Rozdział 10 "Twój gryfon gapił się na ciebie przez całe śniadanie"
Dla większości osób poranek nie jest najprzyjemniejszym momentem. Tym bardziej, jeśli masz piętnaście minut na ubranie się, poranną toaletę i pójście na śniadanie do Wielkiej Sali. A choć Neville nigdy nie należał do rannych ptaszków, tego dnia wstał bez problemu. Myśl, że od teraz przez prawie cały rok będzie widywał Hannę codziennie sprawiła, że na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
Tego dnia zdołał ogarnąć się w niecałe dziesięć minut, chcąc jak najszybciej ruszyć do szkolnej stołówki, jednak ostatecznie zdecydował się poczekać na resztę swoich znajomych. Tym oto sposobem chwilę przed ósmą całą piątką opuścili swoje dormitorium.
Kiedy weszli do dużej sali, było w niej już pełno uczniów. Co poniektórzy odwrócili się w ich stronę, ciekawi, kto przyszedł, jednak chwilę później ponownie zajęli się jedzeniem. Tego dnia stoły sprawiały wrażenie, jakby naprawdę uginały się pod ciężarem, który na nim spoczywał.
- Niesamowite. Skrzaty naprawdę się dziś postarały - oznajmił uradowany Ron, dosiadając się do siedzących już przy stole Ginny, Hermiony, Parvati i Demelzy.
Po krótkim powitaniu się ze wszystkimi, temat zszedł na plan lekcji i na to, co czekało ich w tym roku. Ron, w przerwie od jedzenia, marudził na historię magii, a reszta śmiała się jedynie z jego nieszczęśliwej miny. Jedynymi osobami, które tego dnia nie były zbyt rozmowne był właśnie Neville, Seamus i Demelza. Dziewczyna skupiona była na szybkim jedzeniu, w międzyczasie zakrywając swoją zarumienioną twarz włosami. Seamus zaś, podobnie jak Neville, nie tknął nawet jedzenia, całą swoją uwagę koncentrując na zawstydzonej szóstoklasistce. Na pierwszy rzut oka było widać, że ową dwójkę do siebie ciągnie. Gryfon zastanawiał się, czy inni też widzą go jako zakochanego nastolatka i czytają z niego jak z otwartej księgi, kiedy on patrzy na Hannę. Bał się jednak poznać odpowiedź na to pytanie, gdyż wewnętrznie czuł, że dobrze wie, jaka jest prawda.
Odrzucił jednak swoje obawy w momencie, w którym wypatrzył ją przy stole Hufflepuffu. Ubrana była w swój szkolny mundurek, a swoje długie, blond włosy upięła w wysokiego kucyka. Zajęta była rozmową ze swoją przyjaciółką Susan i z początku nie zauważyła nawet, że ktoś się jej przygląda. Kiedy chłopak patrzył na nią, taką radosną i roześmianą coraz bardziej oswajał się z myślą, że puchonka mu się podoba. No bo, jak ktoś tak dobry, tak piękny i inteligentny jak Hanna mógłby go nie zainteresować? Dziewczyna była aniołem w ludzkiej skórze, a młody Longbottom był tylko zwykłym nastolatkiem z masą buzujących w nim hormonów. To była sytuacja, od początku skazana na porażkę. Neville wiedział, że przepadł bezpowrotnie. Każdy jej uśmiech powodował, że i on się uśmiechał. Każda jej łza sprawiała, że był gotowy rzucić wszystko byle jak najszybciej znaleźć się obok niej i ją pocieszyć. Każdy dzień, w którym miał szansę z nią porozmawiać automatycznie stawał się jego ulubionym dniem. Gryfon wiedział, że Hanna była dla niego tą jedyną - nie było w jego życiu miejsca dla nikogo innego. Albo skończy z nią, jako szczęśliwa rodzina, albo zostanie na zawsze sam. Jednak na razie pozostało mu jedynie patrzeć i wzdychać do niej z ukrycia. Nie był odważnym gryfonem i nigdy nie był tego tak pewny jak teraz. Żałował, że jego ojciec nie prowadził pamiętników - o ile jego życie byłoby prostsze, gdyby mógł się dowiedzieć, co on zrobił, by rozkochać w sobie Alice.
Jego rozmyślania przerwał jednak moment, w którym Hanna na niego spojrzała. Wyglądała na lekko zaskoczoną, ale jednocześnie zadowoloną z faktu, że na nią patrzył. A potem posłała mu najszczerszy uśmiech i pomachała do niego, sprawiając, że prawie spadł z ławki, na której siedział.
Głupie hormony robią mi wodę z mózgu - przemknęło mu przez myśl, jednak chwilę później ogarnął się na tyle, że był w stanie jej odmachać.
Niestety jego sielanka została brutalnie przerwana już chwilę później, kiedy to Harry oznajmił głośno, że lekcje zaczynają się za niecałe pięć minut. Neville, który przez ciągłe wpatrywanie się w blondynkę, nie zaczął nawet swojego śniadania, chwycił w popłochu tosta z dżemem i prędko ruszył za przyjaciółmi. Nie wiedział jednak, że kiedy wychodził Hanna dosłownie wypalała mu dziurę w plecach.
- Nie szczerz się tak, bo ci zęby zaraz wypadną - zaśmiała się Susan, trącając przyjaciółkę łokciem.
To jakby przywróciło pannę Abbott do rzeczywistości.
- Och, nie gadaj głupot - mruknęła, nie odnosząc się do tego, że puchonka przyłapała ją na wpatrywaniu się w Neville'a.
- Ktoś tu się chyba zauroczył, mam rację? - zwróciła się do niej Susan, odkładając widelec na talerz i skupiając całą swoją uwagę na blondynce.
Z początku dziewczyna próbowała jakoś się z tego wykręcić, jednak po krótkiej chwili westchnęła przeciągle, odpuszczając. Zarówno ona, jak i Bones miały okienko, więc była pewna, że ta rozmowa i tak by jej nie ominęła.
- Aż tak to widać? - szepnęła jedynie, potwierdzając przypuszczenia swojej przyjaciółki.
- Hmm, no wiesz... Znam cię pół życia, więc nie trudno było mi się domyślić. Może i jesteś przemiła dla wszystkich, ale tylko w stosunku do Neville'a zachowujesz się tak.
- Myślisz, że Justin i Ernie też się domyślili? - spytała ze strachem. - Bo chyba nie powiedziałaś mu o swoich podejrzeniach?
- Daj spokój, Ernie jest moim chłopakiem, ale w życiu nie powiedziałabym mu o czymś takim bez uprzedniej rozmowy z tobą - uspokoiła ją Bones. - I nie, myślę, że się nie domyślają. Jak mówiłam, dla wszystkich jesteś miła. Jedynie ja widzę niektóre zmiany w twoim zachowaniu.
- Zmiany? - zdziwiła się dziewczyna.
- Spędzasz więcej czasu przed lustrem, zaczęłaś malować usta błyszczykiem częściej niż kiedykolwiek... Chodzisz z głową w chmurach, patrzysz na niego w taki specyficzny sposób, w jaki nie patrzyłaś na nikogo wcześniej, nawet wtedy, gdy podobał ci się Tom z Ravenclawu w drugiej klasie.
Hannę zdziwiły nieco te słowa, jednak im dłużej o tym myślała, tym bardziej zdawała sobie sprawę, że nie mogła im zaprzeczyć. Do tego momentu nie zorientowała się nawet, jakie zmiany w jej życiu wprowadził tamten gryfon. Jednak, ku jej zdziwieniu, ta informacja nie wywołała w niej żadnych negatywnych emocji. Bo właściwie czego miałaby się bać i czym stresować, skoro wszystkie te zmiany były pozytywne? Hanna zdała sobie sprawę, że tak właściwe, odkąd poznała Neville'a stała się szczęśliwa, chyba po raz pierwszy po śmierci mamy.
- Susan, mogę cię o coś spytać? - mruknęła nagle blondynka, czując nieopisaną radość z faktu, że wreszcie może z kimś porozmawiać o swoich uczuciach.
- Wiesz, że zawsze jestem dla ciebie.
- Co o nim myślisz? W sensie o Neville'u. Uważasz, że gdyby...potencjalnie łączyło mnie z nim coś więcej niż przyjaźń... Czy według ciebie ma to szansę? - spytała, nieświadomie wstrzymując oddech, czekając na odpowiedź. Od zawsze liczyła się ze zdaniem Susan. Kiedy ona i Ernie zaczęli mieć się ku sobie, dla Bones równie ważna była opinia Hanny.
- Wiesz, ja wprawdzie nie znam go tak dobrze, jak ty... Rozmawiałam z nim jedynie na twoich urodzinach, ale wydawał się być bardzo w porządku. Dopóki sprawia, że jesteś szczęśliwa, będę wam kibicować. Ale ostrzegam, że jeśli kiedykolwiek zacznie coś kręcić to osobiście zrzucę go z wieży astronomicznej.
- Dziękuję, Susan - odparła blondynka, tuląc swoją przyjaciółkę.
- Przecież wiesz, że wskoczyłabym za tobą w ogień - oddając uścisk. - A tak na marginesie, twój gryfon gapił się na ciebie przez całe śniadanie.
Hanna jedynie się uśmiechnęła, czując że po tylu latach wojny i stracie mamy, los w końcu się do niej uśmiechnął, stawiając na jej drodze Neville'a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top