiedziałam, dlaczego.
Powoli i z akompaniamentem mojego głośnego syku usiadłam na szpitalnym łóżku. Nikt się mną nie przejął, co postanowiłam wykorzystać. Sięgnęłam do ramy łóżka, gdzie była lrzyczepiona karta pacjenta, którą zaczęłam czytać.
Imię i nazwisko: Sharni Walken
Wiek: 16 lat
Powód wizyty: Rana głowy
Diagnoza: Z głową wszystko w porządku. Pacjentka obroniła 1,5 miesięczne dziecko. Powikłania po poronieniu. Pacjentka może mieć trudności z zajściem w ciążę.
Czytam tą kartę po raz dziesiąty, a jej treść do mnie nie dociera. Poroniłam. Miałam z kimś dziecko. Ja tego nie pamiętam! Nawet nie wiem, z kim uprawiałam seks!
Rzuciłam przed siebie kartę o schowałam głowę w kolanach, które podkurczyłam. Wokół mnie powstał mały raban, ale mało mnie to obchodziło. Ja nic nie pamiętam. Straciłam pamięć!
Ktoś dotknął mnie w ramię, na co podskoczyłam przestraszona. Spojrzałam na tego człowieka starając się na obojętny wzrok, co mi się nawet udało. Stał przede mną facet, około pięćdziesiątki. Był łysy, a na nosie miał okulary. Patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem, jakby chciał mnie przewiercić na wylot.
-Jak się pani czuje panno Walken? - spytał głębokim barytonem.
-A jak mam się czuć? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie - Nic nie pamiętam!
Lekarz zmarszczył brwi, które łączyły się w jedną i przyjrzał się dokładniej moim wynikom, co i rusz spoglądając na mnie. Miałam ochotę przewrócić oczami na ten widok.
-Przed salą czeka panienki rodzina. Chce się panienka z nimi zobaczyć?
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego, jak na kompletnego idiotę. Jaka rodzina? Dlaczego ja ich nie pamiętam?
-Dlaczego ja nic nie pamiętam? - spytałam starając się, aby mój głos nie zdradzał moich emocji.
-Przywieziono tu panią wczoraj z raną głowy. Nie wiemy, jak ona powstała. Zrobiliśmy również badania krwi. Wykryto w niej, jakąś niezidentyfikowaną substancję. Wiemy, że to nie były narkotyki, ani nic takiego.
-Czy ta substancja mogła spowodować utratę pamięci?
-Być może...
W tej samej chwili podeszła do mnie jedna z pielęgniarek i podała mi kubeczek z wodą. Do tej chwili nie czułam, jak bardzo byłam spragniona. Wypiłam wodę jednym duszkiem i poprawiłam się na łóżku. Nadal patrzyłam na lekarza, który traktował mnie, jak ciekawy obiekt badań, a nie, jak człowieka.
-Kiedy będę mogła wyjść?
-Za dwa dni.
Lekarz popatrzył na mnie jeszcze chwilę i odszedł do innego pacjenta. Siedziałam na łóżku, a mój wzrok chłonął wszystko, co działo się dookoła mnie. Pielęgniarki się krzątały po całej sali, a lekarz, który ze mną rozmawiał wyszedł po chwili z sali.
Zaczęłam gorączkowo przeszukiwać pamięć w poszukiwaniu jakiegokolwiek wspomnienia. Wystarczyłby mi chociaż skrawek. Jakaś twarz. Imię. Cokolwiek...
Z mojego oka poleciała pojedyńcza łza. Szybko ją starałam, żeby nikt nie widział mojej słabości.
Nie wiedziałam dużo o sobie, ale jedno zauważyłam. Nie lubię okazywać słabości...
Muszę na nowo nauczyć się siebie. Przecież ja nawet nie wiem, jak wyglądam!
Patrzyłam przed siebie, ale nie widziałam nic. Przed oczami miałam pustkę, która odzwierciedlała to, co miałam w głowie. Miałam ochotę krzyczeć, jak wariatka.
Rozejrzałam się przytomnie po pomieszczeniu i przy okazji omiotłam siebie wzrokiem. Miałam na sobie szpitalne ubranie. Chciałam zobaczyć coś jeszcze, np. jakie mam włosy, ale wtedy usłyszałam, jak ktoś wymawia moje imię.
-Sharni! - ktoś radośnie krzyknął moje imię.
Spojrzałam na dziewczynę, która radośnie wbiegła do sali. Była to niewysoka brunetka o brązowych oczach. Miała pełne kształty i lekko opaloną skórę. Jej długie włosy były lekko zakręcone na końcach. Dziewczyna była radosna i uśmiechnięta. Wydawała się być szczerze zadowolona z tego, że mnie widzi.
Przyglądałam jej się z nie skrywanym zaciekawieniem. Dziewczyna natomiast podeszła do mnie i zarzuciła mi ręce za szyję przytulając mocno.
-Jak dobrze, że wreszcie się obudziłaś!
Zmarszczyłam brwi i odsunęłam dziewczynę od siebie. Brunetka była zdziwiona moim zachowaniem, a w jej oczach widziałam smutek.
-Przepraszam, ale kim jesteś? - spytałam.
Dziewczyna była bardzo zdziwiona moimi słowami. Patrzyła na mnie niedowierzającym wzrokiem.
-Jak to? - spytała jąkając się - Jestem Ambra. Twoja siostra bliźniaczka...
Spojrzałam na nią marszcząc brwi. To, że nic nie pamiętam nie oznacza, że jestem głupia. Nie mogę nikomu zaufać, kiedy nie mam dowodów.
-Możesz mi to jakoś udowodnić?
Ambra popatrzyła na mnie smutno. Sprawiłam jej tym ból, czego nie chciałam, ale nie mogłam inaczej. Muszę mieć pewność.
-Spójrz w lustro. Wyglądamy tak samo. - powiedziała po prostu.
Ponownie tego dnia zmarszczyłam brwi. Mam spojrzeć w lustro? Przecież nawet nie wiem, jak wyglądam! I co to ma być, za dowód? O co w tym chodzi?
-Nie mam lustra. - powiedziałam tylko.
Wolałam przy tej dziewczynie mało mówić. Ona zachowuje się tak, jakby mnie bardzo dobrze znała, ale ja nie mam pojęcia, kim jestem! Kiedy nie wiesz, komu możesz ufać, to ufasz sobie.
Dziewczyna podała mi małe lusterko, w którym się przejrzałam. Pierwszym, co mnie uderzyło, były oczy. Było w nich całe moje życie, chociaż nie mogłam go zobaczyć. Jednak były one zmęczone, jakby dużo widziały, a jeszcze więcej przeżyły. Dopiero potem zauważyłam podobieństwo do Ambry. Obie miałyśmy długie, brązowe włosy. Obie miałyśmy pełne usta i ten sam kształt nosa. Obie miałyśmy ten sam odcień skóry.
Oddałam dziewczynie lustro i westchnęłam głęboko.
-Słuchaj. - zaczęłam spokojnie - Ja nic nie pamiętam. Nie wiem, kim jesteś, ani kim ja jestem. Nie wiem, gdzie jestem. Nic nie wiem.
Wtedy przejrzałam się dokładniej ubiorów dziewczyny. Miała na sobie niebieskie jeansy z dziurami na kolanach i czerwone trampki z jakimś logiem. Miała na sobie również kolorową bluzkę z jakimś napisem, a na to skórzaną, czarną kurtkę. Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to pytanie: Dlaczego ona jest tak ubrana?
Nie wiem dlaczego, ale spodziewałam się, że będzie ubrana... sama nie wiem, jak. Po prostu inaczej. To wszystko... jest inne. Powinnam przynajmniej czuć się swojsko. Jednak czuje się obco. Dlaczego tak jest?
W mojej głowie znajdowało się tysiąc pytań, a na żadne nie miałam odpowiedzi. Postanowiłam wybadać sprawę od dziewczyny. Nie wiem dlaczego, ale powoli zaczynam jej ufać. Moja intuicja mówi, że ona jest po mojej stronie. Jednak, czy mogę zaufać mojej intuicji?
-Możesz mi trochę pomóc poukładać bałagan w mojej głowie? - spytałam obojętnie.
-Zgoda. - odpowiedziała bez wahania.
-Na początek powiedz mi, jakie to miasto?
-Milwaukee.
Zmarszczyłam brwi, bo nic mi to nie mówiło. Jednak nie chciałam się poddawać i zadawałam masę kolejnych pytań. Niektóre były dziwne, ale mało mnie to obchodziło. Chciałam wiedzieć, jak najwięcej. Pytałam, a Ambra cierpliwie odpowiadała na wszystkie pytania. Na niektóre się śmiała, a na inne marszczyła brwi, ale wszystko, co chciałam wiedzieć to mówiła. Czasami miałam wrażenie, że ona czyta odpowiedzi z kartki. Jednak to wrażenie mijało.
Po godzinie zadawania pytań wiedziałam wystarczająco dużo, żeby być pewną jednego. Jestem w czarnej dupie. Nic z tego, co mówiła mi Ambra nie wydawało mi się znajome. Wszystko było dla mnie obce. Jednak nie mówiłam jej tego. Może to, że wyglądamy, jak dwie krople wody mnie do niej przekonało, ale to nie oznacza, że będę od razu ufała jej bezgranicznie.
Kiedy skończyłam z pytaniami do sali wszedł jakiś mężczyzna. Nie dało się ocenić, w jakim jest wieku. A może po prostu straciłam tą umiejętność? Miał ana sobie czarne ubrania, które mój umysł szybko zaakceptował, jako odpowiednie. Jego czarne włosy były ostrzyżone na krótko, a brązowe oczy świdrowały wszystko na wylot. Kiedy jego wzrok padł na mnie zobaczyłam w jego oczach błysk czegoś takiego, co przypominało triumf.
-Skarbie. Wreszcie się obudziłaś! - powiedział, a mi coś odebrało mowę.
Przyglądałam się mężczyźnie i nie mogłam go rozpoznać. Poza tym czułam do niego, jakiegoś rodzaju lęk. Bałam się go, a on zwraca się do mnie tak pieszczotliwie? Kim jest ten facet?
-Kim pan jest? - spytałam, kiedy ponownie mogłam panować nad swoim głosem.
Mężczyzna na twarzy wyglądał na zdziwionego moim pytaniem, ale zdradziły go oczy. Widziałam w nich ten blask triumfu. Był bezczelny, jakby się ze mnie naśmiewał. Już wtedy wiedziałam, że będę musiała uważać na tego faceta, chociażby dlatego, że nie budzi mojego zaufania.
-Jak to? - powiedział zdziwionym głosem, a ja uważnie go obserwowałam - Przecież jestem twoim ojcem.
Teraz, to ja byłam zdziwiona. On moim ojcem? Dlaczego ta informacja budzi we mnie takie dziwne uczucie? Jakbym miała się zaraz rozpłakać. Dlaczego nie mogę sobie tego przypomnieć? Dlaczego muszę nic nie pamiętać?
Nie odpowiedziałam facetowi, tylko wpatrzyłam się w sufit. Nie ufałam mu i nie zamierzałam mu ułatwiać sytuacji. Jednak coś mi mówiło, że Ambra jest inna. Nie wiem dlaczego, ale tak mi się wydawało.
-Skarbie. Rozmawiałem z lekarzem i możesz dzisiaj wyjść do domu. - powiedział spokojnie akcentując każde słowo.
-Przecież miałam zostać jeszcze 2 dni. - odpowiedziałam powoli i spokojnie.
-Ale nie będziemy cię tu trzymać nie potrzebie.
Na zewnątrz udawałam obojętną, ale w środku obmyślałam wszystko. Nie wiedziałam, dlaczego ta informacja mnie tak zmartwiła. Powinnam się cieszyć, że wracam z moją rodziną do domu. Jednak oni byli dla mnie kompletnie obcy. Poza tym ten mężczyzna przyprawiał mnie o ciarki. Spojrzałam na Ambre, jakbym szukała potwierdzenia, co do prawdziwości tych słów. Ona jednak wpatrywała się w podłogę.
Ambra spojrzała na mnie, jakby wyczuła, że się jej przyglądam. Widziałam w jej oczach szczerość. Brunetka po prostu usiadła na moim łóżku i mnie przytuliła. Zaskoczona nie oddałam gestu. Z mojej strony wyszło to drętwo. Jednak ani brunetka, ani ja się tym nie przejmowałyśmy.
Brunetka niemal błagała mnie wzrokiem, żebym poszła z nimi. Nie wiem dlaczego, ale to spojrzenie podziałało na mnie pobudzająco. Poza tym, jeżeli będę blisko niego, to będę miała to na oku. Chyba nie mogę być, aż taka słaba, żeby nie umieć się bronić. Prawda?
Kiedy Ambra mnie puściła zgodziłam się pójść z nimi. Pewna myśl zaświtała mi w głowie, ale nie miałam najmniejszego zamiaru robić tego przy nich. A przynajmniej przy nim.
Ambra z moim ojcem poszli po wypis, a ja wstałam z łóżka. Odpięłam wszystkie kafelki, które były do mnie przyczepione i ruszyłam do dyżurki pielęgniarek.
-Co ty tu robisz dziecko? - spytała jakaś sympatyczna pielęgniarka.
-Podobno mam stąd wyjść. Chciałam się dowiedzieć, czy kiedy mnie tu przywieziono miałam jakieś rzeczy przy sobie? - zapytałam z nadzieją.
Pielęgniarka popatrzyła na mnie uważnie, po czym wstała i podeszła do jednej z wielkich szaf, które tam stały.
-Jak się nazywasz?
-Sharni Walken. Podobno...
Ostatnie słowo powiedziałam, jakby do siebie, ale pielęgniarka to usłyszała. Wyciągnęła jakieś pudełko i podała mi je. Jednocześnie wskazała mi na krzesło obok zachęcając tym samym do rozmowy.
-Jak to podobno dziecko? - zapytała szczerze zaciekawiona.
-Straciłam pamięć.
Nie słuchałam więcej tego, co pielęgniarka do mnie mówiła. Chyba zrozumiała, że potrzebuję chwilę dla siebie. Zaczęłam przeglądać ubrania, w jakich mnie przywieziono. Czarna, dopasowana bluzka i czarne spodnie, oraz adidasy. Wszystko czarne i na swój sposób znane. Swojskie. W pudełku była jeszcze jedna rzecz. Czarna męska bluza. Jednak, kiedy ją wyciągałam coś upadło na ziemię. Przejrzałam się dokładniej znalezisku.
Był to pierścionek przewieszony przez sznurek. Wzięłam go delikatnie na ręce i przyjrzałam mu się. Był piękny, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. W środku był napis.
Będę przy tobie mimo wszystko. T&T
Dwa T. Czy to na pewno mój pierścionek? Czy to oznacza, że ta dwójka mnie okłamała? Te słowa były, jak miód na moje serce. Czyli, że ktoś mnie kocha? Ktoś na mnie czeka? Muszę się tego dowiedzieć.
-Piękny pierścionek. - powiedziała pielęgniarka - Ale jest jakiś taki inny.
-Jak to inny? - spytałam zdziwiona.
-Nigdzie nie widziałam pierścionka z czarnym kamieniem...
Przyjrzałam się dokładniej pierścionkowi. Miał on piękny niebieski kolor, a czasami zdawało mi się, że jest zrobiony ze stali. Czarny klejnot zdobił główną część pierścionka, a na obrączce były również mniejsze kryształy o tym samym kolorze. Ten pierścionek wydawał mi się tak ważny, że zapragnęłam mieć go zawsze przy sobie, a najlepiej blisko serca.
-Wie pani może, gdzie znajdę kogoś, kto powie mi, skąd pochodzi ten kamień?
Pielęgniarka pomyślała przez chwilę, po czym podała mi adres. Skorzystałam z jej propozycji i przebrałam się w dyżurze. Czułam się właściwie, ale nie na miejscu. Nie wiem nawet, jak to wytłumaczyć. Po prostu czułam się dziwnie.
Ambra i ojciec czekali na mnie przed salą z wypisem. Dałam się porwać ramionom Ambry i jej gadaninie. Wiedziałam już, że oboje mnie okłamali. Jednak to nie oznacza, ze przestałam ufać Ambrze. Moja intuicja zabraniała zrobić czegoś takiego. A ja postanowiłam jej zaufać...
Yeap!
Myślałam, że mi się nie uda tego napisać. Jednak jest.
Rozdziały będą głównie z perspektywy Tris, ale co jakiś czas dorzucę perspektywę Tobiasa.
Nie będę się rozpisywać, bo mi się nie chce, a godzina nie zachęca do długiego pisania ( jest 23:24 ).
Odwagi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top