25. Pół-Epilog
Nowicjat, jak szybko się zaczął, tak szybko się skończył. Nie wiedziałam, czy mam się z tego powodu cieszyć, czy przeciwnie.
Podczas pierwszego etapu nowicjatu odpadły Juliette i Penny. Dziewczyna nie była z tego powodu zadowolona. Na początek się wściekła. Potem płakała. Następnego dnia miałam u Dereka nieciekawą niespodziankę. Okazało się, że Juliette oskarżyła mnie o faworyzowanie nowicjuszy. Poza tym powiedziała, że się na nią uwzięłam i znęcałam się nad nią. Nikt jej w te bzdury nie uwierzył, ale dla świętego spokoju zostałyśmy przepuszczone przez serum prawdy. Wtedy dziewczyna wszystko powiedziała. To był koniec tej sprawy.
Po drugim etapie odpadli Mia i Tom. Z nimi nie było żadnego problemu. Nowicjat za to przebiegł bardzo ciekawie. Okazało się, że czterech nowicjuszy z całego nowicjatu to niezgodni. Nowicjusze reagowali różnie na serum. Niektórzy chodzili zbici przez cały dzień, a inni w ogóle nie chodzili. Całkiem często musieliśmy interweniować, żeby nie doszli do tragedii. Tobias powiedział, że często tak bywa, ale nowicjusze to ukrywają. U mnie w nowicjacie też tak było.
Po trzecim etapie odpadli Mela i Max. Najmniej lęków miała Lena. Dziewczyna całkiem dobrze sobie poradziła. Ten etap dla nowicjuszy był najtrudniejszy. Przez to, co zrobił Amar wiedzieli, jakie mają lęki, ale bali się realizmu tych lęków. Ostatecznie poszło im całkiem dobrze.
Następnego dnia była tabela. Najlepszy był nowicjusz od Christiny. Drugi za to był Mark, a po nim Rick.
Ci, co odpadli nie zostali bezfrakcyjnymi, chyba że tego chcieli. Oni wrócili do swoich dawnych frakcji. Tak postanowił Amar dwa lata temu. Ten system dobrze działa i wiem, że zostanie, dopóki nie zdejmą systemu frakcyjnego.
Amar nadal siedzi w Agencji, ale zapowiedział, że wróci w ciągu najbliższych 3 miesięcy.
Gorzej jest z Ann. Dziewczyna została brutalnie pobita przez Josh'a. Chłopak nie poniósł żadnej kary. Nie wiem, jak mu się to udało. Za to Ann... nie wywinęła się. Zmarła trzy dni temu. Jej matka była załamana. Chyba nigdy nie widziałam nikogo, kto by tak płakał. Ona nie była zdolna zrobić nawet kroku. Przez miesiąc czatowała przy łóżku córki, żeby potem patrzeć, jak umiera...
Przez ten cały czas Amel mieszkała u nas w mieszkaniu. Czułam się winna tej sytuacji. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to wszystko moja wina. Nawet Tobias nie mógł mi pomóc. On również czuł się winny. Widziałam to w jego oczach...
Między mną, a Tobiasem układało się różnie. Czasami wcale nie rozmawialiśmy, czasami rozmawialiśmy całą nic, a innym razem byliśmy szczęśliwi. Nie wiedzieliśmy, dlaczego tak się dzieje. Chyba każde z nas miało jakiś problem, którego nie mogliśmy rozwiązać, a nie chcieliśmy się z tym dzielić.
Dzisiaj jest jeden z tych milczących dni. Cały czas w głowie miałam Ann. Czy mogłam zrobić coś więcej? Coś, co by sprawiło, że Ann by żyła?
Myślałam również o Tobiasie. Nie chcę tak żyć. To się mija z celem. Przecież ja go kocham. A jednak odsuwamy się od siebie. I jest w tym sporo mojej winy.
Po tym gwałcie... Udaję, że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę nic nie jest dobrze. Od kilku dni mam mdłości i źle się czuję. Nie mówiłam tego Tobiasowi. Wolałam go nie denerwować.
Ale w tym tkwi problem. Nie mówimy sobie ważnych rzeczy. W ogóle nie rozmawiamy. Jesteśmy dla siebie lokatorami. Traktujemy się, jak powietrze, a to nie może skończyć się dobrze. Albo to przerwiemy, albo...
Ta myśl jest najgorsza ze wszystkich. Rozstaniemy się. Tobias był, jest moją pierwszą miłością. Szybko się pobraliśmy, ale czy to wszystko nie było za szybko? Moja miłość do niego jest prawdziwa, ale czy tak samo jest na odwrót?
Nie chcę się z nim rozstawać. Kocham go. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Dzisiaj wszystko musi się zmienić. Kiedy tylko Tobias wróci porozmawiam z nim. Nie pozwolę, żeby to, co razem przeżyliśmy trafiło do kosza. Za bardzo go kocham.
A może w tym jest problem? Przez ostatni rok żyliśmy z dala od siebie. Poza tym wiecznie ktoś nam przeszkadzał. Porwanie. Postrzał. Listy. Przyzwyczailiśmy się do życia w wiecznym zagrożeniu i teraz nie umiemy się przestawić.
Oddalamy się od siebie z każdym dniem, a to boli. Człowiek, który kiedyś znaczył dla ciebie wszystko teraz jest, jak duch. Nieosiągalny i niewidoczny.
Tobias wyszedł z mieszkania od razu, jak tylko wstał. Nie wiedziałam, o co mu chodziło, ale bolało mnie to. Każdy jego unik był, jak cios nożem w serce...
Siedziałam w kuchni i jadłam brzoskwinię, kiedy do mieszkania ktoś wpadł, jak burza. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Tobiasa, który aż kipiał ze złości.
-Co się stało Tobias? - spytałam zmartwiona.
-Ty się stałaś! - wykrzyczał mi to prosto w twarz - To wszystko twoja wina!
-O co ci chodzi? - spytałam zaskoczona jego zachowaniem.
-Jesteś zwykłą dziwką! - krzyknął, a ja poczułam, jak moje serce się rozpada - Jak ja mogłem być taki ślepy?
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. O co mu chodzi? Dlaczego tak do mnie mówi? Przecież nic mu nie zrobiłam!
-O co ci chodzi do cholery! - nie wytrzymałam i wydarłam się na niego.
-Nie podnoś na mnie głosu suko! - krzyknął - Jesteś nikim. Teraz to widzę. Nie wiem, po co się z tobą ożeniłem... Po co przyjąłem tą kulę, skoro tak naprawdę ciebie nie kocham! - krzyknął.
Patrzyłam na niego i nie wierzyłam własnym uszom. On naprawdę powiedział coś takiego? On naprawdę mnie nie kocha! On mnie nie chce... Jestem nikim...
-Głupia dziwka. Po co wracałaś? Kiedy wszyscy myśleli, że nie żyjesz było dużo lepiej! Jednak ty musiałaś wrócić i zrujnować mi życie!
Nie kontrolowałam już siebie. Z moich oczu płynął potok łez. Nie zatrzymywałam go. On mało mnie obchodził. Bardziej bolała dziura w mojej piersi, gdzie kiedyś było moje serce. Zamordowane przez Tobiasa. Nie mogłam patrzeć na nienawiść w jego oczach. To by jeszcze bardziej złamało moje serce. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego on mnie tak traktuje!
-Tobias... - zaczęłam, ale on mi bezceremonialnie przerwał.
-Zamknij się! Najlepiej będzie, jak się wyniesiesz. Nie chcę cię tu więcej widzieć! Wynoś się z mojego życia!
Nie wiem, dlaczego ale to zrobiłam. Nie mogłam już znieść tego, co do mnie mówi. Jednak zanim wyszłam zrobiłam rzecz, której nie wiem, czy będę żałowała, czy nie. Zdjęłam z palca obrączkę ślubną i położyłam z brzdękiem na blacie. Przy tym patrzyłam mu w oczy, a on tylko szyderczo się uśmiechał.
Wyszłam z mieszkania z głośnym trzaskiem drzwi. Chciałam, jak najszybciej wyjść z frakcji. Specjalnie wybrałam drogę, gdzie jest jak najmniej ludzi. Nie chciałam, żeby dużo ludzi widziało moją chwilę słabości.
Nie wiem, jak długo tak szłam. Nie wiem nawet, jak wyszłam z frakcji i jak znalazłam się w lesie Altruistów. Miałam kompletną pustkę w głowie. Jednak nadal słyszałam słowa Tobiasa kierowane do mnie.
Za każdym razem, kiedy słyszałam jego głos wypowiadający to wszystko... po prostu serce mi pękało. Byłam kompletnie rozbita.
Nie usłyszałam, jak ktoś do mnie podszedł. Nie usłyszałam nic, dopóki nie zostałam powalona na ziemię mocnym kopniakiem. Spojrzałam mętnym wzrokiem na mojego oprawcę, którym okazał się być Alfa.
Nie powiedział nic. Po prostu złapał mnie za kark i wstrzyknął jakieś serum. Próbowałam się poruszyć, ale nic to nie dawało. To było serum paraliżujące. Spojrzałam na niego, a z moich oczu przestały lecieć łzy. Była w nich nienawiść.
Alfa powoli związał moje ręce i nogi, a potem przerzucił sobie przez bark, jak worek ziemniaków. Zaniósł mnie do jakiegoś samochodu i położył z przodu na miejscu pasażera. Patrzyłam na Alfę i udało mi się wykrztusić kilka słów.
-Kim ty jesteś? - spytałam z trudem.
Alfa uśmiechnął się spod maski. Zaczął ją odpinać, a kiedy ukazała mi się jego twarz wszystko nagle nabrało sensu.
-Słodkich snów. - powiedział.
Ponownie przyłożył do mojej szyi strzykawkę. Nacisnął tłok i patrzył, jak powoli tracę świadomość...
Tam da ra dam!
Miałam robić jeszcze 3 część, ale za mało rozdziałów by wyszło. W takim razie dalsze rozdziału dodaję tu.
I tyle w temacie.
Odwagi!
PS Ponieważ ten rozdział jest okropnie krótki dzisiaj dodam jeszcze jeden. Pojawi się około 20 lub później, a jeżeli dzisiaj się nie uda, to jutro będzie. 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top