Rozdział 50


Tris

Ból, który czuję w tej chwili jest nie do opisania. To tak jakby ktoś wydarł serce z mojego ciała... To się nie mogło stać naprawdę... Błagam, niech to będzie sen, jakaś przeklęta symulacja, z której wyjdę i przekonam się, że Tobias żyje. On nie mógł tak po prostu umrzeć, jest na to zbyt silny...

- Tobias! - Wstaję gwałtownie, zrywając z siebie wszystkie kable. Klękam nad jego nieruchomym ciałem, dotykam jego twarzy, która jest jeszcze ciepła. Przykładam policzek do jego klatki piersiowej z nadzieją, że jeszcze oddycha, ale niestety, nie porusza się.

Mam ochotę wrzeszczeć i płakać, co chyba robię... Przestaję orientować się co się wokół mnie dzieje, jakbym zapadała się w ciemną odchłań.

Wszelkie dźwięki słyszę tak, jakbym znajdowała się pod wodą, są zniekształcone.

- Ojej, okazuje się, że Niezgodni też mają uczucia i reagują tak samo na stratę jak normalni ludzie - odzywa się Jeanine.

Narasta we mnie coraz większa wściekłość, która na chwilę wypiera żal. Zrywam się na równe nogi i doskakuję do Jeanine, popychając ją na ziemię.

- Uspokójcie ją! - Wrzeszczy Jeanine.

Strażnicy ściagają mnie z niej i trzymają w powietrzu, choć wierzgam się z całych sił.

- Puśćcie mnie! - Krzyczę. - Tobias!

- Zabierzcie ją, nie będę słuchać jej jęków - mówi Jeanine.

- Zabiłaś go! Jestem z nim w ciąży... - właśnie uświadamiam sobie, że ja straciłam człowieka, którego kochałam najbardziej na świecie, a moje dziecko ojca...

- Przeżywasz właśnie stres, może poronisz i spróbujemy jeszcze raz z Erikiem - odpowiada Jeanine.

***

Leżę w swojej celi, niezdolna do niczego innego poza płaczem i rozmyślaniem o wszystkich wspólnych chwilach z Tobiasem.

On nie mógł zostawić mnie samej. Dlaczego mnie opuścił, szczególnie teraz, gdy go najbardziej potrzebuję? Zresztą nie tylko ja... Przykładam rękę do brzucha. Nawet jakbym bardzo się postarała, to nie potrafię się nie denerwować. Moje życie właśnie się zawaliło, ale za wszelką cenę chcę zachować tę ciążę, chcę urodzić dziecko Tobiasa, chcę, żeby jego część już zawsze była przy mnie.

- Mówiłam ci, że najprawdopodobniej nie poznasz swojego taty i miałam rację - wybucham płaczem. - twój tata nie żyje...

Straciłam jakiekolwiek chęci do dalszego życia, ale wiem, że muszę walczyć. Walczyć dla swojego dziecka.

***

Późnym wieczorem drzwi do mojego pokoju rozsuwają się. Nawet nie otwieram oczu, bo jestem pewna, że to Eric.

- Beatrice, tak mi przykro - słyszę głos swojego brata.

Otwieram oczy, a on podchodzi bliżej i mnie przytula.

- Wiem, że ci strasznie trudno, ale musisz coś zrobić - podaje mi fiolkę z fioletowym płynem. - To serum przeobrażenia. Gdy go wypijesz, po minucie zmienisz się w inną osobę. Przez kilka godzin będziesz wyglądała jak zwykła Erudytka, w tym czasie zdążysz uciec z Chicago. Zaprowadzę cię do tajnego wyjścia, tam czekają na ciebie twój przyjaciele, Zeke i Alex, którzy uciekną razem z tobą. Im też podałem serum.

Kiwam głową i wypijam fioletowy płyn. Przez chwilę nic się nie dzieje, ale nagle moje ciało zaczyna się zmieniać. W odbiciu szyby widzę, że mam teraz średniej długości, brązowe włosy i zupełnie inną sylwetkę, twarz jest bardziej okrągła.

- Beatrice, musimy iść, nie ma czasu do stracenia -  ponagla mnie Caleb.

- Dziękuję, Caleb - ściskam go krótko.

- Jesteś moją siostrą - odpowiada, uśmiechając się lekko.

Wychodzimy z celi i idziemy tą samą drogą, którą szłam z Tobiasem... Zauważam dwójkę nieznajomych osób.

- Tris? - To głos Alex.

- Alex - przytulam się do niej.

- Przykro mi z powodu Tobiasa - odpowiada ze smutkiem.

- Idźcie już! - Gorączkuje się Caleb.

Kiwam głową i Zeke chwyta mnie za rękę, pomagając wejść do tunelu. Za mną idzie Alex.

W końcu wydostaję się z tego więzienia, ale już nigdy nie będę taka sama. Straciłam tutaj część siebie. Tobiasa już nie ma... Jak mam dalej żyć?

Koniec

Dziękuję za czytanie mojego opowiadania! ❤️

Serdecznie zapraszam na drugą część, którą możecie znaleźć na moim profilu.
Tak wygląda okładka:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top