18. Intuicja
Po krótkim odpoczynku od biegania z miłą chęcią wróciłam z dziesięciokilometrowego biegu. Moje ciało wręcz błagało o wysiłek. Kiedy biegałam czułam się po prostu, jak ryba w wodzie.
Nowicjusze przez cały bieg byli potulni, jak owieczki. Będę musiała bardzo podziękować Amarowi. On już wiele razy był instruktorem, więc zna kilka sztuczek na posłuszeństwo nowicjuszy. Musi mi wyznać kilka z nich. Na wszelki wypadek...
Nie wszyscy jednak cieszyli się na ten bieg tak bardzo, jak ja. Nowicjusze mieli czas, żeby przywyknąć do takiego wysiłku, ale nie Tobias. Dla niego ten cały bieg nie był jakąś szczególną udręką, ale widziałam po jego twarzy, że jest na siebie zły, bo nie jest w takiej formie, w jakiej był kiedyś. Przez cały czas powstrzymywałam się od śmiechu...
Kiedy wróciliśmy do siedziby od razu poszłam na stołówkę, gdzie czekali już na mnie przyjaciele. Byli w niesamowicie dobrym humorze, co udzieliło się również mi. Zerknęłam po drodze na stolik nowicjuszy. Wszyscy już tam byli (jakżeby inaczej, skoro przyszli razem ze mną?). Spojrzałam na Tobiasa, który patrzył na mnie nie swoim wzrokiem. Chyba będę musiała się do tego przyzwyczaić.
W następnej chwili zostałam wzięta w ramiona przez Henrego. Pisnęłam zaskoczona, na co chłopak podniósł mnie do góry i zaczął kręcić. Zaśmiałam się, jak wariatka, a po chwili znów byłam na ziemi.
-Co ci odbiło? - spytałam z uśmiechem na ustach.
-Po prostu się cieszę. - powiedział ponownie biorąc mnie w ramiona.
Kiedy zostałam oswobodzona posłałam przyjaciołom pytające spojrzenie. Oni tylko patrzyli na mnie i przeszywali wzrokiem okolice mojej osoby, po czym marszczyli brwi zdziwieni. Olśniło mnie w oka mgnieniu, ale postanowiłam się z nimi trochę podroczyć.
-O co chodzi? - spytała marszcząc brwi w udawanym zdziwieniu ich zachowaniem.
Nikt się nie odezwał, na co ja usiadłam przy stoliku. Tacę z jedzeniem wzięłam od Uriaha. Chłopak nie był zadowolony, ale gniewał się tylko chwilę. Po kilku sekundach posłał mi dziwne spojrzenie, którego nie mogłam zidentyfikować.
-No mówcie. Przecież was nie zabiję. - powiedziałam, a po chwili wahania dodałam - Chyba...
Z mojego miejsca miałam idealny widok na Tobiasa. Siedział przy Carterze i o czymś rozmawiali, ale po chwili spostrzegł, że na niego patrzę. Posłał mi jedno z tych spojrzeń, których nie mogłam jeszcze zidentyfikować. Gdyby wyglądał, jak on, to bym je rozpoznała, ale teraz był Brunem i nic nie poznawałam w nim.
-I taka jest sytuacja... - powiedziała Christina, na co ja zmarszczyłam brwi.
-Co? - spytałam nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi.
-Mówiłam, że nas nie słucha. - powiedziała Shauna z lekkim uśmiechem.
-Chcieliśmy cię spytać, czy nie wydarzyło się nic ciekawego, od kiedy ostatnio się widzieliśmy. - powiedział ostrożnie Zeke.
-I o co chodziło z tą kobietą. - dodał Uriah.
Westchnęłam tylko i wyjaśniłam im sytuację z Roxanne. Na początku nic nie mówili, ale po chwili zaczęli się głośno śmiać. Nie przyciągnęliśmy tym uwagi nikogo, bo przecież jesteśmy w Nieustraszoności.
-I nie wydarzyło się nic więcej? - dopytywał Zeke, który był za poważny, jak na siebie.
-Może... - powiedziałam i uśmiechnęłam się do nich.
-Przecież ona robi nas w jeża! - powiedziała Shauna.
Zaśmiałam się na to głupie porównanie. Jednak śmiałam się również z min przyjaciół. Wszyscy, co do jednego, patrzyli na mnie, jak na skończonego debila. Kiedy wreszcie się uspokoiłam, pierwszy zaczął mówić Zeke.
-Więc, gdzie jest Cztery? - spytał patrząc na mnie zaciekawiony.
-Nie ma. - powiedziałem zgodnie z prawdą.
-Jak to?! - spytali wszyscy na raz.
Spojrzałam na nich wszystkich po kolei, po czym powiedziałam prawdę.
-Mam nowego nowicjusza. - powiedziałam i wskazałam na Bruna/Tobiasa - Oto Bruno Dumonta. - powiedziałam.
Nikt z nich się nie odezwał, ale jak na zawołanie zaczęli się przyglądać nowicjuszom. Kiedy ich wzrok padł na Tobiasie ich oczy zrobiły się wielkie, jak denka od butelek.
Pierwszy ogarnął się Zeke. To on jako pierwszy zaczął się śmiać na cały regulator. Dołączyłam do niego po kilku sekundach. Reszta również zaczęła się śmiać. Jedyny Henry nie wiedział, o co chodzi.
-Później mu to wyjaśnię. - powiedziała Christina.
Pokiwałam tylko głową, a następnie zostałam zalana masą pytań odnośnie tego, jakim cudem Tobias skończył, jako nowicjusz. Odpowiadałam na wszystkie, a z każdą odpowiedzią moi przyjaciele śmiali się coraz bardziej. Najbardziej jednak przeżywał to Zeke. On, jako najlepszy przyjaciel Tobiasa nie może przegapić okazji, żeby się z niego ponabijać. Już wiem, że on tego nie zapomni do końca życia.
Śniadanie skończyło się w miarę szybko, a po nim poszłam od razu do pracy. Do oficjalnego rozpoczęcia dnia nowicjusza zostało dziesięć minut, więc szykowałam wszystkie potrzebne rzeczy na dzisiejszy trening. Nie zajęło mi to długo, bo już po pięciu minutach wszystko było gotowe, a pierwsi nowicjusze zaczęli przychodzić do sali.
Jako pierwsi przyszli Carter, Mela, Lena, Mia, Mark i Tobias. Patrzyłam na nich z ukosa im się przyglądając. Widać, że Tobias szybko się przystosował do sytuacji. Patrzyłam na nich i pomimo zmiany wyglądu Tobiasa czułam, ze jestem zazdrosna. I to bardzo.
Zauważyłam, że Tobias podłapał najlepszy kontakt z Carterem. Ciekawe, czy on zauważył różnicę wieku. W końcu Tobias jest starszy od nowicjuszy o jakieś sześć lat... Jednak dzięki serum wygląda, jak ich rówieśnik, więc mało prawdopodobne, żeby ktoś zauważył różnicę. Cara naprawdę wykonała kawał dobrej roboty...
Mimowolnie, kiedy pomyślałam o Carze w mojej głowie pojawił się Caleb. Nadal słyszałam w głowie jego słowa, które do mnie powiedział. One były takie brutalne, okrutne i prawdziwe...
Skupiłam wzrok an swojej bandanie. Obiecałam sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię, więc tak będzie. Nikomu nie pozwolę rządzić moim życiem. Nikomu!
Cały mój dobry humor z tego dnia poszedł w zapomnienie. Zamiast tego byłam rozgoryczona i wściekła. Nie chciałam o tym myśleć, ale kiedy zaczęłam nie potrafiłam przestać. Tym bardziej, że chodzi o mojego brata. Moją jedyną żyjącą rodzinę...
Wtedy spojrzałam na Tobiasa, który ukradkiem patrzył na mnie z troską w oczach. Pokazałam mu na migi, że wszystko jest okej. Przecież to on jest moją rodziną. To on jest moim mężem. Już dawno temu powiedział, że będzie moją rodziną i tak się stało. Jednak nie potrzebowałam papierka, żeby to wiedzieć. Nie potrzebowałam niczego, żeby być pewną, że on zrobi dla mnie wszystko, bo mnie kocha.
Rozejrzałam się mało przytomnie po pomieszczeniu i zauważyłam, że już wszyscy są. Spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po wyznaczonym czasie rozpoczęcia treningu. Westchnęłam, kazałam sobie wziąć się w garść i ruszyłam do nowicjuszy.
Na początku kazałam im poćwiczyć rzucanie nożami, co robili przez piętnaście minut. Potem kazałam im dobrać się w pary i ćwiczyć rzucanie nożami do celu, kiedy coś cię rozprasza. Wyjaśniłam to tym, że w czasie ataku istnieje syndrom rozdrażnienia. Nie możemy się skupić tylko i wyłącznie na celu, ponieważ wszystko nas rozprasza. Tym bardziej, kiedy działamy pod presją.
Spojrzałam na Tobiasa, kiedy to mówiłam, a on nieznacznie pokiwał głową. Odebrałam to, jako znak, że to dobry pomysł. Wymyśliłyśmy to razem z Christiną i zatwierdziliśmy u Amara. Uśmiechnęłam się do niego nieznacznie, po czym nadzorowałam wszystkie ćwiczenia po kolei, żeby nikomu nic się nie stało.
Na początku podchodzili do mnie w parach, a ja osobno instruowałam ich, co i jak mają robić. Wszystko na początku kazałam im robić w zwolnionym tempie, po czym powoli zaczynali przyśpieszać. Specjalnie dałam im na początku atrapy noży, żeby nie zrobili sobie krzywdy.
Pierwszą parą byli Juliette i Rick. Chłopak rozpraszał dziewczynę, co udawało mu się za każdym razem. Juliette nic sobie nie robiła z moich rad, tylko dalej brnęła w swoje. Co jakiś czas posyłała mi porozumiewawcze spojrzenie, którego nie rozumiałam. Po kilku minutach miałam dosyć tej farsy.
-Juliette. - wskazałam na nią, kiedy przestali wykonywać ćwiczenie - Od bardzo dawna nie widziałam tak bardzo nierozgarniętego nowicjusza. Nie umiesz wykonać nawet najprostszych ćwiczeń. Już jesteś na samym dole tabeli i jestem pewna, że wylecisz stąd z hukiem, jeżeli nie zaczniesz się starać. Dotarło? - spytałam patrząc na nią twardo.
Dziewczyna tylko prychnęła pod nosem i odeszła, a ja wywołałam kolejną parę.
Muszę przyznać, że kolejnym parą szło całkiem nieźle. Oczywiście, jak na pierwszy raz było sporo błędów, ale nowicjuszom szło dobrze. Przez to, że było trzynastu nowicjuszy jeden został bez pary. Tym nowicjuszem okazał się być Tobias. Mężczyzna wystąpił sam, po czym się rozejrzał dookoła i na mnie spojrzał.
-Skoro nie mam pary, to może ty mnie porozpraszasz? - spytał tak cicho, że tylko ja go usłyszałam.
Wywróciłam oczami i powtórzyłam głośno.
-Skoro jesteś nowy i bez pary, to ja będę twoją przeszkodą Bruno. - powiedziałam.
Nowicjuszy zaciekawiły moje słowa. Wszyscy, jak na komendę podeszli do nas i się w nas wpatrzyli. Miałam kilka chwytów, które mogłam wykorzystać przeciwko Tobiasowi.
Zignorowałam zasady, które wpajałam nowicjuszom i stanęłam twarzą w twarz z Tobiasem. On, jak to on, wpatrzył się od razu w moje oczy. Uśmiechnęłam się do niego nieznacznie. Oczywiście nowicjusze widzieli wszystko, co robię, więc musiałam się pilnować. Tobias cały czas patrzył mi w oczy, ale ukosem patrzył na nóż, który trzymał w ręce. Też patrzyłam na niego ukosem i obmyślałam szybką strategię, co mogę zrobić, żeby rozproszyć go. Wtedy wpadłam na pewien pomysł.
Zatoczyłam się specjalnie i upadłam prosto w ramiona Tobiasa. Złapałam się za głowę i pokazałam grymas bólu. Tobias od razu upuścił nóż i złapał mnie w swoje ręce. Nowicjusze zaczęli krzyczeć, że to pewnie od tego, co mi się ostatnio stało w głowę, a Tobias cały czas, ze zmarszczonymi brwiami, patrzył na mnie z troską w oczach.
Wtedy zaskoczyłam. Złapałam leżący na ziemi nóż i przyłożyłam go do gardła Tobiasa. Ten tylko otworzył szeroko oczy, ale po chwili widziałam w nich iskierki rozbawienia i złości naraz.
-Nic nie może was rozproszyć. - powiedziałam odsuwając nóż od gardła Tobiasa cały czas na niego patrząc, na wszelki wypadek, żeby nie próbował zaatakować - Nic a nic. - powiedziałam specjalnie do Tobiasa, który posłał mi sekundowy uśmiech.
Przez kolejną godzinę uczyłam nowicjuszy, jak nie dać się rozproszyć podczas walki. Większość z nich była przeciwna tym metodą. Ja sama jestem nim przeciwna, ale każą, to uczę. Muszę przyznać, że przywódca Nieustraszoności ma bardzo duży wpływ na to wszystko. Nie wiem skąd, ale on wie dużo o samej frakcji, chociaż nigdy w niej nie był. Pewnie za sprawą Amara wie, co jest dobre, a co złe dla nowicjatu.
Po rzucaniu nożami zaczęła się lekcja strzelania. Wymyślałam dla nowicjuszy coraz to nowsze przeszkody, żeby musieli użyć mózgu, żeby trafić w cel. Głównie udawało się to Erudytom, ale inni też dawali radę.
Tobias, jako że musiał udawać nowicjusza, musiał udawać kiepskiego w te klocki. Ale nawet udając był lepszy od wszystkich nowicjuszy. Przemawiały przez niego lata doświadczenia, które wychodziły na jaw. Nowicjusze patrzyli na niego, jak na kosmitę, a ja śmiałam się w duchu. Jednak uważnie obserwowałam Tobiasa. Nie mogłam pozwolić, żeby znowu wylądował w szpitalu. Tym bardziej, że dopiero, co wrócił z Austrii.
Nowicjusze robili postępy w strzelaniu. Wszyscy robili postępy w całym nowicjacie, a ja byłam z nich dumna. Starali się i ćwiczyli do upadłego, co owocowało w takie efekty. Jednak to nie znaczy, że ich osobowości stały się lepsze. Otóż, kiedy trening się kończył nowicjusze powracali do swoich emocji i osobowości.
Nie interesowały mnie prywatne sprawy nowicjuszy. Każdy miał swoje życie. Ja też miałam swoje i w tej chwili myślami byłam bardzo daleko. Byłam razem z moimi rodzicami. Rozmawiałam z nimi i słuchałam reprymend matki o tym, że nie powinnam zakłócać ich rozmowy. Był z nami Caleb, który w ciszy przysłuchiwał się rozmowie. To był normalny, codzienny dzień w Altruiźmie.
Teraz moi rodzice nie żyją. Caleb uważa mnie za zabójcę rodziców i za dziwkę. Nie chce mnie znać. Cały czas w głowie mam tamten dzień. Jego słowa krążą w moich myślach i nie mogę ich z nich wyrzucić. Odruchowo już dotknęłam bandany na moim nadgarstku. Ścisnęłam mocno i dzięki bólowi wróciłam do rzeczywistości.
Nowicjusze robili kolejną rundkę strzelania do celu. Nikt na mnie nie patrzył, tylko Tobias rzucał mi ukradkowe, dziwne spojrzenia. Spojrzałam na zegarek, który miałam na nadgarstku i zobaczyłam, że jest dziesięć po drugiej. Czas na obiad.
-Macie godzinę przerwy. - powiedziałam i wszyscy, jak na zawołanie odłożyli swoje pistolety na miejsce i wyszli z sali.
Tobias próbował się ociągać, ale Carter nie dał mu zostać w tyle i pociągnął go ku wyjściu. Momentalnie zostałam sama w sali. Zaczęłam uporządkowywać sprzęt i schowałam go. Dopiero po tej czynności mogłam wyjść z sali. Wstąpiłam do swojego mieszkania i wzięłam szybki, dziesięciominutowy prysznic, po czym ruszyłam na stołówkę.
Mieszkanie każdego Nieustraszonego jest, jak hotel. Wpada się tylko na noc i to nie zawsze. Jednak dzisiaj jest czwartek, a to oznacza jedno. Shauna będzie chciała, żebym zajęła się Lynn. Nie mogę powiedzieć jej nie, bo widać, jaka jest zmęczona czasami. Chociaż na trochę mogę ją odciążyć obowiązkami, dzięki czemu ona sobie odpocznie. Kim bym była, gdybym odmówiła?
W stołówce wszyscy już byli. Zignorowałam kolejkę po jedzenie i usiadłam standardowo przy stoliku, gdzie byli już wszyscy, oprócz Christiny i Henry'ego. Zabrałam Uriahowi tacę z jedzeniem i zaczęłam jeść przysłuchując się ich konwersacji.
-I wtedy do nas przyszedł Derek. - powiedział Zeke - Kazał nam wszystkim zrobić sobie wolne do końca dnia. Wiem od Gusa, że on razem z innymi przywódcami szukają czegoś na zapisie z monitoringu.
-Ale czego dokładnie? - spytała zaciekawiona Shauna.
-Tego nikt nie wie. - powiedział Zeke - Kazali wyjść nawet Gusowi, ale wcześniej powiedzieli mu to, co ja wam mówię teraz.
Przy stoliku zapadła cisza i wszyscy się zastanawialiśmy, o co chodzi z tym wszystkim. Miałam co do tego złe przeczucie. A moje przeczucie nigdy się nie myli. Miałam je, kiedy szłam na domówkę z Henrym i jego kolegą i miałam rację. Teraz pewnie też ją mam. Muszę po prostu ufać swojemu instynktowi.
Kolejny rozdział już spokojny. Piszę w pośpiechu, bo mam zamiar dzisiaj napisać jeszcze kilka rozdziałów, żeby skończyć to ff jak najszybciej. Dzięki temu będę miała w wakacje więcej czasu na pisanie mojego własnego opowiadania.
I teraz ogłaszam wszem i wobec uroczyście!
Po tej części Niezmiennej ukaże się jeszcze jedna, która będzie ostatnią częścią. W między czasie będę pisała ff mix (kompletnie nowy z lepszymi pomysłami), który będzie miał od razu przyczepkę [WOLNO PISANE]. Chcę po prostu zacząć pisać coś swojego, nowego i własnego, dzięki czemu dowiem się, czy nadaję się do tego, czy nie.
Nie będę wam teraz truła.
Odwagi!
[
EDIT]
PS
Wiadomość w Nominacjach i reszcie. Bardzo zależy mi na waszej opinii w tym temacie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top