Rozdział 42

Tobias

Wszystko jest już mniej więcej ustalone. Cały plan działania, który zrobiliśmy razem z Alex. Rozrysowała nam na kartkach plan budynków Erudycji, tak, żebym w razie czego mógł sam dotrzeć do Tris.

Mam nadzieję, że jakoś się trzyma... Wierzę w to, że jest cała i zdrowa. Gdy tylko ją stamtąd wydostanę, muszę znaleźć dla nas nowe miejsce. Co dalej? Nie będziemy mogli wrócić do Nieustraszoności, gdzie przywódcy ją zdradzili, wydając ją w ręce Jeanine.

Gdzie moglibyśmy pójść? Altruizm? To nie wchodzi w grę, Jeanine może nas tam łatwo znaleźć.

Bezfrakcyjni? To nie jest życie, które wybrałaby Tris. Zresztą, tam Jeanine także może nas szukać.

A gdyby tak... to wydaje się trochę przerażajace, ale może wyjedziemy poza mur naszego miasta? Zawsze uczyliśmy się, że tylko Chicago ocalało, a mury strzegą nas przed niebezpieczeństwem czyhającym z zewnątrz. A co jeśli to nieprawda? Co jeśli przez dwieście lat żyliśmy w jednym wielkim kłamstwie?

Na razie nie wiem, co mam o tym myśleć. Najważniejsze jest uratowanie Tris, a później, wspólnie będziemy się zastanawiać co dalej.

***

Z krótkiej drzemki budzi mnie pukanie do drzwi. Przecieram oczy i wstaję z kanapy, po czym je otwieram. Za nimi stoi Alex, z małym plecaczkiem, przewieszonym przez ramię.

- Cztery, chyba powinnismy już wyruszyć - mówi cicho i wchodzi do środka. - Jesteś już gotowy? Spakowałeś to, co ci kazałam?

- Chyba tak - odpowiadam, zakładając swój plecak.

- Pokaż, sprawdzę - upiera się dziewczyna.

- Daj spokój, Alex, mam wszystko - patrzę na nią z irytacją.

- No już, nie wkurzaj się tak, lubię jak wszystko jest dopięte na ostatni guzik - Alex wzrusza ramionami. - Wolałabym nie improwizować w tak poważnej sprawie.

- Czasami wyłazi z ciebie typowa Erudytka - komentuję.

- Możliwe - uśmiecha się, jednak bardziej niepewnie. - Kto jeszcze wie o naszej akcji oprócz nas samych?

- Tylko Amar. Byłoby głupotą powiadamiać o tym przywództwo, skoro sami oddali Tris w ręce Jeanine.

- Dobra, to co? Ruszamy? Masz broń?

- Musimy jeszcze podskoczyć po nią do Amara - mówię i wychodzę z mieszkania, a Alex za mną.

Kierujemy się do Amara utartym szlakiem bez kamer, tak samo pójdziemy do wyjścia. Dzięki pracy w sali kontrolnej, wiem dokładnie, gdzie są umieszczone kamery w całym Chicago.

Pukam do mieszkania Amara, a on otwiera mi niemalże od razu.

- Okej, mam dla was broń najnowszej generacji, nie na tych starociach, na których uczyliście się strzelać w nowicjacie - wyciąga na stół dwa srebrne pistolety. Bierzemy je i oglądamy z bliska.

- Wygląda nieźle - stwierdza Alex i patrzy na zegarek. - Pośpieszmy się, Cztery, nasz pociąg zaraz odjeżdża, a powinniśmy pojechać właśnie nim.

- Masz rację. Dzięki, Amar!

- Spoko, powodzenia - uśmiecha się do nas i poklepuje mnie po ramieniu. - Chyba już nie wrócisz do Nieustraszoności, więc jeśli mielibyśmy się już więcej nie spotkać, to chciałem ci powiedzieć, że byłeś najzdolniejszym nowicjuszem jakiego kiedykolwiek miałem. I bardzo cię lubię.

- Dzięki za wszystko - powtarzam i przytulam go po przyjacielsku.

To on uczynił z nieśmiałego altruisty, silnego człowieka. Jestem mu wdzięczny za wszystko, mimo początkowego niezrozumienia moich intencji względem niego.

***

Biegniemy na pociąg, gdy nagle słyszymy za sobą głos:

- A dokąd wam się tak spieszy?

CDN.

Dobranoc ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top