Rozdział 8
Tris
Następnego dnia budzi nas przykry dźwięk, jakby ktoś jeździł paznokciami po tablicy. Wzdrygam się i mam ochotę zatknąć uszy.
- Za pięć minut na zewnątrz - rzuca krótko Amar i wychodzi.
Wszyscy zwlekają się z łóżka z jękiem. Patrzę na zegarek i już wiem, dlaczego jestem taka niewyspana - jest piąta rano. Siadam na łóżku i zakładam buty. Wychodzimy wszyscy razem i kierujemy się do wyjścia.
Na dworze jest jeszcze szaro, jakby słońcu też nie chciało się wstać. Próbuję stłumić ziewanie, ale przez moją nocną wędrówkę z Tobiasem, nie spałam wystarczajaco długo.
- Zaczynamy od dziesięciokilometrowego biegu - mówi Amar, kiedy ustawiamy się przed nim w równym rzędzie. - Kto będzie oszukiwał, ten pożałuje. Pamiętajcie, że nie rzucam słów na wiatr - przygląda nam się z ironicznym uśmiechem, po czym dodaje - Za mną. Aha, Cztery, chodź do przodu, pobiegniesz ze mną.
Tobias marszczy brwi, ale idzie do Amara. Mieliśmy trzymać się razem, a on mnie zostawia samą...
Zaczynamy bieg. Niektórzy chcą być lepsi od innych i od razu biegną bardzo szybko. Ja natomiast wolę truchtać, żeby zachować siłę na cały dystans.
- Co tam? - Pyta Eric, zrównując się ze mną.
- Nic nowego. A u ciebie? Podoba ci się tutaj? - Odpowiadam i uśmiecham się do niego.
- Tak. Inaczej nie wybrałbym tej frakcji.
- Racja.
Przez chwilę biegniemy w ciszy, zerkając na siebie od czasu do czasu. Myślałam, że ludzie z Erudycji nie są zbyt przyjaźni, ale Eric jest inny. Nie traktuje mnie gorzej tylko dlatego, że pochodzę z Altruizmu, a już wiele razy się z tym spotkałam.
- Dlaczego odszedłeś z Erudycji? - Pytam w końcu.
- Czułem, że jednak bardziej odnajdę się w Nieustraszoności - uśmiecha się lekko. - Bardziej ciekawi mnie, co robi tutaj Altruistka?
- Czułam, że bardziej odnajdę się w Nieustraszoności - powtarzam za nim, a on szturcha mnie żartobliwie w ramię.
- Tris.
- Co mam ci powiedzieć? Chciałam być wolna. Chyba nie zrozumiesz, o co mi chodzi, bo pochodzisz z Erudycji.
- Taaa... Twój chłopak ma chyba dobry kontakt z instruktorem - zauważa Eric.
- Nie wiem - wzruszam ramionami.
- Pokłóciliście się?
- Nie... Po prostu mieliśmy się trzymać razem, a on cały czas biegnie z Amarem. Nawet nie odwrócił się ani razu, żeby zobaczyć jak mi idzie. Nigdy nie był takim egoistą - mruczę pod nosem. Jestem zła na Tobiasa.
- Ale ja jestem przy tobie, więc chyba nie jest tak źle, co? - Uśmiecha się, a ja kręcę głową. - Dzisiaj po lunchu mamy poznać techniki walki. Może poćwiczymy razem?
Patrzę do przodu na Tobiasa, który jest bardzo zajęty rozmową z Amarem i dwoma nowicjuszami urodzonymi w Nieustraszoności.
- Jasne, czemu nie - wzruszam ramionami. - Dziękuję, że ze mną biegniesz. To miłe z twojej strony.
- Do usług - odpowiada Eric. - Możesz na mnie liczyć. Znamy się bardzo krótko, ale już cię polubiłem.
- Ja ciebie też. Nigdy nie miałam prawdziwego przyjaciela, ani przyjaciółki. Tylko Cztery... Ale nikogo innego.
- Teraz masz mnie - stwierdza Eric. - Wiesz co ci powiem? Ludzie czasami stają się inni niż wcześniej, gdy zmienią otoczenie. Nie wiń za to Cztery... To po prostu ludzka przypadłość. Co nie zmienia faktu, że ma swój rozum i powinien zauważyć, że jest ci przykro.
Kiwam powoli głową. Może Eric ma rację... Środowisko nas zmienia, ale my sami możemy decydować jak daleko sięgną te zmiany. Zyskałam kolegę i to z frakcji, po której zawsze spodziewałam się najgorszego. Widocznie nie wszyscy Erudyci tacy są... W końcu dołączył do nich mój brat.
Tobias, Amar i inni nadgorliwi znacznie nas wyprzedzili, ale nie przeszkadza mi to. Mam swoje nowe towarzystwo.
Erica.
CDN.
I jeszcze jeden... 😏😚😚😚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top