Najlepsi Kumple

- Harry!

Harry westchnął, gdy usłyszał, jak jego była najlepsza przyjaciółka woła go. Tępy ból, który wcześniej pojawił się w jego klatce piersiowej wzmocnił się. On i Ginny właśnie opuścili Wielką Salę po raczej intensywnej konfrontacji z Weasleyami. Wyczerpany czarodziej naprawdę już nie chciał się dziś z nikim ścierać.

- Harry, proszę, zaczekaj!

Westchnął. O ile dobrze znał Hermionę, wiedział, że lepiej z nią porozmawiać teraz. Zatrzymał się i czekał, aż Hermiona ich dogoni. Gdy już jej się to udało, Harry wskazał, żeby weszła za nim do jednej z pustych klas przy korytarzu. Uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył spojrzenie, jakim jego żona potraktowała Hermionę. Harry usiadł przy biurku z przodu pomieszczenia, Ginny zaraz obok niego. Hermiona przechadzała się przed nimi.

- Harry, jesteś pewien, że już po wszystkim?

Harry wpatrywał się w Hermionę, nie wierząc własnym uszom.

- Więc to jest pierwsza rzecz, którą do mnie mówisz? Czy jestem pewien, że już po wszystkim? Tak, Hermiono, jestem pewien, że już po wszystkim.

Czerwieniąc się ze wstydu, Hermiona próbowała zacząć po raz kolejny.

- Przepraszam. Harry, to nie... Ja po prostu nie wiem, co się stało i...

- Więc jedyny powód, dla którego chciałaś ze mną porozmawiać, to żeby pozyskać trochę informacji? – Harry wpatrywał się w nią, na jego twarz wstąpił ból. – Straciłaś to prawo, gdy zostawiłaś mnie samego w deszczu tamtej nocy.

- Przepraszam, Harry. – Hermiona wiedziała, że nie wyraziła się odpowiednio. Czuła wzbierający lęk, że Harry odejdzie, zanim zdąży mu powiedzieć, jak źle się czuła z powodu tej całej sytuacji. – Nie chciałam cię zostawić tamtej nocy. Ja... ja po prostu chciałam zatrzymać Rona. Złapałam go, gdy się deportował.

Trzęsącym głosem, Hermiona powiedziała im, co się stało dalej tej nocy.

- Wróciliśmy, Harry. Wróciliśmy i szukaliśmy cię. Ja... nie wiedzieliśmy, co zrobić. Zostaliśmy tam przez jeszcze jedną noc i poszliśmy do Doliny Godryka. Gdy cię nie mogliśmy znaleźć... to było okropne. Tak się o ciebie martwiłam, Harry. Naprawdę. Nie miałam pojęcia, gdzie mogłeś być.

- Więc to wszystko był wypadek? – spytał Harry. – Zostawiliście mnie samego w namiocie, w deszczu, ale tego nie chcieliście? Dlaczego nie wróciliście tej nocy?

- Ja... to była taka emocjonalna noc i nie chciałam wszczynać kolejnej kłótni. Nigdy nie przeszło mi przez głowę, że stamtąd odejdziesz – powiedziała Hermiona, opadając na krzesło z przodu klasy.

Ból, ulga i gniew toczyły w nim ze sobą bój.

- Hermiono, zostawiliście mnie samego w deszczu bez żadnych zapasów. Zamiast po mnie wrócić, żebym mógł przespać się w ciepłym miejscu i zjeść normalne jedzenie, zostawiliście mnie. Poszedłem do domu moich krewnych. Nie było prądu i miałem tylko tyle jedzenia i pieniędzy, ile sobie znalazłem.

Harry znów czuł ból i desperację tych zimnych, szarych dni powracające z pełną siłą.

- Żyłem w zimnie, na puszkowanej zupie i chlebie, podczas gdy wy byliście u Weasleyów, a teraz mówisz mi „ups, to był wypadek"?

Ginny chwyciła go za dłoń. Harry spojrzał na nią i zobaczył w jej oczach miłość i wsparcie. Ignorując Hermionę przez chwilę, Ginny pocałowała go delikatnie.

Z uśmiechem wciąż na twarzy, Harry zwrócił się do Hermiony.

- Poczułem się strasznie skrzywdzony, gdy odeszliście. To znaczy, wiem, że nie było tam zbyt przyjemnie, ale nie okłamałem was ani nie zmuszałem do pójścia ze mną. Wyśmiałaś mnie, gdy starałem się was odwieść od tej misji. Więc po tym jak upieracie się, żeby pójść ze mną, gdy zaczyna się robić pod górę, po prostu mnie zostawiacie. Powiedziałem wam wszystko, co powiedział mi Dumbledore. Przez całe miesiące zastanawiałem się, co zrobiłem źle.

Hermiona słuchała ze łzami w oczach. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale Harry kontynuował.

- Ale myślę, że wyszło na lepsze. Zrozumiałem, że muszę pozmieniać parę rzeczy, jeśli mam skończyć tą wojnę. Spędziłem tygodnie na ćwiczeniu zaklęć i nowej magii. Zbyt bardzo się na tobie opierałem i to widocznie był duży błąd. Gdy już czułem się pewniej, poszedłem do Doliny Godryka, a potem do Hogwartu. Pamiętasz, jak cały czas mówiłem, że chcę tam pójść, a ty tylko odpowiadałaś „nie, to nie jest dobry pomysł"? No i zgadnij. Nie tylko znalazłem dwa kolejne horkruksy, udało mi się je zniszczyć, ale przede wszystkim byłem tu, gdy Ginny mnie potrzebowała.

Łzy zaczęły spływać Hermionie po twarzy, ale Harry kontynuował tyradę.

- Ginny wspierała mnie i pomogła mi. Wiesz, że wciąż mogłem wyciągać pieniądze z mojego skarbca? Wszystko, co musiałem zrobić, to poprosić o to Stworka, a on wyciągnął dla mnie złoto. Opuściliśmy Hogwart z planem, i znaleźliśmy, a potem zniszczyliśmy ostatniego horkruksa. Więc żeby odpowiedzieć na twoje pierwsze pytanie, tak Hermiono, jestem pewien, że już po wszystkim.

Harry zatrzymał się i zalała go fala poczucia winy, gdy patrzył, jak jego przyjaciółka cicho płacze. Czuł się zawstydzony, że przez niego płakała, bo nie miał takich intencji. Wyprostowała się, gdy Harry skończył mówić.

- Naprawdę przepraszam, że cię zraniłam, Harry. Nie zamierzałam tego zrobić. Naprawdę chciałam tylko zatrzymać Rona, a potem wszystko wymknęło się spod kontroli.

- Więc poszłaś do domu moich rodziców i nagadałaś im, że Harry was opuścił, bo zrobił się zazdrosny o Rona – dokończyła za nią Ginny, odzywając się po raz pierwszy.

Hermiona wlepiła w nią wzrok.

- Nie chciałam, żeby tak się stało. Po prostu nie chciałam, żeby Ron pokłócił się z rodziną. Nie uświadomiłam sobie, jak twoja matka zinterpretuje to, co powiedziałam.

- Że co? – spytał Harry, patrząc to na Ginny, to na Hermionę.

- Neville mi powiedział – wyjaśniła Ginny. – On i Seamus poszli do domu moich rodziców, żeby pomóc im rozgryźć, co się stało, gdy zniknęłam. Ron i Hermiona oboje tam byli i Hermiona widocznie postawiła to w takim świetle, jakbyś to ty ich opuścił, bo zrobiłeś się o nich zazdrosny.

- Nie chciałam, żeby Ron pokłócił się z rodziną – starała się wyjaśnić Hermiona. – Powiedzieliśmy im prawdę.

Harry nie powiedział nic przez chwilę, obserwując swoją byłą najlepszą przyjaciółkę. Myślał, że już nie może go bardziej zranić, ale ku swojemu przerażeniu, mylił się.

- Powiedziałaś im, że odszedłem? – zaśmiał się gorzko. – Myślę, że naprawdę podjęłaś decyzję, prawda?

- Harry...

Harry wstał i pociągnął Ginny za sobą.

- Nie, Hermiono, skończyłem tą rozmowę. Mam nadzieję, że ty i Ron jesteście razem szczęśliwi.

Para zostawiła Hermionę samą w klasie. Ukryła twarz w dłoniach i płakała. Jak mogła tak nieopatrznie stracić swoją najlepszą przyjaźń?

- Pan Potter.

Harry zesztywniał, po czym odwrócił się i zobaczył przed sobą Tymczasowego Ministra Magii, Kingsleya Schaklebolta. Westchnął.

- Jest pan tu, żeby mnie aresztować?

Ginny złapała jego dłoń. Po wyrazie jej twarzy poznał, że nie dopuści do tego bez walki.

- Aresztować? Dlaczego, na Merlina, miałbym cię zaaresztować? – Kingsley spojrzał na niego, zdziwiony.

Profesorowie McGonagall i Flitwick podeszli do nich razem z Billem i Remusem i ustawili się wokół pary.

Harry ścisnął dłoń Ginny.

- Za morderstwo Carrowów, za zabicie Voldemorta albo Merlin wie za co jeszcze. Słyszałem, że jestem poszukiwany w celu przesłuchania w sprawie śmierci Albusa Dumbledore'a.

Kingsley spojrzał na niego zmieszany.

- Na Merlina, nie, Harry. Wiem, że zrobiłeś, co trzeba było. Było sporo ustaw i praw, które będziemy musieli unieważnić przez następne parę tygodni.

- A Ginny? Żadne z nas nie zostanie aresztowane?

- Nie, obiecuję, że żadne z was nie zostanie aresztowane za wasze czyny przez ostatni rok – obiecał Kingsley. Spojrzał w wyraziste, zielone oczy Harry'ego i uświadomił sobie, jak głębokie rany pozostawiło całe zło, które zostało dokonane. Zarówno Knot, jak i Thicknesse aktywnie prowadzili kampanię przeciwko niemu i wiedział, że Knot i Srimgeour próbowali wykorzystać chłopaka, żeby zyskać poparcie w społeczeństwie. – Harry, wiem, że nie masz powodu, żeby ufać Ministerstwu. Po prostu mam nadzieję, że będziesz miał trochę czasu dla mnie w najbliższym czasie, żebym mógł zrozumieć, co się stało. Wiem, że masz dosyć dobry wgląd w Śmierciożerców i miałem nadzieję, że mógłbyś się ze mną podzielić wiedzą.

Harry wymienił spojrzenia z Ginny.

- Potrzebuję kilku dni, ale obiecuję, że z panem porozmawiam.

- To wszystko, o co mogę poprosić – odparł Kingsley. – Obiecuję, że wszystko się zmieni.

Zawijając ramię wokół żony, Harry patrzył, jak Kingsley odchodził. Wziął głęboki oddech i nagle poczuł się, jakby w jego klatce piersiowej zapłonął ogień. Tępy ból, który ignorował od godzin zmienił się w ostre kłucie. Zaczął panikować, gdy dotarło do niego, że nie może złapać tchu.

- Harry? – Ginny poczuła nagły wysiłek, z jakim Harry oddychał, a raczej oddychać próbował. Odwracając się, zobaczyła na jego twarzy strach.

Remus podbiegł do Harry'ego. Spojrzał na jego twarz.

- Bill, leć po panią Pomfrey! – krzyknął.

Wsunął rękę pod ramię Harry'ego, żeby mu pomóc, gdy zobaczył, jak Ginny ugina się pod jego ciężarem. Poczuł, jak Harry ciężko się na nim wiesza. Zrobili jeden krok, gdy Harry stracił przytomność. Z pomocą Rona i Neville'a, Remus zaniósł Harry'ego do szpitala i położył go obok Charliego.

Pani Pomfrey i jeden z uzdrowicieli z Munga podbiegli do niego. Remus zobaczył, jak pani Pomfrey kręci głową, gdy rzuciła zaklęcia diagnostyczne.

- Jego płuco się zapadło i jest pełne krwi. Wiecie, jak to się stało? – spytała, zaczynając rzucać zaklęcie uzdrawiające.

- T-trafiono go w klatkę Śmiertelną Klątwą – odparła trzęsącym się głosem Ginny, opadając na łóżko brata.

- Voldemort kilka razy trafił go Cruciatusem. Tak jakby... rzucał nim po polanie – dodał Bill, wyciągając dłoń do siostry.

Mrucząc zaklęcia pod nosem, pani Pomfrey i uzdrowiciel wlewali różne eliksiry do gardła Harry'ego. Ginny ścisnęła dłoń brata, poczuła jak jej oczy wzbierają łzami. Nie mogła go teraz stracić, nie gdy już w końcu wygrali.

Po kilku pełnych napięcia minutach, pani Pomfrey wyprostowała się. Podeszła do Ginny.

- Pani Potter, pani mąż wyzdrowieje. Nie mogę zrobić nic z blizną i ranami na jego klatce piersiowej. Myślę, że będą musiały się zagoić same. Zawsze będzie miał bliznę, ale myślę, że z czasem stanie się mniej widoczna. Czarna magia pozostawia ślady. Rany powinny się zagoić.

Ginny pokiwała głową, wycierając niecierpliwie łzy.

- A co z jego płucem? Słyszała, że mówiła coś pani o jego płucach.

Pani Pomfrey przykucnęła przy Ginny.

- Jego płuco się zapadło, co znaczy, że krew wypełniła przestrzeń między płucem a opłucną. Udało nam się usunąć krew i jego płuco powróciło do normalnego stanu, ale chcę, żeby pozostał na noc na obserwację. Zawsze jest możliwość, że jego płuco znów się zapadnie.

- A-ale wyjdzie z tego? – spytała Ginny.

Pani Pomfrey uśmiechnęła się.

- Wyjdzie z tego. Przeniosę go do głównego szpitala. Może pani z nim zostać, jeśli pani chce.

- Pani Pomfrey, może pani rzucić okiem na jej nogę? – spytał Charlie. – Alicia ją wcześniej opatrzyła, ale myślę, że ktoś powinien to obejrzeć.

Wyćwiczonym ruchem różdżki, pani Pomfrey odbandażowała jej nogę. Ginny syknęła, gdy dotarło do niej, że zaklęcie znieczulające rzucone przez Alicię zaczynało słabnąć.

Pani Pomfrey oczyściła ranę i posmarowała ją gęstą, niebieską maścią, po czym znów zabandażowała nogę.

- Dam pani Eliksir Przeciwbólowy, gdy wejdziemy na górę.

Pół godziny później Ginny przebrała się w piżamę przyniesioną jej przez Stworka. Pani Pomfrey ustawiła obok siebie łóżka dla Ginny, Harry'ego i Charliego, po czym oddzieliła tą strefę od reszty szpitala.

- Pani, wszystko w porządku?

Ginny uśmiechnęła się do skrzata przed nią.

- Ze mną wszystko dobrze, Stworku. A z tobą?

Stworek wyprostował się.

- Nic Stworkowi nie jest, pani. Stworkowi i Zgredkowi udało się zebrać skrzaty do walki ze złymi ludźmi. Zgredek i Mrużka zostali ranni w walce. – Westchnął. – Przykro mi meldować, że Mrużka i dwa hogwardzkie skrzaty zginęły, pani.

- Przykro mi, Stworku. Czy ktoś zajmuje się rannymi skrzatami? – spytała Ginny, rozglądając się w poszukiwaniu jakichkolwiek rannych skrzatów.

- Tak, pani. Skrzaty mają swoich własnych uzdrowicieli, którzy pomagają rannym – wyjaśnił Stworek.

- Aha, dziękuję, Stworku – powiedziała sennie Ginny. Już wzięła Eliksir Przeciwbólowy, który jej dano i zaczynała się robić śpiąca.

- Niech pani sobie trochę odpocznie.

Ginny miała chwilę paniki, gdy się obudziła i zobaczyła, że Harry'ego nie ma obok niej. Wydarzenia poprzedniego dnia powróciły do niej. Siadając, zobaczyła swojego męża śpiącego w łóżku obok niej. Ostrożnie wyszła z łóżka, sprawdzając nogę. Ku jej uldze, nie czuła bólu.

Podeszła do łóżka Harry'ego. Uśmiechając się, zobaczyła Skierkę zwiniętą obok niego. Przypominała sobie, jak Stworek przyniósł im ubrania, a także przyprowadził ze sobą Skierkę z ich mieszkania w Londynie.

Pocałowała Harry'ego w czoło. Nie ruszył się, ale Skierka leniwie otworzyła oczy i przeciągnęła się.

- Hej, mała.

Ginny usiadła na łóżku Harry'ego z kotką w ramionach i patrzyła, jak jej mąż śpi.

- Wszystko z nim w porządku?

Odwracając się, zobaczyła swojego brata.

- Dlaczego miałoby cię to obchodzić? – spytała, traktując go morderczym spojrzeniem.

- Ginny...

- Daj sobie spokój, Ron. Zostawiłeś go. Jak mogłeś to zrobić?

Strach i gniew, które czuła przez ostatnie dwa dni, powróciły z pełną siłą. Położyła delikatnie Skierkę na łóżku, po czym rzuciła się na brata. Wypchnęła go z oddzielonej strefy.

- Obiecałeś mi, Ron! Obiecałeś, że będziesz mu pomagał i go wspierał, a co zrobiłeś?! Zostawiłeś go! ZOSTAWIŁEŚ GO SAMEGO, W DESZCZU, BEZ ŻADNYCH ZAPASÓW! Wiesz, że zachorował, szukając was w lesie?! Skończył w domu swoich krewnych, gdzie było zimno i nie miał prawie żadnego jedzenia, a w dodatku był przeziębiony! JAK MOGŁEŚ TO ZROBIĆ?! – głos Ginny był zimny i pełen wściekłości. Starała się nie krzyczeć, żeby nie obudzić męża.

Słowa Ginny poruszyły go do głębi. Mówiła prawdę. Obiecał jej, że będzie mu pomagał, tak samo jak obiecał samemu Harry'emu.

- Przepraszam, Ginny. Ja... to było bardzo trudne. Powiedział ci o naszej kłótni? – Z wściekłego spojrzenia Ginny wywnioskował odpowiedź. – Chyba tak. No więc... ten horkruks, to świństwo było okropne. Cały czas mi mówił... mówił mi, że jestem niepotrzebny i tylko im przeszkadzam. Po prostu wydawało mi się, że Harry jest dużo lepszy dla Hermiony niż ja.

- Co? – Ginny wpatrywała się w brata, zaskoczona. Jej gniew walczył teraz z wspomnieniami z jej pierwszego roku. Dobrze wiedziała, jak łatwo Riddle mógł manipulować myślami i lękami innych.

Ron pokiwał smutno głową, opadając na jedno z nieużywanych łóżek.

- Po prostu czułem się taki... zawsze w cieniu przy nim.

Spojrzał na siostrę, jego niebieskie oczy przepełnione były różnymi uczuciami.

- Sporo rozmawiałem z Charliem. Byłem z nim w Rumunii. Naprawdę mi z tym źle, Ginny. Bill i Charlie mnie usadzili jednego wieczoru i porozmawiali ze mną o... o tym wszystkim. Obwiniałem Harry'ego za rzeczy, które były tylko i wyłącznie moją winą. W ogóle się nie przygotowałem na tą wyprawę. Oczekiwałem, że Harry i Hermiona zrobią wszystko, i wkurzałem się, gdy to nie poszło po mojej myśli. Jedzenie... Wiem, że wszyscy sobie żartują z tego, ile jem, ale... tam prawie w ogóle nic nie mieliśmy i przez to coraz bardziej się wkurzałem.

- Naprawdę tak mi przykro, że go zawiodłem. Byłem kompletnym dupkiem. Teraz to widzę – skończył Ron.

- Dlaczego odszedłeś?

Rodzeństwo odwróciło się i zobaczyło obserwującego ich Harry'ego. Ginny podeszła do niego i zawinęła rękę wokół jego talii. Harry przytulił ją i pocałował w czubek głowy, ale jego uwaga była zwrócona na Rona.

- Wiesz, ile nocy leżałem tam, zastanawiając się, co zrobiłem źle? Tak, byłem wkurzony. Starałem się jak mogłem, ale nic ci nie pasowało. Jeśli złapałem rybę, była nie tego gatunku co trzeba. Jeśli miałem jakiś pomysł, wasza dwójka szybko go deptała. To było tak, jakbyście nagle przestali mi ufać – powiedział Harry.

- Ja... przepraszam, Harry – powiedział cicho Ron. – Nigdy nie chciałem cię zawieść.

- Byłem okropnie zagubiony przez te parę pierwszych tygodni – powiedział Harry, przytulając Ginny mocniej. – Wciąż musiałem znaleźć i zniszczyć resztę horkruksów, ale nie miałem żadnej pomocy. Mieszkałem w zimnym, pustym domu moich krewnych i ćwiczyłem moje zdolności magiczne. Jakby na to spojrzeć z innej perspektywy, zrobiliście mi przysługę. Potrafię teraz dużo więcej i jestem bardziej pewien siebie, jeśli chodzi o magię.

Potraktował Rona spojrzeniem godnym bazyliszka.

- Jakie były dwa miejsca, do których chciałem się udać?

- Dolina Godryka i Hogwart – odparł cicho Ron.

- Dobrze – powiedział Harry. – Znalazłem to, co musiałem w obydwu tych miejscach. Potrafisz sobie w ogóle wyobrazić, co mogłoby się stać, gdybym nie był przez święta w Hogwarcie?

Ron spojrzał mu w oczy, kręcąc głową.

- Nie, stary. Mogę tylko powiedzieć, że strasznie mi przykro i jestem ci dozgonnie wdzięczny, że znów byłeś przy Ginny, gdy cię potrzebowała, a mnie tam nie było. Lubię o sobie myśleć jako o twoim najlepszym kumplu, ale wiem, że ostatnio taki nie byłem. Miałem sporo do przemyślenia, odkąd cię zostawiłem. Muszę przyznać, na początku byłem wkurzony. Nie wiem, dlaczego, ale byłem wkurzony i obwiniałem cię o wszystko, co toczyło się nie tak w moim życiu. Trochę to trwało, zanim uświadomiłem sobie, że to ja, a nie ty, zawodziłem ludzi. Masz rację. Oczekiwałem, że to będzie świetna przygoda i w ogóle nie planowałem, że coś tam będę robił.

Ginny burknęła coś pod nosem. Ron szybko kontynuował.

- Wiem. Byłem kompletnym dupkiem. Przez ostatnie kilka miesięcy sporo sobie przemyślałem. Pracowałem w kuchni w Rezerwacie Smoków i miałem zajęcia. To mi otworzyło oczy. Muszę bardziej się starać i być lepszym przyjacielem.

Podnosząc wzrok, Ron spojrzał Harry'emu w oczy. Harry spokojnie spojrzał na Ginny. Szczerze mówiąc, był mniej zdenerwowany na Rona niż na Hermionę. Znał Rona i jego brak pewności siebie, ale naprawdę liczył na Hermionę.

- Co myślisz o moim małżeństwie z Ginny?

Ron skrzywił się lekko.

- Wiem, że ją kochasz. Ciężko mi się przyzwyczaić, że moja siostrzyczka już wyszła za mąż, ale nie wydaje mi się, że jest ktoś lepszy dla niej.

- Zraniłeś mnie, Ron – powiedział Harry. – Naprawdę mnie zraniłeś i musisz mi dać trochę czasu.

***

- Chcesz go potrzymać? – spytała Tonks z uśmiechem. Ledwo powstrzymała śmiech, widząc jego minę. Mógł pokonać najstraszniejszego Czarnego Pana, ale bał się malutkiego bobasa.

Harry posłał jej jadowite spojrzenie, po czym usiadł na duży fotel w salonie mieszkania Potterów w Londynie. Tonks delikatnie ułożyła dziecko w jego ramionach i pokazała mu, jak podpierać jego szyję i główkę.

- Jest taki mały – powiedział Harry w osłupieniu, jego strach i zakłopotanie powoli znikły. Teddy otworzył oczy i przeciągnął się lekko, po czym przycisnął się bliżej do swojego ojca chrzestnego. Harry zobaczył Ginny obserwującą go z uśmiechem na twarzy. Podeszła do niego i usiadła na ramieniu fotela.

- Jest niesamowity – powiedziała Ginny, całując go w czoło.

Tonks podeszła do swojego męża, który zawinął wokół niej ramiona.

- Podjęliśmy dobrą decyzję, prawda?

Wycierając oczy, Remus pokiwał głową.

- Prawda. Jest niesamowitym człowiekiem i niesamowitym przykładem. Tylko na nich spójrz.

Wskazał na parę, która teraz zachwycała się dzieckiem.

- Będzie go kochał i chronił z całego serca.

- Co z twoimi braćmi? – spytała Tonks, gdy odłożyła Teddy'ego do łóżeczka.

Ginny uśmiechnęła się.

- Dużo lepiej. George wyszedł ze szpitala w zeszłym tygodniu, a Freda wypuszczą jutro.

- To dobrze – powiedział Remus. – Wystarczy nam złych wieści. Czas na jakieś dobre.

Harry pokiwał głową. Ostatnie dwa tygodnie były naprawdę trudne. Razem trzydzieści osób zginęło broniąc Hogwartu tej nocy. Wśród nich byli Colin Creevey, Lavender Brown, Katie Bell i Terry Boot. Harry i Ginny przyszli na wszystkie pogrzeby.

- Słyszałam, że spotkałeś się z Kingsleyem – zauważyła Tonks. – Jak poszło?

Harry skrzywił się.

- Opowiedzenie mu wszystkiego zajęło godziny i musiałem odpowiadać na pytania przez dwa dni. Ale myślę, że to pomorze. Wszyscy bardziej znani Śmierciożercy są za kratkami i udało mi się znaleźć przeciw nim dowody.

- Słyszałeś o Draco i Pansy? – spytała Ginny. – Opowiedzieli wszystko. Czarownica wypuszcza cały numer poświęcony wyjaśnianiu kłamstw Pansy i opowiedzeniu ludziom prawdy.

Tonks roześmiała się.

- Słyszałam, że zrobiłaś dla nich wywiad.

Chichocząc, Ginny potaknęła.

- Zrobiliśmy wywiad i całą sesję zdjęciową. – Pocałowała Harry'ego. – Biedny Harry nie bawił się za dobrze, ale dobrze dał sobie radę.

- Więc jakie macie teraz plany? – spytał Remus.

Harry usiadł trochę prościej.

- To jedna z rzeczy, o których chcieliśmy z wami pogadać. – Chwycił dłoń Ginny. – Gin i ja opuściliśmy sporo lekcji w szkole, ale nie chcemy wracać do Hogwartu. Nie tylko tyle przeszliśmy, ale jesteśmy małżeństwem i nie będziemy żyć oddzieleni od siebie.

Wziął głęboki oddech.

- Zastanawialiśmy się, czy mógłbyś nas wyszkolić w domu. Zapłacilibyśmy ci, ale pomyśleliśmy, że byłbyś dla nas najlepszym wyjściem. Zgadzasz się?

Remus wpatrywał się przez chwilę w niego.

- Chcecie, żebym was wyszkolił?

- Tak – odparła Ginny. – Wiem, że powinniśmy zdać Owutemy, ale jak powiedział Harry, nie chcemy wracać do szkoły. Byłeś najlepszym nauczycielem Obrony, jakiego mieliśmy. No i jesteś ostatnim połączeniem Harry'ego z jego rodzicami.

Remus wymienił spojrzenia z żoną. Zawsze miał problem ze znalezieniem stałej pracy, a to z pewnością zaspokoiłoby ich ciągle rosnące potrzeby finansowe. Harry i Ginny wycofali się do kuchni, żeby dać im trochę czasu na przedyskutowanie sprawy.

- Myślę, że to świetna oferta, kochanie – powiedziała Tonks. – Uwielbiasz uczyć i wiem, że oni są bardzo zmotywowani, żeby się czegoś nauczyć. To by cię zatrzymało w domu.

- A co będzie, gdy pójdziesz z powrotem do pracy, kochanie? Co z Teddym?

- Moja mama już powiedziała, że chce przy nim pomóc – odparła Tonks.

Remus podniósł wzrok z uśmiechem na twarzy.

- Dla mnie brzmi wspaniale.

- Harry!

Młodsza para powróciła do salonu. Remus uśmiechnął się.

- Byłbym zachwycony, mogąc was szkolić, dopóki nie będziecie gotowi, żeby zdać Owutemy.

- Dzięki! - Ginny podeszła do niego i uściskała go. – Naprawdę dziękuję, Remusie.

- Nie ma za co – odparł Remus. – Myślę, że to idealne wyjście.

Harry patrzył z uśmiechem na twarzy, jak Lupinowie wychodzą. Machając do nich, poczuł, jak jego żona obejmuje go. Odwrócił się w jej ramionach, żeby na nią spojrzeć. Uśmiechnęła się do niego, gdy nachylił się, żeby ją pocałować.

- Kocham cię.

- Ja też cię kocham – wyszeptał, całując ją po szyi. Uniósł głowę i pocałował ją namiętnie. Odpowiedziała z równym entuzjazmem, wplatając palce w jego włosy.

Zamknął drzwi, a ona przycisnęła go do nich, wślizgując ręce pod jego koszulkę.

- Ściągnijmy to z ciebie.

Harry zgodził się, po czym oboje pozbyli się ubrań. Uniósł ją w powietrze i zaniósł do sypialni.

Kilka godzin później, Harry obudził się z drzemki, z żoną wciąż w ramionach.

- Nie mogę uwierzyć, że już po wszystkim – powiedział. – Naprawdę możemy żyć własnym życiem.

- To prawda – odparła Ginny. – Możemy żyć jak tylko chcemy, dzięki tobie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top