Rozdział 40
Tris
Po kilku dniach zaczynam tracić rachubę czasu, bo nikt po mnie nie przychodzi, jedynie strażnik przynosi mi jedzenie. Łazienkę mam w swojej celi, więc nie muszą mnie do niej prowadzić. Postanawiam, że będę zaznaczać na ścianie ile już tu jestem. Minęło piec dni od rozmowy z Jeanine, podczas której dowiedziałam się o jej chorym pomyśle. Nie zamierzam rodzić żadnego dziecka, nie do jej głupich pomysłów, żeby robić na nim badania. Mam jej podarować krolika doświadczalnego? Przecież to będzie żywa istota, która ma uczucia. Nie mogę tego zrobić.
***
Wieczorem na korytarzach robi się dziwnie cicho, choć zawsze o tej godzinie wciąż było słychać rozmawiających o czymś zaciekle Erudytów, którzy wymieniali się swoją wiedzą.
W końcu drzwi do mojej celi rozsuwają się i wchodzi Eric. Serce zaczyna mi bić coraz szybciej, zaczynam się bać. Nie mam nic czym byłabym się w stanie obronić... a nawet jeśli, to nie uciekłabym stąd. Kompletnie nie znam budynków Erudycji.
- Eric, wyjdź - odzywam się w końcu.
- Nie mogę, Tris. Chyba wiesz po co tu przyszedłem - mówi cicho i patrzy na mnie dziwnie.
- Eric, nie rób tego. Byliśmy przyjaciółmi - staję pod ścisną wyciągając do przodu rękę. - Nie rób mi tego.
- Przecież wiesz, że muszę - odpowiada smutno. Gra, czy naprawdę mu przykro? - Nie mam innego wyjścia, Tris.
- Możesz sprzeciwić się matce...
- Nie bądź śmieszna. Zdajesz sobie sprawę, że to nie możliwe. Jak moja matka czegoś chce, to to dostanie. Nikt nie jest w stanie jej zatrzymać, pójdzie po trupach do celu - podchodzi jeszcze bliżej.
Nie chcę mieć z nim dziecka, nie chcę urodzić dla Jeanine królika doświadczalnego!
Patrzę na Erica, próbując ocenić moje szanse w starciu z nim, ale wiem, że to na nic.
- To i tak się stanie Tris, albo będziesz przytomna, albo nie.
- To mnie uśpij, nie chcę tego pamiętać - odpowiadam ze złością.
- Tris... Ale ja chcę, żebyś to pamietała - mówi łagodnie Eric.
- Co?
- Tris... Ja cię kocham. Zakochałem się w tobie od pierwszego dnia, kiedy cię zobaczyłem.
Co on do cholery gada?!
- Eric, nie...
- A teraz przeżyjemy swój pierwszy raz. Czy to nie wspaniałe?
- Nie! Wiesz dlaczego? Bo ja tego nie chcę - warczę. - Mam ci to przeliterować? N-I-E-C-H-C-Ę-T-E-G-O!
- Nie jesteś osobą, która podejmuje tutaj decyzje - stwierdza Eric i kładzie mnie na łóżku. Próbuję go kopnąć, ale przyciska moje nogi do materaca. - Obiecuję, że będę delikatny.
- O, wielkie dzięki, łaskawco - warczę ironicznie.
- Nie musisz być taka niegrzeczna, Tris. Postaram się, żeby było nam miło - uśmiecha się do mnie, a ja mam ochotę go walnąć, co też robię. Eric odskakuje, trzymając się za policzek. - Tris, do cholery! Nie utrudniaj tego! - Mówiąc to, zaczyna ściągać swoje ubrania. - Rozbierzesz się, czy wolisz, żebym ja to zrobił?
Milczę i tępo wpatruję się w sufit. Czuję się jak ofiara złapana w klatkę. On to i tak zrobi. Czy powinnam go jeszcze bardziej rozzłościć, czy się poddać?
Eric ściąga z siebie ostatnią część garderoby, a mnie odrzuca z obrzydzenia. Niewiele myśląc, kopię go w krocze i zrywam się z łóżka, żeby uciec. Eric jęczy z bólu i klnie, jednak dopada mnie przy drzwiach i wstrzykuje coś w szyję.
- Co mi podałeś?! - Warczę, gdy trzyma mnie mocno, nie pozwalając się wyrwać.
- Serum paraliżujące - odpowiada, prowadząc mnie znów na łóżko. - Powinno zadziałać w ciągu trzech minut.
Przetrzymuje mnie dłuższą chwilę, a ja powoli zaczynam czuć, jak drętwieją mi kolejne partie ciała. W końcu nie jestem w stanie poruszyć żadną jego częścią, nie zdążyłam zamknąć oczu. Dlaczego nie mógł mnie po prostu uśpić?!
Eric ściąga moje ubrania, po czym kładzie się na mnie i zaczyna całować moją szyję, powoli schodząc na dekolt. Gdybym mogła, to pewnie już dawno bym wymiotowała.
- Od początku mogło być milej, Tris - mruczy Eric, gładząc moje nogi. - Inaczej wyobrażałem sobie nasz pierwszy raz, ale musiałaś wszystko zepsuć - zaczyna mnie całować w usta.
ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! - Krzyczę, ale z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk.
Dlaczego nie zamknęłam oczu?! Nie chcę tego widzieć!
Eric rozsuwa moje nogi i zaczyna się ustawiać. W końcu chyba we mnie wchodzi, ale na szczęście nic nie czuję dzięki serum.
- Nie jesteś dziewicą - stwierdza Eric ze zmarszczonym czołem. - Kto cię rozdziewiczył? Ten idiota Zeke, czy nie-boję-się-niczego-Cztery?
Eric chyba jeszcze bardziej przyspiesza, bo jego twarz wciąż pojawia się nad moją. W końcu Eric przymyka oczy i jęczy głośno. Po chwili chyba ze mnie wychodzi, bo kładzie się obok mnie.
- Właśnie zrobiliśmy sobie dziecko, Tris? Czy to nie cudowne? - Pyta i mnie całuje. - Odpocznij, kochanie - dodaje, jego usta dotykają mojego czoła, po czym wstaje i słyszę, że zaczyna się ubierać. Po chwili drzwi rozsuwają się i wychodzi.
Nie chcę być z nim w ciąży. Proszę...
CDN.
Miłego wieczoru 😁❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top