21. Alfa
Ruszyłam w stronę drzwi i to był mój błąd.
Zostałam gwałtownie popchnięta na ścianę, co spowodowało, że całe powietrze uleciało mi z płuc. Nie mogłam złapać oddechu, a Cole to wykorzystał. Mężczyzna rzucił mnie na podłogę i usiadł na mnie, co sprawiło, że nie mogłam się ruszyć. Chciałam krzyczeć, ale Cole zakrył mi usta swoją dużą dłonią. Wtedy się zaczęło.
Cole zaczął mnie obmacywać. Dotykał mnie wszędzie, a do moich oczu napłynęły łzy. Nie kontrolowałam kompletnie swojego ciała. Próbowałam się wyrywać, ale nic to nie dawało. Cole wsadził swoją dłoń pod moją bluzkę i zaczął obmacywać moje piersi. Bawił się sutkami co i rusz ściskając całe moje piersi. Z moich ust wydobył się szloch, który wcale go nie przejął.
Cole nie poprzestawał tylko na piersiach. Zjechał swoją dłonią niżej w miejsce załączenia moich nóg. Wsadził swoją dłoń w moje spodnie, które ze mnie całe zdjął. Przy okazji rozerwał też bluzkę. Byłam przed nim w samej bieliźnie, co wyraźnie mu się podobało. Złapał moje intymne miejsce w swoją dłoń i zaczął się nim bawić. Jednocześnie przyssał się do moich piersi.
Nie mogłam przestać płakać. To było okropne uczucie. Czułam do siebie wstręt, który powiększał się z każdym kolejnym jego dotykiem. Próbowałam go kopnąć lub chociaż odepchnąć, ale moje wysiłki szły na nic. Cole był ode mnie silniejszy, a dookoła nie miałam nic, czym mogłabym go uderzyć. Byłam skazana na porażkę.
Cole się nie śpieszył, co działało na moją niekorzyść. Jakby wiedział, że nikt nie przyjdzie do mnie z pomocą.
Udało mi się wyswobodzić jedną rękę, którą przejechałam po jego twarzy. Na jego policzku pojawiły się trzy rysy od moich paznokci. Wtedy Cole uderzył mnie z otwartej dłoni w policzek. Zaczęłam się jeszcze bardziej szarpać, ale Cole wiedział, co z tym zrobić. Uderzył mnie bardzo mocno w żebra, przez co przestałam się szamotać, a tylko walczyłam o oddech.
Cole zdjął z siebie spodnie razem z bokserkami, a potem również moje majtki. Wszedł we mnie, co spowodowało mój głośniejszy szloch. Nawet się już nie wyrywałam, bo i tak nie miałam szans. Cole gwałcił mnie w moim mieszkaniu, a ja nic nie mogłam z tym zrobić. Płakałam i szlochałam, a Cole wcale się tym nie przejmował. Zwiększał tempo, co doprowadziło mnie do histerii.
Wtedy Cole złapał swoimi dłońmi za moją szyję i zaczął ściskać. Rozpaczliwie walczyłam o powietrze, co go chyba podniecało, bo zaczął posapywać i pojękiwać pod nosem. Zaczęłam widzieć mroczki przed oczami, kiedy Cole we mnie skończył. Jednak nie przestawał trzymać mnie za szyję. Powoli odpływałam.
-Mówiłem, że następnym razem nie będziesz miała tyle szczęścia. - powiedział prosto do mojego ucha.
Potem tak po prostu wstał, podciągnął spodnie i wyszedł z mojego mieszkania.
Kiedy tylko puścił moją szyję zaczęłam łapczywie poszukiwać tlenu. Całe ciało mnie bolało. Czułam do siebie wstręt. Nie wiem ile tak leżałam, ale w końcu zdołałam się podnieść. Założyłam na siebie majtki i chwiejnym krokiem ruszyłam do łazienki. Po prostu miałam już to wszystko gdzieś. Nie obchodziło mnie nic.
Kiedy doszłam do łazienki po prostu opadłam na podłogę. Nie miałam siły na nic. Łzy spływały strumieniami po mojej twarzy. Nie słyszałam nic. Byłam, jak obłąkana. Nagle wszystko przestało się liczyć. Chciałam tylko spokoju. Takiego, jakiego mogłam zaznać tylko w jednym miejscu.
Mój wzrok padł na prostokątną rzecz, która może być moją zgubą lub ratunkiem. Chwyciłam żyletkę w swoją rękę i nie zastanawiałam się długo. Po prostu zaczęłam ciąć.
Nie usłyszałam, jak ktoś puka do drzwi. Nie słyszałam, jak ktoś krzyczy moje imię. Nie słyszałam nic.
Podskoczyłam w miejscu, kiedy ktoś mnie dotknął. Od razu uciekłam do przeciwległego rogu łazienki. Spojrzałam przestraszonym wzrokiem na osobę, która chciała zrobić mi krzywdę. Nie widziałam dokładnie przez łzy w moich oczach, ale byłam pewna, że to był Cole.
Zaczęłam się rozglądać dookoła. Gdzie jest moja żyletka? Gdzie ona jest? Spanikowana rozglądałam się za moim wybawieniem, które przepadło. Zaczęłam się rozglądać również za czymś, czym mogłabym się bronić, ale nic takiego nie widziałam. Byłam znowu zdana na siebie, a to znaczyło, że przegram tą walkę.
-Tris... - powiedział ktoś spokojnym, ale spanikowanym głosem.
Ponownie spojrzałam na tego człowieka. Nadal go nie widziałam. Jednak wydawało mi się, że skądś znam ten głos. I to wcale nie był głos Cole'a.
W tamtej chwili miałam wszystko po prostu gdzieś. Nie obchodziło mnie to, że ktoś zobaczy moją słabość. Nie obchodzi mnie to, że ktoś widzi mnie w samej bieliźnie. Nie obchodziło mnie kompletnie nic.
Wtedy poczułam ten zapach. Znany mi zapach. Nie podniosłam głowy. Bałam się, że on też zrobi mi krzywdę. Bałam się, że on mi coś zrobi. Jestem słaba. Nie powinnam żyć.
-Nic ci nie grozi Tris. - powiedział łagodnym głosem Tobias - Jestem tutaj...
Spojrzałam na niego załzawionym spojrzeniem. Zaczęłam dostrzegać szczegóły wyglądu Tobiasa. Jego włosy, zarost, szczęka, oczy. Te oczy, które patrzyły na mnie z troską, ale również były przestraszone. Widziałam w nich również złość. Ona chyba nie była skierowana na mnie, ale bałam się jej.
To było bezsensu. Tobias nigdy by mnie nie skrzywdził. On mnie kocha. Nie zrobiłby mi krzywdy.
Jednak, kiedy mnie dotknął ponownie podskoczyłam w miejscu. Chciałam uciec, ale nie miałam gdzie. Znowu byłam na przegranej pozycji. Znowu ktoś mnie skrzywdzi...
-Spójrz na mnie Tris... - powiedział spokojnym i opanowanym głosem, który mu drżał.
Spojrzałam na niego. Teraz już widziałam dokładnie. To był mój Tobias. Ten sam, którego pokochałam. Ten sam, który mnie kocha.
Kiedy ponownie mnie dotknął tylko lekko się wzdrygnęłam. Nie zrobiłam jednak niczego innego. Tobias powoli się do mnie przysunął, a ja nadal nie zrobiłam nic. W końcu Tobias wziął mnie na ręce i ostrożnie posadził na swoich kolanach. Sam usiadł na podłodze. Mocno mnie do siebie przyciągnął, a ja wtuliłam się w jego koszulkę i znowu zaczęłam płakać.
Znowu był to ten okropny szloch, który nie przypominał niczego, co ludzkie. Brzmiałam, jak dzikie zwierzę, ale nie przejmowałam się tym. Był przy mnie Tobias. I to się liczyło. Szeptał mi do ucha uspokajające słowa, a ja przywierałam coraz mocniej do jego klatki piersiowej. Usłyszałam, jak drzwi do łazienki się otwierają, na co przestraszona wtuliłam się w klatkę piersiową Tobiasa jeszcze mocniej. On coś powiedział do tej osoby, po czym drzwi ponownie się zamknęły.
Nie panowałam nad sobą. Zawsze starałam się to robić, ale tym razem nic nie wyszło. Byłam bezbronna. Byłam złamana. Byłam niczym.
-Odejdź. - powiedziałam w końcu, kiedy dotarła do mnie okrutna prawda.
-Nie odejdę. - powiedział twardo nadal trzymając mnie na kolanach.
-Nie chcę widzieć w twoich oczach tego obrzydzenia i nienawiści. - powiedziałam słabo - Po prostu odejdź i oszczędź mi tego widoku.
On nic nie powiedział, tylko przyciągnął mnie jeszcze mocniej do siebie. Nie mogłam powiedzieć, że mi się to nie podobało, ale nada czułam, że on mnie znienawidzi. Będzie czuł do mnie wstręt, obrzydzenie. Nie będzie chciał mnie znać. Będzie mnie nienawidził.
-Nic nie zmieni tego, co do ciebie czuję Tris. - powiedział spokojnie do mojego ucha, co spowodowało mój szloch - Nic nie zmieni tego, że cię kocham.
Odsunęłam się do niego i po prostu spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich troskę, złość i miłość. Tobias zjechał swoim spojrzeniem na resztę mojego ciała. Wiedziałam, co widział. Widział ślad uderzenia na moim policzku. Widział ślady duszenia na mojej szyi. Widział siniaka na moich żebrach. Widział wszystko. Jestem pewna, że domyślił się tego, co tutaj się stało, ale nic nie mówił. Byłam mu za to wdzięczna.
Tobias po prostu wziął mnie na ręce i postawił na ziemi. Szybko chwycił jakieś pierwsze ubrania, jakie były w łazience i je na mnie założył. Wyciągnął apteczkę i zaczął zajmować się moimi cięciami na nadgarstku. Przez ten cały czas nie powiedziałam ani słowa. Nawet na niego nie patrzyłam. Nie mogłam tego zrobić.
Kiedy Tobias skończył z moim nadgarstkiem zajął się moimi siniakami. Delikatnie wsmarował w nie jakąś maść. Nie czułam bólu. Tak naprawdę nie czułam nic. Byłam wyprana ze wszystkich uczuć.
Tobias ponownie wziął mnie na ręce i wyniósł z łazienki. Nie wiem, gdzie szedł, bo wtuliłam głowę w jego pierś. Po niecałej minucie Tobias położył mnie na czymś miękkim, co (jak sądziłam) było łóżkiem. On jednak nie odszedł. Był ze mną cały czas i na krok mnie nie odstępował. Był przy mnie i sprawiał, że czułam się bezpieczniej.
Nie chciałam nawet otwierać oczu. Za bardzo bałam się tego, co mogę zobaczył. Tobias jednak, jakby czuł to, co ja czuję. Przyciągnął mnie do siebie tak, że leżałam na nim. To, jak i również miarowe bicie jego serca i jego zapach, sprawiło, że usnęłam. W objęciach Tobiasa.
~~~
Kiedy się obudziłam byłam sama w sypialni. Przez głowę przeszło mi, że to wszystko to mógł być tylko zły sen. Jednak ból w całym ciele mówił coś innego. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na swoją sypialnię. Nic w niej się nie zmieniło. Wszystko było takie, jak dawniej. Nie mogłam jednak nie zauważyć, że pachniała Tobiasem. Jakby zupełnie niedawno był tu.
Westchnęłam zrezygnowana i wstałam z łóżka. Kręciło mi się w głowie, ale tylko przez chwilę, dzięki czemu mogłam bez przeszkód dalej iść. Wyszłam z sypialni i skierowałam się do łazienki. Weszłam do kabiny prysznicowej i puściłam zimną wodę. Zaczęłam trzeć całe swoje ciało, dopóki nie miałam pewności, że wyczyszczę z siebie jego dotyk.
Wyszłam z łazienki po czterdziestu minutach. Miałam na sobie koszulkę Tobiasa, która sięgała mi do pół uda. W sypialni nikogo nie było, więc poszłam do salonu. Szłam powoli i spokojnie. Jednak moje zmysły były wyostrzone. Nie mogłam pozwolić, żeby znowu ktoś mnie zaatakował. Nie mogłam do tego dopuścić.
Kiedy weszłam do salonu spojrzałam na zaskoczone twarze ludzi, którzy się tam znajdowali. Byli tam wszyscy. Christina, Uriah, Shauna, Zeke, Henry, Lynn i Tobias. Spojrzałam na twarze wszystkich zebranych. Wszyscy patrzyli na mnie z troską i współczuciem. Skrzywiłam się na to ostatnie uczucie. Podeszłam do jedynego człowieka w pokoju, który nie patrzył na mnie w taki sposób.
Tobias od razu przyjął mnie w swoje objęcia. Nie zwracałam za bardzo uwagi na resztę. Liczyła się głównie ta chwila.
-Co tu robicie? - spytałam, kiedy wreszcie odsunęłam się od Tobiasa i usiadłam na jego kolanach cały czas będąc obejmowaną przez jego ramiona.
-Jaja sobie robisz? - spytali jednocześnie Zeke i Uriah.
-Ktoś ponownie zaatakował cię w twoim mieszkaniu. - przypomniała Shauna, na co wywróciłam oczami.
-Kto to był? - spytała bez ogródek Christina.
Spojrzałam na Tobiasa, a ten po prostu mnie przytulił, co od razu dodało mi odwagi. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam mówić. Opowiedziałam wszystko. Kiedy doszłam do tamtego momentu... po prostu pokręciłam głową niezdolna mówić o tym. Tobias przez cały ten czas był przy mnie i mnie wspierał, chociaż nie mówił ani słowa. Czułam, jak jego mięśnie napinają się z każdym moim słowem. Wiedziałam, że jest zły. Pragnie zemsty. Tak samo, jak ja.
-Cole? - spytał Henry, który nie mógł w to uwierzyć - Na pewno to był Cole?
-Wiem, kogo widziałam. - powiedziałam pewnie.
-To nie mógł być Cole. - powiedział Zeke, na co zmarszczyłam brwi - Powiedziałaś, że zraniłaś go w policzek paznokciami. Widzieliśmy niedawno Cole'a. Przyszedł tu, kiedy powiedzieliśmy o tym, co się stało. Nie miał żadnego śladu po paznokciach.
Zmarszczyłam brwi i zaczęłam się zastanawiać, co to może oznaczać. Przecież wiem, co mu zrobiłam. Wiem, kogo widziałam. Nie mogłam się pomylić.
-Poza tym był bardzo zaskoczony widokiem Cztery. - dodał Henry.
-Nie wiem, jakim cudem, ale zaatakował mnie Cole. - powiedziałam.
-Albo ktoś, kto go udawał. - powiedziała Christina.
Wszyscy spojrzeliśmy na nią nic nie rozumiejąc. Jak ktoś mógł go udawać? Przecież to nie ma sensu. Albo... Kiedy mnie oświeciło Christina zaczęła mówić.
-Serum przemiany. - powiedziała - Wystarczy DNA i załatwione.
W pokoju zapadła cisza. Nikt się nie odzywał, bo każdy był zatopiony w swoich myślach. Myślałam o tym wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnie miesiące. O każdym liściku, ataku. Każdej wiadomości. Wtedy coś mi się przypomniało.
-Kiedy odchodził. - powiedziałam zwracając uwagę moich przyjaciół na mnie - Powiedział coś w stylu: Mówiłem, że następnym razem nie będziesz miała tyle szczęścia.
-O co mogło chodzić? - spytała Christina.
Poczułam, jak mięśnie Tobiasa się napinają. Wiedziałam, że on myśli to samo, co ja. Wiedział o co chodzi i nie był z tego powodu zadowolony. Powiedział do przyjaciół tylko jedno słowo, po którym zapadła cisza. Słowo, które zmieniło wszystko. Słowo, przez które powróciły niechciane wspomnienia. Tobias objął mnie jeszcze mocniej, po czym powiedział to jedno słowo, które zawisło w powietrzu.
-Alfa.
Rozdział!
Nie mam ochoty za dużo pisać, bo i po co? Wakacje są. Nikomu nie chce się całymi dniami siedzieć przed komputerem/telefonem i czytać bazgrołów jakiegoś idioty (czytaj mnie).
No więc tyle...
Odwagi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top