Rozdział 29 - I'm promise...
Siedzę na ławce pod drzewem, które ma białe kwiaty. Czuję jak wiatr porusza moimi włosami. Biorę głęboki wdech. Nie wiem co tu robię. Nagle ktoś zakrywa mi oczy. A następnie pyta:
- Zgadnij kto to? - rozpoznaje głos od razu. Tommy.
- Thomas - rzucam a on zabiera dłonie. Obok mnie siada Jamie.
- Nadal nie możesz o nim zapomnieć? - pyta smutno.
- Jak to? Nie rozumiem - rzucam zaskoczona.
- Nadal masz zaniki pamięci - tłumaczy mi- Miałaś problemy z pamięcią - dodaje chłopak.
- Gdzie jest Thomas? - pytam zrozpaczona.
- Niestety już nie na tym świecie - rzuca od niechcenia.
- Co się stało? - pytam spanikowana.
- Kiedy chcieliście uciec ktoś go postrzelił - rzuca bez zrozumienia. Zaczynam płakać. To nie możliwe. On nie umarł. Jak? Kiedy? Na 100% pamiętała bym. Nagle się budzę. Cała mokra. Momentalnie robi mi się zimno. Mocniej opatulam się kurtką szatyna. Chwila gdzie Thomas? W tym samym momencie otwierają się drzwi a do środka wrzucają Thomasa. Szybko do niego podchodzę.
- Tommy - szepcze ze łzami w oczach. Co oni mu zrobili?
- Spokojnie Tori mam plan. Obiecuje ci że jeszcze dziś stąd uciekniemy. - rzuca chłopak i muska mój policzek.
- Masz moją broń? - pyta szatyn a ja momentalnie sobie o niej przypominam. Szybko wyciągam ją zza paska i podaje Thomas'owi. On bierze ją ode mnie i chowa za swój pasek. Wygląda tak cudownie. Jest taki skupiony.
- Chowaj się za mną i proszę cię nie odchodź ode mnie bo tu jest strasznie niebezpiecznie - rzuca błagalnym tonem szatyn.
- Okay - rzucam a przez moje ciało przechodzi dreszcz. Powoli wychodzimy z pomieszczenia. Idę za Tommy'm tak jak mi kazał. Czuję jak jego dłoń obejmuje moją. Za kilka kroków będziemy już przy wyjściu. Zza zakrętu zauważam już ogromne drzwi. Szybko do nich podbiegamy. Choć czuję ogromny ból próbuje tego po sobie nie pokazać. Nie puszczam jego dłoni. Nim zdążyłam się zorientować byliśmy już obok jego samochodu. Szatyn otworzył mi drzwi a kiedy się zapięłam dopiero je zamknął. Szybko okrążył samochód i kiedy już chciał wsiąść zza drzwi budynku wyskoczył jeden mężczyzna. Thomas szybko wyciągnął broń i strzelił. Chłopak upadł. Przez moje ciało przechodzi kolejny dreszcz. Szatyn wsiada do samochodu i od razu rusza. Zauważam w lusterku jak z budynku wybiega kolejny mężczyzna ale tym razem jesteśmy już w bezpiecznej odległości.
Przez chwilę spoglądam jeszcze w lusterko po czym przenoszę wzrok na szatyna. Moje oczy zaczynają się kleić. Przez chwilę walczę sama ze sobą aż w końcu odpuszczam i pozwalam się im zamknąć.
*****
Czuję jak ktoś niesie mnie w swoich ramionach. Powoli otwieram oczy. Zauważam go. Idzie skupiony i trzyma mnie na rękach. Powoli wchodzi po schodach i otwiera drzwi od domu Avy. Kładzie mnie na sofie i wychodzi z salonu. Po chwili wraca z opatrunkami i wodą utelnioną. Podnoszę się do pionu.
- Idź się wykąpać a jak już się wykąpiesz to cię opatrzę. Zgoda? - spogląda na mnie troskliwie. Próbuje się uśmiechnąć ale niestety coś mi to nie wyszło. Ruszam głową na znak zgody i ruszam do łazienki biorąc po drodze ubrania Avy które Thomas naszykował. Zamykam się w łazience i odkręcam wodę. Po chwili wchodzę do środka. Opieram głowę na małej poduszeczce i zamykam oczy. Nie ukrywam że jest mi bardzo przyjemnie. Po tych kilku dniach katuszów taka kąpiel co przyjemność.
*****
Właśnie siedzimy na sofie. Thomas kończy mnie opatrywać. Dokładnie obserwuje jego ruchy. Jest taki skupiony a zarazem bardzo przystojny. Widać że jest bardzo zmęczony. Boję się spytać co mu zrobili. W końcu kończy.
Dalej mu się przeglądam. Nagle on również spogląda na mnie. Czuję że cała się rumienię.
- To co czas jechać do hotelu - rzuca chłopak.
- A ty? - pytam zaskoczona.
- Ja niczego nie potrzebuje - tłumaczy mi.
- Nie wierzę ci - rzucam protestując.
- Tori - chce protestować.
- Thomas proszę cię to nie są żarty - dodaje zmartwiona.
Szatyn powoli wstaje. Nie spuszczam z niego wzroku.
Jego ręce wędrują w stronę guzików od koszuli. W bardzo wolnym tempie ją rozpinana. Moim oczom ukazuje się jego chude ale umięśnione ciało. Na całej klatce piersiowej widnieją rany albo siniaki. Do oczu napływają mi łzy.
- To moja wina - szepcze załamana.
- Tori nie mów tak. To tylko i wyłącznie moja wina - zaprzecza chłopak obejmując mnie. Przytulam się do niego bardzo delikatnie.
- Chodź - rzucam i ruszam w stronę łazienki. Kiedy do niej wchodzimy szatyn zamyka drzwi. Zaczynam powoli przemywać jego rany. Już wiem jak się czuł kiedy ja go obserwowałam. Kiedy kończę spoglądam mu w oczy. Delikatnie się do niego przytulam.
- Spokojnie nie musisz tak delikatnie się ze mną obchodzić - rzuca chłopak ze śmiechem.
*****
Kiedy Thomas wytłumaczył mi całą prawdę zrozumiałam że mój sen był w jakieś części trafny.
- Muszę cię odwieść do hotelu- rzuca smutno.
- Mogę zostać tu z tobą - proponuje mu.
- Dziewczyny na pewno się niepokoją musimy jechać - dodaje szatyn i ruszamy w stronę jego samochodu.
*****
Od dwóch dni nie widziałam Thomasa. Martwię się że go dopadli. Zmartwiona chodzę po mieście już chyba od dwóch godzin. W końcu zmęczona siadam na jednej z ławek.
- Hej - dociera do mnie głos szatyna.
- Hej - uśmiecham się na jego widok.
- Musiałem cię zobaczyć - rzuca chłopak siadając obok mnie.
- Też miałam taką potrzebę - rzucam zgodnie z prawdą. Szatyn obejmuje moją dłoń.
- Proszę nie zostawiaj mnie nigdy więcej - szepcze mu prosto w twarz. Szatyn tylko się uśmiecha.
- Obiecuję - uśmiecha się i muska moje usta. Odwzajemniam pocałunek.
- Tori? - rozlega się głos. Odwracam się w tamtą stronę i zauważam...
Hej to tyle. Trochę krótki i nudny wiem ale dużo nauki i takie moje małe problemy. Postaram się jutro albo pojutrze dodać trochę dłuższy i będzie się więcej działo. Mam nadzieję że nadal mnie czytacie. Komentuje i dawajcie gwiazdki jeżeli się wam podobało. To dla mnie bardzo ważne. Miłego czytania i pamiętajcie możecie też podsuwać mi swoje pomysły. BESOS :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top