Rozdział 63 - Co jest?
Codziennie było to samo, codziennie łudziłam się, że w końcu tu przyjdzie. Uratuje mnie i będzie wszystko w porządku. Niestety nic takiego się nie stało. Ze snu budzi mnie dźwięk otwieranych drzwi. Podnoszę się z betonu i spoglądam na metalowe i potężne drzwi. Zauważam w nich Caluma. Na jego twarzy maluje się złość. O co chodzi?
- Idziemy - rzuca ostro i szarpnięciem zmusza mnie do pójścia za nim. Mężczyzna prowadzi mnie schodami na samą górę. Kopniakiem otwiera drzwi i wrzuca mnie do środka.
Wow. Widok z tych okien zapiera dech w piersiach. Zamiast szyb są okna. To śliczne. Nagle dostaję w twarz.
- Auć! - krzyczę I spoglądam przerażona na chłopaka.
- Myśleliście, że jestem głupi. Byliście pewni, że nie zauważę! - w jego oczach można dotrzeć furię. Brunet popycha mnie i sprawia, że upadam oraz uderzam głową o ścianę.
- Ale o co chodzi ? - pytam zrozpaczona.
- Max jest po twojej stronie! - krzyczy i zaczyna mnie kopać. Z oczu zaczynają mi płynąć łzy.
Każdy cios, który mi zadaje jest coraz bardziej brutalny. Ból w głowie pulsuje coraz mocniej z każdą sekundą. Nagle zauważam jakiś błysk w jego dłoni. Boże on ma nóż! Chłopak przygważdża mnie do podłogi i rzuca :
- Skoro Thomas i Max zdecydowali się mnie oszukać załatwię to inaczej. Kiedy załatwię ciebie Thomas wreszcie zrobi to co będę chciał -nóż przykłada do mojej twarzy.
- Wiesz, że zabijając mnie nic nie zyskasz? - spoglądam na niego zaskoczona.
- Zamknij się! - krzyczy plując mi przy tym w twarz.
Nagle zauważam w kącie pokoju kamerę. Jestem prawie pewna, że nagrywa wszystko co się dzieje by móc później wysłać to Tommy'emu. Nie mogę pokazać jak bardzo cierpię. Nie chcę go skrzywdzić. Chociaż wiem, że to co się ze mną stanie wystarczająco go zrani. Właśnie ten moment przerywa przeszywający ból w udzie, potem w ramieniu i na końcu powracający ból głowy. Przez chwilę krztuszę się powietrzem. Nie mogę oddychać. Jakby jakaś część mnie właśnie umarła. Nieustannie próbuję zacząć oddychać od nowa, ale to na nic. Ból nasila się z każdą próbą. Zaczynam płakać. Co się dzieję? Chwilę później oczy same mi się zamykają. Odpuszczam. Tym razem przegrałam tą walkę. Nawet wiedząc, że to być może już mój koniec... Jedno nigdy się nie zmieni : Kocham Cię Tommy. Pamiętaj tego nie mogą nam odebrać. Nawet śmierć...
Thomas
Około 3 nad ranem mój telefon zaczyna dzwonić. Podnoszę się i przecieram oczy. Max... Cholera coś się stało z Tori!
- Halo? - odbieram czekając na najgorsze.
- Thomas musisz przyjechać do szpitala! - krzyczy przez słuchawkę.
- Max co jest?! - zrywam się z łóżka i próbuję ubrać się w pośpiechu.
- Wszystko ci opowiem potem. Aders zaraz podeślę ci w wiadomości - rzuca i się rozłącza.
- Cholera! Cholera! - krzyczę i uderzam pięściami w ścianę. Szybko zbiegam po schodach i biorę kluczyki od samochodu.
- Thomas co jest? - z pokoju wyłania się Charlie. Zaspanym wzrokiem przeczesuje mnie od góry do dołu.
- Tori jest w szpitalu - rzucam ledwo panując nad swoim głosem.
- Cholera poczekaj jadę z tobą - rzuca i znika w ciemności pokoju. Po dosłownie pięciu minutach pojawia się ponownie.
* * * * *
Szybko biegnę korytarzem szukając wzrokiem tej sali. Tej na której leży najważniejsza osoba w moim życiu. Charlie podąża za mną milcząc widząc co się ze mną dzieje. Kiedy docieramy pod salę na krzesłach zauważam płaczącą Avę i Maxa.
- Ava? - spoglądam na nią zaskoczony.
- Tommy! - dziewczyna od razu podnosi się i rzuca w moje ramiona. Obejmuję dziewczynę i spoglądam pytająco na Maxa.
- Ona przetrwała. Jest cała jako jedyna - rzuca, a Charlie zamyka oczy dosłownie na chwilę, ale kiedy je otwiera nie jest tym samym Charliem co jeszcze kilka minut wcześniej...
Hejka. Tak prezentuje się kolejny rozdział. Co sądzicie? Mam nadzieję, że się podoba. Do następnego. Kisses :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top