13. Słabość

Spojrzałam na moją zakrwawioną rękę i szeroko otworzyłam oczy.

Co ja zrobiłam?

Wyrzuciłam żyletkę na drugi koniec łazienki, gdzie upadła odbijając się uprzednio o podłogę. Podeszłam do umywalki i wyjęłam z szafki opatrunek. Przemyłam ranę wodą utlenioną i położyłam na niej gazę, po czym zabandażowałam sobie nadgarstek. To było już takie znane mi uczucie...

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Czerwone oczy, wory pod oczami, rozmazany makijaż. Wyglądam jak straszydło. A jeszcze wczoraj cieszyłam się na mój ślub. Zrobiłabym wszystko, żeby cofnąć czas...

Zrzuciłam z siebie zakrwawioną sukienkę ślubną i rzuciłam w kąt łazienki. Weszłam pod prysznic i puściłam zimną wodę. Zaczęłam panicznie ścierać ze swojego ciała zastygłą krew. Krew Tobiasa.

Nawet nie wiem, kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Myślałam, że po kilku godzinach płaczu nie mam już czym płakać. Jednak moje ciało widocznie wie lepiej.

Na mojej skórze zaczęły pojawiać się czerwone ślady, a nawet zadrapania. Jednak nie przejmowałam się tym. Chciałam pozbyć się tego uczucia. Pozbyć się krwi mojego ukochanego. Tobias...

Moja klatka piersiowa znowu ukuła, kiedy wspomniałam Tobiasa. Nie wiem jak ono nadal boli, skoro moje serce odeszło, a w jego miejscu jest czarna dziura.

Łzy wylewały się z moich oczu strumieniami, a ja nawet nie próbowałam ich zatrzymać. Jedyna, czego unikałam to mrugania i zamykania oczu. Kiedy tylko znajdywałam się w ciemności widziałam zakrwawionego Tobiasa, a na ten widok dziura w mojej piersi się powiększała rozrywając wszystko, co znajdywało się po drodze.

Nie wiem po jakim czasie przestałam w końcu ścierać krew ze swojej skóry, jednak ta była cała czerwona, a w niektórych miejscach przetarta. Po prostu siedziałam w kabinie i płakałam. Czułam się bezsilna.

To moja wina. To przeze mnie to wszystko się stało. Dlaczego nie mogę po prostu żyć? Dlaczego nie mogę żyć w spokoju z mężczyzną, którego kocham?

Wtedy coś błysnęło mi po oczach. Spojrzałam w tamtą stronę. To była żyletka do maszynki Tobiasa. Ostatnio popsuła mu się elektryczna golarka i musiał kupić kilka zwykłych żyletek. 

Podniosłam się z kabiny i jak w transie ruszyłam w stronę zlewu, gdzie leżała żyletka. Drżącą ręką wzięłam ją do ręki i zaczęłam obracać w dłoni. Zastanawiałam się, czy naprawdę tego chcę. Jednak w tamtej chwili mój rozum był w rozsypce.

Przyłożyłam żyletkę do swojego nadgarstka i zrobiłam jedną niezbyt głęboką kreskę. Ciemna krew powoli sączyła się z rany, a ja przez chwilę poczułam spokój i ukojenie. Jednak ta chwila była za krótka. Ciemne krople krwi kapały na umywalkę w łazience, a po chwili krew z mojego nadgarstka sączyła się nie z jednej, ale z dwóch ran. 

Po drugiej kresce pojawiła się trzecia... i czwarta... i piąta...

Zdenerwowana potrząsnęłam głową, a obrazy sprzed moich oczu zaczęły znikać. To było wtedy. Wtedy pierwszy raz się pocięłam. Potem robiłam to regularnie. Zawsze robiłam kreski na ranach, żeby była jak największa szansa je ukryć. Teraz też tak zrobiłam.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i spojrzałam na siebie z odrazą. Przecież obiecałam sobie i Christinie, że więcej tego nie powtórzę. Dlaczego więc znowu to zrobiłam? Przecież doskonale wiedziałam, że jak znowu zacznę, to nie będę umiała tego przerwać. Dlaczego znowu do tego wróciłam?

Wtedy przed oczami stanął mi Caleb i jego słowa wypowiedziane wprost do mnie. Może miał rację? Może naprawdę beze mnie wszystko wyglądałoby inaczej? Może to prawda, że jestem dziwką? Że to przeze mnie zginęli rodzice...

Nagle zawładnęła mną wściekłość tak, jak wtedy po powrocie ze szpitala do domu po moim ślubie. Zaczęłam krzyczeć na cały dom. Nie krzyczałam niczego konkretnego po prostu musiałam jakoś wyładować swoją furię. Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze ze wstrętem i odrazą. Nie mogłam uwierzyć, że to ja. Jeszcze niedawno wszystko było wspaniale, a teraz? 

Z całej siły walnęłam pięścią w lustro w łazience, które się stłukło od mojego uderzenia. Kilka odłamków wbiło się w moją rękę, ale nie przejmowałam się tym. Nie miałam już na to siły. Byłam psychicznie wykończona.

Usiadłam pod ścianą i podkuliłam kolana kładąc na nich głowę. Chciałam zniknąć z tego świata. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Byłam słaba...

Nie usłyszałam otwieranych drzwi, ani kroków. Nie usłyszałam, jak ktoś wołał moje imię. Wszystko zlewało mi się w jedną całość. Chciałam po prostu zamknąć oczy. Chciałam trochę spokoju. Czy chcę tak wiele?

Dopiero, kiedy otworzyły się drzwi łazienki zorientowałam się, że nie jestem sama w mieszkaniu. Spojrzałam błądzącym wzrokiem na osobę, która z szokiem wymalowanym na twarzy zatrzymała się w progu drzwi.

-Tris! Coś ty sobie najlepszego zrobiła! - wykrzyknęła przerażona Christina.

Dziewczyna od razu zaczęła zajmować się moją ręką, gdzie tkwiły jeszcze odłamki szkła. Nawet ich nie poczułam. Widocznie nawet ból nie jest w stanie mi już pomóc. Zamiast przejmować się raną spojrzałam na Christinę i starałam się wybadać, w jakim stopniu jest na mnie zła. Zawsze, kiedy się cięłam była wściekła i na mnie krzyczała, a teraz nie powiedziała o tym nawet słowa. Przyglądałam się jej z rosnącą ciekawością, bo taki widok nie jest częsty.

Ta natomiast ignorowała mój wzrok i starannie zajmowała się moją ręką. Poczułam wyrzuty sumienia. Ona nie powinna się mną zajmować. Nie powinna mnie widzieć w takim stanie. W ogóle nie powinna mnie znać. Nie zasługuję na taką przyjaciółkę. Jestem mordercą. Nawet własny brat nie chce mnie znać, a co dopiero  Christina? Ona pewnie czuje do mnie odrazę i obrzydzenie.

-Chodź. - powiedziała pomagając mi się podnieść - Zaprowadzę cię do sypialni.

Posłusznie poszłam z nią cały czas wspierając się na jej ramieniu. Byłam taka słaba, ze nawet nie mogłam samodzielnie stać. Jaki ze mnie nieudacznik!

Christina natomiast pomogła mi się dostać do sypialni i usadowiła mnie na łóżku, a sama usiadła obok mnie. Przez jakiś czas nie rozmawiałyśmy obie zatopione we własnych myślach. Nie wiem, o czym myślała Christina, ale ja wyzywałam się od najgorszych.

-Dlaczego znowu to zrobiłaś? - spytała Christina po jakimś czasie, spoglądając na mnie spod przymrużonych powiek - Dlaczego znowu się pocięłaś?

No i co ja miałam jej powiedzieć? Że własny brat nie chce mieć nic ze mną do czynienia? Że ma mnie za osobę zmarłą? Że nie chce mieć siostry mordercy?

-Byłam u Caleba. - powiedziałam w końcu wbrew sobie.

Nie chciałam jej nic mówić, ale nie mogłam też niczego jej nie powiedzieć. To był cholerny paradoks. Jeżeli jej nie powiem, to ona będzie drążyć, aż się nie dowie, a jak ją okłamię, to się zorientuje. Została prawda, ale ona jest najgorszym z wyjść.

-Wiem. Henry mi powiedział. - powiedziała patrząc na mnie uważnie - Powiedział też, że wyszłaś stamtąd strasznie załamana, ale udawałaś, że wszystko jest w porządku. Co on ci powiedział?

-Że już nie jestem jego siostrą. - powiedziałam w końcu czując potrzebę wygadania się komuś - Że zamordowałam rodziców. Że się przeze mnie w grobie przewracają. Że jestem dziwką... - zaczęłam wymieniać, a z moich oczu ponownie popłynęły łzy.

Nie mogłam nad sobą zapanować. Niby wiem, że to tylko słowa, ale to są słowa z ust Caleba. A on jest moim bratem. Tymi słowami mnie zranił. Był moją jedyną rodziną. Teraz jestem sama. Nawet nadzieja we mnie umarła. Bez nadziei jestem nikim, a Caleb skutecznie ją we mnie zgasił.

Christina wzięła mnie w swoje objęcia, a ja po prostu się rozpłakałam. Nie mogłam nic na to poradzić. To jednak nie jest to samo, co w przypadku Tobiasa. On zawsze wiedział, co powiedzieć. Już sam jego zapach, dotyk, bicie serca. Już to mnie uspokajało. Z Christiną było zupełnie inaczej. Ona chciała mnie pocieszyć i pewnie po jakimś czasie jej się to uda, ale ona nie jest Tobiasem. A ja już straciłam kompletnie swoją nadzieję. Straciłam swoja wiarę i nic mi tego nie zwróci...

-Nie możesz znowu sobie tego robić przez jakiegoś dupka. - powiedziała pewnie mocniej mnie obejmując - Pamiętaj, że zawsze możesz do nas przyjść. Kochamy cię Tris i nie chcemy, żeby coś się tobie stało. Zapamiętaj to...

-Wiem. - powiedziałam cicho, bo nie stać mnie było na nic lepszego - Po prostu muszę nauczyć się radzić sobie sama. - powiedziałam to, co myślałam - Od ślubu zawsze któreś z was jest przy mnie. Muszę nauczyć się samodzielności, bo bez tego nic nie wyjdzie. Nie mogę zawsze na was polegać, bo nie zawsze będziecie przy mnie, a ja nie zawsze będę prosiła o pomoc...

-W tym problem Tris... - przerwała mi bezceremonialnie Christina - Nigdy nikogo nie prosiłaś o pomoc. Zawsze chcesz wszystko robić sama. Musisz się nauczyć, że masz kogoś, kto ci pomorze w trudnych chwilach.

Kiedy tak mówiła miałam wrażenie, że mówi o Tobiasie. Tobias zawsze ze mną będzie. Tego jestem pewna i nigdy o nim nie zapomnę. Jednak co mogę poradzić na to, że nic chcę litości od moich przyjaciół? Nie potrzebuję jej, bo umiem sobie poradzić bez niej.

Christina postanowiła zostać u mnie na noc, żeby mnie przypilnować, na co wywróciłam oczami. Nie chciałam, żeby ona też uważała mnie za słabą. Ja wiem, że jestem słaba, ale inni nie muszą o tym wiedzieć. To jest mi kompletnie nie potrzebne do szczęścia.

~~~~

Christina wyszła ode mnie z domu o jakiejś dziesiątej, a ja postanowiłam dowiedzieć się kilku rzeczy. Nie mogę wiecznie tkwić w jednym punkcie, a wczorajszy dzień był chwilową słabością, którą ukazałam światu. Nie mogę tego powtórzyć. Muszę panować nad sobą i swoimi emocjami.

Po późnym śniadaniu ruszyłam do Pire, żeby spotkać się z jednym z zastępców prawej ręki przywódcy Nieustraszoności. Muszę przyznać, że to jest strasznie długi tytuł, ale nic innego nie ma, więc trzeba tak, jak jest.

Kiedy jestem w Pire wchodzę do gabinetu, w których znajduje się jeden z zastępców. Pukam trzy razy, po czym wchodzę do gabinetu. Pomieszczenie jest urządzone w stylu Nieustraszonych. Całe pomieszczenie było pomalowane na czarno, a na środku znajdowało się brązowe biurko całe zawalone papierami. Po prawej stronie drzwi była wielka na całą ścianę szafa, na której również walały się jakieś papiery. Typowy nieporządek Nieustraszonych. Za biurkiem na obrotowym krześle siedział człowiek, z którym chciałam się dzisiaj spotkać.

-Witaj Tris. - powiedział wesoło Cole (nie pamiętam, czy podawałam w poprzednich rozdziałach jakiekolwiek imię przywódcy, więc jest pierwszy z pięciu, jak podawałam, a wy to wiecie, to napiszcie mi w komentarzu, bo ja nic takiego nie mogę znaleźć, albo nie potrafię szukać) na mój widok - W czym mogę ci pomóc?

-Cole. - powiedziałam podchodząc do niego i ściskając jego rękę potrząsając nią kilka razy - Chciałam się dowiedzieć, czy wiadomo coś w sprawie tego alarmu...

-Usiądź. - powiedział wskazując na krzesło znajdujące się po drugiej stronie biurka - To bardzo dziwna sprawa wiesz? Nikt nic nie widział, kamery niczego nie nagrały, a alarm się włączył. Nie wiem, czy mogę ci zdradzać wszystkie szczegóły, ale Amar przed wyjazdem prosił, że gdybyś próbowała się czegoś o tym dowiedzieć, to któryś z nas ma ci powiedzieć, co wiemy. Widocznie Amar ma do ciebie ogromne zaufanie.

-To mój przyjaciel. - powiedziałam po prostu - Mój mąż mu ufał, więc czemu miałabym mu nie ufać i na odwrót?

-Nie o to mi chodziło. - powiedział wyraźnie zakłopotany Cole, ale szybko przeszedł do konkretów - Ale wracając do tematu. Dostaliśmy anonim, że to nie był przypadkowy alarm. Sprawdziliśmy wszystko w siedzibie i okazało się, że ktoś podczas tego alarmu ukradł kilka sztuk broni, kamizelki kuloodporne, noże i kilka innych drobiazgów. Poza tym obraz z kamer na kilka minut został wyłączony, dlatego powiedziałem, że nic się nie nagrało. To wszystko zostało dokładnie zaplanowane, tylko nie wiemy przez kogo. - powiedział.

-Czy w innych frakcjach też doszło do takiego włamania?

-Tak. Z Serdeczności ukradziono serum pokoju i kilka ubrań, z Erudycji serum pamięci i obezwładniające, w Altruiźmie i Prawości pojawiły się dziwne napisy na ścianach, których nie możemy rozszyfrować. Wszystko, co zostało ukradzione w innych frakcjach było przeznaczone dla jednej osoby. Tak wskazują proporcje ukradzionego serum.

-A od nas? - spytałam coraz bardziej zdziwiona.

-Od nas starczyło by tego dla około pięciu osób. - powiedział Cole.

Już chciałam zapytać o coś jeszcze, kiedy do gabinetu ktoś wparował. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam kolejnego zastępcę przywódcy, Dereka. Ten zatrzymał się jednak z impetem na mój widok.

-Cole, czy możemy porozmawiać? - spytał swoim zachrypniętym głosem.

-Nie będę wam przeszkadzać. - powiedziałam wstając - Dziękuję za rozmowę Cole.

-Przyjemność po mojej stronie. - powiedział.

Wyminęłam Dereka i wyszłam z gabinetu kierując się na salę treningową, żeby pomyśleć i się odstresować.

No i mamy kolejny rozdziałek!

Dzisiaj trochę spokojniej i trochę wyjaśnień. Może trochę krótki, ale nie miałam weny na dłuższy. Poza tym i tak był pisany na totalnym spontanie.

Czy ktoś zauważył ten jeden jedyny szczegół, który umieszczam cały czas w tym fanfiction? Czy ktoś czytał tak uważnie, że się doczytał tego szczegółu?

Dlaczego pytam? Bo niedługo planuję niespodziankę. Druga część ma 13 rozdziałów już, a ja planuję ją skończyć na ok. 25, jeżeli mi się uda. Nie mam zapasu rozdziałów, więc muszę pisać systematycznie, dlatego dzisiaj jest krócej. Zamierzam napisać dzisiaj jeszcze ze dwa rozdziały, bo przede mną jeszcze i tak dwa fanfiction, a potem moje własne opowiadanie, gdzie mam już początek pierwszego rozdziału. Postaram się do końca wakacji skończyć z fanfiction, ale nie wiem, czy to mi się uda, bo bym musiała pisać bez przerwy, a na to nie mam czasu. 

Jednak, jak powiedział Dan Brown "Wszystko jest możliwe. Niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu." Zgadzam się z nim w stu procentach, chociaż nie zawsze mi się udaje trzymać tej zasady.

Dobra kończę, bo się rozpisałam, więc ten...

Odwagi!

PS Dzisiaj jest niedziela i napisałam tylko pół rozdziału kolejnego...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top