2

Cztery

- Nie widziałem jej - oznajmia Caleb, kręcąc głową.

- Na pewno? - dopytuję. - Jeśli kłamiesz...

- Nie mam powodów, żeby kłamać - mówi ostro. Z jednej strony nie spodziewałem się takiego odzewu od Erudyty wychowanego w Altruizmie, ale ostatecznie to przecież brat Tris, a po niej nie spodziewał bym się niczego innego. - Czego od niej chcecie?

Słyszę, jak za moimi plecami Christina przestępuje z nogi na nogę. Denerwuje się, tak samo jak ja.

- Jako nowicjuszce nie wolno jej opuszczać terenu należącego do Nieustraszoności - wyjaśniam. - Złamała ten zakaz i teraz musimy ją znaleźć. Jestem Cztery - przedstawiam się. - Szkolę transferów. To Christina i Sara, nowicjuszki.

Chłopak krótko kiwa nam głową, ledwie zerkając na stojące za mną dziewczyny.

- Co zrobisz, jak już ją znajdziecie? - dopytuje, na co przewracam oczami.

- Odstawie ją z powrotem, a co myślałeś? Chodzi tylko o to, że musimy się pośpieszyć, bo żaden z liderów nie może się o tym dowiedzieć. Inaczej mogą ją nawet wyrzucić.

- Ale ty tego nie zrobisz?

- Nie! - wołam. Jak na Erudytę, Caleb ma niesamowicie niechłonny mózg.

Chłopak zastanawia się przez chwilę.

- No dobra - decyduje w końcu. - Pomogę wam ją znaleźć.

- Dziękuję! - powstrzymuję się, żeby nie przeklinać. - Gdzie ona jest?

- Nie jestem pewien, ale mam pewien pomysł. Chodźcie za mną - Caleb macha na nas ręką i rusza przed siebie w sobie tylko znanym kierunku.

- Zaczekaj, co?

* * *

Nigdy nie lubiłem pracy zespołowej, a to, w co przerodziły się poszukiwania Tris, przerastało moje wyobrażenie nawet największego gówna.

Razem z Calebem, Sarą i Christiną pojechaliśmy do Altruizmu, co w przypadku tego pierwszego okazało się być trudne, ale niestety nie niewykonalne. Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że nie uda mu się wskoczyć do pociągu i będzie musiał dać za wygraną.

Nie czuję się zbyt dobrze w dzielnicy Altruizmu. Mam wrażenie, że ze wszystkich okien jestem obserwowany. Wystarczy mała wpadka, spotkanie z jakimkolwiek członkiem byłej frakcji, żeby cała trójka moich niechcianych towarzyszy dowiedziała się, kim jestem. Albo raczej kim byłem, zanim zmieniłem frakcję.

Nie jestem już Tobiasem Eaton i nigdy nim nie będę.

Zatrzymujemy się przed domem należącym do państwa Prior. Zastanawiam się, jak uniknąć spotkania z rodzicami Tris, ale Caleb, zamiast zapukać do drzwi, kuca pod parapetem i zagląda do salonu przez okno.

- Caleb - syczę. - Co ty wyprawiasz?

- Cicho - syczy, przekradając się do kolejnego okna. Gestem ręki pokazuje nam, że mamy się schylić, ale ignoruję polecenie.

- Idźcie na tyły domu i czekajcie tam na mnie - nakazuje nowicjuszkom. - Możecie zajrzeć do tylnych okien, jeśli tam jakieś będą.

Dopiero kiedy obie dziewczyny wykonują swoje zadanie, dołączam do Caleba. Sprawdzenie nam wszystkich okien, również tych na piętrze, zajmuje nam niecałe dwadzieścia minut. To dużo, biorąc pod uwagę, że absolutnie nic tym nie zyskujemy.

- Nie ma jej - oznajmia brat Tris, jakbym sam tego nie zauważył.

Kiwam głową, czując się z każdą chwilą coraz gorzej.

- Nie ma - powtarzam.

Kiedy wracamy do Nieustraszoności nie odzywamy się do siebie. Nie mam pojęcia, co jeszcze moglibyśmy zrobić i chyba właśnie to przeraża mnie najbardziej. Jeśli Tris jeszcze nie wróciła, nie będę w stanie jej znaleźć.

No chyba że jakimś cudem spadnie nam z nieba pod nogi.

Nie idziemy na pociąg i chociaż nikt tego nie powiedział wiem, że wszyscy - może z wyjątkiem Sary, która cały czas się uśmiecha, jakby to wszystko było tylko krótką wycieczką krajoznawczą - wciąż mamy nadzieję, że coś uda nam się znaleźć po drodze.

Ciało na przykład. Boże, dlaczego jestem takim pesymistom? Tris na pewno nic nie jest, cała i zdrowa czeka na nas w Nieustraszoności.

- Cztery - Christina nagle chwyta mnie za ramię. Pewnie bym się od niej odsunął, gdyby nie niepokój w jej głosie.

- Co jest?

- Spójrz - brunetka pokazuje na coś, więc podążam wzrokiem we wskazanym przez nią kierunku i po chwili przystaję wpół kroku, nie potrafiąc w to uwierzyć.

- Dym - zauważa Sara, jakby pozostali nie byli w stanie sami tego stwierdzić. - Dym za murem.

Marszczę brwi, starając się znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie. Szare kłębi dymu zdecydowanie nie unoszą się nad miastem, ale niby skąd miałby wziąść się ogień poza jego granicami? Jesteśmy ostatnimi ludźmi na Ziemi.

A przynajmniej tak nam powiedziano.

- To musi być jakaś fabryka - stwierdza Caleb, poprawiając okulary. Nie przypominam sobie, żeby nosił je w Altruizmie. Pewnie w ogóle nie są mu potrzebne. - Ognisko nie dałoby tak dużej ilości dymu i na pewno nie byłby on tak intensywny.

- Zamknij się, nosie - nakazuję, chociaż wiem, że pewnie ma rację. - Będziemy musieli to sprawdzić.

- Jasne - Caleb kiwam głową i opiera ręce na biodrach. Wygląda, jakby zamierzał tam iść w tej sekundzie, tak jak stoi.

- Nie, nie, nie - prostuję od razu. - Musimy zorganizować większą grupę i zabrać ze sobą broń. To może być niebezpieczne. Cokolwiek to jest.

Witam wszystkich. Jest to drugi rozdział opowieści.! Co dalej? O to jest pytanie? Nie przedłużając  chciałam podziękować Tris46Eaton za pomoc, i kilka nowych pomysłów na dalsze rozdziały. Myślę że dalej będziemy współpracować.? 😂⭐

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top