Chapter II

***

A jednak to nic wielkiego pamiętniczku. Tylko moja ukochana sunia, rasy Alaskan Malamute, mnie nie opuściła. Biedna, nie wiedziała co zrobić, gdy spostrzegła, że w domu nic nie ma. Nie zostawili dla niej nawet karmy. Widocznie im uciekła. Podzieliłam się z nią resztkami konserwy, a teraz moja ukochana Bella śpi na moim łóżku. Jest już dwanaście minut po północy. Nie mam pojęcia co robić. Pozamykałam drzwi i posprawdzałam wszystkie okna po cztery razy. Niestety nie uspokoiło mnie to, a wręcz zaniepokoiło bo nie znalazłam żadnych śladów włamania. Czyli mnie tu zostawili. Samą i bez pieniędzy. Nie potrafię uronić nawet jednej łzy. Może nie miałam problemów z moją rodziną, ale nigdy nie byliśmy jakoś specjalnie zżyci. Żyliśmy jak obcy sobie ludzie, którzy po prostu mieszkają wspólnie pod jednym dachem. Niczego nigdy mi nie brakowało. Co chciałam to dostawałam to.
Pozbierałam wszystkie papiery i właśnie je przeglądam. Znalazłam polisę na siebie i nie na małą kwotę. Widnieje na niej parę ślicznie i równiutko wydrukowanych zer. Mały druczek głosi "w razie zaginięcia, któregoś z członków rodziny". Cwane lisy. Straciłam wszystkich. Jest jeszcze jedna sprawa, która nie daje mi spokoju. Listy z pogróżkami. Trochę ich się uzbierało, a dokładnie to 273 listy. Każdy wysyłany w różnym odstępie czasowym. Może nie tyle wysłany co najprawdopodobniej zostawiony pod drzwiami lub pod nie wsunięty. Najpóźniejszy jest sprzed piętnastu lat, gdy miałam dwa latka. Są strasznie chaotyczne i nie zrozumiałe. No może oprócz jednego zdania :
Oddajcie nam naszą córę wschodu. "

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top