Rozdział 49 - Przekonaj się
Budzę się w jego sypialni. Ten zapach od razu dał o sobie znać. Powoli obracam się i podnoszę do pionu. Przecieram oczy i spoglądam na zegarek. Równa 7:00. Dziwne, że Thomas tak wcześnie wstał. Ale okay może się zmienił. Powoli ruszam w stronę łazienki. Po porannych czynnościach ubieram się w zwykłe rurki i przewiewną koszulkę, po czym zbiegam na dół. Do mojego mózgu dociera wiadomość, że Tommy znowu wziął się za gotowanie. Bardzo dobrze, bo ostatnio zaczęły mi smakować jego potrawy. Obejmuję go w pasie i próbuję dojrzeć co szykuje na śniadanie. Niestety chłopak obraca mnie i chwyta w pasie. Spoglądamy sobie w oczy, po czym szatyn rzuca:
- Jesteś głodna? - pyta z troską.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - posyłam mu uśmiech po czym muskam jego policzek.
Od razu bierzemy się za jedzenie. * * * * *
Od tego dnia minął miesiąc. Thomas nie odzywał się od kilku tygodni. Byłam u niego w domu, ale to też nic nie dało. Nie zastałam go tam. Dlatego siedzę u Avy. Ona również nie ma pojęcia gdzie zaginął jej brat.
- A co jeśli coś mu się stało? - zaczynam panikować.
- Spokojnie na pewno nic mu nie jest - Peter od kilku godzin próbuje nas uspokoić.
- Jak chcesz możesz zostać u nas na noc - proponuje dziewczyna, a jej mąż podaje mi kubek z gorącą herbatą.
- Dziękuję, nie chcę robić wam problemu - posyłam im smutny uśmiech. Gdzie jest Thomas?
- To nie będzie problem. Będę czuła się pewniej - zapewnia dziewczyna.
- Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie - potwierdza chłopak.
- Niech będzie - wtulam się w dziewczynę po czym zamykam oczy. Wyobrażam sobie jego piękne czekoladowe oczy. Włosy i tą cudowną grzywkę. Jego chude, ale umięśnione ciało. Ja nie mogę. Tęsknię za nim jak cholera. Nic i nikt tego nie zmieni.
* * * * *
Od zaginięcia mojego Thomasa rzadko wychodzę z domu. Tak bardzo się martwię. Codziennie ktoś mnie odwiedza. Dziś akurat wypadło na Kaye. Siedzi ze mną od samego rana. Gadamy, oglądamy filmy i tak na zmianę. Nagle rozlega się dzwonek do drzwi. Niechętnie podnoszę się z sofy po czym otwieram drzwi. Chłopak w kapturze, a za nim drugi. Chwila ta blond grzywka. Charlie.
- Hej jak się trzymasz? - pyta wchodząc do domu. Jego przyjaciel zamyka drzwi, a następnie siadają obok na sofie.
- Nawet nie pytaj, siedzi cały dzień i patrzy się w ścianę - rzuca moja przyjaciółka.
- Rozumiem - blondyn wstaje po czym siada blisko mnie. Obejmuje mnie ramieniem po czym dodaje:
- Obiecuję ci, że Thomas się odnajdzie. Osobiście pomogę go szukać - wtulam się w niebieskookiego chłopaka po czym rzucam ciche Dziękuję.
- A ta paczka? - pyta szatyn siedzący obok Kayi.
- Jaka paczka? - spoglądam na Leo zaskoczona.
- No ta co leży na blacie - wskazuje na pudełko leżące w kuchni. Szybko podnoszę się i zabieram paczkę po czym ją odpakowuje. Róża. Pięknie zawinięta i jakiś liścik.
Tori,
Wiem, że dawno się nie widzieliśmy. Bardzo chcę cię przeprosić. Mam do załatwienia dużo rzeczy niestety nie mogę powiedzieć ci co. Musimy się spotkać. Jutro o 17:00 spotkajmy się za twoim domem na łące. To ważne proszę przyjdź sama.
- I co? - pyta Kaya.
- Chce się spotkać - dodaje zmartwiona.
- To chyba dobrze - Leo spogląda na mnie niepewnie.
- Ale mam przyjść sama - powtarzam jego słowa.
- Poczekamy na was w domu - odpowiada Charlie po czym siadam pomiędzy nim, a Kayą. Dziewczyna nawiązała dobry kontakt z szatynem, a to chyba dobrze. Charlie ma dziewczynę, a Leo jest sam. Tak niestety między Kaya, a Timem nie jest najlepiej. Nie będę się teraz zagłębiać w dalsze zakamarki ich związku. Opieram głowę na ramieniu kuzyna po czym zasypiam myśląc jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień.
* * * * *
Budzę się w swoim łóżku. Cała mokra i na dodatek sama. Czyli to co wydarzyło się z Tommym nie jest snem. Chowam głowę w dłonie i zaczynam rozmyślać nad tym co przyniesie ten dzień.
Od kilku godzin myślę już tylko o spotkaniu z Thomasem. Charlie przyprowadził Chloe i zdecydowali się na dotrzymanie towarzystwa Kayi i Leondre. Jestem już prawe gotowa. Do spotkania zostało już tylko 10 minut. Stresuję się, ale w końcu zobaczę Thomasa.
- Dasz radę - pociesza mnie Chloe.
- Dzięki - posyłam jej przyjazny uśmiech po czym wychodzę. Idę powoli. Stawiam krok za krokiem. Zatrzymuje się dopiero przed jeziorkiem okrążonym drzewami. Mijają sekundy, a nawet minuty. Czuję jakby ktoś za mną przebiegł. O co chodzi? Powoli podnoszę się z klęczek i odwracam się.
- Thomas? - spoglądam na niego zaskoczona. Wygląda inaczej, ale nie do końca.
- Tori - robi mały krok w moją stronę, ale nadal jest daleko.
- Powiedz mi co się dzieje - dodaje ze łzami w oczach. Dlaczego nawet mnie nie przytulił?
- Nie mogę - zaprzecza.
- Thomasie mam prawo wiedzieć. Nie kochasz mnie już? - spoglądam na niego z za szkolnymi oczami.
- Kochanie nie o to chodzi - protestuje, a ja wtulam się w niego. Chłopak przez chwilę przytula mnie do siebie, ale po kilku sekundach odpycha mnie.
- Naprawdę cię nie rozumiem - dodaje lekko zła.
- Muszę odejść - rzuca to bez żadnego uczucia.
- Żartujesz sobie ze mnie?! Wiesz co przeżyłam kiedy ciebie nie było obok?! - czuję się tak jakbym za chwilę miała upaść.
- Tori to tylko i wyłącznie dla twojego dobra - tłumaczy mi.
- Nie wierzę - łzy oblewają moją twarz.
- Proszę nie płacz i chodź tu do mnie - prosi chlopak, a ja wtulam się w niego. Mocno mnie obejmuje. Wtula głowę w moje włosy. Chciałbym by ta chwila trwała wiecznie. Niestety tak nie jest.
- Zrozum, że coś się stało i chcę, żebyś była bezpieczna. Odezwę się za kilka dni obiecuję, ale teraz wróć do domu i pomyśl, że jestem obok. - nie zdążyłam nawet powiedzieć słowa ponieważ od razu złączył nasze usta w krótkim pocałunku, a następnie zniknął. Tak po prostu zniknął. Opadam na kolana. Coś mi tu nie gra. Jego usta. To nie były te same co jeszcze kilkanaście dni temu. Był lodowaty, blaty, a oczy te jego piękne oczy nie były czekoladowe. Mogłam zauważyć to od razu.
- Tori wszystko dobrze? - obok mnie pojawia się Charlie.
- Nic nie będzie dobrze - dodaje płacząc.
- Co się stało? - pyta zaskoczony i siada obok mnie.
- Gdybym ci powiedziała, nie uwierzyłbyś - tłumaczę mu.
- Przekonajmy się - spogląda na mnie poważnym wzrokiem.
- Charlie on...on..Thomas jest - nie mogę powiedzieć tego jednego słowa. Cholernego słowa, które zniszczy mi życie.
- Spokojnie od nowa - uspokaja mnie.
- Charlie... Thomas jest wampirem - rzucam zrozpaczona....
Hejka. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze jednak tu jest. Co sądzicie o rozdziale? Naprawdę długo zbierałam się na to by go dodać ponieważ po drodze padło wieke niemiłych komentarzy dotyczących mojej książki między innymi, że ściągnęłam że Zmierzchu i nie potrafię napisać nic własnego. No trudno, negatywne komentarze też muszą się pojawiać. Przez kilka ostatnich dni zastanawiałam się czy po prostu nie skończyć pisania tej powieści, ale zdecydowałam. Nie usunę jej, choć rozdziały będą dodawane w różnym tempie, będą się pojawiać. No to co do następnego. BESOS: *
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top