2. Ceremonia Wyboru
Patrzę na przemijający obraz za drzwiami wagonu i przypomina mi się tamta chwila. Od tego pechowego dnia minęło osiem miesięcy. Dzisiaj jest Ceremonia Wyboru, a ja jestem instruktorką.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starłam. Nie mogę pokazywać swoich słabości.
Przez ostatnie miesiące miałam głęboką depresję, z której wyciągnęła mnie głównie Christina z pomocą Uriaha, Shauny i Zeke'go. Przez dwa miesiące nie wychodziłam w ogóle z mieszkania. Przez pół roku nie powiedziałam ani słowa do nikogo. Dwa miesiące temu doszłam do siebie. Zaczęłam mówić, rozmawiać z innymi, a nawet się śmiać.
Jednak mam czasami takie dni, kiedy nie wychodzę z łóżka, tylko płacze. Ta strata nadal mnie boli, ale jakby mniej. Zastępuje ją nadzieja, że wszystko wróci do normy.
Tobias miał rację. On zawsze jest przy mnie. Czuję jego obecność w trudnych dla siebie chwilach. Żałuję jednak, że nie mogę się do niego przytulić, kiedy mam zły dzień. Tęsknię za nim...
-Wyskakujemy! - powiedziała Christina.
Ona jest instruktorem urodzonych w Nieustraszoności. Amar wyznaczył nas, żebyśmy przyprowadziły nowicjuszy, a on będzie wszystko nadzorował.
Nadal jestem na niego zła, za tą posadę. Jednocześnie cieszę się z tego, że jestem instruktorem. Dzięki temu będę wiedziała, co czuł Tobias.
Wyskakujemy z pociągu i kierujemy się do sali Ceremonii Wyboru. Przebiegliśmy całą drogę i wbiegliśmy po schodach na górę.
Od jakiegoś miesiąca zorientowałam się, że wysiłek fizyczny to coś, dzięki czemu zapominam o tęsknocie, więc trenuję jak najwięcej. Do tego pracuję przy płocie i dodatkowo przychodzę wozić jedzenie z Serdeczności do Nieustraszoności. Dzięki temu więcej zarabiam, co pozwala mi przeżyć.
Wszystko było prostsze, zanim Tobias...
Wyrzucam tą myśl z głowy. Nie mogę teraz o tym myśleć, bo się popłaczę. Muszę być silna i nie okazywać słabości.
W końcu dotarliśmy do sali, gdzie wskazaliśmy Nieustraszonym ich miejsce, gdzie poszli bez słowa. Ja i Christina stałyśmy jeszcze chwilę co i rusz witając się z mijającymi nas osobami. Jako bohaterowie Chicago jesteśmy bardzo znani.
-Sześć! - usłyszałam za sobą czyjś głos.
Razem z Christiną odwróciliśmy się w stronę skąd pochodził głos i ujrzałam wesołą Ann. Była ubrana w typowy strój Altruizmu, a kruczoczarne włosy miała związane w kok Altruistów. Koło niej szła jej mama Amel. Obie były uśmiechnięte, chociaż w oczach Amel widziałam ból.
Dziewczyna doszła do mnie i tak po prostu mnie przytuliła, a ja stałam, jak słup soli nie rozumiejąc, co się przed chwilą stało.
-Hej. - powiedziałam odsuwając się od dziewczyny - Co tu robicie?
-Dzisiaj wybieram frakcje. - powiedziała wesoło.
Już miałam się o coś zapytać, kiedy poczułam na swoimi ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam Jacka Kanga.
-Tris. - zaczął - W imieniu Prawości chciałem ci złożyć najszczersze...
-Nie kończ. - powiedziałam przerywając mu - Nienawidzę litości. - powiedziałam ostro, ale i smutno zarazem.
-Rozumiem. - powiedział - Jesteście instruktorkami w Nieustraszoności? - zmienił temat.
-Tak. - powiedziała Christina - Ktoś musi dać nowym popalić.
-Życzę wam powodzenia. - powiedział patrząc gdzieś za nas - Niestety, ale muszę już iść. Do zobaczenia. - powiedział i poszedł do jakiegoś Prawego.
-To prawa ręka przywódcy Prawości. Prawda? - spytała Ann, która przez całą naszą rozmowę nie odzywała się ani słowem.
-Sześć. - powiedziała Amel ignorując pytanie córki - Dlaczego wtedy zabrali ciebie z naszego domu? I dlaczego powiedzieli, że jesteś więźniem?
-Wzięliśmy Tris od was do jej domu. Przez kilka wytycznych nie mogła tam iść sama. - zaczęła wyjaśniać Christina - A powiedzieliśmy, że jest więźniem dla zabawy.
-Tris... - usłyszałam głos Johanny Reyes.
-My już pójdziemy. - powiedziała Amel - Do zobaczenia.
Dziewczyny odeszły, a do nas podeszła uśmiechnięta Johanna. Widzę ją raz na jakiś czas, kiedy pakuję żywność w Serdeczności. Dzisiaj jest ubrana w pomarańczową sukienkę do ziemi z rękawami do łokci i żółty żakiet. Swoje włosy zaczesała tak, żeby zasłaniały bliznę na policzku.
-Witaj Johanno!. - powiedziałyśmy równo.
-Jesteście w tym roku instruktorkami. Prawda? - spytała witając się z nami.
-Tak. - powiedziała wesoło Christina - Tylko Tris nie wierzy, że da sobie radę... - zaczęła mówić, za co oberwała ode mnie w żebra.
-Na pewno będziesz świetna. - powiedziała Johanna, ale ja nie odpowiedziałam.
Odkąd Amar mi powiedział, że to ja mam zostać instruktorem myślałam, że go ktoś walnął w głowę. Niestety lub stety mówił całkiem poważnie. Teraz jestem tu, a Amar, który przyjechał jakąś godzinę temu, szykuje się do przemówienia. W tym roku Ceremonię prowadzi Nieustraszoność.
Jednak moje przekonanie o tym, że będę dobrym instruktorem wynosi mniej niż zero. Jednak muszę spróbować, a Amar będzie nadzorował nowicjat, więc nie może być aż tak źle.
-Proszę wszystkich o uwagę! - powiedział Amar do mikrofonu.
Wszyscy poszli na swoje miejsca i zaczęli słuchać przemówienia Amara. Jak zawsze zaczął od historii miasta. Omówił dokładnie każdą frakcję i jakie są ważne w naszym mieście.
Dla mnie osobiście frakcje są rygorystycznym systemem, który jest na zasadzie dyktatury. Mamy ograniczone pole zachowań i musimy się dostosować do nich. Bez frakcji człowiek ma wolną wolę i może robić co chce i jak chce się zachowywać.
Dlatego wybrałam Nieustraszoność. Ona daje mi największą wolność z możliwych. W niej czuję się wolna i szczęśliwa. To jest mój dom...
Amar zaczął mówić o wojnie, a ja zaczęłam uważniej słuchać. Jestem bardzo ciekawa, czego uczą w szkołach na ten temat.
-Wojna, jak wszyscy dobrze wiemy, była straszliwa i zginęło w niej mnóstwo niewinnych osób. Jednak to dzięki wojnie wiemy, że Chicago było eksperymentem. Teraz frakcje powróciły, ale mamy wybór, którego kiedyś nie mieliśmy. - powiedział patrząc na zgromadzonych - Możemy zostać i żyć we frakcjach, albo wyjechać i żyć bez frakcji. O to walczyli nasi bohaterowie w wojnie. Walczyli o ten wybór, którego dokonujemy każdego dnia. Niektórzy z tych bohaterów polegli, a inni zmartwychwstali. Wszystko jest możliwe w tym mieście, a wy dzisiaj wkraczacie w pełnię jego życia. - powiedział kończąc - Nie będę was więcej zanudzał, bo nie o to chodzi. Podpisano Ezekiel Pedrad, który jest boski i... - nie dokończył, bo zauważył, co czyta, a ja i Christina śmiałyśmy się głośno na cichą salę - Przejdźmy do listy... - próbował wybrnąc posyłając nam nienawistne spojrzenie, na co śmiałyśmy się jeszcze głośniej - Thomas Zore. - zaczął czytać.
W tej chwili kompletnie się wyłączyłam. Słyszałam tylko wybuchy radości i łzy smutku, ale dochodziły do mnie, jak zza ściany, bo myślałam o słowach Amara.
Mamy wybór. Jednak nie zawsze tego wyboru możemy dokonać. Ja jestem tu uwięziona przez wspomnienia i nadzieję. Ja nie mogę wyjechać. Tu jest mój dom, ale moje serce jest gdzie indziej. Jest w miejscu dla mnie niedostępnym, ale jednocześnie na wyciągnięcie ręki.
Kolejni nowicjusze dołączali do różnych frakcji, a ja byłam myślami gdzieś daleko, gdzie nie ma nic, co znam. Jest tylko on, który czeka na mnie. Jednak ja nie mogę tam iść. Muszę zostać tutaj, przynajmniej na razie.
Ja wiem, że jeszcze się spotkamy. Nie wiem kiedy, ani jak, ale wiem, że to nastąpi. Musi tak być...
W końcu wszyscy nowicjusze wybrali frakcję, a Amar wygłosił krótką mowę końcową czytając wszystko z kartki.
-I na koniec chciałem wam życzyć odwagi i powodzenia w nowym, już dorosłym życiu. Podpisano Zeke, boski, Pedrad... - powiedział marszcząc brwi, na co ja i Christina tarzałyśmy się ze śmiechu.
-Brawo Amar! - powiedziała Christina - Jeszcze tylko dodaj to, że Zeke wygląda uroczo, jako jednorożec, a na pewno ktoś cię zostawi...
Nie wytrzymałam i zaczęłam się głośniej śmiać, a cała sala patrzyła na nas, jak na wariatów.
-Amar oddychaj, bo się udusisz... - powiedziałam widząc czerwonego na twarzy Amara.
-Dziękuję za uwagę i pamiętajcie, żeby znaleźć zawsze, jakiś powód do śmiechu. - powiedział śmiejąc się głośno - Nieustraszeni! Do Jamy!
Razem z Christiną zerwałyśmy się z miejsca i ruszyłyśmy w dół schodów. Urodzeni w Nieustraszoności zaczęli biec za nami, a transfery ruszyli niepewnie za nami.
Uśmiechałam się w duchu zbiegając po schodach. Amar ciekawie wybrnął z tej sytuacji. Nawet sam zaczął się śmiać. Muszę przyznać, że Zeke miał świetne poczucie humoru. Wrobił Amara idealnie i to dwa razy! Muszę przyznać jestem pełna podziwu.
Po kilku minutach biegu po schodach wybiegliśmy na zewnątrz budynku i ruszyliśmy w stronę torów. Chwilę później już tam byliśmy, a ja przyglądałam się transferom ze zmarszczonym czołem.
Wyglądali, jakby przebiegli maraton. Wszyscy byli spoceni, dyszeli głośno. Pokręciłam głową zamyślona. Jak oni mają zamiar wytrzymać cały nowicjat? Ciekawe, czy Tobias też tak o nas myślał...
Powróciłam myślami do teraźniejszości i spojrzałam w stronę torów szukając oznak pociągu, którego nie widziałam zza zakrętu. Podeszłam na tory i przyłożyłam ucho do nich. Wyczuwałam lekkie wibracje, które zwiastowały o nadjeżdżającym pociągu.
-Zaraz będzie. - powiedziałam odchodząc od torów i podchodząc do Christiny.
Po chwili zauważyłyśmy nadjeżdżający pociąg, więc odwróciłam się do nowicjuszy.
-Wskakujcie otwartych wagonów. - powiedziałam - Trzeci od początku jest dla nas... - powiedziałam wskazując na mnie i Christinę - a reszta dla was.
Nie powiedziałam nic więcej, tylko ruszyłam biegiem, kiedy słyszałam coraz głośniej odgłos jadącego pociągu. Kiedy przejeżdżał obok mnie chwyciłam za uchwyt odpowiedniego wagonu i do niego wskoczyłam. Christina po kilku sekundach znajdowała się obok mnie i zaczęłyśmy wyglądać, czy nowicjuszom udało się wskoczyć. Niezdarnie, ale wszystkim udało się wskoczyć.
-Zauważyłaś? - spytała Christina.
-Co? - spytałam niezbyt rozumiejąc.
-Ta dziewczyna z Altruizmu, z którą rozmawiałaś przeniosła się do nas. Będzie twoją nowicjuszką. - powiedziała Christina, na co ja otworzyłam szeroko oczy.
Nie odpowiedziałam nic, tylko otuliłam się szczelniej za dużą bluzą. Należała do Tobiasa... To ta sama bluza, którą znalazłam na łóżku tamtego dnia. Od tamtej pory się z nią nie rozstaję, a jak muszę ją uprać to zawsze zakładam inną rzecz należącą do Tobiasa. Zawsze mam na sobie coś jego.
Niestety zapach Tobiasa już się ulotnił. Zostały mi tylko wspomnienia jego, który nosił te rzeczy.
Nie wyrzuciłam niczego, co należało do Tobiasa. Nie mogłam tego zrobić, bo w moim umyśle ciągle ciągle tliła się jedna myśl, która w trakcie upływającego czasu gasła, ale nadal tam była. Była i będzie, bo nigdy nie zgaśnie.
-Tris! - z zamyślenia wyrwała mnie Christina, która pstrykała palcami przed moją twarzą - Znowu się zamyśliłaś. - powiedziała patrząc na mnie uważnie.
-O coś pytałaś? - spytałam patrząc na nią pewnie.
-Chciałam ci uświadomić, że zaraz będziemy... - powiedziała, a ja wyjrzałam przez drzwi stając w nich.
Miała rację. Już zbliżaliśmy się do dachu. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w szum wiatru. Delikatnie owiewał moją twarz, a mi przez głowę przeszła myśl, że jeden krok dzieli mnie od rozwiązania moich problemów...
Wyrzuciłam tą myśl z głowy otwierając oczy i biorąc głęboki wdech. Wpatrzyłam się w krajobraz, który był słoneczny. Promienie słońca pięknie wpadały na budynki, które odbijały od nich światło.
W końcu przejechaliśmy obok dachu, a kiedy znaleźliśmy się przy jego początkowej krawędzi skoczyłyśmy. Wylądowałyśmy na nogach patrząc na skaczących nowicjuszy. Transfery wylądowali na kolanach obcierając je do krwi. Od razu przypomniał mi się mój pierwszy skok. Spojrzałam na Christine, która patrzyła w tym samym czasie na mnie.
Stanęłam na gzymsie, a Christina obok mnie na dachu i spojrzeliśmy na nowicjuszy, którzy zaczęli zbierać się powoli.
-Chodźcie tu! - powiedziała Christina do nowicjuszy, którzy w końcu stłoczyli się koło nas patrząc na nas niepewnie.
-Witamy w Nieustraszoności! - powiedziałam głośno - Pierwszy punkt już zaliczyliście. Wskoczyliście do pociągu. Teraz będzie już z górki. - powiedziałam uśmiechając się lekko złośliwie.
-Naprawdę? - spytał jakiś Prawy z nadzieją, na co wybuchłyśmy śmiechem.
-Nie. - powiedziała twardo Christina - Każdego dnia będzie coraz ciężej, a to była najłatwiejsze zadanie w całym nowicjacie. - powiedziała złowieszczo się uśmiechając.
-Teraz kolejne zadanie. - powiedziałam patrząc na nich poważnie, a potem spojrzałam za siebie w stronę dziury.
-Skoczycie. - powiedziała Christina z szerokim uśmiechem - Kto pierwszy?
-Tam na dole jest jakaś woda lub siatka? - spytał jakiś Erudyta.
-Przekonasz się, jak skoczysz. - powiedziałam i czekałam na chętnego.
Po jakiejś minucie wystąpił ochotnik. Był to wysoki blondyn o jasnej karnacji. Jego długie włosy sięgały mu do ramion. Był z Nieustraszoności.
-Chociaż jeden odważny! - powiedziała Christina.
Przewróciłam oczami i zeszłam z gzymsu. Nieznany mi z imienia nowicjusz wszedł na gzyms. Nie skoczył od razu, tylko przez chwilę na nim postał. Potem zrobił głęboki wdech i skoczył.
Usłyszałam głośny plask upadającego człowieka na ziemię. Spojrzałam w dół i zamarłam. Nieustraszony nie wcelował w dziurę, tylko spadł na ziemię obok. Christina, kiedy zobaczyła to samo, co ja zrobiła się blada na twarzy, ale tylko na chwilę, a potem wróciła do pokerowej twarzy.
-Zadzwonię do dowództwa i powiem, żeby zabrali ciało. - powiedziała do mnie - Kto następny?
Nowicjusze patrzyli na nas, jak na debili. Dopiero, co przez ten skok zginął człowiek, a my karzemy im dalej skakać. Potworność naprawdę...
-Przecież... - zaczął jakiś Erudyta blady na twarzy, ale przeszkodził mu nowicjusz z Nieustraszoności.
-Ja pierwszy skoczę. - powiedział pewnie.
Nieustraszony był bardzo podobny do tego pierwszego, który skakał. Jedtna różnica polegała na tym, że miał ciemniejszy odcień blondu na włosach. Wszedł na gzyms i zamknął oczy, po czym skoczył. Jemu udało się trafić w dziurę.
Teraz nowicjusze niechętnie ustawili się w kolejkę i skakali. Na szczęście nie było już żadnych wypadków. Wszyscy trafili w dziurę. Z największym zainteresowaniem patrzyłam na skaczącą Ann. Na jej twarzy widziałam grymas strachu, ale starała się go ukryć. Weszła powoli na gzyms i zrobiła krok do przodu. Skakała jako siódma, ale z moich nowicjuszy, jako druga.
Kiedy wszyscy już skoczyli nadszedł czas na nas. Christina zrobiła to pierwsza. Stałam na gzymsie przez krótki czas i zastanawiałam się nad możliwymi opcjami, ale wybrałam tą prawidłową. Zrobiłam krok do przodu i skoczyłam do dziury.
Przez chwilę leciałam bezwładnie w dół. Ta jedna, krótka chwila była taka piękna. Czułam się wolna, jak ptak. Ta chwila zapomnienia od problemów...
Po chwili spadłam na siatkę odbijając się od niej. Przez chwilę na niej leżę śmiejąc się pod nosem, a potem, ignorując wyciągnięte ręce, wychodzę z siatki. Podchodzę do Christiny i ustalamy, że zabieramy swoje grupy i pójdziemy oprowadzić nowicjuszy, do których po chwili podeszłyśmy.
-Słuchajcie! - krzyknęła Christina - Urodzeni w Nieustraszoności idą ze mną, a transfery z Tris. Ruchy!
Nowicjusze w pośpiechu zaczęli dzielić się na podane grupy. Spojrzałam na swoich nowicjuszy. Była to dwunastoosobowa grupka. Czterech Prawych, trzech Erudytów, czterech Serdecznych i jedna Altruistka.
-Jestem Tris i będę waszą instruktorką. - powiedziałam pewnie patrząc na nich - Jak chcecie możecie na mnie mówić Sześć. Nie dbam o to....
-Sześć? - spytał jakiś Erudyta. No kurde. Znowu? - Jak liczba?
Prychnęłam pod nosem i podeszłam do niego nachylając się nad nim. W tym czasie Erudyta zbladł i patrzył na mnie przestraszonym wzrokiem.
-Jakiś problem? - spytałam groźnie patrząc prosto w jego oczy, a on odwrócił wzrok.
-N-nie. - wydukał przestraszony.
-Świetnie! - powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem odsuwając się od niego i patrząc na resztę zebranych - Tu musicie uważać na to, co mówicie. - powiedziałam pewnie - Kara może być surowa... Teraz oprowadzę was po siedzibie, powiem kilka zasad i rozdam punkty, za które będziecie mogli coś kupić. Za mną!
Ruszyłam przed siebie, a nowicjusze szli za mną. Zaczęłam opowiadać co, gdzie się znajduje. Pokazałam im Jamę, salę do ćwiczeń, stołówkę. Zakończyłam wycieczkę na sypialniach.
-To jest wasza sypialnia! - powiedziałam patrząc na nich - Wyprzedzając pytania. Jest jedna dla wszystkich. - gdy to powiedziałam nowicjusze wydali z siebie zdławiony jęk niezadowolenia - Łazienka was zachwyci... - dodałam złośliwie - Teraz rozdam wam punkty i listę, na której macie się podpisać imieniem lub pseudonimem, oraz byłą frakcją. Co do zakazów... - powiedziałam przypominając sobie o nich - Nie możecie wchodzić do Pire, ani wychodzić z budynku frakcji bez pełnoprawnego Nieustraszonego. Nie możecie kontaktować się ze swoją rodziną podczas nowicjatu. Nie możecie wtrącać się w życie prywatne instruktorów. Wszystko jasne? - spytałam znudzona.
Nikt nie odpowiedział, więc rozdałam im punkty i podałam listę informując, że kolacja będzie za godzinę, a do tej pory mają wolne. Wyszłam z sypialni i ruszyłam do sali treningowej, gdzie spędzam większość swojego czasu.
Standardowo podeszłam do worka treningowego i zaczęłam się na nim wyżywać. Chciałam wyrzucić z siebie całą swoją złość i smutek. Waliłam w worek chcąc zapomnieć o wszystkim. Inne metody, w których szukałam zapomnienia były błędem pod wpływem rozpaczy. Jednak czasu nie cofnę, ale za to mogę nie popełniać więcej takich błędów.
Po jakichś trzydziestu minutach wyszłam z sali i poszłam do swojego mieszkania. Kiedy tylko tam weszłam odruchowo zamknęłam oczy i zrobiłam głęboki wdech. Szukałam jakiejkolwiek oznaki Tobiasa, ale nic takiego nie znalazłam. Potrząsnęłam głową i ruszyłam do łazienki. Po treningu byłam strasznie spocona. Zawsze tak jest. Dzień w dzień.
Weszłam pod prysznic i puściłam zimną wodę. Syknęłam pod nosem, kiedy strumień lodowatej wody runął na mnie. Kiedy się do tego przyzwyczaiłam zaczęłam się myć, a do mojej głowy wdarło się wspomnienie...
Wstałam z łóżka pierwszy raz od trzech dni. Przez cały ten czas patrzyłam tylko w sufit od czasu do czasu przysypiając. Jednak zawsze budziły mnie koszmary. We wszystkich Tobias umierał...
Pierwszy raz od trzech dni wstaję z łóżka. A to za sprawą Christiny, która była cały czas przy mnie. To ona przemówiła mi do rozsądku. Co mi da, jeżeli będę siebie niszczyć? To czasu nie cofnie, a mi przyniesie tylko ból.
Christina przez cały czas była przy mnie. Dawała mi picie i jedzenie, którego i tak nie brałam. To ona cały ten czas pomagała mi i mnie wspierała.
Chwiejnym krokiem szłam w stronę łazienki. Rzuciłam swoje ubranie w kąt pomieszczenia i weszłam do kabiny. Od razu puściłam zimną wodę. Zimny strumień uderzył w moje ciało, a ja zaczęłam drżeć. Zimna woda dała mi ulgę. Dała mi chwilę ukojenia, której potrzebowałam.
Wtedy sobie coś postanowiłam. Postanowiłam, że koniec nad użalaniem się nad sobą. Nie znoszę litości, a w tamtym czasie sama ją wywoływałam u innych. Dalej tak jest, kiedy ktoś się dowiaduje o mojej historii.
Wyszłam spod prysznica i ubrałam czyste ubrania, a na to założyłam bluzę Tobiasa. Wyszłam z łazienki i wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. Ruszyłam na stołówkę spóźniona na przemowę Amara. Kiedy weszłam zabrałam dwie muffinki i usiadłam przy naszym stoliku.
-Wreszcie! - powiedziała wesoło Christina patrząc na mnie uważnie - Myślałam, że przesiedzisz w sali treningowej cały dzień!
-Oto jestem! - powiedziałam wskazując na siebie.
-Dzisiaj przychodzę do ciebie na noc z winem. - powiedziała wesoło - Wymyślimy sposoby torturowania nowicjuszy...
~~~
Około dziesiątej razem z Christiną i butelką wina ruszyłyśmy do mojego mieszkania. Cały czas rozmawiałyśmy i się śmiałyśmy. Jednak wszystko się zmieniło, kiedy otworzyłam drzwi do mieszkania...
Czekam na wasze komentarze dotyczące tego rozdziału!
Jestem też ciekawa, jak przewidujecie dalsze rozdziały. Kto wie, może wykorzystam kilka waszych pomysłów? (za zgodom pomysłodawców)
Nawijam, jak prawnik...
Odwagi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top