Konfrontacja z Voldemortem
Ron rozejrzał się w szoku, gdy on i Charlie biegli drogą z Hogsmeade. Widzieli, jak zamek jest rozświetlany przez ogień i zaklęcia. Zgiełk był ogłuszający. Myślał, że wiedział, czego się spodziewać, po wszystkich potyczkach, które przez parę ostatnich lat odbył z przyjaciółmi przeciwko Śmierciożercom. Mylił się. To było na wiele większą skalę, niż cokolwiek, czego świadkiem był Ron. Ku jego przerażeniu, gdy doszli do bramy, okazało się, że została wyrwana z ziemi i leżała poskręcana.
Charlie chwycił Rona za ramię i wyciągnął go z trajektorii lotu błądzącego zaklęcia.
- Uważaj! Musimy jakoś dotrzeć do zamku.
Bracia ruszyli przez błonia, unikając zaklęć, towarzyszyło im paru mieszkańców Hogsmeade. Spustoszenie było osłupiające. Ron widział kilka wielkich grup wymieniających ogień, a także kilku olbrzymów rzucających wielkimi głazami w zamek. Ku jego przerażeniu, zobaczył kilku potomków Aragoga chodzących po błoniach. Dotarcie do zamkowych schodów zajęło grupie dobre piętnaście minut.
Jeśli Ron myślał, że w zamku znajdzie schronienie, był w błędzie. Frontowe drzwi zachwiały się w zawiasach. Wchodząc do Wielkiej Sali, Ron i Charlie niezwłocznie ruszyli do boju.
***
Błyski zaklęć rozświetlały ciemne części zamkowych błoni, gdy Remus prowadził swoją grupę naprzód. Cieszył się, że do pełni nadal pozostawał ponad tydzień. Mógł sobie tylko wyobrażać, co mogłoby się tu dziać, gdyby Voldemort miał pod rozkazami paczkę wilkołaków. I tak miał już do dyspozycji sporo różnych innych mrocznych stworzeń, które nie potrzebowały pełni księżyca.
Gdy ruszył naprzeciw grupie próbującej przebić zamkowe osłony, stracił z oczu pozostałych członków drużyny. Po uniknięciu wściekle fioletowej klątwy, unieszkodliwił kolejnego Śmierciożercę. Ktoś wykrzyknął inkantację Śmiertelnej Klątwy, co przykuło jego uwagę. Odwracając się, zobaczył, jak młody Colin Creevey pada na ziemię. Przerażony, odwrócił się do mordercy Colina i poczuł, jak wzbiera w nim gniew. Glizdogon.
- Confringo!
Glizdogon odwrócił się i ruszył do walki z wilkołakiem.
- Remus! Przykro ci, że wybrałeś złą stronę?
Nie połknął przynęty i posłał serię zaklęć tnących w człowieka, którego niegdyś zwał przyjacielem. Uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył, jak Glizdogon potyka się i upada. Wspomnienia z pogrzebu Lily i Jamesa przebłysnęły przez chwilę w jego głowie, gdy podbiegał do zdrajcy.
- Expulso!
Remus wysadził kłodę, za którą starał się ukryć Glizdogon. Podszedł do swojego byłego przyjaciela, zastanawiając się, co się stało z tym nieśmiałym i cichym człowiekiem. Zawahał się o ułamek sekundy za długo.
- Crucio!
Remus wrzasnął w agonii, gdy oberwał zaklęciem torturującym. Glizdogon, rozochocony sukcesem, wgramolił się na nogi. Roześmiał się, patrząc, jak wilkołak wraca do siebie po klątwie. Nie przewidział jednak, że Remus tak szybko wstanie na nogi. Lata comiesięcznych transformacji pozostawiły na Remusie trwały ślad w postaci wyższego progu wytrzymałości na ból i możliwości szybszego powrócenia do siebie po poważnych ranach, niż większość ludzi.
Potężne Zaklęcie Tnące werżnęło się głęboko w pierś Glizdogona. Remus opuścił lekko różdżkę, patrząc jak zdrajca pada na ziemię, a z rany sporym strumieniem wypływa krew. Spojrzał na niego smutno, gdy ten wydawał ostatni dech. Przyklęknął przy swoim przyjacielu z dzieciństwa i cicho się pożegnał, po czym wrócił na błonia.
***
Ból przeszył głowę Harry'ego. Zatrzymał się i potrząsnął głową, starając się go pozbyć. Spojrzał na Ginny.
- Nie widzę żadnych lepiej wyszkolonych Śmierciożerców. Musi ich trzymać przy sobie jako ochronę.
- Co teraz chcesz zrobić? - spytała Ginny, unikając zaklęcia.
- Chodźmy na zewnątrz.
Para szybko wyszła na zewnątrz zamku, po drodze pomagając tym, którzy wyglądali nie najlepiej. Gdy już byli poza budynkiem, Harry pociągnął żonę do zacienionej przez wieże strefy. Oparł się o ścianę zamku i wskazał Ginny, żeby zrobiła to samo.
- Chcę sprawdzić, czy uda mi się jakoś zobaczyć, gdzie może być. Możesz mnie osłaniać?
Ginny pokiwała głową, gdy Harry wszedł za nią, używając ciemności jako osłony. Stojąc plecami do niego, omiotła wzrokiem błonia w poszukiwaniu zagrożenia. Rozmiar zniszczeń dokonanych w tak krótkim czasie był po prostu oszałamiający. Dobrze zadbane błonia były porozdzierane kraterami. Widziała kilka miejsc, w których brakowało części zamku. Na ziemi leżało wiele nieruchomych postaci. Ginny zadrżała, gdy dotarło do niej, że nie wiedziała, czy to przyjaciele, czy wrogowie. Fakt, że mógł to być którykolwiek z jej braci lub przyjaciół zmroził ją do kości. Chciała, żeby ta noc się już skończyła. W głębi serca była pewna, że Harry może pokonać Toma, a potem zaczną swoje życie.
Przytłumiony jęk zza niej przykuł jej uwagę. Wycofując się, tak, że stała teraz obok Harry'ego, widziała, jak siedzi na ziemi, plecami oparty o ścianę zamku. Był skulony, głowę miał ukrytą w dłoniach. Chcąc mu pomóc, ale wiedząc, że po prostu jest to niemożliwe, Ginny usiadła obok niego, obserwując go.
Uniósł głowę i spojrzał jej w oczy.
- Jest w Zakazanym Lesie. Widziałem, że jest tam większość jego wewnętrznego kręgu - Bellatriks i jej mąż, Malfoy, McNair, Crabbe i Goyle. Snape i Nott do nich dołączyli, ale nie widziałem żadnych młodych Śmierciożerców. Muszą walczyć w zamku albo na błoniach.
Ginny pomogła mu wstać. Zawinęła ramię wokół jego talii i pozwoliła mu się o nią oprzeć, gdy zbierał siły. Zacisnął ramiona wokół niej, po czym wyprostował się. Harry pocałował ją w policzek i chwycił ją za dłoń.
- Chodź, zobaczymy, czego uda nam się dowiedzieć.
Szeleszczący odgłos spowodował, że się odwrócili. Harry postawił tarczę w momencie, gdy oszałamiacz był już niecałe dwa metry od nich. Przed nimi było pięciu Śmierciożerców. Harry szybko dobył miecza i ściął dwóch najbliższych Śmierciożerców, zanim w ogóle się zorientowali, co się stało.
- Reducto!
Ginny kucnęła, gdy jej zaklęcie trafiło mężczyznę przed nią, roztrzaskując jego tors. Patrzyła przez chwilę w dziwnej satysfakcji, jak padał na ziemię. Żar Zaklęcia Tnącego na jej ramieniu spowodował, że powróciła do rzeczywistości.
- Confringo! - Jej przeciwnik padł.
Odwracając się, zobaczyła, jak ostatni przeciwnik Harry'ego upada, cięty mieczem. Zanim jednak mogła cokolwiek powiedzieć, Harry wrzasnął:
- Ginny, uważaj!
Pchnął ją w stronę schodów. Ginny szybko dojrzała zagrożenie, gdy wielki głaz rzucony przez jednego z olbrzymów leciał w jej stronę. Wdrapała się po schodach, próbując dostać się do schronienia, jakie dawał zamek. Gdy dotarła do Sali wejściowej, głaz uderzył w schody, posyłając ostre odłamki na wszystkie strony. Ginny powstrzymała krzyk, gdy poczuła ostre kamienie wbijające się w jej nogę.
***
Bill patrzył w przerażeniu, jak urocza blondynka pada na ziemię z rozszarpanym gardłem. Nie rozpoznawał jej, ale wyglądała dosyć młodo, więc mogła być jedną z uczennic. Podnosząc wzrok, zobaczył Fenrira Greybacka wycierającego twarz z krwi, śmiejącego się, wyraźnie z siebie zadowolonego. Nienawiść zapłonęła w Billu i zaczął miotać w wilkołaka klątwami. Fenrir wrzasnął, gdy trafiło go pierwsze zaklęcie Billa.
Fenrir szybko wstał na nogi i zaatakował łamacza klątw. Bill był teraz bardziej przygotowany na bardziej fizyczny styl walki Fenrira, niż w zeszłym roku. Gdy Fenrir rzucił się na niego, Bill wrzasnął:
- Argenteum Sica!
Patrzył w satysfakcji, jak srebrny sztylet uformował się z białej smugi światła wystrzelonej z jego różdżki i wbił się w pierś wilkołaka. Patrzył przez chwilę, aby upewnić się, że Fenrir jest martwy, po czym ruszył dalej.
***
Harry pospieszył w stronę Zakazanego Lasu, mając nadzieję, że Ginny jest przynajmniej względnie bezpieczna. Odcinając się od wzbierającej troski o żonę, Harry skupił się na zadaniu, które miał przed sobą. Gdy doszedł do linii drzew, zatrzymał się. Dźwięki bitwy były coraz cichsze i powtarzał teraz w myślach to, co widział oczami Voldemorta, starając się stwierdzić, w którym dokładnie miejscu Zakazanego Lasu jego wróg się znajduje.
- Petrificus Totalus! Silencio!
Harry w myślach przeklął swój brak czujności, gdy padał uderzony Zaklęciem Pełnego Porażenia Ciała. Uderzył w szorstką korę wielkiego drzewa. Poczuł, jak ktoś go obraca i jego gniew wybuchł w nim, gdy zobaczył stojącego nad sobą znienawidzonego profesora Eliksirów.
Snape wyszczerzył się do chłopaka, ciesząc się zwycięstwem.
- Nie wydajesz się taki potężny, co, Potter? Jesteś na tyle głupi, żeby nie uważać na swoje otoczenie?
Śmiejąc się na widok gniewu wymalowanego na twarzy Harry'ego, podszedł bliżej do niego.
- Uwierz mi, nie robię tego dla ciebie.
Na twarz Harry'ego wstąpiła dezorientacja. Zakładał, że Snape albo go zabije, albo zabierze do Voldemorta. Zamiast tego wycelował w niego różdżkę i wyszeptał:
- Communicato Memoria.
Harry poczuł w umyśle znajomy nacisk, ale zamiast uczucia Snape'a wbijającego się do jego wspomnień, czuł napływające do niego wspomnienia Snape'a. Próbował z tym walczyć. Nie wiedział, jakie przerażające wspomnienia może pokazać mu Mistrz Eliksirów. Niestety zawsze był słaby w Oklumencji, więc i tym razem nie zdołał się przeciwstawić.
Zalały go wspomnienia. Patrzył zdezorientowany, jak jego matka zaprzyjaźnia się ze Snapem i dowiedział się, kim naprawdę była, zanim weszła do czarodziejskiego świata. Patrzył na przyjaźń jego rodziców z perspektywy Snape'a. Czuł tęsknotę Snape'a za jego piękną i pełną życia matką. Nawet przy całym tym mętliku, Harry chłonął wspomnienia mamy jak gąbka. Była taka piękna i miła. Patrzył w szoku, jak Snape zdradził Voldemorta, bo ten obrał Lily za cel i sprzymierzył się z Dumbledorem. Przez połączenie między nimi czuł cierpienie Snape'a, które nawet po tylu latach od śmierci Lily wciąż było silne. Uśmiechnął się lekko, gdy patrzył na swoje lata w Hogwarcie oczami Snape'a. Ten uśmieszek znikł z jego twarzy, gdy słuchał jak jego mentor, profesor Dumbledore, wyjaśnia, że on, Harry, musi umrzeć.
Snape przerwał kontakt i ciężko dysząc, oparł się o najbliższe drzewo. Harry wpatrywał się w niego, starając się zrozumieć to, co się przed chwilą stało.
- Więc teraz wiesz, co musisz, zrobić, Potter.
- Zdrajca!
Snape odwrócił się gwałtownie i znalazł się twarzą w twarz z Edwardem Nottem. Stanął przed wciąż obezwładnionym Harrym, starając się zasłonić go przed Nottem.
- O czym ty mówisz? - prychnął Snape. - Złapałem Pottera.
- Nie! - wrzasnął Nott. - Widziałem, co zrobiłeś. Pomagasz mu.
Snape patrzył na niego uważnie, czekając na okazję do uderzenia.
- Sectumsempra!
Nott spojrzał w dół na gigantyczną ranę, która rozcięła jego klatkę piersiową i podbrzusze. Spojrzał na Snape'a z nienawiścią.
- Avada Kedavra!
***
Walka w Wielkiej Sali już ucichła i teraz była ona używana jako centrum dowodzenia. Ginny przykuśtykała do środka i od razu pochłonęły ją czyjeś ramiona.
- Ginny! Jesteś cała?
Ginny oderwała się i ujrzała twarz swojego drugiego najstarszego brata.
- Charlie!
Zacisnęła ręce wokół niego, rozluźniając się w tych znajomo silnych ramionach. Uśmiechnęła się, gdy poczuła, jak całuje ją w czubek głowy. Lęk i niepokój, który czuła przez całą wiosnę zostały wymazane przez miłość i akceptację, którą okazali jej starsi bracia przez ostatnie kilka godzin. Wciąż jeszcze nie zobaczyła się z rodzicami, ale miała nadzieję, że zaakceptują ją i jej małżeństwo.
Myśl o rodzicach spowodowała, że rozejrzała się po Wielkiej Sali. Widziała zniszczenia, których dokonano. Stoły zostały odepchnięte pod ściany, ale widziała, że były one roztrzaskane na kawałki. Kamienna podłoga była wyżłobiona i było na niej widać ślady po czymś, co pewnie było krwią. Po jednej stronie widziała ustawione przegrody. Spojrzała pytająco na brata.
- Szpital - odpowiedział na niezadane pytanie. - Oczyściliśmy Wielką Salę, a Bill postawił osłony, żeby nie mógł tu wejść nikt z Mrocznym Znakiem. Bliźniacy poszli pozamykać wszystkie znane im tajne wejścia do zamku. Tata i Bill wyszli na błonia, żeby pomóc w walce. Właśnie sam wychodziłem.
- Voldemort ukrywa się w Zakazanym Lesie - wypaliła Ginny. - Harry poszedł, żeby z nim walczyć. Charlie, ja muszę z nim być.
Odsuwając się od brata, Ginny niemal upadła. Spojrzał na nią i podniósł ją.
- Jesteś ranna. Połatamy cię i pójdziemy razem.
Zaniósł siostrę do oddzielonej strefy i położył na jednym z pustych łóżek polowych, które rozstawiono. Alicia podbiegła do niej i przytuliła ją.
- Ginny, jesteś cała?
- Dostałam w nogę jakimiś lecącymi kamieniami - wyjaśniła Ginny, pokazując ranę.
Alicia ostrożnie ucięła nogawkę jeansów Ginny, ujawniając dużą ranę z sporym odłamkiem skały wciąż w niej osadzonym. Jej noga nadal krwawiła.
Spoglądając na młodszą przyjaciółkę, Alicia powiedziała:
- Wyciągnę ten odłamek, a potem przeczyszczę i zabandażuję twoją nogę.
Ginny potaknęła.
- To będzie boleć.
Jej nogę przeszył potworny ból, gdy Alicia skierowała różdżkę w jej ranę. Ginny chwyciła rękę brata i ukryła twarz w jego ramieniu, jak to robiła tyle razy gdy była dzieckiem, gdy otarła sobie kolana, albo dręczyli ją bliźniacy. Charlie zawinął ramiona wokół niej, zadowolony, że po tylu miesiącach bez żadnego kontaktu może przytulić i pocieszyć siostrę.
- Już po wszystkim - stwierdziła Alicia. - Rzuciłam zaklęcie znieczulające na nogę, więc powinno trochę pomóc.
Charlie pomógł siostrze wstać.
- Wszystko dobrze, Ginny?
Stając na uszkodzonej nodze, Ginny uśmiechnęła się.
- Tak. Już nie boli.
Zwróciła się do Alicii.
- Dziękuję.
Gdy rodzeństwo odwróciło się, żeby wyjść, Alicia powiedziała:
- Powodzenia, Ginny.
***
Hermiona, Justyn i Mandy wylądowali w Hogsmeade razem z kilkoma ochotnikami z Beauxbatons. Po spotkaniu się z innymi ochotnikami z Londynu i Hogsmeade, grupa ruszyła do zamku z wyciągniętymi różdżkami.
Profesor LeBlanc prowadził ich przez błonia.
- Musimy się dostać do zamku. Ustawili centrum dowodzenia w Wielkiej Sali.
Błysk zielonego światła rozświetlił noc i Hermiona wrzasnęła, gdy czarownica idąca obok niej padła na ziemię, martwa.
- Hermiona! - Justin chwycił ją za ramię i wciągnął za prowizoryczną osłonę z gruzu.
Mandy i kilku innych dołączyło do nich, ale ku przerażeniu Hermiony, zobaczyła profesora LeBlanc leżącego na ziemi, z głową pod nienaturalnym kątem.
- Musimy dostać się do zamku - powiedział Justyn.
Hermiona pozbierała się i spojrzała w stronę zamku. Nigdy jeszcze nie wydawał się tak odległy. Widziała pożary w różnych miejscach na błoniach. Widziała, jak w oddali Bijąca Wierzba miota gałęziami. Dziury w zamku zachwiały jej pewność siebie. Nie była pewna, czego oczekiwać, gdy usłyszała, że Voldemort zmierza do Hogwartu, ale ten poziom destrukcji przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.
Powietrze wokół nich zaczęło tężeć. Zrobiło się zimno. Hermiona zaczęła się zastanawiać, po co w ogóle fatygowała się do Hogwartu. Przecież oczywiste jest, że nie będzie mogła pomóc. Nie widziała w ich położeniu nic pozytywnego.
- Dementorzy!
Hermiona podniosła wzrok i zobaczyła trzy zakapturzone postacie szybujące w ich stronę. Zrozumiała, że jej ponure myśli musiały być wywołane przez dementorów. Próbowała pomyśleć o czymś szczęśliwym, ale ciężko było jej taką myśl znaleźć.
- Expecto Patronum!
Srebrzysta łasica i sfinks przeskoczyły nad ich głowami. Z wielkim wysiłkiem, Hermiona wypełniła umysł wspomnieniem tańca z Ronem na weselu Billa i Fleur.
- Expecto Patronum!
Jej srebrna wydra dołączyła do innych patronusów, aby odgonić dementorów.
- Hermiona!
- Pan Weasley. - Hermiona wstała ostrożnie.
- Hermiono, możesz poprowadzić innych do zamku? - spytał pan Weasley. - Będziemy cię osłaniać, ale musisz się poruszać szybko.
Grupa ruszyła biegiem do zamku, unikając uroków i klątw. Gdy wpadli do środka, do Hermiony dotarło, że przynajmniej jeden członek jej grupy nie dotarł do schronienia. Odpychając tą myśl, Hermiona wprowadziła innych do Wielkiej Sali, mijając stojące na straży zbroje.
- Justyn!
Odwracając się, Hermiona i Justyn zobaczyli Erniego MacMillana biegnącego w ich stronę. Ernie uściskał przyjaciela. Przez kilka kolejnych minut, powracający hogwarccy uczniowie byli witani przez przyjaciół, których nie widzieli od prawie roku.
- Hermiona!
Hermiona poczuła, jak zostaje uniesiona w powietrze.
- Ron! Tak się martwiłam! Co się dzieje? Widziałeś Harry'ego? Udało mu się je wszystkie znaleźć?
Ron zaśmiał się lekko, gdy pociągnął ją na stronę.
- Zwolnij, Hermiono. Jeszcze go nie widziałem, ale wiem, że tu jest. Rozmawiałem z Nevillem chwilę temu i mówił mi, że rozmawiał z Harrym i Ginny, zanim zaczęła się walka.
Pociągnął ją na drugą stronę Sali. Na ścianie znajdowała się wielka mapa przypominająca Mapę Huncwotów. Znajdowały się na niej setki złotych i szarych kropek. Nie tak jak na Mapie Huncwotów, te kropki nie były opisane.
- Co to jest? - spytała z ciekawością Hermiona.
- To, panno Granger, część systemów ochronnych zamku.
Hermiona powitała profesor McGonagall z uśmiechem. Chciała się dowiedzieć czegoś więcej o tej nieznanej magii, ale udało jej się powstrzymać.
- Co, tego nie było w Historii Hogwartu? - spytał Ron, śmiejąc się.
Hermiona posłała mu mordercze spojrzenie, po czym odwróciła się do profesor McGonagall.
- Co mamy zrobić, pani profesor?
- Wygląda na to, że udało nam się powstrzymać Śmierciożerców w zamku - powiedziała profesor McGonagall, patrząc na mapę. - To wygląda na ich główny przyczółek. - Wskazała na teren w Zakazanym Lesie. - Pan Lupin i pan Shacklebolt poprowadzą do Lasu dwie drużyny. Pan Artur Weasley i pan Bill Weasley poprowadzą drużyny oczyszczające szkolne błonia. Fred i George będą oczyszczać zamek.
***
Harry potknął się na progu opuszczonej chatki Hagrida i gdy był w środku, opadł na podłogę. Jestem horkruksem? Dumbledore wiedział, że muszę umrzeć?
Jego ramiona zaczęły drżeć. Nie chcę zostawiać Ginny. Niesprawiedliwość tego wszystkiego uderzyła w niego z pełną siłą. Zrobił wszystko, a nawet więcej, niż to, o co go poprosił Dumbledore. Dlaczego musiał to wszystko poddać? Nawet nie mógł zabrać ze sobą Voldemorta. Musiał pozwolić mu go zabić, ale nie mógł z nim walczyć. Ktoś inny wciąż będzie musiał zmierzyć się z Voldemortem i go zabić.
Harry nie miał pojęcia, jak długo siedział na brudnej podłodze. Czuł się wykorzystany i porzucony, ale wiedział, że jeśli ma to zrobić, musi to zrobić teraz. Jeśli poszedłby do zamku i zobaczył Ginny, jego upór może się załamać. Myśli o jego rodzicach i Syriuszu przemknęły przez jego głowę. Teraz miał do nich dołączyć. Wstając, otarł łzy i wyprostował się. Postanowił wyjść naprzeciw Voldemortowi i umożliwić Ginny przeżycie.
Gdy opuścił wątpliwe schronienie chatki Hagrida, zarzucił na siebie pelerynę-niewidkę. Niemal nieprzytomnie ruszył do Zakazanego Lasu. Przez głowę nagle przeszła mu pewna myśl. Jedną ręką otworzył swój woreczek ze skóry wsiąkiewki, który wisiał na jego szyi. Wyciągnął z niego starego złotego znicza. Przycisnął go do warg.
- Zaraz umrę - wyszeptał.
Stał przez chwilę, czekając i nasłuchując. Odgłos podobny do liści targanych przez wiatr dotarł do jego uszu. Wytężając wzrok, zobaczył jaśniejące postaci poruszające się w jego stronę. Z szeroko otwartymi oczami, patrzył, jak jego rodzice i ojciec chrzestny podeszli do niego. Syriusz wyglądał młodziej i dużo szczęśliwiej, niż kiedykolwiek. Wyglądał na rozluźnionego i zdrowego.
Uśmiechnął się, gdy jego ojciec podszedł bliżej. Naprawdę był podobny do niego. James był może o dwa centymetry wyższy od Harry'ego i jego włosy były trochę krótsze, ale wyglądał zupełnie jak on. James miał na twarzy olbrzymi uśmiech, gdy zbliżał się do swojego jedynego syna.
- Mama - wyszeptał Harry. Nigdy jeszcze nie mógł powiedzieć tych słów głośno. Łzy błysnęły w jego oczach, gdy patrzył, jak podchodzi do niego. Jej piękne kasztanowe włosy były piękne i dłuższe od tych, które nosiła Ginny. Była wysoka i zgrabna, i poruszała się z gracją. Jej zielone oczy jaśniały dumą i miłością, gdy się do niego zbliżała.
- Hej, kochanie - szepnęła. - Jestem z ciebie taka dumna, synku. Tak długo i ciężko walczyłeś.
Harry pokiwał machinalnie głową, chłonąc ich widok.
- Syriusz... ja... przepraszam. Nie chciałem, żebyś zginął.
- Harry, to nie była twoja wina. Wiedziałem, jakie jest ryzyko pójścia tej nocy do Ministerstwa. Pozwoliłem mojej pokręconej kuzynce ze mną wygrać. To jej wina, że nie żyję, nie twoja.
- Ja... tęsknię za tobą - powiedział Harry. Wzdrygnął się lekko, gdy dotarło do niego, jak cienkim głosem mówił, ale i tak go to nie obchodziło.
Syriusz uśmiechnął się i przytulił Harry'ego, co Harry odczuł jako ciepło docierające aż do kości.
- Kocham cię, Harry. Wiem, że nigdy ci tego nie powiedziałem, ale cię kocham i jestem z ciebie bardzo, bardzo dumny.
Harry czuł miłość i dumę otaczającą go. Odrywając się, spojrzał na rodziców. Byli zaledwie krok od niego. James obejmował żonę ręką, a ona opierała się o niego. Harry uśmiechnął się drżąco. Taki widok był jednym z jego marzeń.
- Mamo, tato... - Harry urwał, niepewien, co ma powiedzieć. - Nie chcę umierać.
Wiedział, że łka, ale nie mógł się powstrzymać.
- Ja... dopiero co się ożeniłem i...
Lily niezwłocznie była przy nim, obejmując go ramionami. Tak jak w przypadku Syriusza, nie czuł jej ciała, tylko odczuwał ciepło i akceptację. Chwilę później, dołączył do nich James.
Odrywając się, Harry spojrzał w oczy swojej matce. Uśmiechnęła się do niego krzepiąco.
- Wiem, kochanie. Chciałabym móc zabrać z ciebie ten ciężar.
- Czy to boli?
- Nie, synu. To jak zasypianie - odezwał się po raz pierwszy James.
Harry spojrzał na ich trójkę, chłonąc siłę z ich obecności.
- Zostaniecie ze mną?
- Aż do końca - odparli chórem.
Biorąc uspokajający oddech, Harry ruszył do lasu, jego odwaga teraz była wzmocniona przez jego towarzyszy.
***
Ginny biegła przez błonia w stronę Zakazanego Lasu, towarzyszyli jej dwaj najstarsi bracia. Bill zobaczył, jak biegli i dołączył do nich. Ginny powstrzymała krzyk, gdy niemal potknęła się o ciało profesora Snape'a. Leżał na boku, jego niewidzące oczy wciąż były otwarte, a jego różdżka leżała obok niego.
Bill przyklęknął obok niego i sprawdził puls.
- Nie żyje. Wygląda na Śmiertelną Klątwę.
- Pewnie od niego - zabrzmiał głos Charliego parę metrów dalej.
- To Edward Nott - powiedział Bill, patrząc w stronę brata. - Był nowym profesorem Obrony Przed Czarną Magią.
Podnosząc różdżki leżące obok mężczyzn, trio ruszyło do lasu.
***
Harry na podstawie hałasu mógł powiedzieć, że walka przesunęła się w stronę lasu. Kilka razy musiał zmienić kierunek, żeby uniknąć toczącej się bitwy. Spojrzał na swoich towarzyszy, chłonąc siłę z ich obecności.
Gdy weszli na polanę, zobaczył Voldemorta, siedzącego na swoim miejscu, obserwującego bitwę, która wdarła się do lasu. Remus i Kingsley walczyli z Lucjuszem i jednym z braci Lestrange'ów. Ci Śmierciożercy nie byli zamaskowani. To był jego wewnętrzny krąg - byli widocznie dumni z ich oddania swojemu panu.
Harry obserwował walkę przez chwilę, starając się wykombinować, jak najłatwiej dotrzeć do Voldemorta. Nie chciał, żeby ktokolwiek zginął, próbując go zatrzymać, ale wiedział, że im dłużej się wahał, tym większe było prawdopodobieństwo, że ktoś po jego stronie zostanie ranny lub zabity.
Poczuł, jak jego serce niemal się zatrzymuje, gdy zobaczył inną grupę podchodzącą bliżej środka polany. Wszędzie rozpoznałby te włosy. Ginny i Charlie walczyli z Bellatriks Lestrange. Wszystkie myśli o jego misji czy obowiązku znikły. Ginny była w niebezpieczeństwie.
Szybko przemierzając polanę, Harry ruszył w stronę żony. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, Bellatriks padła rażona klątwami Weasleyów. Voldemort wstał ze swojego siedzenia z wrzaskiem wściekłości. Charlie upadł trafiony zaklęciem Rudolfa Lestrange'a, ale Harry widział, że wciąż oddycha.
To pozostawiło Ginny samą twarzą w twarz z wściekłością Voldemorta. Wszyscy na polanie zamarli, gdy Voldemort wycelował różdżkę w młodą czarownicę. Jak Harry z dumą zauważył, Ginny nie odsunęła się nawet na krok.
- Avada Kedavra!
Harry patrzył, jak zielona błyskawica pędzi w stronę jego żony i już wiedział, co robić. Zrzucając pelerynę, stanął między klątwą a Ginny. Tylko sekundy minęły, aż zaklęcie go trafiło. Jego twarz rozjaśniała uśmiechem, gdy jego umysł wypełnił obraz Ginny.
Od autorki:
Dwa zaklęcia w tym rozdziale:
Argenteum Sica - łac. argenteum - srebrny, sica - sztylet.
Communicato Memoria - łac. communicato - dzielić, uwspólniać, memoria - wspomnienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top