Insygnia Śmierci

Hermiona odłożyła książkę, którą właśnie czytała, gdy usłyszała, że do kuchni wchodzą Bill i Remus. Popędziła do kuchni, żeby do nich dołączyć.

Po przywitaniu się z dwoma mężczyznami, Hermiona spytała:

- To czego się dowiedzieliście?

Remus westchnął.

- Sprawdziliśmy Grimmauld Place. Było wywrócone do góry nogami, pewnie przez Śmierciożerców. Było parę pułapek i kilka paskudnych zaklęć, ale Bill dał radę je zdjąć. Nie było żadnego śladu Harry'ego. Sprawdziliśmy Dolinę Godryka. Nikt go nie widział. Dom jest otoczony zaklęciami, żeby tylko Potter mógł tam wejść. Sprawdziliśmy magicznie i nikogo tam nie było. Nie mamy pojęcia, gdzie mógł się udać.

Hermioną wstrząsnęły wyrzuty sumienia, gdy słuchała Remusa.

- Tak mi przykro, Remusie. Chciałabym wiedzieć, gdzie może być. Nie mam żadnego innego pomysłu, gdzie jeszcze mógł pójść.

Jakby tego było mało, Ron prychnął znacząco, gdy wszedł do kuchni.

- Wróci, gdy już się ogarnie i będzie gotowy, Hermiono. Nie ma sensu się o to wszystko obwiniać.

Remus posłał Ronowi jadowite spojrzenie, ale ku uldze Hermiony, nic nie powiedział. Napięcie między Remusem a Ronem niemal sięgało zenitu odkąd prawda wyszła na jaw. Ron zmieniał poczucie winy w gniew na Harry'ego, a Remus słabo znosił wszelką krytykę skierowaną do Harry'ego.

Patrząc gniewnie na najmłodszego brata, Bill powiedział szorstko:

- Zatrzymaj swoje zdanie dla siebie, z łaski swojej. Wiesz, że my ich nie podzielamy. Naprawdę będziesz musiał się przymknąć, gdy wróci Ginny. Raczej nie będzie zadowolona twoimi komentarzami.

Zanim Ron mógł odpowiedzieć, do kuchni weszła Molly.

- Ron, wystarczy. Jak zjesz, chcę, żebyś wszedł na strych i ściągnął dekoracje świąteczne. Chcę ubrać choinkę, gdy wróci twoja siostra.

Hermiona powróciła do pokoju, próbując przeczytać trochę więcej książki. Zdążyła przeczytać tylko kilka stron, gdy usłyszała w kuchni więcej głosów. Weszła tam i zobaczyła, jak do stołu siadają Alicia Spinnet i George.

- TY! – krzyknęła Alicia, wpatrując się w Hermionę. – Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś!

George spojrzał zdezorientowany na przyjaciółkę.

- Alicio, co tu się, do cholery, dzieje? Dlaczego jesteś na nią wkurzona?

Alicia wzięła kilka głębokich oddechów na uspokojenie.

- Przepraszam. Wiem, że byłam dziś rano bardzo tajemnicza, ale... ale widziałam się w zeszłym tygodniu z Harrym.

W pomieszczeniu wybuchł hałas. Unosząc rękę, Alicia szybko wyjaśniła, jak wpadła na Harry'ego w magicznej bibliotece i o ich rozmowie. Zwracając się do Remusa, powiedziała:

- Profesorze, Harry poprosił mnie, żeby panu powiedzieć, że przeprasza i daje sobie radę.

Oczy Remusa błyszczały od łez.

- Wszystko u niego w porządku?

Posyłając Hermionie kolejne osobliwe spojrzenie, Alicia odpowiedziała:

- Wydawał się trzymać nie najgorzej. Mówił, że przebywał gdzieś, gdzie było zimno, ale bezpiecznie. Ale, profesorze, oni go zostawili. Zostawili go bez jedzenia, ubrań, jakichkolwiek zasobów. Był załamany. Ja... wzięłam sobie przerwę, gdy tam był i wybiegłam zebrać dla niego trochę rzeczy. Udało mi się załatwić mu parę ubrań na zmianę i trochę eliksirów. Miałam trochę pieniędzy, ale nie dałam mu za dużo rzeczy. Bałam się, że jeśli zajmie mi to zbyt długo, już go tam nie będzie.

Nie mówią już nic, Remus po prostu przytulił dawną uczennicę.

- Dziękuję – wyszeptał łamiącym się głosem, gdy już mógł mówić. – Dziękuję, że mu pomogłaś.

Alicia uśmiechnęła się do niego.

- Zrobiłam to z przyjemnością. Jest taki odważny. Nie mógł mi powiedzieć, co dokładnie robi, ale wiem, że chce to zakończyć.

Zwróciła się do Hermiony.

- Jest załamany, że go zostawiliście. Cały czas mówił, że rozumie i zbyt niebezpiecznie było być jego towarzyszem, ale w głębi widać, że go skrzywdziliście. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że wy moglibyście mu to zrobić. Myślałam, że byliście jego najlepszymi przyjaciółmi. Co się, do cholery, stało?

Hermiona spojrzała na Alicię ze łzami w oczach i wyjaśniła, co się stało. Alicia pokręciła głową.

- Jeszcze gorzej, niż myślałam. Zostawiliście go przez przypadek – z niczym. On... on naprawdę zasługuje na lepszy los.

- Alicio – przerwał Remus. – Mówił coś na temat jego aktualnego miejsca pobytu? Albo dokąd się kierował?

Alicia potrząsnęła głową.

- Nie, ale poprosił mnie, żebym poczekała tydzień, zanim wam powiem, że go widziałam. Chyba nie chce, żeby go na razie odnaleziono. Myślę, że planował opuścić miejsce, w którym przebywał.

- Powiedział tylko, że było tam zimno? – spytał Bill.

- Tak, powiedział, że jest zimno, ale bezpiecznie. Nie wiem, gdzie to mogłoby być – powiedziała w zamyśleniu Alicia.

- O co chodzi? – spytał Remus. – Wyglądasz, jakbyś coś sobie przypominała.

- Nie wiem. Trochę to brzmiało, jakby był w jakimś domu – odparła Alicia. – Bo powiedział, że Skierka śpi w jego pokoju.

- Skierka? – zapytał George.

- Jego kotka – wyjaśniła Alicia.

- On nie ma kotki – powiedziała cicho Hermiona.

Alicia posłała jej jadowite spojrzenie.

- Wziął ją do siebie, żeby mieć towarzystwo, po tym jak jego najlepsi przyjaciele zdezerterowali.

- Alicio, wystarczy. Ona się z tym naprawdę źle czuje – powiedział cicho George.

Alicia zarumieniła się.

- Przepraszam. Ja... po prostu tak źle się z tego powodu czułam... a tutaj ona jest z waszą rodziną w ciepłym domu, dobrze wyżywiona. On sobie musiał radzić z kanapkami z dżemem i zapuszkowanymi owocami.

- Czyli miał trochę pieniędzy – stwierdził Bill.

Wszyscy na niego spojrzeli. Alicia powoli pokiwała głową.

- Powiedział, że znalazł dwie dychy i kupił za to jedzenie. Wspomniał, że Skierkę dostał za darmo.

- Dom jego ciotki i wuja – powiedziała Hermiona. – Czułby się tam bezpiecznie z wszystkimi osłonami Zakonu. Na pewno jest tam zimno, bo wyłączyli prąd i mógł tam znaleźć mugolskie pieniądze.

Remus zerwał się na równe nogi i pobiegł do punktu deportacyjnego. Wszyscy czekali w ciszy w kuchni na jego powrót. Wrócił po dziesięciu minutach. Nikt nawet nie pytał, czy znalazł Harry'ego. Odpowiedź była wypisana na jego twarzy.

- Był tam – powiedział smutno. – Mieszkał tam, ale nie ma go już.

Harry obudził się z krzykiem. Usiadł na łóżku, całe ciało go bolało. Nadal czuł pieczenie ran po ukąszeniu węża, bolały go plecy. Ale gorszym od bólu fizycznego był ból, którego nie był w stanie zidentyfikować. Właśnie patrzył oczami Voldemorta, jak ten zabijał jego rodziców. Mylił się. Jego ojciec nie został zabity w salonie. Zginął w korytarzu.

Ocierając łzy, Harry otworzył oczy i rozejrzał się. Nie rozpoznawał pokoju, w którym się znajdował. Znalazł okulary i różdżkę na szafce nocnej obok łóżka, a Miecz Gryffindora był oparty o ścianę. Nadal był zakrwawiony po walce z Nagini. Był sam w pokoju. Odrzucił kołdrę i zobaczył, że nadal jest w tych samych zakrwawionych ubraniach, ale jego rany zostały uleczone. Widząc, że nie było po nich prawie śladu, wiedział, że to na pewno dzieło Fawkesa. Usiadł powoli, czując się trochę osłabionym. Z doświadczenia wiedział, że przydałoby mu się trochę Eliksiru Uzupełniającego Krew.

Przysiadł na krawędzi łóżka i rozejrzał się. Był w raczej dużej sypialni, na sporym łóżku z baldachimem. Było bardzo wygodne i mógł stwierdzić, że pościel wykonano z wysokiej jakości materiału. Pomieszczenie było bogato ozdobione granatem i złotem, przypominając Harry'emu kolory Ravenclawu. Ściana naprzeciw łóżka była zajęta przez wielki kominek z ozdabianym gzymsem. Niebieskie kurtyny zajmowały praktycznie całą ścianę, więc prawdopodobnie były za nimi okna. Widział otwarte drzwi do łazienki, a także zamknięte, które, jak zakładał, musiały prowadzić do reszty domu. Znajdowało się tu kilka obrazów. Nad gzymsem kominka znajdował się obraz z Hogwartem i parę innych pejzaży, ale żadnych portretów, które mogły mu dać jakiekolwiek pojęcie na temat tego, gdzie się aktualnie znajduje.

Harry wyślizgnął się z łóżka na gruby dywan w kolorze kremowym. Chwycił zakrwawiony miecz, po czym podszedł do drzwi. Z różdżką w gotowości, powoli nacisnął klamkę. Za nimi znajdował się korytarz z przynajmniej tuzinem innych drzwi. Zignorował je i ruszył do schodów znajdujących się na końcu korytarza. Zszedł na parter, nie spotykając nikogo, ani trochę nie orientując się, gdzie może być. Generalnie dom wydawał się bardzo bogaty. Ku uldze Harry'ego, w ogóle nie przypominał ciemnego domu, w którym dorastał jego ojciec chrzestny.

Gdy wszedł do jasno oświetlonej, żółtej kuchni, zobaczył Fawkesa śpiącego na żerdzi. Harry rozluźnił się lekko, wiedząc, że Fawkes nie zaniósłby go w jakieś niebezpieczne miejsce.

- Fawkes – zawołał cicho Harry, odkładając miecz na stół.

Feniks podniósł wzrok i schował skrzydła, gdy zobaczył Harry'ego. Chłopak podszedł do ptaka i pogłaskał go po jego szkarłatnych i złotych piórach.

- Znów mnie uleczyłeś? Dzięki.

Fawkes zaświergotał do ucha Harry'ego. Uśmiechnął się, gdy pieśń spowodowała, że poczuł się ciepło i bezpiecznie.

- Gdzie jestem?

Wzbijając się w powietrze, Fawkes wyleciał z kuchni i korytarzem przeleciał do jednego z pokojów z tyłu domu. Harry szedł za nim. Gdy otworzył drzwi, znalazł się w dużym gabinecie z wieloma książkami ustawionymi na regałach. Nad biurkiem wisiał kolejny obraz Hogwartu.

Harry rozejrzał się po pokoju. Było tu wygodnie i ciepło. Widział mniejsze obrazy, w tym jedno przedstawiające blondynkę w długiej suknie, która wyglądała na coś, co nosiło się w zeszłym stuleciu. Patrząc na Fawkesa, czuł na sobie jego dobrotliwe spojrzenie, zupełnie jakby ten pozwalał mu na obejrzenie pokoju.

Podszedł do dużego regału, który zajmował całą ścianę. Jego wzrok przyciągnęło kilka zdjęć. Nie znał większości ludzi na nich przedstawionych, ale rozpoznał migawkę z pierwszego Zakonu Feniksa, którą Moody pokazał mu parę lat wcześniej. Uśmiechnął się przez chwilę, gdy zobaczył, jak jego rodzice delikatnie flirtują na zdjęciu.

Wstrząsnęło nim poczucie samotności. Pomijając Alicię, nie rozmawiał z nikim od paru tygodni. Brakowało mu sarkastycznego humoru Rona i stoickiego spokoju Hermiony. Mimo, że czuł się zdradzony i zdenerwowany, byli jego pierwszymi i najlepszymi przyjaciółmi przez ponad sześć lat i brakowało mu ich. Ale jeszcze bardziej niż ich, ciemnowłosy czarodziej tęsknił za Ginny. Brakowało mu jej akceptacji niezależnie od sytuacji. Zawsze go wspierała. Mógł na niej polegać. Potrafiła go pocieszyć w każdej sytuacji.

Odpychając swoje uczucia, Harry kontynuował eksplorację pokoju. Zobaczył kilka odznaczeń na niskim stole. Jedno z nich głosiło:

Albus Dumbledore – Nauczyciel Roku – 1950

Odwracając się, Harry popatrzył w osłupieniu na feniksa.

- To dom profesora Dumbledore'a?

Fawkes zaświergotał w odpowiedzi.

- Czy to w porządku, że tu jestem? – spytał, wahając się.

Feniks spojrzał na niego w sposób, który spowodował, że czuł się, jakby jego pytanie było śmieszne. Podleciał do biurka i zwinął stamtąd kilka książek, po czym zaniósł je Harry'emu.

Harry wziął stos czterech ksiąg. Dwie z nich wyglądały na pamiętniki. Otworzył miękką, skórzaną okładkę i rozpoznał zawijaste pismo człowieka, który niegdyś był dyrektorem Hogwartu. Pozostałe dwie wyglądały na bardzo stare. Jedna z nich była tą samą, którą czytała Hermiona – Baśnie Barda Beedle'a, a druga była po prostu zatytułowana Insygnia Śmierci. Próbował sobie przypomnieć, czy słyszał wcześniej tą nazwę, ale jakoś mu się nie wydawało.

Spojrzał na Fawkesa i spytał go z zawahaniem:

- Myślisz, że powinienem je przeczytać?

Fawkes patrzył na niego przez chwilę, po czym cicho mruknął. W jakiś sposób Harry czuł, że nie tylko Fawkes chciał, żeby przeczytał te pamiętniki, ale prawdopodobnie Dumbledore również by tego chciał. Spojrzał z powrotem na książki w dłoni. Może dowie się trochę więcej o profesorze Dumbledore i uciszy wątpliwości, które dręczyły go od czasu przeczytania artykułu w gazecie.

- Fawkes, mogę wziąć je tam, gdzie wcześniej mieszkałem?

25 lipca 1899

Znaleźliśmy grób Ignotusa Peverella na cmentarzu za kościołem. Jest raczej sfatygowany, ale nadal da się przeczytać wyryte słowa i rozpoznać symbol Insygniów Śmierci na nagrobku. To dowodzi, że Gellert miał rację. Ignotus, Antioch i Kadmus istnieli naprawdę i żyli przynajmniej przez jakiś czas w Dolinie Godryka. Czy to możliwe, że wszystkie Insygnia były tu kiedyś na raz? Gellert chce się dowiedzieć czegoś więcej o braciach.

1 sierpnia 1899

Gellert powiedział dziś coś bardzo niepokojącego. Zgadzam się z nim, że dominacja czarodziejów dla większego dobra to dobry pomysł. Powinniśmy wziąć odpowiedzialność za tych, którzy nie posiedli mocy, którą my zostaliśmy pobłogosławieni, ale nie jestem do końca pewien, czy Gellert chce tylko pomóc mugolom. Wiem, że wyrzucono go z Durmstrangu za użycie siły przeciw tym, którzy się z nim nie zgadzali, ale na pewno wyciągnął z tej lekcji wnioski. Musi zobaczyć, że nie tędy droga. Powinniśmy przejąć kontrolę, ale żeby pomóc mugolom, a nie żeby ich skrzywdzić.

Harry upuścił dziennik, jakby go sparzył. Albus Dumbledore był przyjacielem Gellerta Grindelwalda? Dumbledore chciał przejąć władzę nad mugolami. Harry wstał i przechadzał się przed zgaszonym kominkiem w salonie rodziców. Zdezorientowany Gryfon przeczytał większość pierwszego pamiętnika Dumbledore'a. Dowiedział się, co się stało z jego siostrą, Arianą, po tym, jak przypadkowo wyszły na jaw jej czarodziejskie zdolności i jak jego ojciec trafił do więzienia za atak na dwóch chłopców, którzy dręczyli jego jedyną córkę.

Harry mógł być w jakimś stopniu w dobrych stosunkach z Dumbledorem, ale to już przebrało miarkę. Jak mógł podzielać poglądy Grindelwalda? Jednym z ludzi, o których Harry przeczytał w bibliotece był właśnie Gellert Grindelwald. Pomyślał, że skoro był prawie tak zły, jak Voldemort, a Dumbledore go pokonał, mógł się czegoś nauczyć. Odkrycie bliskiej przyjaźni między jego mentorem, Albusem Dumbledorem, a, jak zakładał, wrogiem, Gellertem Grindelwaldem było jak cios tępym narzędziem w brzuch.

Gdy chciał już poddać się w obrzydzeniu, przypomniał sobie, że Dumbledore nigdy się nie poddał w jego przypadku. Podnosząc dziennik, Harry zobaczył, że poza tymi, które przeczytał, znajdował się tam już tylko jeden wpis. Był zapisany zupełnie innym krojem niż typowym dla Dumbledore'a starannym pismem, wyglądało to tak, jakby był pod wpływem silnych emocji, gdy to pisał.

13 sierpnia 1899

Nawet nie wiem, od czego zacząć. Abe dowiedział się o planach, które ja i Gellert razem snuliśmy, o planach odnalezienia i połączenia Insygniów, i podbicia mugolskiego świata. Próbowałem mu wyjaśnić, że to dobra rzecz, ale... ale on był ślepy. Wciąż nie wiem, kto pierwszy rzucił klątwę, ale Gellert i ja walczyliśmy przeciwko Abe'owi.

Wtedy... wtedy moja piękna, zniszczona siostra w jakiś sposób znalazła się w środku bitwy. Ariana nie żyje. Nawet nie wiem, kto ją zabił. Czy mogłem zabić własną siostrę? Miałem na nią uważać, troszczyć się o nią. Moi rodzice oczekiwali, że będę zajmował się bratem i siostrą, a nie spiskował w celu przejęcia władzy nad światem. Co ja sobie myślałem?

Gellert. Ledwo znoszę myśli o nim. Myślałem, że troszczył się o mnie tak samo jak ja o niego. Po prostu odszedł. Zostawił mnie tam z ciałem mojej martwej siostry bez słowa pociechy. Pani Bagshot powiedziała mi, że po tym jak uciekł, kontynuuje wycieczkę po świecie. Choć raz nie jestem o niego zazdrosny. Nie zasługuję na taką podróż. Co ja zrobię? Czy kiedykolwiek będę w stanie zadośćuczynić za moje grzechy?

Harry odłożył pamiętnik i wytarł oczy. Czuł się źle i był zdenerwowany. W końcu zaufał Dumbledore'owi, wierzył w niego. Czy zaufał niewłaściwej osobie? To już wcześniej miało miejsce – wystarczy spojrzeć na Rona i Hermionę. Zaufał im, że będą osłaniali mu plecy i pomagali, ale gdy przyszło co do czego, opuścili go.

Wstał machinalnie i przygotował sobie prostą kolację z jajek i puszkowanej gruszki. Jakaś jego część chciała się poddać. Dlaczego to wszystko musiało spaść akurat na jego barki? Miał jeszcze przed sobą możliwość ucieczki do Hiszpanii albo do Francji i życia w mugolskim świecie. Mógł podróżować; zawsze chciał podróżować. Jednak mimo, że takie myśli weszły do jego głowy, wiedział, że nigdy nie potrafiłby uciec. Nawet, jeśli Voldemort by mu odpuścił, Harry nie chciał żyć bez Ginny. A żeby takie życie mogło kiedykolwiek zaistnieć, żeby kiedykolwiek mógł spełnić marzenia o szczęśliwej rodzinie z nią, musiał pokonać Voldemorta.

Gdy umył naczynia, zaczął się zastanawiać, dlaczego Fawkes chciał, żeby przeczytał pamiętniki. Nigdy przedtem nie dotarło do niego, jak mroczną i tragiczną przeszłość przeżył jego dyrektor. Przerzucał kartki dziennika przez cały wieczór, próbując jakoś to wszystko poukładać, pogodzić to, co przeczytał z tym, o czym dotąd wiedział.

Odkładając drugi pamiętnik, Harry wziął do ręki jedną z mniejszych książek. Była podobna do tej, którą profesor Dumbledore zostawił Hermionie, ale ta była po angielsku, nie w runach. Gdy trzymał książkę, otworzyła się akurat na stronie z historią „Opowieść o trzech braciach". Stwierdził, że to znak, żeby przeczytać opowiadanie.

Było raz trzech braci, którzy wędrowali opustoszałą, krętą drogą o zmierzchu. Doszli w końcu do rzeki zbyt głębokiej, by przez nią przejść, i zbyt groźniej, by przez nią przepłynąć. Bracia znali się jednak na czarach, więc po prostu machnęli różdżkami i wyczarowali most nad zdradziecką tonią. Byli już w połowie mostu, gdy drogę zagrodziła im zakapturzona postać.

I Śmierć przemówiła do nich. Była zła, że tym trzem nowym ofiarom udało się ją przechytrzyć, bo zwykle wędrowcy tonęli w rzece. Nie dała jednak za wygraną. Postanowiła udawać, ze podziwia czarodziejskie uzdolnienia trzech braci, i oznajmiła im, że każdemu należy się nagroda za przechytrzenie Śmierci.

I tak, najstarszy brat, który miał wojownicze usposobienie, poprosił o różdżkę, której magiczna moc przewyższałaby moc każdej z istniejących różdżek, za pomocą której zwyciężyłby w każdym pojedynku, różdżkę godną czarodzieja, który pokonał Śmierć! I Śmierć podeszła do najstarszego drzewa rosnącego nad brzegiem rzeki, wycięła z jego gałęzi różdżkę i dała najstarszemu bratu, mówiąc: „To różdżka z czarnego bzu, zwana Czarną Różdżką. Mając ją w ręku, zwyciężysz każdego".

Drugi w kolejności starszeństwa brat, który miał złośliwe usposobienie, postanowił jeszcze bardziej upokorzyć śmierć i poprosił o moc wzywania umarłych spoza grobu. I Śmierć podniosła gładki kamień z brzegu rzeki, dała mu go i powiedziała, że ów kamień ma moc sprowadzania umarłego zza grobu.

Potem Śmierć zapytała najmłodszego brata, co by chciał od niej dostać. A był on z nich trzech najskromniejszy, a także najmądrzejszy, więc nie ufał Śmierci. Poprosił o coś, co pozwoliłoby mu odejść z tego miejsca, nie będąc ściganym przez Śmierć. I Śmierć, bardzo niechętnie, wręczyła mu swoją Pelerynę-Niewidkę.

Wówczas Śmierć odstąpiła na bok i pozwoliła trzem braciom przejść przez rzekę i powędrować dalej, co też uczynili, rozprawiając o przygodzie, która im się przytrafiła, i podziwiając dary Śmierci.

I zdarzyło się, że trzej bracia się rozstali, każdy poszedł własną drogą.

Pierwszy brat wędrował przez tydzień lub dwa, aż doszedł do pewnej dalekiej wioski i odszukał czarodzieja, z którym się kiedyś pokłócił. Mając Czarną Różdżkę w ręku, nie mógł przegrać w pojedynku, który nastąpił. Zostawił ciało martwego przeciwnika na podłodze, a sam udał się do gospody, gdzie przechwalał się głośno mocą swojej różdżki, którą wydarł samej Śmierci i dzięki której stał się niezwyciężony.

Tej samej nocy do najstarszego brata, który leżał w łóżku odurzony winem, podkradł się inny czarodziej. Zabrał mu różdżkę i na wszelki wypadek poderżnął mu gardło.

I tak Śmierć zabrała pierwszego brata.

Tymczasem drugi brat powędrował do własnego domu, w którym mieszkał samotnie. Zamknął się w izbie, wyjął Kamień, który miał moc sprowadzania zmarłych zza grobu, i obrócił go trzykrotnie w dłoni. Ku jego zdumieniu i radości, natychmiast pojawiła się przed nim postać dziewczyny, z którą kiedyś miał nadzieję się ożenić, zanim spotkała ją przedwczesna śmierć.

Była jednak smutna i zimna, oddzielona od niego jakby woalem. Choć wróciła zza grobu, nie należała prawdziwie do świata śmiertelników i bardzo cierpiała. W końcu ów drugi brat, doprowadzony do szaleństwa beznadziejną tęsknotą, zabił się, by naprawdę się z nią połączyć.

I tak Śmierć zabrała drugiego brata.

Choć Śmierć szukała trzeciego brata przez wiele lat, nigdzie nie mogła go znaleźć. Dopiero kiedy był w bardzo podeszłym wieku, zdjął z siebie Pelerynę-Niewidkę i dał ją swojemu synowi. A wówczas pozdrowił Śmierć jak starego przyjaciela i poszedł za nią z ochotą, i razem, jako równi sobie, odeszli z tego świata.

Harry położył się na łóżku, jego umysł pracował na najwyższych obrotach. To były właśnie Insygnia Śmierci? Czy to dlatego profesor Dumbledore pożyczył pelerynę jego ojca? Czy peleryna jego ojca była jednym z Insygniów? Czy Voldemort szukał Czarnej Różdżki? Czy dlatego szukał wytwórców różdżek? Leżał bezsennie przez dłuższy czas, rozważając wszelkie możliwości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top