Rozdział 52 - Dublin

Zaczynam krzyczeć. Otwieram oczy, a moje serce wali jak szalone. Biorę kilka głębszych wdechów, a następnie kulę się w rogu łóżka. Podkulam nogi do brody i pozwalam sobie na łzy. Nagle czuję jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Powoli podnoszę głowę do góry po czym spoglądam na blondyna. Charlie siada obok mnie i mocno przytula do siebie. Wtulam się w jego ramię, a następnie zaczynam szlochać.
- Spokojnie Tori. Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze.
- Skąd masz tą pewność? - spoglądam na niego zaszklonymi oczami.
- Wiem to - uśmiecha się lekko, a ja próbuje odwzajemnić uśmiech, ale czuję, że coś mi to nie wychodzi.
- Chcę się z nim spotkać - rzucam.
- No nie wiem Tori - spogląda na mnie z troską w oczach - Jesteś pewna?
- W 100% - dodaję ze łzami w oczach.
- Tori naprawdę się zastanów - zaczyna.
- Spokojnie nic się nie stanie - rozlega się głos z końca pokoju. Podnoszę się z łóżka i rozglądam się. Zauważam go. Stoi oparty o ścianę i bacznie mi się przygląda.
- Thomas - rzucam mu się na szyję.
- Cześć - szepcze mocno mnie obejmując.
- Nie odchodź - dodaję błagalnym tonem. Słyszę jak blondyn wychodzi z pokoju.
- Usiądź - prosi po czym sam siada na łóżku. Szybko siadam obok po czym nie spuszczam chłopaka z oczu.
- Cholera Thomas powiedz mi całą prawdę! - krzyczę przerywając ciszę.
- Tori proszę cię uspokój się.
Dlaczego mówi takim spokojnym tonem?!
- To nie takie proste. Co się stało?
- James, któregoś dnia po prostu mnie zaatakował. Nie powstrzymał się i raczej nie chciał. Tak po prostu mnie ugryzł. Nie mogłem nic na to poradzić. Kiedy się obudziłem i doszedłem do siebie nie mogłem tak po prostu wrócić do ciebie. Istniało ryzyko i to ogromne. Nie chciałem, żeby stała ci się krzywda. Chcę Cię chronić. Rozmawiałem z James'em. Między nami jest okay - tłumaczy mi.
- Więc w czym jest problem? - pytam spoglądając na niego zaskoczona.
- Muszę wyjechać. Gdzieś gdzie jest zimniej, rzadziej świeci słońce. Nie chcę się zdemaskować.
- Dlaczego James nie musi?
- Mam jechać z nimi - chłopak obejmuje moje dłonie.
- Tommy zabierz mnie ze sobą - rzucam błagalnym tonem.
- Nie mogę księżniczko. Za rok wrócę. Będę w całości opanowany i wyszkolony. Nie pozwolę cię skrzywdzić dlatego muszę wyjechać.
- Thomas nie możesz. Ja cię kocham - czuję jak łzy moczą moje policzki.
- Tori nim się obejrzysz będę z powrotem obok. Obiecuję ci - mocno mnie do siebie przytula.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro - jedno słowo, a tak mocno rani.
- Zostaniesz ze mną na noc?
- Tak. Ten ostatni raz księżniczko - szepcze i pozwala mi wtulić w niego.
* * * * *
Wyjechał. Tak po prostu. Pojechał do innego miasta dwanaście godzin drogi stąd. Lepiej być nie mogło! Rok bez niego to jak połowa życia. Zasuwam walizkę i zbiegam po schodach.
- Tori gdzie ty idziesz? - Charlie od razu toruje mi drogę.
- Wracam do mamy - rzucam i muskam jego policzek. - Dziękuję za wszystko Charlie. Pozdrów wszystkich.
Wybiegam z domu po czym pakuję walizkę do bagażnika taksówki.

Po kilku minutach dojeżdżam na lotnisko. Szybko spoglądam na tablicę odlotów. Samolot do Dublina równo za godzinę. To co czas się pożegnać? Żegnaj Thomas, Ava, Charlie, Chloé, Leo...
Dziś ponownie rozpoczynam nowy rozdział w swoim życiu. Tym razem bez osób na których mi zależy...

Hejka. Pierwszy rozdział od dłuższego czasu. Co myślicie? Wybaczcie, że trochę nudny, ale muszę się przyzwyczaić noi powoli zbliżać się do końca... Do następnego. KISSES :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top