Ciepłe krople wody

Promienie słoneczne przebijały się przez okno. Wiatr powiewał jej rude włosy, a w powietrzu unosił się zapach skoszonej trawy.

Miała nadzieję, że gdy otworzy oczy znów będzie w swoim dormitorium w Hogwarcie. Że wszystko będzie tak jak dawniej. Jak każdego dnia wstanie zje śniadanie i pójdzie na zajęcia. Że zaraz obudzi ją jej budzik. Ale tak się nie stało. Obudziły ją albowiem rozmowy. Na pewno do przyjemnych one nie należały.

- Albusie ja MUSZĘ ją zobaczyć!

- Molly, ona jest teraz zmęczona i roztrzęsiona. Musi odpocząć.

- Chyba mi nie powiesz, że dla ciebie normalką są odwiedziny jeszcze nie istniejącej wnuczki!

Wydarła się zniecierpliwiona.

- Sytuacja jest dosyć poważna, nie sądzisz Molly? Odesłanie ją do domu nie jest jedynym problemem.

- A więc powiesz co jest jeszcze gorsze?!

- Otóż, jeśli któryś z zwolenników Voldemorta dowiedziałby się o jej przybyciu lub co gorsza o tym, że jest ona córką Harrego, oboje byliby w jeszcze większym niebezpieczeństwie.
W każdym razie, Zakon zrobi wszystko aby ją uchronić.

Rozmowy przerwały im skrzypienie schodów po których schodziła zaspana Lili.

Jej włosy sterczały w każdą stronę. Wory pod oczami wskazywały na to, że prawdopodobnie nie zmrużyła oka. Miała na sobie za dużą koszulkę którą znalazła w pokoju swojego wujka.

Na chwilę zapanowało milczenie. Pani Weasley wpatrywała się w nią jakby zobaczyła ducha, a twarz Dumlbedorea nie wykazywała żadnych konkretnym emocji.

- Ym, dzień dobry. Nie przeszkadzam?

- Ależ oczywiście, że nie i tak już miałem się zbierać.

Rozejrzał się po pomieszczeniu po czym powiedział:

- Dziękuję za herbatkę i ugoszczenie mnie Molly. Widzimy się nie bawem.

Powiedział jak zwykle spokojnym i opanowanym głosem. Już po chwili było słychać huk teleportacji.

Dwie kobiety wpatrywały się w siebie. Żadna nie miała pojęcia co powiedzieć.
Dla każdej powietrze zrobiło się gęstrze i ściskało coś w żołądku.

- No to dosyć nie codzienny widok.

Odezwała się po dłuższej chwili młodsza z nich.

- Och racja, dosyć... niezwykły.

Tutaj urwała wpatrując się w drugą z zaciekawieniem.

- A więc może coś zjesz? Pewnie jesteś bardzo głodna i wycieńczona.

- Oczywiście. Jeśli to nie problem.

- Żaden problem. Siadaj.

Powiedziała i wzkazała na krzesło przy stole.

Lili nie rozumiała dlaczego tak ciężko jej się z nią rozmawiało. Przecież na każde święta tu przyjeżdżała. A rozmowa z jej babcią zawsze była luźna i żywa. Aczkolwiek rozumiała ją. Właśnie się dowiedziała, że ma wnuczkę.

Usiadła na wskazane miejsce i uśmiechnęła się słabo.

- Co byś zjadła? Tosty, jajecznice, naleśniki, gofry? Mam też trochę kurczaka z wczoraj jakbyś...

- Wystarczą tosty.

Powiedziała nieśmiało.

Nagle do domu wparował zdyszany Pan Weasley.

- Na brode Merlina.

Powiedział z szeroko otwartymi ustami.

- Ty pewnie jesteś Lili.

Powiedział po czym uścisnął jej rękę.

- Tak, dzień dobry.

Po chwili jedzenie pojawiło się na talerzu, a Pani i Pan Weasley dosiadli się niepwnie do stołu.

- Może opowiesz coś o sobie?

Zapytała tak cicho jakby bała się, że głośność jej słów może ją zabić.

- Chyba, nie ma zabardzo co opowiadać.

- Och przestań, na którym roku jesteś? I do jakiego domu trafiłaś?

- Jestem w Gryffindorze, na 4 roku.

Tutaj się zatrzymała. Nie wiedziała jakby te zdanie sformułować aby nie zabrzmiało dziwnie.

- Aa... moi rodzice? Na którym roku są?

- Twoi rodzice...

Starsza kobieta zastanawiała się nad tym stwierdzeniem. Jak to dziwnie brzmi. Jej córka żoną Harrego Pottera.

- Ym, idą na piąty. Czyli tutaj są o rok starsi.

Powiedziała jakby wyrwana z amoku.

Dziewczyna zaczęła się zastanawiać. Jak oni zareagują na to, że mają córkę?
Pewnie teraz nic ich nie łączy i będzie to dla nich duży szok.

Jakie to dziwne. Jej tata, zawsze poważny i opanowany człowiek jako nastolatek. A jej mama? Osoba która zawsze znajdzie wyjście z każdej sytuacji jako roztargniona nastolataka.

To było poprostu nie do wyobrażenia.

- Powiedz mi, masz rodzeństwo?

Spytał uśmiechnięty Artur jakby w ogóle się zaistniałą sytuacją nie przejmował.

- Yy, tak. Dwóch braci Jamesa i Albusa. Albus jest odemnie o dwa lata starszy a James o trzy.

Powiedziała mieląc w buzi tosta.

- Och, to świetnie. A powiedz mi gdzie mieszkacie?

- W dolinie Godryka.

- Doprawdy? To chyba dobrze prawda?

- Tak, bardzo przyjemna okolica.

Zapadła dosyć niezręczna cisza przerywana tylko ćwierkaniem ptaków.

- Smakuje ci złotko?

Spytała uprzejmie Molly.

- Tak, jest naprawdę pyszne.

- Cieszę się.

Powiedziała i szybko wstała zapewne aby posprzątać ze stołu.

***

- Będziesz na razie spała w pokoju Ginny dobrze?

Spytała Pani Weasley oprzemym tonem.
Dziewczyna tylko skinęła głową.

- Tutaj masz ręcznik i piżamę, jakbyś czegoś potrzebowała to odrazu mów. Nie krępuj się złotko.

- Dobrze dziękuję.

Nora wydawała jej się inna niż zwykle.
Zawsze tętniła życiem, a tutaj jest raczej dość ponura atmosfera. Pozatym zawsze gdy była w norze wszędzie kręciło się pełno osób. Nigdy nie można było nażekać na nudę.

- Pani Weasley?

Powiedziała Lili gdy miała już wychodzić.

- Żadna pani, mów mi babciu.

Oznajmiła jak zwykle uśmiechnięta.

- Trochę dziwnie mi tu być.

Molly zrobiła kwaśną minę.

- A czemusz to?

Dziewczyna zastanowiła się trochę, a na ustach widniało coś w stylu grymasu.

- Chodzi o to, że... w moich czasach jest tu trochę inaczej.

Zastanowiła się nad sensem swoich słów po czym kontynuowała.

- Tam jest trochę bardziej tłoczno i szczęśliwie. A tutaj czuję się trochę... problemem.

Starsza kobieta uśmiechnęła się smutno po czym podeszła do dziewczyny i zamknęła ją w szczelnym uścisku.

- Nie mów tak. To był zwykły wypadek, naprawdę. Nie zawracaj sobie tym głowy.

- Dziękuję babciu.

- Nie ma sprawy złotko. A teraz idź spać. Jutro trzeba trochę posprzątać dom na przyjazd... no... twoich rodziców.

Powiedziała szybko.

- Łazienka jest tam. Choć pewnie to wiesz. Dobranoc.

- Dobranoc.

Pani Wesley wyszła a rudowłosa rozejrzała się po pokoju.

Gdy z rodziną przyjeżdżała do nory to właśnie w tym pokoju spali jej rodzice, a ona z braćmi zazwyczaj w pokoju który niegdyś należał do wujka Georgea.

Wszystko wyglądało inaczej. Na ścianach były powieszone plakaty o Quidditchu. Na biurku porozwalane książki, a po kątąch walały się ubrania. W jej czasach nie było plakatów ani książek. Było czysto i schludnie. Był to zwykły pokój z łóżkiem i biurkiem.

Po jej ciele spływały ciepłe krople. W powietrzu unosiła się para, a ona sama myślała. Zawsze wtedy myślała. Pod prysznicem skupiała się bardziej niż na lekcjach.

Jak jest teraz w jej świecie? Czy podjęli jakieś działania żeby ją z tąd wydostać? Pewnie rodzice się zamartwiają. Tak bardzo chciałaby dać im jakąś wiadomość. Że jest bezpieczna, że nic jej nie jest.

Nie mogła się doczekać spotkania z jej rodzicami. Wiedziała, że nie będą tacy sami, ale poprostu dodawało to jej swojego rodzaju otuchy.

Po wzięciu prysznica położyła się do łóżka. Pod oczami miała piasek. Chciała jednego. Zasnąć.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top