24. Pobicie
Poniedziałek nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Tak po prostu jednego dnia leżymy leniwie z Tobiasem na łóżku, a drugiego musimy iść do pracy.
Kiedy Derek przyszedł z tą propozycją wiedziałam, że nie mam wyjścia i muszę się zgodzić. Tobias przez ostatnie dni był nerwowy. Martwił się o mnie, przez co stał się nerwowy. Jednak nie mogę całe dnie siedzieć w domu. To mija się z celem.
Co noc budziły mnie koszmary. Zawsze były takie same. Realistyczne. Prawdziwe. W każdym z nich na koniec się dusiłam. Nie mogłam złapać tchu, a on śmiał mi się w twarz.
Jak się budziłam byłam w ramionach Tobiasa. Przytulał mnie mocno do siebie i szeptał do ucha, że jest przy mnie. On nawet nie wiedział, jak ważne były dla mnie te słowa. One nigdy nie kłamały. Gdyby powiedział, że wszystko będzie dobrze, albo inne tego typu kłamstwo, to po prostu bym się załamała. On jednak wiedział, co powiedzieć. On zawsze wiedział...
Tobias przez weekend nie odstępował mnie na krok. Zawsze był przy mnie. Wyjątkiem była niedziela, kiedy dziewczyny dorwały się do mnie. Skończyliśmy z butelką wina na kanapie. Narzekałyśmy na wszystko i dużo się śmiałyśmy. Wtedy Tobias miał pójść do Zeke'go i Uriaha. Kiedy wrócił do mieszkania miał pościerane do krwi kostki u dłoni (albo knykcie. Nie wiem, jak to nazwać). Wiedziałam, że się bił, ale nie powiedział z kim.
Leniwie leżałam na łóżku i patrzyłam na Tobiasa, który miota się po pokoju. Bawiło mnie jego zachowanie. Do pobudki nowicjuszy zostało pół godziny, a on już wariuje.
-Zamiast tak wariować mógłbyś teraz spać. - powiedziałam rozbawiona.
Tobias spojrzał na mnie roztargnionym wzrokiem. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Nawet ja nie panikowałam tak bardzo przed pierwszym dniem nowicjatu.
On podszedł do mnie i pochylił się nade mną. Czułam jego oddech na swoim policzku. Przez kilka sekund nie wiedziałam, co robić. Patrzyłam w oczy Tobiasa i powtarzałam sobie w myślach, że on nic mi nie zrobi.
Żeby odpędzić te wszystkie myśli z głowy wzięłam poduszkę i walnęłam go nią w głowę. Tobias spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Po chwili poduszka poleciała na mnie. Tak rozpętała się spora bitwa na poduszki.
Poduszki latały po całej sypialni. Cały czas się śmiałam. Tobias również się wyluzował. Uśmiechał się i ze swoją precyzją odrzucał poduszki.
Nie wiem, jak to się stało, ale skończyliśmy oboje na łóżku. Tobias leżał pode mną, a ja siedziałam na jego brzuchu. Uśmiechałam się do niego, a on uśmiechał się do mnie. Patrzyłam w jego oczy, w których widziałam radość i miłość.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę cię pocałować... - powiedział Tobias.
-No to, na co czekasz? - spytałam przygryzając wargę.
Tobias wahał się dokładnie sekundę. Potem jego wargi znalazły się na moich. Pocałunek był niczym muśnięcie skrzydeł motyla. Jednak ja chciałam więcej. Oddałam pocałunek, który od razu pogłębiłam. Tobias wahał się kilka sekund, ale w końcu oddał pocałunek.
Od tak dawna nie czułam dotyku jego warg na swoich, że musiałam zbadać jego zakamarki. Badałam swoimi ustami jego. Tobias położył swoje ciepłe dłonie na moich biodrach. Wzdrygnęłam się na ten dotyk, ale nie przestałam go całować.
Pocałunek był namiętny i spokojny. Pełen miłości i tęsknoty. Jednak nie przekraczaliśmy pewnej granicy. Oboje wiedzieliśmy, że nie jestem jeszcze gotowa na ten krok. Dlatego trzymaliśmy się tego, co mamy i cieszyliśmy się z tego.
Tobias odsunął się ode mnie i pocałował mnie w nos, na co ja się zaśmiałam. Spojrzałam na zegarek i gwałtownie wstałam z łóżka.
-Jesteśmy spóźnieni... - powiedziałam, na co Tobias się zaśmiał.
-Najwyżej przyśpieszymy trochę bieg, żeby nadrobić czas. - powiedział wzruszając ramionami.
Posłał mi rozbawione spojrzenie, na które pokazałam mu język. Tobias zwlekł się z łóżka, a ja pobiegłam do łazienki, żeby się przebrać.
Z mieszkania wyszliśmy dwadzieścia minut po szóstej. Tobias objął mnie w pasie, a ja nie protestowałam, tylko wtuliłam się w niego. Oboje zgodnie ustaliliśmy, że przy nowicjuszach nie możemy okazywać sobie czułości. Co nie oznacza, że nie mają wiedzieć, że Tobias ma żonę...
Obudziłam nowicjuszy tak, jak zawsze. Włączyłam alarm i bezceremonialnie weszłam do środka.
-Macie pięć minut! - powiedziałam, po czym podeszłam do ściany i wpatrzyłam się w przestrzeń.
Tobias nie wszedł ze mną. Ustaliliśmy, że on będzie czekał przed frakcją. Nie było w tym nic strategicznego. Po prostu chcieliśmy zobaczyć miny nowicjuszy. Tak dla zabawy.
Nowicjusze uwijali się w ekspresowym tempie. Kilkoro z nich posłało mi zaciekawione spojrzenia, ale je zignorowałam. Pilnowałam ich czasu co do minuty. Udało im się wyrobić w czasie.
Nowicjusze ustawili się w szeregu, po czym zostałam zawalona gradem pytań.
-Pojedynczo! - krzyknęłam, na co nowicjusze się uciszyli - Lena.
-Gdzie jest Bruno? - spytała.
Zmarszczyłam brwi wymyślając jakąś przekonującą wymówkę. Pomyślałam o tym, co działo się wcześniej i już wiedziałam, co powiedzieć.
-Bruno zrezygnował z nowicjatu. - powiedziałam spokojnym głosem - Jego stan zdrowia się pogorszył. Musiał znaleźć się w miejscu, gdzie mu pomogą.
Nowicjusze zamilkli, a kilku z nich spojrzało na mnie przeszywająco. Nowicjusze jednak nie powiedzieli nic, co znaczyło, że ich przekonałam. Następne pytanie zadał Josh.
-Czy możesz sobie robić wolne, kiedy tylko chcesz? Bo to kolejny dzień, kiedy masz nas gdzieś. - powiedział.
Patrzyłam mu w oczy. Josh szybko odwrócił wzrok. Strach spowodowany przez Amara widocznie się skończył. Ponownie miałam do czynienia z bandą rozwydrzonych smarkaczy.
-Odpowiedzi domyśl się sam. -powiedziałam.
Odpowiadałam kolejno na pytania nowicjuszy. Nie mogłam jednak pozwolić, żeby nowicjusze ominęli swój bieg. Po pięciu minutach wyszliśmy z sypialni i skierowaliśmy się na zewnątrz frakcji. Tam od razu zaczęliśmy biec. Po drodze dołączył do nas Tobias. Nowicjusze na jego widok zwolnili zaskoczeni.
-Co tak wolno? - krzyknął Tobias - Ruszcie się, bo kto nie nadąża ten nie je śniadania.
Zaśmiałam się cicho, na co Tobias tylko wzruszył ramionami. Jednak jego groźba podziałała na nowicjuszy. Wszyscy zaczęli szybciej biec.
Przez cały bieg nie rozmawiałam z Tobiasem. On dostosował tempo swojego biegu, żeby biec razem ze mną. Miałam za krótkie nogi, żeby nadążyć za jego biegiem.
Kiedy dobiegliśmy do starej wiaty przystankowej zarządziłam przerwę. Nowicjusze nie padli na ziemię, jak to zrobili pierwszego dnia. Oni tylko pochylili się do ziemi i oddychali głęboko. Stanęłam tyłem do nich i wpatrzyłam się w krajobraz miasta.
-Wygląda pięknie prawda? - spytał Tobias, który stanął obok mnie.
-Tak. Widzisz tamten budynek? - spytałam, na co Tobias przytaknął - Z dachu tego budynku najlepiej widać wschodzące słońce...
Spojrzałam na Tobiasa, który zrobił niezadowolony grymas na twarzy. Zaśmiałam się na ten widok. On za to spojrzał na mnie i po prostu pokazał mi język.
-To było bardzo dojrzałe...
Naszą wymianę zdań zakończyła Juliette, która poprosiła Tobiasa na słowo. On tylko posłał mi szybki uśmiech i odszedł z nią kilka kroków. Do mnie za to podeszła Lena razem z Carterem i resztą swojej paczki.
-O co chodzi? - spytałam spokojnie.
-Martwimy się o Bruna. - powiedziała Lena, na co ja zmarszczyłam brwi.
-A trochę dokładniej?
-Zrezygnował z nowicjatu, chociaż tydzień temu do niego dołączył. Poza tym nie pożegnał się z żadnym z nas. - powiedziała Mia przejętym głosem.
-Tak czasami bywa. - powiedziałam wzruszając ramionami.
-Przecież musisz coś wiedzieć...
Mela coś do mnie mówiła, ale ja nie byłam skupiona na jej słowach. Za ich plecami widziałam Tobiasa z Juliette. Dziewczyna ewidentnie się do niego kleiła, na co mimowolnie zacisnęłam ręce w pięści. Widziałam, że jest zdeterminowana i nie odpuści za szybko. Tobias tupał niecierpliwie nogą, jakby mu się śpieszyło. To mnie trochę uspokoiło, ale nie za bardzo. Nadal był problem w postaci Juliette, która nie próbowała odpuścić.
Nie to, że byłam zazdrosna. O to, to nie. Po prostu nie podobało mi się To, że ktoś się ślini na widok mojego męża. Na to nigdy nie pozwolę bezkarnie...
-Tris! - usłyszałam zaraz obok siebie.
Powróciłam wzrokiem na zebranych przede mną nowicjuszy. Zmarszczyłam brwi i rozluźniłam pięści. Paznokcie wbiły mi się w skórę, przez co miałam ranki na dłoniach.
-Hm? - spytałam nadal nie bardzo słuchając.
-Mówiliśmy o tym, że martwimy się o Bruna. - odpowiedział zdziwiony Mark.
-Niepotrzebnie. - wymksnęło mi się - To znaczy... To była decyzja Bruna. Nie spowiadał mi się, gdzie i kiedy się wybiera, więc nie wiem, gdzie jest. - wreszcie spojrzałam na nowicjuszy - Skoro chodzi o jego zdrowie, to musiał zrobić to, co zrobił.
Nowicjusze patrzyli na mnie dziwnie. Wywróciłam oczami na ich spojrzenia mówiące: Coś z nią jest nie tak...
Rozmawiałam z nowicjuszami jeszcze przez chwilę, po czym Carter powiedział, że musi porozmawiać z Ann. Meli, aż zaświeciły się oczy, kiedy tam poszedł. Dowiedziałam się od niej i Mii, że idzie im dobrze ze sprowadzaniem Ann na ich stronę.
W pewnym momencie poczułam zapach Tobiasa. W następnej chwili on stanął przy mnie i zaczął luźną rozmowę z nowicjuszami, chociaż zachowywał rezerwę. Nowicjusze jednak nie byli zachwyceni tym, że nie mogą się dowiedzieć niczego o Brunie, przez co szybko sobie poszli.
-Czego chciała Juliette? - spytałam, kiedy zostaliśmy sami.
Nie patrzyłam na Tobiasa, ale przed siebie. Nie chciałam, żeby myślał, że jestem zazdrosna, ale kompletnie nie wiedziałam, jak mam się zachować. Jedno było pewne. Miałam ochotę rozerwać Juliette gołymi rękami. Najlepiej na strzępy...
-Typowa gadka na: zrób wszystko, żebym została w Nieustraszoności, a zrobię co tylko chcesz... - powiedział, po czym głośno westchnął - Oni naprawdę myślą, że załatwią sobie nowicjat przez łóżko?
Tobias był lekko rozbawiony tą sytuacją, ale mi nie było do śmiechu. Tobias od razu to wyczuł, bo stanął przede mną i zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy.
-Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. - powiedział, na co mój oddech lekko przyśpieszył - Nie masz co być zazdrosną o kogokolwiek, kto nie jest tobą...
-Nie jestem zazdrosna... - powiedziałam naburmuszona, na co on się zaśmiał.
-Oczywiście... - powiedział rozbawiony chłopak, na co ja walnęłam go w rękę.
Spojrzałam na zegarek i posłałam Tobiasowi spojrzenie, które od razu zrozumiał. Zabraliśmy nowicjuszy z powrotem do bazy, przy czym narzuciliśmy spore tempo, żeby nowicjusze się trochę wysilili. Tobias wziął nawet pod uwagę to, że nie będę nadążać z moimi krótkimi nogami. Po połowie drogi wziął mnie na plecy i biegł z balastem. Powiedział, że dla niego to i tak niezłe ćwiczenie. Nie postawił mnie na ziemi, dopóki nie znaleźliśmy się przed stołówką.
Do obiadu trening szedł dobrze. Trenowaliśmy z nowicjuszami, jak nie dać się rozproszyć wrogowi. Nie podobało im się to, co było widać na pierwszy rzut oka. Jednak szło im całkiem dobrze. To nie znaczy, że w walce będą umieli wykorzystać te umiejętności. Wtedy człowiek ledwo myśli. Po prostu działa. Trzeba się wytrenować, żeby walczyć myśląc.
Po obiedzie razem z Tobiasem zaczęliśmy wyczytywać pary do walk. Pierwsza walczyła Ann z Josh'em.
Razem z Tobiasem uważnie patrzyliśmy na tą walkę. Josh był pewny siebie, a na jego ustach widziałam ten uśmiech godny psychopaty. Ann za to była niepewna.
-Wiesz, co mi to przypomina? - spytałam Tobiasa, kiedy zawodnicy wchodzili na matę.
-Twoją walkę z Peter'em. - odpowiedział od razu.
Miał rację. Przed moimi oczami widziałam te wydarzenia. Widziałam, jak układam, a potem tracę przytomność. Jak jestem okładana przez Petera. Eric przekreślił mnie tamtego dnia.
-Dlaczego mnie wtedy nie przekreśliłeś? - spytałam - Po tym, jak wyszedłeś...
-Wiedziałem, że się nie poddasz. Że ta walka będzie cie motywować. - odpowiedział bez zająknięcia.
-Jednak wyszedłeś. - powiedziałam cicho.
-Nie mogłem patrzeć na to, jak cierpisz. - pocałował mnie w czubek głowy - Jednak nigdy w ciebie nie zwątpiłem.
Nie odpowiedziałam, tylko dałam znak nowicjuszom, żeby zaczęli walczyć. Reszta była zajęta ćwiczeniami.
Josh pierwszy zaatakował Ann. Dziewczyna próbowała blokować jego ciosy, ale on był szybszy. Powalił Ann na ziemię ciosem w szczękę. Odwróciłam wzrok, bo nie mogłam na to patrzeć.
Tobias, jak zwykle mnie zrozumiał. Zasłonił mnie sobą i obserwował dalej walkę. Wiedziałam, że jeżeli zajdzie taka potrzeba, to on wstrzyma walkę. Ufała mu...
Kiedy wreszcie uspokoiłam swoje emocje wróciłam do oglądania pojedynku. Ann uderzyła Josha w brzuch. On się nie zasłonił. Dziewczyna ponownie próbowała go uderzyć, jednak Josh ją podciął. Dziewczyna mocno uderzyła głową w matę, a Josh usiadł na niej okrakiem i zaczął ją okładać pięściami po całym ciele.
-Koniec! - krzyknęłam, ale Josh nie zareagował.
Ann straciła już dawno przytomność. Josh jednak nie zważał na to. Uderzał wściekle i mocno. Głównie celował w głowę. Tobias podszedł do niego od tyłu i odciągnął od niej za ręce. Powalił bo na ziemię, a ja podeszłam do Ann. Dziewczyna wyglądała okropnie. Całą twarz miała we krwi, a jej klatka piersiowa ledwo co się poruszała.
- Ona musi trafić do szpitala. - powiedziałam do Tobiasa, który przykucnął obok mnie.
Tobias wziął ją delikatnie na ręce i wyszedł z sali. Odprowadzany był przez spojrzenia nowicjuszy i krzyk Josha, który potrafił rozwalić każdego.
Nie spodziewałam się takiego zakończenia, a wy?
Jak myślicie co będzie z Ann? Jak za to odpowie Josh? Czy w ogóle odpowie?
Do końca tej części został tylko Epilog alias ostatni rozdział.
Odwagi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top