Rozdział 27 - True...
Budzę się z bólem głowy. Co się stało? Podnoszę się do pionu i rozglądam się po pomieszczeniu. To nie jest mój pokój. Gdzie ja jestem? Nagle wszystko sobie przypominam. Podpierając się o ścianę próbuję wstać. Wyglądam przez okno. Niestety pomyślano o wszystkim. W życiu nie przecisnęłabym się przez te kraty. Ponownie zaczyna mi się kręcić w głowie. Chwytam się krat by nie upaść. Kim są ci ludzie? Dlaczego zaufałam temu mężczyźnie? Przecież jeszcze dwa dni temu kłócił się z Thomasem. Jaka ja jestem głupia. Jak widać miłość do Thomasa i strach, że coś mu się stanie były silniejsze niż rozwaga. Do oczu cisną mi się łzy, ale nie dam im tej satysfakcji. Będę silna. Muszę być silna. Nagle drzwi się otwierają, a do środka wchodzi ponownie mężczyzna w kominiarce.
- Masz to zjeść - rzuca ostro i stawia tacę z chlebem i wodą na ziemi.
- Nie będę tego jadła - protestuje, a co jak to jedzenie jest otrute?
- Twoja sprawa, ale do wieczora nie dostaniesz nic więcej - rzuca mężczyzna.
- Myślisz, że się ciebie boję? - pytam udając twardą.
- Nie pyskuj - dodaje ostro chłopak i chce wyjść.
- Bo co mi zrobisz? - pytam dalej. A on wkurzony podchodzi do mnie i uderza mnie w twarz. Kilka razy.
- Zamknij pysk - rzuca i wychodzi zamykając drzwi. Nie potrafię utrzymać się na nogach. Opadam na ziemię. Jednak nie wytrzymuję i pozwalam by łzy zalały moją twarz. Kulę się w rogu i wpatruję się w tacę z jedzeniem. Słyszę głosy i krzyki dochodzące zza drzwi. Nagle drzwi się otwierają ponownie...
Thomas POV
Muszę porozmawiać z Tori. Ostatnio nie byłem dla niej zbyt miły. Mam po prostu problemy. Ale nie zawsze przy mnie były, a ona owszem. Muszę ją przeprosić. Szybko wbiegam po schodach na piętro w hotelu, w którym mieszka. Szukam jej pokoju. Kiedy go znajduje pukam, a drzwi otwiera mi Ava.
- Thomas - rzuca zalana łzami.
- Co się stało? - pytam wystraszony.
- Wejdź - rzuca, a kiedy wchodzę do środka zauważam tam Kayę, Natalie i jakiegoś chłopaka. Obie dziewczyny mają podobne miny do mojej siostry.
- Czy powie mi ktoś co tu się dzieje?! - pytam lekko podnosząc głos.
- Thomas - uprzedza mnie Ava.
- Spokojnie - rzuca Kaya i rusza w moją stronę. Daje mi znak bym poszedł za nią. Wychodzimy na balkon.
- Kaya proszę powiedz mi co się dzieje - rzucam niecierpliwiąc się.
- Wczoraj kiedy siedzieliśmy w kawiarni jakiś mężczyzna zawołał Tori. Poszła do niego. Rozmawiali z jakieś pięć minut, a potem powiedziała, że musi załatwić coś ważnego i żebyśmy przyszli do niej o 19 i odeszła z nim. O 19 nikogo nie było. Czekaliśmy do rana, ale nie wróciła - tłumaczy zrozpaczona. Czuję jak złość we mnie wzrasta. To musiał być on. Jak mi groził nie wpadłem na pomysł, że akurat wybierze ją. Wydawało mi się, że nic jej nie grozi. Jeżeli nie będę się z nią pokazywał, rozmawiał i traktował ją surowo oni nigdy nie wpadną na pomysł, że kocham ją nad życie, ale jednak.
- Thomas powiedz coś - rzuca błagalnym tonem dziewczyna.
- Musicie tu zostać na wypadek gdyby wróciła - rzucam wracając do pomieszczenia.
- Co chcesz zrobić? - pyta Ava.
- Nie ważne musisz tu zostać - tłumaczę - Nie otwierajcie nikomu i najlepiej będzie jak wszyscy zostaniecie w hotelu - dodaje.
- Thomas - słyszę głos swojej siostry. Odwracam się. Dziewczyna przytula mnie i szepcze:
- Znajdź ją Tommy - kiedy to słyszę muskam czubek jej głowy i wychodzę. Szybko wybiegam z hotelu i odszukuje swój samochód. Ruszam w stronę domu Avy. Po drodze muszę jeszcze coś załatwić. Otwieram drzwi od mieszkania i wbiegam do mojego starego pokoju. Wyciągam czarne spodnie, szarą bluzkę i skórzaną kurtkę. Z szafki wyciągam szufladę i wyjmuje z ukrycia broń. Chowam ją pod kurtkę i zostawiam telefon. Boże gdzie oni mogli ją wywieźć ?! Za chwilę stracę panowanie. Cholera myśl! Jeszcze jej coś zrobią! Wiem stare magazyny! Jedyna kryjówka, której jeszcze nikt nie odkrył. Spoglądam w lustro. To wszystko przeze mnie! Mogłem to przewidzieć! Jeśli coś się jej stało nie ręczę za siebie. Pozastrzelam ich wszystkich.
- Boże Tori idę po ciebie - rzucam szeptem sam do siebie i wychodzę...
Victoria POV
Cała obolała z trudem nie krzyczę kiedy jakiś mężczyzna prowadzi mnie do innego pomieszczenia. Sadza mnie na krześle, a do środka wchodzi znajomy chłopak. To on. To przez niego tu jestem. Siada ma przeciwko mnie.
- Czego ode mnie chcecie?- pytam udając twardą.
- Spokojnie ty jesteś tylko przynętą - tłumaczy mi.
- Nie długo będziesz wolna - zaczyna się śmiać.
- Thomas - szepczę ze łzami.
- Dobrze - uśmiecha się. - Zgadłaś - dodaje. Boże tylko nie on!
- Zabrać ją!- krzyczy, a ten sam mężczyzna ciągnie mnie za sobą. Szarpię się. Próbuję wyrwać. Zaczynam go kopać, gryźć. Wkurzył się. Wrzuca mnie do środka, a ja ląduję pod ścianą. Wydaje jeden cichy i krótki jęk. Zaczyna mnie kopać. Próbuję nie krzyczeć. W końcu wychodzi. Podpieram się na rękach i chcę wstać, ale moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Czuję na ustach smak krwi. Z trudem czołgam się w stronę tamtego kąta. Czuję pustkę. Jestem głodna i obolała, ale będę walczyć. Nagle rozlega się strzał. Potem następny. O Boże. Tylko nie to. Proszę. Słyszę krzyki. Odgłosy walki. Zaczynam się trząść. Boję się. Oni mogą go zabić. Nagle drzwi się otwierają. Chowam głowę w dłonie i zamykam oczy. Po moich policzkach płynął łzy. Moje ciało całe się trzęsie. Słyszę kroki, a następnie czuję oddech na karku.
- Tori - rozlega się dźwięk jego głosu. Moje serce przyśpiesza. Powoli podnoszę głowę.
- Thomas - szepczę, a na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech.
- Spokojnie już ci nic nie grozi - tłumaczy i uspokaja mnie po czym wkłada ręce pod kolana, a drugą rękę kładzie na moich plecach, po czym podnosi mnie z ziemi. Obejmuje go za szyję i wtulam twarz w jego ramię. Szatyn wynosi mnie z magazynów. Otwiera samochód i sadza mnie na przednim siedzeniu. Zdejmuje kurtkę i zakłada na mnie.
- Thomas za tobą - rzucam najgłośniej jak pozwalało mi gardło. Chłopak szybko się odwraca i wyciąga broń. Mężczyzna, który mnie porwał nieruchomieje.
- Tommy nie możesz mnie zastrzelić - próbuje zdobyć jego zaufanie.
- Dlaczego nie? - pyta ze śmiechem.
- Bo jako jedyny jestem po twojej stronie - okłamuje go chłopak.
- Przepraszam stary - rzuca Thomas i opuszcza broń. Co?! On mu uwierzył?! Tylko nie to! Thomas go przytula, a następnie rzuca:
- Dziękuje przyjacielu za porwanie dziewczyny, którą kocham - przykłada broń do jego pleców i strzela. Kiedy oddaje strzał moim ciałem wstrząsa dreszcz. Bałam się, że mu uwierzył. Thomas szybko siada na miejscu kierowcy i odpala silnik. Odjeżdżamy. Szatyn przyśpiesza. Jedzie w stronę domu Avy. Po co tam? Parkuje tuż pod mieszkaniem i bierze mnie na ręce. Powoli wnosi do swojego pokoju i kładzie na łóżku.
- Zaraz odwiozę cię do hotelu, ale najpierw ty się przebierzesz i zmyjesz krew, a ja się upewnię, że jest tam bezpiecznie - rzuca chłopak.
- Thomas - rzucam szeptem. Chłopak spogląda mi w oczy.
- Tak?- pyta z troską.
- Przepraszam - dodaje i wtulam się w niego.
- Nie masz za co. To tylko i wyłącznie moja wina - zaprzecza chłopak obejmując mnie.
*****
Właśnie zmieniłam ciuchy. Do łazienki wchodzi Thomas.
- Jesteś cała? - pyta zmartwiony i bacznie mi się przygląda.
- Tak nic mi nie jest , a tobie? - pytam spoglądając na niego. Przebrał się.
- Mi też nic - rzuca i obejmuje moją twarz. Przejeżdża kciukiem, po mojej dolnej wardze. Przez chwilę patrzymy sobie w oczy, a następnie wtulam się w niego, a twarz znowu wtulam w jego ramię. Czuję jak jedna z jego dłoni masuje mnie po głowie.
- Musimy jechać dziewczyny się niepokoją - tłumaczy mi, a ja ponownie spoglądam mu w oczy.
- Rozumiem - rzucam i chce wyjść, ale on przytrzymuje mnie za nadgarstek i po chwili przyciąga do siebie. Ponownie obejmuje moją twarz i muska moje wargi.
- Tak bardzo się bałem, że coś ci zrobili - szepcze szatyn, a ja oddaje mu pocałunek.
- Byłam głupia, że mu uwierzyłam - rzucam po cichu.
- Co on ci powiedział? - pyta chłopak nadal tuląc mnie do siebie.
- Że jesteś w niebezpieczeństwie i muszę jechać się z tobą spotkać - opowiadam mu.
- Proszę powiedz mi całą prawdę - rzucam błagalnym tonem.
- Co chcesz wiedzieć? - pyta szatyn siadając na wannie. Siadam obok niego.
- Kim byli ci ludzie? - pytam bojąc się prawdy.
- Kiedy wróciłem z Argentyny bardzo za tobą tęskniłem. Skończyłem nagrywać film, dlatego nie miałem nic do roboty. Cały czas o tobie myślałem. Martwiłem się i tęskniłem na przemian. Któregoś dnia spotkałem Jona. Zaproponował mi pracę, żebym mógł czymś się zająć. Byłem głupi. Zgodziłem się. Dałem się w to wkręcić. Pomagałem im zabijać ludzi którzy kiedyś jakoś im zawinili albo nadal wiszą im kasę lub coś innego. Ale w którymś momencie się ocknąłem. Zrozumiałem swój błąd. Odszedłem, zrezygnowałem. Wróciłem do normalnego życia choć nadal mi ciebie brakowało. Aż tu nagle w telewizji pokazano ciebie. Powiedziano że za tydzień przyjedziesz do Londynu. Bilet kupiłem od razu. Chciałem zobaczyć cię jeszcze raz i podchodziłem do tego jak to by była ostatnia szansa - opowiadał mi chłopak.
* * * * *
- Tori tak się bałyśmy - rzuca Ava i mnie obejmuje.
- Niepotrzebnie - próbuje się uśmiechnąć choć nadal myślę o Thomasie. Wyszedł. Czy kiedyś się jeszcze spotkamy?
- Przepraszam was na chwilę - rzucam i wybiegam z pokoju. Biegnę korytarzem a następnie zbiegam po schodach nie chcąc marnować czasu na windę. Wybiegam z hotelu i biegnę w stronę parkingu z tyłu hotelu. Jest.
- Thomas - rzucam stając kilkanaście kroków od niego.
- Victoria - rzuca i się odwraca.
Przez chwilę stoimy w ciszy i patrzymy na siebie. Nie wytrzymuje. Zaczynam biec w jego stronę. Następnie rzucam mu się na szyję. Mocno go obejmuje i przytulam do siebie. Szatyn odgarnia moje włosy z twarzy po czym ją obejmuje. Nagle muska moje wargi. Czuję jak na nasze twarze spadają krople deszczu. Oddaje mu pocałunek. I tak z kilka razy aż nagle szatyn przestaje i spogląda na jeden z balkonów. Przenoszę wzrok w to samo miejsce co on. Ava.
- Ava myślałaś że Cię nie zauważę ?- pyta chłopak ze śmiechem.
- Oj przepraszam musiałam zerknąć - uśmiecha się a ja odwzajemniam uśmiech. Z nieba zaczyna spadać coraz więcej kropli deszczu. Spoglądam w górę. Zamykam oczy. Czuję jak kropelki muskają moją twarz. Chłopak obejmuje moją dłoń. Uśmiecham się jeszcze bardziej. Otwieram oczy i przenoszę wzrok na niego. Thomas obejmuje mnie ramieniem a następnie ruszamy w stronę hotelu...
Hej! To tyle na dziś. Jak wam się podoba? Piszcie w komentarzach. Starałam się by był dłuższy i ciekawy ale nie wiem czy mi się udało. Jest też kawałek punktu widzenia Thomasa. Tori i Tommy znowu razem. Co sądzicie?
Macie jakieś ciekawe pomysły na temat jak byście chcieli aby ta historia potoczyła się dalej? Piszcie może wykorzystam jakiś pomysł... BESOS :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top