Rozdział 59 - Szczęściarz
*Victoria POV *
Ze snu wybudza mnie straszny ból głowy. Powoli podnoszę się z ziemi. Ledwo utrzymuje się na nogach. Ból głowy dokucza mi jeszcze bardziej z każdym krokiem. W pomieszczeniu oprócz mnie jest tylko jakiś stary materac i drzwi. Nie ma okien, światła, żadnych mebli. Zero. Nie uda mi się stąd uciec. W ogóle co się stało? Jakim cudem tu jestem? Kiedy próbuję wszystko sobie przypomnieć do moich uszu dociera dźwięk kroków. Ktoś tu idzie. Szybko wracam na materac i kulę się w rogu pokoju, a raczej piwnicy. Drzwi się otwierają, a do środka wchodzi jakiś mężczyzna. Światło razi mnie w oczy. W ostatniej chwili postanawiam udawać, że śpię. Chyba nadal powinnam być nieprzytomna. Czuję jak ogromne dłonie faceta, który prawdopodobnie mnie porwał obejmują moje ciało. Po chwili słyszę jak ruszamy przez jakiś korytarz. Mężczyzna zaczyna wchodzić po schodach. Otwiera drzwi i łup. Rzucił mną! Jak można tak traktować ludzi?! Nie otwieram oczu.
- To ona? - po pomieszczeniu rozlega się głos mężczyzny.
- Tak. Nazywa się Victoria Vega. Ma 20 lat i 165 cm wzrostu.
Po co im to wiedzieć? Czego ode mnie chcą? Co ja im takiego zrobiłam do jasnej cholery?!
- Obudź ją - rzuca szorstko i po chwili czuję jak z całej siły uderza mnie w twarz. Otwieram oczy z krzykiem.
- Obudziła się - rzuca i siada na jakimś fotelu w rogu pokoju. Łapię się za piekący policzek po czym rozglądam po pokoju.
- Czego ode mnie chcecie? - pytam podnosząc się do pionu. Zaczynam obliczać ile procent szans mam na ucieczkę. Na oko jakieś 40%. Nie da rady.
- Zaprowadź ją do pokoju i pilnuj by nie uciekła - rozkazuje, a mężczyzna ponownie przerzuca mnie sobie przez ramię. Zaczynam się szarpać. Niestety nic to nie daje. Dostaję tylko w twarz.
- Nie męcz jej. Dużo facetów chciałoby być na twoim miejscu i mieć takie kobiety tylko dla siebie.
Słucham?! Co on właśnie powiedział?! To jakiś zboczeniec! Boże ratunku! Facet zaczyna iść długimi i stromymi schodami. Kiedy dociera na dół otwiera jakieś drzwi i wrzuca mnie do środka pomieszczenia. Uderzam głową o beton. Ciuchy, które mam na sobie są podarte i brudne. Makijaż rozmazany, a włosy potargane. Mężczyzna spogląda na mnie i posyła mi uśmiech.
Cholera co z nim nie tak?!
- Zaraz przyjdą pozostałe - dodaje dalej mi się przyglądając. - Ale z tego Thomasa szczęściarz.
Czuję jak zaczynam się trząść. Mój oddech przyśpiesza. Brunet rusza w moją stronę. Chwyta mój nadgarstek i podnosi mnie do góry. Przyciska mnie do z ściany z taką siłą, że tył mojej głowy przeszywa ból. Do oczu napływają łzy. Mężczyzna poprawia moje włosy opadające na twarz. Pochyla się i muska moją szyję. Z każdym pocałunkiem robi to namiętniej.
- Przestań! Cholera mówię, żebyś przestał! - krzyczę szlochając, niestety na nic.
- Zamknij się! - syczy po czym wraca do wcześniejszych czynności. Łzy spływają po mojej twarzy mocząc jego koszulkę. Wykorzystuje moment i uderzam go kolanem w krocze. Szybko wyrywam się z jego objęć i ruszam w stronę drzwi. Tak! Debil zostawił otwarte drzwi! Najszybciej jak umiem zaczynam biec korytarzami. Cholera! Przecież nie mam zielonego pojęcia jak stąd wyjść. Szybko zakręcam i zbiegam po schodach. Gdzie mogą być drzwi? Tam! Tam są! Kiedy do nich docieram ktoś łapie mnie za bluzkę i ciągnie. Zostają z niej same strzępy ledwo okrywające moje ciało. Facet związuje na moich nadgarstkach sznury tak mocno, że tamują dopływ krwi do moich nadgarstków.
Facet łapie mnie w pasie i ponownie przerzuca przez ramię. Szarpanie tylko pogorszy sprawę. Muszę sprawić by mi zaufał. Wiem, że Thomas zauważył już, że coś nie gra. Niedługo wpadnie na trop i mnie odnajdzie. Wierzę w to, a na razie muszę robić wszystko by mnie nie zabili. Chyba...
Hejka. Powoli zbliżamy się do końca historii. Co sądzicie? Mam nadzieję, że się podoba. Do następnego. Kisses :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top