Rozdział 41
Tris
Po dwóch samotnych tygodniach, w końcu przychodzi do mnie Eric.
Tuż po tym, jak zostawił mnie samą, nagą i nie mogącą się poruszyć przez dłuższy czas, nie mogłam uwierzyć, że jednak to zrobił. Nie był brutalny, ale to nie zmienia faktu, że tego nie chciałam... Uważałam go za swojego przyjaciela, on i Alex byli moimi pierwszymi znajomymi w Nieustraszoności, którym zaufałam. Dla Erica jednak najważniejsze jest spełnianie chorych zachcianek jego matki.
Zastanawiam się, co teraz robi Tobias. Już nie łudzę się, że mnie uratuje, uwolni stąd... Nie ma pojęcia, gdzie jestem, więc został mi rok życia, żeby urodzić niezgodne dziecko dla Jeanine.
Nie wiem, czy zaszłam w ciążę. Nie czuję się inaczej, nie wymiotuję, głowa bolała mnie zanim Eric mnie zgwałcił... Może istnieje szansa, że mnie nie zapłodnił? Rany, w co ja wierzę? Jeanine na pewno postarała się, żeby od razu się udało.
- Cześć Tris - wita się Eric.
Nie odpowiadam. Siedzę na swoim łóżku, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Dla mnie już nie istnieje.
Eric siada obok mnie na łóżku. Tylko spróbuj mnie dotknąć, a wybiję ci wszystkie zęby.
- Jak się czujesz? - Pyta.
Znalazł się troskliwy.
- Wyjdź stąd - warczę.
- Tris, przestań, chcę wiedzieć, czy wszystko z tobą w porządku. Z tobą i z naszym dzieckiem - próbuje położyć mi rękę na brzuchu, ale odtrącam je chyba dosyć boleśnie, bo Eric się krzywi. Jednak po chwili, na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. - Zaczęło się.
- Niby co?
- Ciążowe humorki, twoje hormony szaleją, dlatego jesteś taka opryskliwa.
Parskam nieprzyjemnym śmiechem, w końcu patrząc mu w oczy. On jest szalony, nienormalny jak jego mamusia.
- Lecz się na nogi, bo na głowę już za późno - odpowiadam mu tylko i wstaję.
Eric również podnosi się z łóżka. Stajemy na przeciwko siebie, krzyżuję ręce na piersiach i patrzę na niego wyczekująco.
- Przyszedłeś tutaj w jakimś konkretnym celu, czy tylko, żeby mnie wkurzać swoim ględzeniem? - Pytam, udając znudzenie.
- Tak, moja matka kazała mi przyprowadzić cię na badanie, żeby sprawdzić, czy zaszłaś w ciążę. Jest tego niemalże pewna, no, ale trzeba oficjalnie potwierdzić twój stan.
- Twój ojciec też ma tak nierówno pod sufitem?
- Tris, opanuj się trochę, bo zaczynasz przeginać. Staram się być cierpliwy ze względu na twój stan, ale nie jest to dla mnie łatwe. Idziemy - bierze mnie pod ramię i wychodzimy z celi.
Przechodzimy przez jasne korytarze pełne Erudytów, którzy są zajęci ślęczeniem nad jakimiś badaniami. Przez szklane ściany widać jak bardzo są skupieni na swojej pracy, wyglądają tak, jakby nic innego nie miało dla nich znaczenia.
Nagle zauważam znajomą postać.
- Caleb! - Wołam, a on podnosi głowę znad książki.
- Beatrice! - Podchodzi do nas pospiesznie i marszczy brwi. - Co ty tu robisz?!
- Jest obiektem badań mojej matki - odpowiada Eric.
- Tym obiektem? Chyba zwariowałeś! - Caleb wytrzeszcza oczy. - Jak się czujesz, Beatrice?!
- Nie wiem, Caleb, o co w tym wszystkim chodzi?
- Koniec rozmowy - warczy Eric.
- To moja siostra!
- Przeszedłeś do Erudycji. Frakcja ponad pokrewieństwo, zapomniałeś? - Szydzi Eric. Wymija mojego brata, ciągnie mnie za ramię i idzie dalej.
Wchodzimy do laboratorium, w którym czeka już na nas Jeanine.
- Witamy, Tris - uśmiecha się. - Jesteś gotowa na badanie?
- Spadaj, tak ci się spieszy, żeby zostać babcią? - Unoszę brwi.
- Nie, po prostu chcę urozmaicić swój eksperyment. Siadaj - wskazuje mi fotel do badań.
Siadam na nim i zaczynam się stresować. A co jeśli naprawdę jestem w ciąży? Mam dopiero szesnaście lat...
Asystent Jeanine robi mi USG, a ona bacznie obserwuje ekran. Zaczynają ze sobą cicho rozmawiać, a oczy Jeanine rozszerzają się coraz bardziej. Patrzy na kartkę, którą właśnie wydrukowała maszyna.
- JAK TO MOŻLIWE?! - Krzyczy i wygląda jakby dostała szału.
- Ale co? Może mi wyjaśnisz, a nie drzesz się na mnie, jak nie wiem o co chodzi? Nie czytam w twoich myślach! - Odpowiadam, rozzłoszczona.
- Jesteś w czwartym tygodniu ciąży. Nie w drugim - cedzi powoli Jeanine.
CDN.
Witam! ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top