Wyjaśnienia
Harry obudził się powoli. Leżał na czymś twardym. Wyciągnął rękę i dotknął podłogi. Nie był to kamień czy ziemia. Nie wiedział, na czym dokładnie leży. Ostrożnie podniósł się do siadu i rozejrzał się po dużym, pustym pomieszczeniu. Był biały, a krawędzie były spowite mgłą. Gdy zaczął się ruszać, pokój zaczął się zmieniać. Teraz wyglądał jak pokój wspólny Gryffindoru. Na ramieniu sofy leżał komplet szat. Spoglądając w dół, zobaczył, że jest nagi. Szybko zarzucił na siebie szatę i dalej rozglądał się po pomieszczeniu. Był martwy? Czy to było niebo? Dlaczego był sam?
Jęczący odgłos przykuł jego uwagę i zobaczył pod stołem, przy którym zwykle z przyjaciółmi robił zadania domowe, leżała jakaś niezidentyfikowana kreatura. Wyglądało to na okropnie zniekształcone niemowlę z podobnymi do szparek czerwonymi oczami Voldemorta. Co to jest?
- Harry.
Odwracając się, zobaczył swojego ojca chrzestnego idącego do niego.
- Syriusz! Gdzie my jesteśmy? Co się dzieje?
Syriusz uśmiechnął się do chrześniaka.
- To jest... Nie wiem, jak to dokładnie nazwać, ale to coś w stylu stacji przesiadkowej.
- Stacji przesiadkowej? - Harry spojrzał na niego, zdezorientowany. - Nie żyję, prawda? Pamiętam, że uderzyła mnie Śmiertelna Klątwa.
- No, nie do końca.
- Co masz na myśli, nie do końca? Chciałem umrzeć. Wszedłem w drogę Śmiertelnej Klątwy. - Harry zamarł. - Czekaj, skoro nie jestem martwy, to co z Ginny? Jest cała?
- Z Ginny wszystko w porządku - powiedział Syriusz, szybko rozpraszając panikę Harry'ego. Poprowadził go do sofy i usiadł obok niego. Uśmiechnął się do niego z dumą. - Harry, było dużo ludzi, którzy chcieli być tymi, którzy będą mogli z tobą porozmawiać. Jakby na to spojrzeć z innej strony, profesor Dumbledore byłby bardziej odpowiednią osobą, ale... mamy silniejszą więź, więc pozwolono mi tu przyjść.
Harry uspokoił się, gdy usłyszał, że Ginny żyje. Zmusił mózg do szukania możliwego wyjaśnienia tego, co się stało.
- Ale ta część duszy Voldemorta, która była we mnie... nie ma jej już, prawda?
- Prawda - odparł Syriusz z uśmiechem.
- Jak to możliwe? - spytał Harry.
Syriusz uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Myślę, że znasz na to odpowiedź. Pomyśl, czego się dowiedziałeś o Voldemorcie.
Harry przemyślał wszystkie wcześniejsze informacje o jego odwiecznym wrogu.
- Moja krew. Voldemort użył mojej krwi, gdy się odradzał.
- Dokładnie - odparł Syriusz. - Gdy wziął twoją krew, wziął w swoje żyły ochronę Lily. Z tego, co mówił Dumbledore, miłość Lily była tym, co cię uratowało, gdy byłeś dzieckiem. Miłość, którą czuła do ciebie twoja matka była niewiarygodnie silnym czarem. Tak silnym, że dopóki mała jego część istniała w Voldemorcie, nie mógł cię zabić.
Harry wpatrywał się w ogień, starając się wchłonąć wszystko, co powiedział mu jego ojciec chrzestny.
- Wiedziałeś o tym?
- O którą część pytasz? Nie, Harry. Nie dowiedziałem się, dopóki nie umarłem. Dumbledore trzymał to głęboko w swoim prywatnym koszyku. Nie wiedziałem nawet, co głosiła przepowiednia, dopóki... - Roześmiał się lekko. - Trochę to brzmi dziwnie, ale dopóki nie umarłem.
- Więc Dumbledore wiedział?
Syriusz zawahał się.
- Przypuszczał, że to się tak skończy, ale nie był pewien. Jeśli byś wiedział, że przeżyjesz, to by nie zadziałało. Musiałeś wierzyć, że się poświęcasz, inaczej plan by nie wypalił.
Harry poczuł ukłucie gniewu na swojego byłego dyrektora, ale musiał przyznać, że to miało sens. Westchnął.
- Nie wiem, co mam myśleć o profesorze Dumbledore. Myślę, że po prostu chciał dla mnie jak najlepiej, ale jednocześnie... nigdy mi nic nie powiedział. Czytałem jego pamiętniki i one pomogły mi wyjaśnić parę rzeczy... ale nie lubię tajemnic. Dotarło do mnie, że zacząłem robić to samo i nie wydaje mi się, że chcę taki być.
- Wiem, co masz na myśli - odparł Syriusz. - Byłem na niego dosyć zdenerwowany przez długi czas. Myślę, że nie zrobił dobrze, jeśli chodzi o nas. Był tak skupiony na pozbywaniu się Voldemorta, że zapomniał, że mamy myśli i uczucia. On i ja rozmawialiśmy kilka razy, i to często były niezbyt przyjemne rozmowy.
Harry roześmiał się.
- Nie dziwię się.
Syriusz uśmiechnął się do chrześniaka.
- Ja byłem właściwie dosyć spokojny w porównaniu z twoją matką. Była na niego prawdziwie wkurwiona. Przez dosyć długi okres na niego wrzeszczała.
- Naprawdę? - spytał Harry, zastanawiając się nad tym. Nie przywykł do kogoś będącego wkurzonego w jego imieniu.
- Naprawdę.
Jego uśmiech załamał się, gdy przez głowę przeszła mu pewna myśl.
- Syriusz, wiedziałeś, co Snape czuł do mojej mamy?
Syriusz westchnął.
- Wiedziałem, że był w niej zakochany. Wszyscy byliśmy. To jedna z wielu przyczyn, dla których James i Snape nigdy się nie mogli dogadać. Wiem, że Lily była smutna, że straciła przyjaźń Snape'a, ale przynajmniej o tyle dobrze dla niej, że nigdy nie zawędrowało to dalej niż do punktu przyjaźni. Wtedy jeszcze nie uświadomiłem sobie, że uczucia Snape'a były takie silne.
- To naprawdę dziwne - powiedział Harry. - To znaczy, z jednej strony, nienawidził mnie i traktował jak śmiecia przez cały czas, odkąd mnie poznał, ale z drugiej strony, stał się szpiegiem Dumbledore'a, bo tak bardzo kochał moją mamę.
- Wiem - zgodził się Syriusz. - To chyba nie jest żadną tajemnicą, że ja i Snape się nie dogadywaliśmy. Był chamski i nienawistny, i dużo za bardzo zainteresowany czarną magią, ale codziennie przez trzy lata ryzykował życie, żeby pomóc pokonać Voldemorta.
- Więc był dobry czy...
- Był i tym, i tym - przerwał mu Syriusz. - Gdy byłem dzieckiem, znałem większość przyszłych Śmierciożerców, z którymi zaprzyjaźnił się Snape, gdy był w szkole. Gardziłem nim za spoufalanie się z tym, czego ja tak bardzo starałem się uniknąć. Z własnej woli brał udział w czarnomagicznych rytuałach.
Syriusz przerwał, starając się wykombinować, jak wyjaśnić to Harry'emu.
- Dorastałem z tymi ludźmi i wiem, jak uwodząca może być potęga czarnej magii. Snape nie wychował się w szczęśliwym domu i dla niego Śmierciożercy stali się rodziną. Chciał kontynuować przyjaźń z Lily, mimo, że była mugolaczką. Wybrał Śmierciożerców zamiast Lily i myślę, że zawsze tego żałował. Myślę, że obwiniał się za śmierć Lily i zdecydował zmienić strony, żeby jakoś zadośćuczynić wszystkie szkody, które wywołał. Czy to czyni go dobrym? Nie wiem.
- Ja też nie - przyznał Harry. - Czuję się źle, że mu nie ufałem albo raczej że wierzyłem, że Dumbledore ma jakiś powód, żeby mu ufać, ale szczerze mówiąc, starał się zmusić mnie do myślenia, że jest winny.
- Wiem, szczeniaczku, wiem - odparł Syriusz, wzdychając.
- Więc nie umarłem - sprecyzował Harry, gdy wszystko przemyślał.
- Nie, szczeniaczku - odpowiedział z uśmiechem Syriusz. - Masz wybór - możesz pójść dalej albo wrócić. To zależy od ciebie.
Harry podniósł wzrok z uśmiechem.
- Mogę być z Ginny?
Syriusz wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
- Tak, możesz być z Ginny. - Roześmiał się. - Wiedziałem, że kiedyś będziecie razem. Po prostu nie myślałem, że tak szybko się pobierzecie.
- Też tak nie myślałem, Łapo, ale naprawdę jestem szczęśliwy, że już to zrobiliśmy - powiedział Harry z uśmiechem. - Jest wspaniała.
Spojrzał ponad ramieniem Syriusza, w stronę schodów prowadzących do dormitoriów.
- Z jednej strony, naprawdę chciałbym pójść dalej i zobaczyć moich rodziców. Naprawdę polubiłem pobyt w ich domu. Czuję, jakbym ich już trochę poznał. Ale nie mogę zostawić Ginny.
- Wiem, szczeniaczku - powiedział Syriusz z uśmiechem. - Twoi rodzice wysyłają całusy. Kochają cię i są tacy dumni z wszystkiego, co zrobiłeś. Twój tata jest zachwycony, że tak dobrze grasz w Quidditcha. Wracaj, kochaj Ginny i miej cudowne życie, no i dostarcz mi wielu wnuków chrzestnych. Będziemy tu, gdy będziesz gotów przejść na drugą stronę.
- Kocham cię, Syriusz.
- Ja ciebie też.
Ból, którego brakowało, gdy był z Syriuszem, powrócił z pełną siłą. Harry czuł pod sobą twardą ziemię i słyszał ciche łkanie nad nim. Jęknął lekko.
Delikatna dłoń oparła się na jego ramieniu. Poczuł, jak opada wokół jego głowy miękka zasłona, a lekki kwiatowy zapach pozwolił mu stwierdzić, że była to Ginny.
Nie ruszając się, otworzył oczy. Ginny nachylała się nad nim. Widział łzy spływające po jej twarzy. Na jej twarzy był wymalowany obraz takiej rozpaczy, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie widział.
- Gin - wyszeptał najciszej, jak tylko mógł.
Ginny zbladła.
- H-Harry... Ty ż-żyjesz?
- Co się stało?
Nachyliła się bliżej.
- Gdy głupio z-zasłoniłeś mnie p-przed Śmiertelną Klątwą, o-on też p-padł. M-myślałam, że n-nie żyjesz...
Harry spojrzał przez kurtynę, jaką tworzyły włosy Ginny. Widział, jak Voldemort zaczyna się ruszać. Spoglądając na żonę, wyszeptał:
- Będzie dobrze, kochanie. Jest teraz śmiertelny.
Wskazał na zakameleonowany miecz, który wciąż był przyczepiony do jego nogi.
- Odsuń się, Gin.
Kiwając głową, Ginny pocałowała go, po czym odsunęła się. Na czworakach podeszła do Charliego, który znów był przytomny i obserwował siostrę z niepokojem. Jak wszyscy inni na polanie, zakładał, że Harry nie żyje.
- Ginny.
Spojrzała krótko na brata, po czym przeniosła wzrok z powrotem na męża. Jeszcze się nie ruszył, ale mogła powiedzieć, że obserwował Voldemorta. Nie patrząc w dół, Ginny wyciągnęła rękę i dotknęła ramienia brata. Podążył za jej wzrokiem i położył swoją dłoń na jej.
Większość walk ustała, gdy wszyscy obserwowali Harry'ego i Voldemorta. Więcej osób z zamku dołączyło do walczących. Remus unieszkodliwił Lucjusza, podczas gdy Bill i Kingsley związali jednego z braci Lestrange'ów, drugi leżał śmiertelnie ranny. Dołohow podszedł do swojego pana.
- Mój panie - zabrzmiał głośny głos Dołohowa.
Voldemort ruszył się, skupiając na sobie uwagę wszystkich. Podniósł się, prychając na Dołohowa, który próbował mu pomóc. Voldemort rozejrzał się po polanie, skupiając się na Harrym, który wciąż leżał nieruchomo.
Machnięciem różdżki rzucił barierę, która oddzieliła Harry'ego i dwóch Śmierciożerców od reszty polany. Ku zaskoczeniu Ginny, Voldemort nie podszedł do Harry'ego. Patrzyła, jak obserwuje Harry'ego i zrozumiała, że Voldemort bał się jej męża.
- Jesteś teraz zadowolony, Tom? - wrzasnęła, podnosząc się na kolanach. - Zabiłeś go.
Voldemort roześmiał się, zagłuszając jęki przeciwników.
- Oczywiście. Naprawdę myślałaś, że może mnie zabić byle dziecko?
Z uzupełnioną pewnością siebie, Voldemort powędrował do Harry'ego, najwyraźniej wierząc Ginny na słowo, że Harry był martwy.
- Crucio!
Voldemort zaniósł się rechotem, gdy ciałem Harry'ego wstrząsnęły konwulsje. Machnięciem różdżki, podrzucił ciało Harry'ego w powietrze. Czerpał ogromną przyjemność z rzucania nim po polanie. Krzyki tych, którzy mu się przeciwstawiali, napędzały jego śmiech.
- To was wielki bohater, wasz wybraniec! Nie taki wielki, prawda? - krzyknął Voldemort. Zwrócił się do Ginny. - Panno Weasley, myślę, że się jeszcze oficjalnie nie zapoznaliśmy. Słyszałem od Lucjusza, że dosyć dobrze poznałaś młodszego mnie. Mam nadzieję, że rozumiesz, że on umarł za ciebie.
Voldemort roześmiał się, widząc ból na twarzy Ginny.
- Był głupcem, tak jak jego mentor. Porzucił swoje życie, tak jak jego szlamowata matka!
- On nie jest... nie był głupcem! - wrzasnęła Ginny. - Kocha mnie i chciał mnie ochronić tak jak jego matka ochroniła jego!
- Miłość jakoś nie uczyniła mu za dużo dobra, chyba że coś mi umknęło? - drwił Voldemort.
- No to widocznie coś ci umknęło, bo ja tam myślę, że uczyniła mi dużo dobra.
Voldemort gwałtownie się odwrócił, gdy cała polana zamarła w szoku. Harry uśmiechnął się, pewnie stając na nogach, stając twarzą w twarz z Voldemortem.
- Co jest, Tom? Nie spodziewałeś się mojego zmartwychwstania?
Voldemort szybko otrząsnął się z szoku.
- Nie wiem, jak udała ci się ta sztuczka, ale nie będziesz się mógł ukrywać wiecznie. Chcesz, żeby ktoś inny odebrał klątwę za ciebie?
Harry potrząsnął głową.
- Nie, tylko ty i ja, Tom.
- Myślisz, że możesz mnie jakoś pokonać?
Harry uśmiechnął się.
- Nie myślę, wiem to. Nie ma już twoich horkruksów, Tom. Tylko ty i ja.
Voldemort zawahał się, gdy usłyszał o swoich horkruksach. Miał nadzieję, że chłopak nie wiedział o nich wszystkich.
- Miałeś szczęście w przeszłości, chłopcze. Pokonałem Dumbledore'a, przejąłem Ministerstwo i przejąłem Hogwart.
- Nie pokonałeś Dumbledore'a. - Harry zignorował westchnięcia szoku przemykające po polanie. - Ustawił własną śmierć. Wiedział, że jest umierającym człowiekiem, tej nocy w Wieży Astronomicznej. Snape był lojalny wobec niego, nie wobec ciebie. Razem to zaplanowali.
- Że co?
- Snape był zakochany w mojej mamie. Gdy odmówiłeś ocalenia jej życia, zwrócił się przeciwko tobie. - Harry uśmiechnął się, widząc wyraz gniewu przemykający przez twarz Voldemorta. - Poprosił cię, żebyś ją oszczędził, prawda?
Voldemort prychnął.
- Mógł mieć w niej przelotne zainteresowanie, ale wiedział, że nie była jego warta.
Harry pokręcił głową.
- Nie rozumiesz i to przypieczętuje twój los.
- Znasz magię, której ja nie znam? - zaśmiał się Voldemorta. Zamachał różdżką na wysokości oczu. - Mam Czarną Rożdżkę, niepokonane Berło Śmierci! Jak chcesz to pokonać?
Voldemort myśląc, że zastraszył Harry'ego, był zszokowany, gdy zobaczył, że Harry zanosi się śmiechem. Okrążył go.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Nie pokonałeś Dumbledore'a. On i Snape zaplanowali jego śmierć. Snape nie żyje. Został zabity przez Notta.
- Dlaczego Nott miałby go zabić?
- Bo widział, jak Snake mi pomaga - odparł Harry. - Poza tym, to nie ma znaczenia. Czarna Różdżka wybrała już nowego właściciela. Draco Malfoy był nowym panem Czarnej Różdżki.
- Więc go zabiję. To niczego nie zmienia.
- Masz rację. To niczego nie zmienia, bo pokonałem Draco miesiące temu. Zabrałem mu różdżkę. - Harry uśmiechnął się, widząc strach powoli wchodzący na twarz Voldemorta. - Dobrze słyszałeś. To ja jestem prawdziwym panem Czarnej Różdżki.
Gniew przepełnił go i Voldemort uniósł różdżkę.
- Avada...
Harry zanurkował z drogi zaklęcia i jednym płynnym ruchem wyciągnął miecz, i machnął nim, przecinając się przez szyję Voldemorta. Siła uderzenia odcięła mu głowę. Harry i reszta zgromadzonych na polanie patrzyli w ciszy, jak jego głowa upadła na ziemię, a za nią jego ciało.
Harry opadł na kolana przy ciele i wziął Czarną Różdżkę, zanim mogła wpaść w niepowołane ręce. Spojrzał na ciało swojego odwiecznego wroga, próbując jakoś ogarnąć, że już jest po wszystkim. Wstał na nogi, pomagając sobie mieczem.
Krzyki i wiwaty wypełniły powietrze i tarcza, którą wyczarował Voldemort, opadła. Ginny była pierwszą, która do niego dopadła. Rzuciła się na niego, śmiejąc się i płacząc jednocześnie. Ukrył twarz w jej włosach i przycisnął ją do siebie.
- Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię.
Wkrótce para została zalana rodziną, przyjaciółmi i innymi ludźmi, którzy chcieli uścisnąć dłoń tego, który wreszcie to wszystko skończył. Harry nawet na chwilę nie puścił Ginny. Jedną rękę miał cały czas zawiniętą wokół niej i drugą witał się z wszystkimi. Wieści o porażce Voldemorta rozprzestrzeniły się po błoniach i szybko dotarły do zamku.
Harry i Ginny niedługo potem znaleźli się w Wielkiej Sali. Ciała Voldemorta i wszystkich jego Śmierciożerców zostały wyniesione do przedsionka, gdzie wcześniej Harry i Ginny czekali na rozpoczęcie walki.
Smutek i żal wezbrał w Harrym, gdy patrzył na ciała ofiar Śmierciożerców położone w Wielkiej Sali. Usłyszał jęk Ginny i podążając za jej wzrokiem zobaczył ciało Colina Creeveya obok Lavender Brown. Łzy zaczęły spływać im po twarzy, gdy rozglądali się po pomieszczeniu.
- Moi bracia, widzisz moich braci? - spytała przerażona Ginny.
- Bill zabrał Charliego do szpitala polowego - powiedział Harry, rozglądając się po sali, mając nadzieję na zobaczenie znajomych rudych włosów.
Ron usłyszał wiwaty odbijające się echem przez zamek, gdy on, Hermiona i bliźniacy biegli z powrotem na parter. Skończyli zamykanie Wieży Astronomicznej i Wieży Północnej, i wracali właśnie do Wielkiej Sali. Skręcili w korytarz przy klasie Zaklęć, gdy Ron zauważył w jednej z klas ruch.
Zatrzymał się i wskazał na drzwi. Fred i George pokiwali głową ze zrozumieniem, ich twarze były poważniejsze, niż kiedykolwiek je widział Ron. Spojrzał na Hermionę, widząc na jej twarzy strach i determinację.
Ron i Hermiona przycisnęli się do ściany.
- Confringo!
Fred i George zasypali pomieszczenie Zaklęciami Ogłuszającymi. Ron usłyszał dwa głuche uderzenia ze środka. On i Hermiona ostrożnie dołączyli do bliźniaków w środku.
- Tutaj! - zawołał Fred.
Ron podbiegł do niego z wyciągniętą różdżką. Ku jego obrzydzeniu, byli to Draco Malfoy i Pansy Parkinson. Spojrzał na braci i razem wypuścili na nich szeroki zakres klątw i uroków.
- Przestańcie! - krzyknęła Hermiona. - Nie możecie tak po prostu chodzić po zamku i zaczarowywać nieprzytomnych ludzi.
George spojrzał na nią i potrząsnął tylko głową.
- Incarcerus.
Nachylając się, sprawdził ciasność więzów zabezpieczających dwójkę Ślizgonów, po czym chwycił ich różdżki. Przeszukał ich szaty i znalazł dodatkową różdżkę w kieszeni Pansy. Uniósł ją w górę.
- To nie Ginny?
Fred popatrzył na nią.
- Myślę, że tak. Zabierzemy ją ze sobą.
Bliźniacy wylewitowali dwójkę związanych Ślizgonów i ruszyli do wyjścia. Dotarli do końca korytarza, gdy przejściem wstrząsnęła eksplozja. Ściana wybuchła, przewracając bliźniaków i powodując, że Malfoy i Pansy upadli.
Harry patrzył, jak Bill wybiegł z Wielkiej Sali. Ginny spojrzała na niego.
- Co się stało?
- Nie wiem - odparł z nutą niepokoju w głosie. - Myślę, że dostał wiadomość od patronusa i wybiegł.
Odpowiedzi na ich pytania pojawiły się, gdy do środka wpadła grupa rudzielców i pobiegła prosto do szpitala. Ginny złapała rękę Harry'ego i pobiegli razem, żeby zobaczyć, co się stało.
- To musiało być czasowe zaklęcie wybuchowe - wyjaśniał Ron Neville'owi, gdy para podeszła. - Fred zebrał najgorsze uderzenie. Był zaraz obok ściany gdy to się stało.
Harry i Ginny pozostali z boku grupy i czekali niespokojnie na wiadomości od pani Pomfrey, która podbiegła, żeby zdiagnozować stan bliźniaków. Harry zawinął ramiona wokół Ginny, a ona oparła się o niego, czerpiąc z niego siłę. Czekali w napięciu, gdy Alicia i Susan Bones biegały dookoła, pomagając pani Pomfrey, podając jej eliksiry i rzucając zaklęcia. Ginny spięła się, gdy ubrany na niebiesko uzdrowiciel ze Świętego Munga podbiegł w odpowiedzi na wołanie pani Pomfrey.
Niebieski płomień zapalił się nad łóżkiem jednego z bliźniaków, co przyniosło zwiększoną aktywność. Dwóch dodatkowych uzdrowicieli podbiegło do pomocy.
Harry nie rozumiał większości tego, co mówili o ciśnieniu krwi i krwotokach.
- Co oznacza ten niebieski płomień? - wyszeptał do ucha Ginny.
- To... to znaczy, że ktoś przestał oddychać - szepnęła łamiącym się głosem Ginny. - Widzieliśmy to w Świętym Mungu, gdy odwiedzaliśmy tatę. Mama wyjaśniła, co to znaczy.
Jak na zawołanie, pojawiła się pani Weasley i przepchnęła się przez tłum. Zaraz za nią był jej mąż. Zatrzymali się przy łóżkach bliźniaków. Harry pocałował Ginny w czubek głowy i głaskał ją, starając się ją pocieszyć. Jego serce się łamało na samą myśl, że jeden z Weasleyów może umrzeć. Poczuł tępy ból w klatce piersiowej.
Ponura grupa czekała w ciszy. Hałas z reszty Wielkiej Sali został wyciszony, a między łóżkami trójki Weasleyów a resztą rannych postawiono przegrodę. Niemal kwadrans minął, zanim uzdrowiciele wyprostowali się i zaczęli rozmowę z panem i panią Weasley.
- Oboje są w krytycznym stanie, ale myślę, że przeżyją. - Wskazał na Freda. - Ten młody człowiek ma poważne uszkodzenia wewnętrzne, a także uraz głowy. Zabierzemy go do Świętego Munga na obserwację. Będzie raczej długo dochodził do siebie, ale powinien z tego wyjść.
Harry pomyślał, że usłyszał szloch od pani Weasley, po czym uzdrowiciel wskazał na George'a.
- Ten chłopak będzie w porządku. Zabierzemy go do Świętego Munga, ale powinien wyzdrowieć znacznie szybciej.
Przytłaczająca cisza, która zapadła wśród czekającego tłumu rozproszyła się na te wieści. Ginny pisnęła cicho, odwracając się w ramionach Harry'ego. Zawinęła ręce wokół niego, a on przyciągnął ją bliżej. Czuł, jak jej łzy spływają na jego szyję.
- Już dobrze, kochanie. Wyjdą z tego - wyszeptał Harry.
Po kilku minutach, oderwała się od niego, wycierając oczy rękawami.
- Wiem. Po prostu się przestraszyłam.
Zanim zdążył odpowiedzieć, z głębi pomieszczenia nadbiegło wołanie.
- Ginny!
Odwracając się, Ginny zobaczyła Charliego siadającego na łóżku, a obok niego Billa. Machali do niej, żeby do nich podeszła. Podbiegła do braci i przytuliła Charliego.
- Tak strasznie się bałem - wyszeptał jej do ucha Charlie.
Spojrzała na niego pytająco.
- Co?
- Gdy V-Voldemort wycelował w ciebie różdżkę... Lestrange trafił mnie Zaklęciem Niszczącym w nogę i nie mogłem zrobić nic, żeby ci pomóc - wyjaśnił Charlie.
Charlie i Bill odwrócili się do Harry'ego, który sam wydawał się załamany na samą myśl, że Śmiertelna Klątwa mogła trafić w jego żonę.
- Harry, stary. Nigdy w życiu czegoś takiego nie wi...
- Ginewro Weasley!
Czwórka odwróciła się, żeby zobaczyć panią Weasley przedzierającą się do nich. Ginny westchnęła. Naprawdę miała nadzieję na uniknięcie tej konfrontacji przynajmniej przez jakiś czas.
Pani Weasley dotarła do nich i złapała Ginny w ramiona, przyciskając ją do siebie z całej siły.
- Ginny, gdzie ty byłaś? Tak się o ciebie martwiliśmy. Dlaczego się z nami nie skontaktowałaś? Masz w ogóle pojęcie, przez co przeszliśmy? Dlaczego nie wróciłaś do domu?
Gdy pytania dobiegły końca, pani Weasley przyjęła postawę zwykle zarezerwowaną dla bliźniaków po przekroczeniu granic.
- Coś ty sobie myślała, że uciekłaś? Powinnaś być w domu!
- W domu, mamo? - spytała Ginny. - Jeśli byłabym w domu, zostałabym zaaresztowana albo wysłana do Hogwartu. Tak czy inaczej nie byłoby to dla mnie dobre.
Temperament Ginny zapłonął, gdy zobaczyła, jak jej matka potrząsa przecząco głową.
- I nie uciekłam! Musisz wiedzieć, że Malfoy i Zabini mnie porwali, a Pansy użyła Eliksiru Wielosokowego, żeby się pode mnie podszyć. Nie udawaj, że o tym nie wiesz! Alicia powiedziała, że Neville i Seamus powiedzieli ci, co się stało!
- To było w Boże Narodzenie, młoda damo! - wrzasnęła pani Weasley. - Dlaczego się z nami nie skontaktowałaś? Dlaczego była cisza?
- Co miałam zrobić, mamo? Harry powiedział, że byliście obserwowani. Nie wiedzieliśmy, jak się z wami skontaktować bez informowania o nas Ministerstwa - broniła się Ginny.
Kątem oka Harry zobaczył, jak Neville i Seamus odganiają innych od sceny. Remus podszedł bliżej do Harry'ego, stojąc za nim dla wsparcia. Bill rzucił zaklęcia ciszy i ukradkiem przywołał różdżkę matki, gdy pan Weasley odezwał się po raz pierwszy.
- Molly, kochanie. Proszę, spróbuj się uspokoić.
Ignorując spojrzenie żony, zwrócił się do córki i rozłożył ramiona.
- Ginny.
Mimo gniewu na matkę, Ginny była szczęśliwa, mogąc znów zobaczyć rodzinę. Rzuciła się w ramiona ojca.
- Tata.
Pan Weasley uśmiechnął się, mogąc w końcu przytulić córkę.
- Cieszę się, że cię widzę, kochanie. Tak się o ciebie martwiliśmy.
- Wiem, tato. Naprawdę bym się z wami skontaktowała, gdybym mogła - powiedziała Ginny, wycierając oczy. - Po prostu myśleliśmy, że nie można ryzykować.
- Naprawdę nie mogliśmy tego zrobić, panie Weasley - powiedział Harry, odzywając się po raz pierwszy. Podszedł krok bliżej do żony, a ona złapała go za rękę.
- Powinniście byli spróbować! - wybuchła pani Weasley. Harry wzdrygnął się, widząc spojrzenie, którym potraktowała go Molly. Kontynuowała mimo uciszających spojrzeń rodziny. - Zabrałeś ją od jej rodziny!
- Nie! - odkrzyknął Harry. - Zabrałem ją od Śmierciożerców! Używali na niej Cruciatusa! Miałem ją tam zostawić?! Wyciągnąłem ją stamtąd!
Pani Weasley zbladła na myśl Cruciatusa używanego na jej jedynej córce. Otworzyła usta, jakby chcąc odeprzeć argument Harry'ego, ale Charlie jej przerwał.
- Nie, mamo. Wiem, że jesteś zdenerwowana tymi zdjęciami, ale Harry i Ginny nie mieli z nimi nic wspólnego.
Ginny patrzyła to na matkę, to na brata, powoli uświadamiając sobie, co miał na myśli Charlie.
- M-myślałaś, że to byłam ja?! Naprawdę myślałaś, że przeszłabym na ciemną stronę?
Pani Weasley wydawała się lekko zawstydzona.
- Nie... nie chciałam w to wierzyć, ale... nie wiedzieliśmy nic od was, a te wszystkie jego zdjęcia z innymi kobietami...
- Z innymi kobietami? Czy ty nigdy nie słyszałaś o farbie do włosów?
- Skąd miałam o tym wiedzieć?
- Och, nie wiem - odparła drwiąco Ginny. - Może powinnaś zaufać Harry'emu.
- Mamo, czy ty masz pojęcie, co on dla niej zrobił? - wtrącił Bill.
Pani Weasley podniosła ostro wzrok.
- Co masz na myśli?
Bill wymienił spojrzenia z bratem, po czym wyjaśnił:
- Zasłonił ją własnym ciałem przed Śmiertelną Klątwą.
Wszyscy gwałtownie złapali powietrze z zaskoczenia, gdy to powiedział, a Ginny podeszła bliżej do męża. Harry przytulił ją, a ona przycisnęła się do niego.
- Ginny i ja walczyliśmy z Bellatriks Lestrange i... i zabiliśmy ją - wyjaśnił Charlie. - Gdy Voldemort zobaczył, że nie żyje... był okropnie wkurzony. Jeden z braci Lestrange'ów mnie zdjął, a to pozostawiło Ginny sam na sam z Voldemortem. Posłał w nią Śmiertelną Klątwę, a Harry po prostu stanął na jej drodze.
Charlie spojrzał na Harry'ego, i kontynuował łamiącym się głosem.
- Wiem, że nigdy nie będę w stanie ci podziękować, ani się odwdzięczyć za to co zrobiłeś, ale jeśli będziesz kiedyś potrzebował czegokolwiek - zupełnie czegokolwiek, powiedz mi i załatwię to. - Uniósł dłoń, aby zatrzymać odpowiedź Harry'ego. - Wiem, że nie zrobiłeś tego dla nas i widzę, jak bardzo ją kochasz, ale my też ją kochamy. Chcę ci podziękować za to, co zrobiłeś.
Harry pokiwał głową, drżąc, przyciskając Ginny mocniej do siebie.
- Zrobiłem to, co musiałem. Gdy zobaczyłem, jak leci w nią Śmiertelna Klątwa... nie byłem w stanie pomyśleć o czymkolwiek innym. W ogóle nad tym nie myślałem. Po prostu ją zasłoniłem. Ale... ale musiałem...
- Co to znaczy, że musiałeś? - spytał Remus, kładąc Harry'emu rękę na ramieniu.
Spoglądając na Ginny, Harry zobaczył niezadane pytania w jej oczach. Wiedział, że będzie musiał wyjaśnić, co się stało. Spojrzał na grupę zgromadzoną w szpitalu. George'a i Freda zabrano do Świętego Munga, ale inni bracia Weasleyowie, a także Hermiona i Remus Lupin tam byli.
- Rzuciłeś jakieś zaklęcia prywatności? - spytał Billa Harry.
Bill pokiwał głową.
- Nikt inny nie usłyszy tego, co masz do powiedzenia.
- Usiądź, Harry - powiedział cicho Remus, prowadząc parę w stronę pustego łóżka. Reszta grupy usadowiła się na łóżkach bliźniaków, a Bill siedział na podłodze przy łóżku Charliego. Remus usiadł na końcu łóżka zajętego przez Harry'ego i Ginny.
Biorąc głęboki oddech, Harry rozpoczął wyjaśnienia.
- Wiecie, co robiliśmy?
- Podejrzewamy, że szukaliście horkruksów. Mam rację? - spytał Bill. Widząc wyraz twarzy Harry'ego, kontynuował wyjaśnienia. - Ron i Hermiona nie mogli nam powiedzieć, co robiliście, ale wiem, że czegoś szukaliście. Diadem Ravenclaw był sporą podpowiedzią.
Harry zignorował gwałtowny wdech Hermiony i kontynuował.
- Tom Riddle stworzył sześć horkruksów. Bał się śmierci, więc starał się przedłużyć życie. Profesor Dumbledore znalazł i zniszczył dwa z nich. Pozostawił mi misję polegającą na znalezieniu i zniszczeniu reszty z nich. Nie wiedziałem aż tyle, gdy opuszczałem Norę. Ron, Hermiona i ja znaleźliśmy jeden z nich od razu, ale nie mieliśmy szczęścia w poszukiwaniu reszty. Po tym jak... odeszli, znalazłem i zniszczyłem jeden z nich w Dolinie Godryka.
Chwycił dłoń Ginny i kontynuował.
- Przyszedłem do Hogwartu, żeby poszukać kolejnego i... i udało mi się uratować Ginny. Pomogła mi i znaleźliśmy i zniszczyliśmy dwa ostatnie horkruksy. Riddle odkrył, że zniszczyliśmy przynajmniej niektóre z nich i przyszedł tu, żeby poszukać horkruksa, który tu zostawił.
- Snape... znalazł mnie, gdy szedłem do lasu. Rzucił jakieś zaklęcie, które pozwoliło mi zobaczyć niektóre jego wspomnienia. Znał moją mamę i myślę, że się w niej zakochał. Gdy zrozumiał, że był współwinnym jej śmierci, zwrócił się do Dumbledore'a i stał się szpiegiem. Jedna rzecz, której Dumbledore nigdy mi nie powiedział, to że byłem horkruksem.
Harry zamknął oczy, słysząc wokół siebie przerażone westchnienia. Poczuł, jak Ginny kładzie dłoń na jego policzku. Bał się na nią spojrzeć, ale zbierając odwagę, otworzył powieki, niepewien, co może zobaczyć w jej oczach. Ku jego uldze, widział tylko miłość i wsparcie. Ignorując innych przez chwilę, pocałował ją czule.
- Przepraszam, kochanie. Snape pokazał mi, co się stało i że musiałem umrzeć. Nie chciałem... Chciałem z tobą zostać, ale wiedziałem, że jeśli on nie zginie... nie mielibyśmy żadnego życia. - Wytarł delikatnie łzy z jej twarzy, ignorując własne. - Nie wiedziałem, jak dokładnie to zrobię, ale gdy zobaczyłem, jak cisnął w ciebie Śmiertelną Klątwą... to po prostu idealnie ułożyło się w całość. Jeśli miałem umrzeć, najlepiej było, jeśli umarłbym chroniąc ciebie.
Wciągnął Ginny na swoje kolana i przytulił ją, gdy cicho płakała.
- Przepraszam, kochanie. Nie... nie miałem czasu, żeby ci powiedzieć, co się dzieje. Po prostu...
Urwał i ukrył twarz w jej włosach.
- Kocham cię.
Remus patrzył na parę, oszołomiony siłą woli, jaka musiała być potrzebna, żeby zasłonić Ginny przed Śmiertelną Klątwą. Była to ta sama siła, która doprowadziła do tego, że Lily stanęła przed łóżeczkiem Harry'ego, starając się go ochronić od Voldemorta. Wytarł oczy i poprzysiągł sobie w duchu, że odtąd będzie zawsze wspierał Harry'ego.
Harry i Ginny pocieszali się nawzajem i szeptali między sobą. Z wyjątkowo dobrym słuchem, Remus słyszał szepty miłości i wsparcia między nimi. Po kilku chwilach, Harry uniósł głowę i pocałował swoją żonę jeszcze raz. Ginny położyła głowę na jego klatce piersiowej.
Charlie przerwał ciszę.
- Nie zrozum mnie źle, Harry, ale dlaczego nie umarłeś?
Harry'emu udało się lekko uśmiechnąć.
- Nadal nie rozumiem wszystkiego, ale to było związane z ochroną krwi, którą dała mi moja matka. Nie mógł mnie zabić przez jej ochronę. Trafił mnie Śmiertelną Klątwą, ale to wywarło efekt na obydwu z nas. - Harry urwał. Nie chciał dzielić swojej rozmowy z Syriuszem z nikim oprócz Ginny i może Remusa. - Jakoś wróciłem i ponieważ chciałem się poświęcić... miałem możliwość go zabić.
Pan Weasley pokręcił głową w zdumieniu.
- To niesamowite, Harry. Zgadzam się z Charliem. Nigdy nie będziemy ci w stanie podziękować za uratowanie Ginny.
Harry spiął się i przytulił Ginny mocniej. Bał się, że Weasleyowie będą chcieli ich rozdzielić.
Bill odchrząknął.
- Harry, mówiłeś mi i Remusowi o zaklęciu, które rzuciliście - powiedział cicho.
Podszedł do nich i przyklęknął przy swoim młodym szwagrze.
- Charlie i ja będziemy was wspierać i oczywiście Remus też. Lepiej już mieć to wszystko za sobą.
- Zgadzam się - dodał Remus. - Będę cię wspierał.
Kiwając głową, Harry popatrzył nerwowo po innych zgromadzonych.
- Gdy opuściliśmy Hogwart, musieliśmy znaleźć coś, żeby... ochronić Ginny i obejść Namiar.
- Nie da się złamać Namiaru, dopóki nie osiągnie się dorosłości - wtrąciła Hermiona, odzywając się po raz pierwszy.
- Właściwie, Hermiono, da się - odparł Bill. Spojrzał na parę z uśmiechem. - Jeśli para jest zaręczona, może ominąć Namiar.
- Zaręczona! - wykrzyknęła pani Weasley. - Nie można się zaręczyć bez zgody rodziców.
- Zaczęliśmy szukać magicznych rytuałów, zanim opuściliśmy Hogwart - wyjaśniła Ginny. - Znalazłam coś o nazwie Sponsus ex Amor albo Związanie Rąk. To starożytny rytuał zaręczynowy, który nadal może być używany, ale nie jest potrzebna zgoda rodziców. Może mieć trzy wyniki, zależnie od miłości i oddania pary. Jeśli para nie jest sobie oddana, są poważne konsekwencje - mogą stracić magię. Jeśli są sobą zainteresowani, ale jeszcze się nie kochają, zostaną zaręczeni. Jeśli już łączy ich miłość i są sobie oddani, rytuał działa jak przysięga małżeńska.
Spojrzała na Harry'ego, który dokończył za nią.
- Wykonaliśmy rytuał i... jesteśmy małżeństwem.
- Małżeństwem? - pani Weasley wpatrywała się w parę, po czym zwróciła się do męża. - Słyszałeś kiedyś o tym rytuale?
- Mamo - wtrącił Bill. - Sprawdziłem jej dane w Gringotcie. Są małżeństwem.
- Wiedziałeś o tym? - Pani Weasley wpatrywała się jadowicie w najstarszego syna.
- Molly, poprosiłem go, żeby to sprawdził - powiedział cicho Remus. - Harry'emu udało się dostarczyć mi list. Zostawił go u pastora w kościele, przy którym pochowani są jego rodzice. Wspomniał o żonie Harry'ego. Powiedziałem Billowi o liście i rozmowie z pastorem. Nie powiedziałem ci nic, bo czekałem na dalsze informacje.
- Pani Weasley, nie chcieliśmy robić nic za pani plecami ani ukrywać naszego małżeństwa przed panią czy coś - powiedział szczerze Harry. - Kocham Ginny, a ona kocha mnie. Naprawdę nie spodziewaliśmy się, że to się skończy małżeństwem, ale jesteśmy szczęśliwi, że tak się stało. Nie zrobiłbym tego, co zrobiłem, bez niej. Ona... - Spojrzał na Ginny i uśmiechnął się, po czym kontynuował. - Ona jest niesamowita. Jest mądra i wesoła, i wierzy we mnie.
Twarz pani Weasley zmiękła, gdy patrzyła na nich.
- Zawsze miałam nadzieję, że będziecie razem. Po prostu nie spodziewałam się, że to się stanie tak szybko. Potrzebuję trochę czasu, żeby... żeby to wszystko przemyśleć. Kocham was oboje.
Wstając, spojrzała na męża.
- Powinniśmy pójść do Świętego Munga.
Podeszła do pary i uściskała oboje z nich.
- Porozmawiamy później.
Ginny potaknęła, ściskając ojca. Przytuliła się do męża, patrząc, jak jej rodzice odchodzą.
Od autorki:
Niebieski płomień nad łóżkiem Freda nie jest moim pomysłem, pochodzi z opowiadania "Follow The Phoenix". Jest świetnie, więc polecam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top