6

Po chwili w przedpokoju zapaliło się światło, a ja zobaczyłam Łukasza stojącego w przejściu między kuchnią, a salonem.

- Co tu robisz? Miało Cię tu nie być o 21:00 - powiedział ze spokojem i smutkiem na twarzy. Widziałam, że dla niego to też jest bardzo bolesne.

- Łukasz, ja-a chc-chciał-łam Cii - mówiłam jąkając się przy tym.

- Nie ważne co chciałaś. Pakuj się - powiedział jeszcze bardziej oschle niż wcześniej.

- Nie. Nie wyjdę stąd, dopóki nie wytłumaczę ci wszystkiego. Jeśli po moich wyjaśnieniach nie będziesz chciał mnie znać, zrozumiem. Ale chociaż spróbuj.

- Dobrze - powiedział siadając na kanapie. - Masz 3 minuty. Mów.

- To było 4 lata temu...

Wróciłam do domu o 18:00 - jak zawsze z resztą. Weszłam do klatki i zobaczyłam białą kopertę dużych rozmiarów wystającą z naszej skrzynki na listy. Wzięłam ją i poszłam zawołać windę. Wjechałam na odpowiednie piętro i poszłam do mieszkania. Myślałam, że Łukasz jest już w domu. Myliłam się. Weszłam do kuchni i zobaczyłam kartkę:

''Jestem na siłowni. Będę koło 20:00. Kocham cię . Łukasz''

Byłam strasznie zmęczona. Spojrzałam na zegarek - 18:29. Ok, czyli mam jakieś półtorej godzinki na relaks. Zrobiłam sobie herbatę i poszłam nalać wody do wanny. Weszłam do wody i zanurzyłam się do samej brody. Leżałam tak może godzinę, kiedy zadzwonił mój telefon. Nie chciałam wychodzić, więc zignorowałam dzwonek. To był błąd. Po 3 takim samym 40 sekundowym alarmie owinęłam się ręcznikiem i poszłam do salonu. Moja herbata wystygła, ale to nie ważne. Zaczęłam szukać telefonu i wtedy przypomniałam sobie, że nie wyjęłam go jeszcze z torebki. Spojrzałam na wyświetlacz :

2 nieodebrane połączenia od "Klara"

1 nieodebrane połączenie od "Łukaszek"

Wybrałam numer Klary... Poczta głosowa - super.

Wybrałam numer Łukasza... Poczta głosowa - no zarąbiście po prostu.

Odłożyłam telefon na komodę i uświadomiłam sobie dwie rzeczy. Po pierwsze - dalej stoję w ręczniku i jest mi zimno, a po drugie - o co chodzi z tą kopertą?

Ruszyłam do sypialni w celu przebrania się. Założyłam zwykłe szare dresy i czarną bluzę z adidasa. Wchodząc do salonu zauważyłam kopertę na komodzie. Wzięłam ją i poszłam do kuchni po nóż. Otworzyłam ją i osłupiałam. Były w niej zdjęcia Łukasza i jakiejś dziewczyny na spacerze. Potrząsnęłam nią jeszcze raz. Wypadła z niej malutka katreczka złożona w pół. Otworzyłam ją i zobaczyłam to...

Dalej chcesz z nim być?

Nie wiedziałam co robić. Nie możliwe, żeby Łukasz mnie zdradził. Albo po prostu ja nie chciałam w to wierzyć. Byłam zaślepiona.

Postanowiłam, że mam tego dość. To nie mógł być przypadek. Najpierw znika na całe noce, wraca rano i idzie spać. Zadzwoniłam raz nawet do szpitala, gdzie pracuje Łukasz i czego się dowiedziałam? Tego, że on nie ma żadnych nocnych dyżurów. Cudownie po prostu. Nie wiedziałm co mam myśleć. Rzuciłam kartkami na stół i wybiegłam z kuchni z płaczem.

Wleciałam zrozpaczona do sypialni. Wyciągnęłam dużą walizkę z szafy i zaczęłąm pakować ubrania. Nie patrzyłam co pakuję. Wrzucałam ciuchy po koleji. Z fotela zerwałąm torebkę i wrzuciłam do niej telefon, portfel, dokumenty i ładowarkę. Zapięłam walizkę i zabrałam torebkę. Ruszyłam w kierunku drzwi. Wyjęłąm zapasowe klucze i zamknęłam drzwi. Klucze położyłam pod wycieraczką.

Wybiegłam z mieszkania. Nie mogłam dłużej tam zostać. Łukasz pewnie próbowałby mnie zatrzymać, ale na próżno. Nie traciłam czasu na windę. Chwyciłam rączkę walizki i zbiegłam szybko po schodach. Tak bardzo nie chciałam go teraz spotkać.

Pobiegłam na przystanek autobusowy i wsiadłam do pierwszego autobusu jaki się tam zatrzymał.

Nie wiedziałam co robić. Nie miałam gdzie pójść. Zobaczyłam dzwoniący telefon. Powoli wyciągnęłam go z torebki, blagając, żeby to nie był on. Moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Dzwonił Łukasz. Pewnie zobaczył, że mnie nie ma i zastanawia się gdzie jestem.

Odebrać?

Nie. Nie odbiorę. Nie dam mu tej satysfakcji.

Moje życie to jakaś totalna porażka. 15 minut temu miałam wszystko. Cudownego chłopaka, śliczne mieszkanie, dobrą pracę.

A teraz? Siedzę w autobusie i wylewam wiadra łez patrząc w ekran telefonu.

Rzuciłam telefonem o siedzenie. Wysiadłam z pojazdu na pierwszym lepszym przystanku i ruszyłam przed siebie.

***

Nie wiem gdzie jestem. Od pół godziny idę przed siebie nie patrząc na nic i na nikogo. Mijam ludzi, którzy spacerują. Widziałam parę zakochanych, szli pod jedną parasolką, trzymając się za ręce. Minęłam starszą kobietę z psem goldenem na smyczy. Ona ma psa, a ja nie mam nikogo. Spojrzałam w bok i zobaczyłam mężczyznę idącego z malutką i podskakującą na wszystkie strony dziewczynką. Miała na sobie żółty płaszczyk i różowe kalosze w kwiaty i pszczółki.

Usiadłam zapłakana na ławce i patrzyłam przed siebie. Nagle na ramieniu poczułam kroplę. Cudownie. Jeszcze deszczu mi tu brakowało.
Czy ja naprawdę muszę wszystko zepsuć?
Dlaczego on mi to zrobił?
Myślałam, że mnie kocha.

Spojrzałam na zegarek. 22.30.
Nie mogę zostać na noc w parku. Jest zimno i pada deszcz.
Do mieszkania nie wrócę. Nie chcę słuchać wyjaśnień tego zdrajcy.
Szpital... Nie przenocuję w szpitalu, bo to szpital.

Ruszyłam przed siebie. Wiatr wiał niemiłosiernie, przez co wyglądałam jak totalna porażka. Szłam chodnikiem wzdłuż ulicy Towarowej. Do bazy ratowników miałam jeszcze jakieś 15 minut drogi. Dlaczego baza?
Żadne inne miejsce nie przyszło mi do głowy.

***
Weszłam na parking dla karetek. Zobaczyłam 12 ambulansów. Nagle z jednego z nich wysiadł Tomek. Nie znaliśmy się dobrze. Pracowaliśmy kilka miesięcy w jednej karetce.

No właśnie, dlaczego karetka?

Już mówię...







Przepraszam za moją długą nieobecność, ale miałam bardzo dużo pracy. Wybaczycie?

Ucinam teraz, ponieważ przyszedł mi do głowy pomysł na następny rozdział. Będzie on troszkę inny od pozostałych, ale rozwinie wątek medyczny w opowiadaniu.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top