Ginny
Pansy wślizgnęła się do maleńkiej toalety w pociągu i niechętnie przełknęła kolejną fiolkę Eliksiru Wielosokowego. Ślizgonka wzdrygnęła się, przełykając płyn. Przynajmniej z każdą dawką było trochę łatwiej. Od odjazdu pociągu minęły trzy godziny. Udało jej się wykiwać przyjaciół Ginny, ale miała nadzieję na wyciągnięcie czegoś użytecznego, co mogłaby przekazać ojcu, ale jak na razie się na to nie zanosiło. Wszystko, czego się dowiedziała, to tylko, że naprawdę nienawidziła zdrajców krwi. To było obrzydliwe, słuchać jak konspirują przeciwko dyrektorowi i Ministrowi.
Patrząc w lustro, skrzywiła się, widząc twarz Ginny. Ułożyła miedziane włosy, po czym wzięła głęboki oddech przed wejściem do przedziału. Zatrzymała się przed drzwiami, obserwując scenę. Seamus, Neville i Demelza zaczęli partię Eksplodującego Durnia. Luna Lovegood siedziała przy oknie, czytając ten gówno wart magazyn jej ojca. Pansy musiała się wysilić, żeby pamiętać, aby nazywać ją Luną, a nie Pomyluną. Paru innych odwiedziło ich w czasie podróży. Lavender i bliźniaczki Patil, Michael Corner i Terry Boot w pewnym momencie przewinęli się przez przedział.
Pansy powróciła do przedziału i usiadła naprzeciw Luny. Obserwowała w ciszy grę, dopóki nie przyszły z powrotem Lavender i bliźniaczki Patil.
- Więc jak myślisz, kto cię odbierze? – spytała Lavender, zwracając się do Pansy.
Wysilając mózgownicę z całej siły, Pansy próbowała wymyślić jakąś dobrą odpowiedź.
- Nie jestem pewna. Chyba przyjdzie moja mama.
Ruszyła ręką, aby odgarnąć z twarzy włosy. Lavender spojrzała na nią z zaciekawieniem.
- Ginny, gdzie twoja bransoleta?
Zaskoczona, odparła szorstko:
- Nie chciałam jej dziś zakładać.
Po reakcjach innych znajdujących się w przedziale osób, Pansy zrozumiała, że to nie było najlepsze, co mogła odpowiedzieć. Przetrząsnęła mózg w poszukiwaniu jakiejkolwiek bransoletki na ręce Ginny, ale nic sobie nie przypomniała.
Neville i Seamus zwrócili się do dziewcząt, a Demelza cicho rzuciła Zaklęcie Ciszy i Zaklęcie Zamykające na drzwiach.
- Ginny, co podarowała mi babcia zeszłego lata? – spytał Neville, zaciskając palce na różdżce.
Pansy wpatrywała się w niego, zdezorientowana. Jak, do cholery, miałaby znać na to odpowiedź?
- Nie... nie pamiętam.
Zanim w ogóle zrozumiała, co się wydarzyło, Pansy była już związana i rozbrojona. Ktoś zaciągnął zasłony na oknach i Ślizgonka poczuła dreszcz strachu.
- Kim jesteś? – spytał agresywnie Neville.
- O co ci chodzi? – odparła gniewnie Pansy. – Jestem Ginny Weasley. Co wy sobie myślicie? Puśćcie mnie!
- Wolisz hipogryfy czy Rogogony Węgierskie? – spytała Lavender.
- Po co zadajecie te bezsensowne pytania? – zapytała Pansy.
- Gdzie jest Ginny?! – domagał się odpowiedzi Neville.
Pansy przenosiła wzrok po kolei na wszystkich w przedziale.
- Ja jestem Ginny!
- Nie mam pojęcia, kim jesteś – mruknął Seamus. – Ale wiem, że na pewno nie jesteś Ginny Weasley.
Luna, która cicho obserwowała wydarzenia, powiedziała:
- Jeśli jest na Wielosokowym, powinien zejść za dwadzieścia pięć minut. Ostatnio wyszła z przedziału jakieś trzydzieści pięć minut temu.
Dwójka chłopaków wymieniła spojrzenia.
- No to czekamy – stwierdził Neville.
Stworek przetransportował Harry'ego z powrotem do Komnaty. Dziękując skrzatowi, Harry podbiegł do miejsca, gdzie na podłodze skulona była Ginny.
- Stworku, możesz nas zabrać do łazienki prefektów? – spytał nagląco Harry.
Gdy Stworek potaknął, Harry wziął wciąż oszołomioną dziewczynę w ramiona i teleportowali się do łazienki prefektów.
- Możesz nam załatwić jakieś ręczniki i ciuchy na zmianę? – zapytał Harry.
Nie fatygując się odpowiadaniem, Stworek zniknął.
Zwracając wzrok na dziewczynę, Harry załamał się, widząc rany na jej twarzy. Szybko wyczarował coś w rodzaju sofy i położył na niej Ginny.
Przyklękając obok niej, wycelował w nią różdżkę.
- Rennervate!
Ginny obudziła się, gwałtownie wciągając powietrze. Rozejrzała się w przerażeniu i jej oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyła nachylającego się nad nią pokrytego krwią Harry'ego Pottera.
- Wszystko w porządku, kochanie? – spytał czule, gardło wciąż bolało go od wrzasków.
Kiwnęła w ciszy głową. Harry widział, że próbuje rozeznać się w sytuacji. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Stworek pojawił się u jego boku.
- Proszę, panie Harry – powiedział skrzat, podając mu ubrania. Po odłożeniu ich, Stworek pstryknął palcami, przywołując dzban wody i dwie fiolki z eliksirem. Podał obojgu po dawce. – Proszę, niech pan wypije. Stworek zabezpieczył już drzwi, nie otworzą się. Stworek urządza teraz kwaterę mieszkalną. Proszę wezwać Stworka, gdy już pan Harry będzie gotowy.
Kłaniając się parze, Stworek zniknął z pyknięciem.
Harry szybko wypił eliksir i wskazał Ginny, żeby zrobiła to samo. Pojawienie się stworka zrobiło spory krok w kierunku upewnienia się, że przed nią naprawdę jest Harry. Patrząc na fiolkę, Ginny rozpoznała eliksir postcruciatus. Skrzywiła się, przełykając płyn i zaoferowaną szklankę wody.
Gdy nadal nic nie mówiła, Harry położył dłoń na jej ramieniu.
- Ginny, wszystko dobrze? To naprawdę ja.
Harry rozpiął koszulę jedną ręką i rozchylił ją, aby pokazać jej tatuaż z Rogogonem Węgierskim na klatce piersiowej. Zaskoczona, Ginny sięgnęła i podążała palcem za konturami smoka.
- Więc go zrobiłeś? – spytała chrapliwym głosem.
- Tak, rozmawiałem z Fleur i opowiedziała mi, że ona i Wiktor oboje zrobili tatuaże, aby uczcić Cedrika. Chcieli mnie wziąć ze sobą, ale byłem wtedy nieletni. Więc tego lata, zabrała mnie jednego wieczora, żebym mógł sobie też taki zrobić. Ma na ramieniu Walijskiego Zielonego, a Wiktor ma Chińskiego Ogniomiota – wyjaśnił Harry.
Wyciągając dłoń, lekko pogłaskał ją po policzku.
- Co się stało, kochanie? Dlaczego nie było cię w pociągu?
- Ja... wykiwali mnie – powiedziała Ginny cicho, jej oczy zaczęły wypełniać się łzami, gdy wydarzenia z poprzedniej godziny nagle ją przygniotły. – Malfoy, Zabini i Pansy. Zrobili na mnie zasadzkę i zabrali do Carrowów. Ch-chcieli mnie mu oddać – Tomowi. N-nie wiem, dlaczego. Po prostu powiedzieli, że chciał mnie mieć.
- Na Merlina! – wyszeptała, przerażona. – Pansy jest na Wielosokowym. Zajęła moje miejsce. Moja rodzina...
- Stworek! – zawołał Harry. Mały skrzat zaraz pojawił się u jego boku. – Możesz się dostać na pokład Ekspresu Hogwart?
- Tak, panie.
- Pansy Parkinson bierze Eliksir Wielosokowy, żeby przyjąć wygląd Ginny. Musimy się upewnić, że nie wróci do domu z rodziną Ginny – wyjaśnił Harry.
- Oczywiście, panie. – Spojrzał na Ginny. – Proszę się nie martwić, pani Ginny.
- Tak bardzo się bałam – powiedziała rudowłosa. – Oni... zerwali ze mnie ubrania i... i nie wiedziałam, co z-zrobią. Zabini powiedział, że by mnie nie dotknął, ale M-Malfoy... tak się bałam...
Harry objął ją, gdy zaczęła szlochać.
- Już dobrze, kochanie. Jesteś już bezpieczna.
Gdy już się trochę uspokoiła, podniosła wzrok.
- Co się stało? Jak się stamtąd wydostałeś?
- Z-zabiłem ich – szepnął Harry. Jego ręce zaczęły drżeć. Szmaragdowe oczy pokazywały mieszane uczucia. – Nawet o tym nie pomyślałem. Po prostu... po prostu chciałem, żebyś była bezpieczna i zabiłem ich.
Ukrył głowę w jej włosach, pobierając pociechę z jej uścisku. Nie wiedział, jak długo się obejmowali, ale po jakimś czasie oderwał się.
- Zabrałem nas tu, bo muszę się wykąpać no i sobie pomyślałem, że tobie też by się to przydało.
Ginny zarumieniła się, gdy Harry podszedł do ogromnej, białej, marmurowej wanny. Obejrzał krany i odkręcił jeden z nich. Wanna napełniła się ciepłą wodą i zapachem lawendy.
Nie patrząc na nią, Harry powiedział nieśmiało:
- Jeśli chcesz wejść pierwsza, nie będę patrzył, dopóki nie będziesz w środku.
- W porządku – odparła Ginny. Gdy Harry odwrócił się plecami do niej, szybko zerwała z siebie pelerynę i bieliznę, po czym przykryła się panią. – Dobra, twój ruch.
Zamknęła oczy i usłyszała ubrania opadające na podłogę, a następnie cichy plusk.
- Jestem w środku – powiedział Harry cicho.
Ginny otworzyła oczy i zobaczyła, jak Harry zanurza głowę po drugiej stronie wanny. Gdy uniósł głowę, uśmiechnął się do niej.
- Wiesz, właściwie to nie widzę cię za dobrze bez okularów. Z tej odległości widzę tylko czerwoną plamę.
Roześmiała się.
- To daje trochę ulgi.
Myjąc się, Ginny co jakiś czas patrzyła na Harry'ego. Wyglądał inaczej niż gdy ostatnim razem go widziała. Stracił na wadze i miał dłuższe włosy. Rumieniąc się, musiała przyznać, że podobał jej się tatuaż na jego piersi. Nagle dotarło do niej, co było nie w porządku.
- Harry, gdzie Ron i Hermiona?
Dobrze widziała jego twarz. Wbił spojrzenie w wodę, koncentrując się na wymywaniu z włosów krwi.
- Ja... no... oni... wpadliśmy w kłótnię i... i mnie opuścili.
- CO?! – wrzasnęła Ginny. Widok całkowitej desperacji i zakłopotania w jego oczach spowodował, że błyskawicznie się uspokoiła. – Co się stało, kochanie?
- Ja... Wyjaśnię ci za parę minut naszą misję, ale jak wiesz, dostaliśmy misję od profesora Dumbledore'a. Musieliśmy odnaleźć... konkretne przedmioty, które mogłyby umożliwić zabicie Toma. Od razu znaleźliśmy jeden z nich, ale... mieszkaliśmy w namiocie, tylko nasza trójka... i nie mieliśmy praktycznie żadnego jedzenia albo pieniędzy więc większość czasu głodowaliśmy. R-Ron się wkurzał. Podsłuchaliśmy jakichś ludzi mówiących o tym, jak ty, Neville i Luna próbowaliście ukraść miecz – Harry wskazał na zakrwawiony miecz, leżący na podłodze łazienki. – W tej grupce był goblin i powiedział, że miecz w gabinecie to podróbka. Hermiona i ja byliśmy podnieceni, bo myśleliśmy, że może Dumbledore ukrył gdzieś dla nas prawdziwy miecz.
Harry zatrzymał się i podpłynął do rogu, w którym znajdowały się ręczniki. Ginny odwróciła wzrok, gdy zrozumiała, że zaraz wyjdzie. Szybko wyszedł z wanny i gdy schował się za zasłoną, żeby się ubrać, Ginny szybko wyszła z wody i sama się ubrała. Usiadła na ławce, którą przywołał Harry, podziwiając siłę magii, której trzeba było użyć, żeby wyczarować tak solidny obiekt.
Rudowłosa podniosła wzrok, gdy Harry do niej podszedł. Widziała, że w jego oczach tańczą łzy i przyciągnęła go do siebie.
- Więc co było później? – spytała czule.
- Ron się wkurzył i zaczął do mnie wrzeszczeć. Powiedział... powiedział, że nie wiedziałem, co robię i nie miałem planu. Ja... Gin, przysięgam, że ich nie okłamałem. Powiedziałem i wszystko, co przekazał mi Dumbledore. Powiedziałem im, że nie mieliśmy pojęcia, gdzie znajdują się pozostałe horkruksy. Właśnie po to Dumbledore pokazał mi tyle życia Toma, żebym mógł jakoś rozgryźć, gdzie mógł ukryć te przedmioty. Ja nie... Oni nie musieli ze mną iść. – Harry wyglądał na tak skrzywdzonego, że Ginny poczuła, jak w jej oczach również zbierają się łzy. – Powiedziałem im, że mogę pójść sam, ale upierali się, żeby do mnie dołączyć. Hermiona mnie wyśmiała, gdy próbowałem się wymknąć. Po co to robili, skoro zamierzali mnie zostawić, gdy przestanie być kolorowo?
Ginny objęła go, gdy wypłakiwał się w jej ramię. Po jej twarzy również zaczęły spływać łzy. Była zdenerwowana na Dumbledore'a za zrzucanie tego całego ciężaru na siedemnastolatka i zaprawdę wkurwiona na swojego brata i Hermionę.
Gdy Harry już trochę się uspokoił, otarł łzy, odrywając się od niej.
- P-przepraszam, wciąż tego nie rozumiem. Gdy Ron i ja wrzeszczeliśmy do siebie, Hermiona postawiła barierę. Wybiegł z namiotu, a ona za nim. Czekałem i w końcu zacząłem ich szukać, ale zniknęli. Czekałem do następnego ranka, ale nie wrócili. Hermiona miała wszystkie nasze rzeczy. Nie miałem żadnego jedzenia, ani nawet ubrań na zmianę. Więc stamtąd odszedłem.
Ginny patrzyła na niego, zaskoczona.
- Więc po prostu cię tam zostawili bez niczego? Gdzie się udałeś?
- Z-zrozumiałem, że w pewnym sensie mieli rację. Powinienem być bardziej przygotowany. Zawsze zakładałem, że jeśli nie będę czegoś wiedział, to zawsze będzie ze mną Hermiona. Nigdy nie dawałem z siebie wszystkiego w szkole. Częściowo dlatego, że miałem inne sprawy na głowie i... częściowo, bo gdy byłem mały, miałem kłopoty, jeśli dostawałem lepsze oceny niż Dudley, więc się przyzwyczaiłem. Gdy się zaprzyjaźniłem z Hermioną... sam nie wiem. Wydawało się, że się denerwowała, jeśli dostawałem lepsze od niej oceny.
Wyciągnął dłoń do Ginny, a ona ją złapała.
- Wróciłem do domu krewnych. Gdy byłem w Norze, słyszałem, że było tam pusto, więc zostałem tam na jakiś czas. Zrobiłem sobie listę rzeczy, o których musiałem wiedzieć i spędziłem tam parę tygodni, ucząc się i ćwicząc. Miałem dach nad głową i wodę, ale wyłączyli prąd, więc było zimno. Wpadłem w Londynie na Alicię Spinnet. Pracuje w magicznej bibliotece.
Ginny potaknęła.
- Obiło mi się o uszy.
- Widzisz, nawet nie wiedziałem, że w Londynie jest magiczna biblioteka – powiedział Harry. – Byłem naprawdę nieprzygotowany. Wyszła i załatwiła mi trochę rzeczy i ubrań, gdy ja szukałem różnych informacji.
- Dzięki Bogu ktoś cię wsparł – wymamrotała Ginny, po czym pocałowała go w policzek.
- Więc co tutaj robisz? – spytała Ginny.
Zanim Harry zdążył odpowiedzieć, do łazienki teleportował się Stworek.
- Pani Ginny, pani przyjaciele już złapali tą osobę i chcą ją zwrócić Aurorom. Panie Harry, Stworek przygotował już dla pana strefę mieszkalną. Stworek myśli, że powinien pan tam zejść, zanim znajdą ich ciała.
Zwracając się do Ginny, Harry powiedział:
- Planowałem zostać w Komnacie Tajemnic, bo nikt inny nie może się tam dostać. Co... znaczy... no, p-pójdziesz tam ze mną?
Ginny zbladła, gdy usłyszała nazwę „Komnata Tajemnic". Naprawdę nie chciała tam wracać, ale Harry miał rację – to była dobra kryjówka. Zbyt dużo ludzi mogło się dostać do Pokoju Życzeń. Spojrzała w zaniepokojone oczy Harry'ego i wymusiła uśmiech.
- Pójdę. A-ale obiecaj mi, że będziesz mnie trzymał za rękę.
Harry rozluźnił się i pocałował ją delikatnie.
- Obiecuję.
Podnosząc miecz, szybko zmył z niego krew. Złapał ją za dłoń i skinął głową do Stworka.
- Jesteśmy gotowi.
***
Bill i Molly Weasley czekali na peronie dziewięć i trzy czwarte wśród setek innych rodzin. Atmosfera na peronie była gęsta i cicha, nie był to zwykły hałaśliwy tłum czekający na dzieci. King's Cross był pełen radości dopóki nie przekroczyło się barierki. Molly przeszły ciarki, gdy zderzyła się z rzeczywistością. Nie mogła się doczekać, żeby zabrać stąd córkę i wrócić do własnego domu, aby obchodzić w spokoju Boże Narodzenie.
Szkarłatny pociąg wtoczył się na stację, a Bill i Molly od razu ruszyli naprzód, aby odebrać Ginny. Powoli tłum zaczął się przerzedzać, gdy kompletne rodziny zaczęły odchodzić ze stacji. Molly skinęła głową Ksenofiliusowi Lovegoodowi i Auguście Longbottom, którzy także czekali. Ku jej przerażeniu, zobaczyła też Lucjusza i Draco Malfoyów, obu z pogardliwymi uśmieszkami na twarzy. Denerwowało ją, że kręciło się tu tylu Śmierciożerców. Widziała też Goyle'ów, Crabbe'ów i Nottów.
Krzyki z tyłu pociągu przyciągnęły jej uwagę i patrzyła, jak Pansy Parkinson została odprowadzona do jej ojca przez dwójkę aurorów. Innych dwóch wyglądało, jakby wyprowadzali paru innych z ostatniego wagonu. Gdy Pansy i jej ojciec deportowali się z peronu, wypuścili uczniów. Molly była zaskoczona, rozpoznając dwóch współlokatorów Rona – Neville'a Longbottoma i Seamusa Finnegana.
Patrzyła, jak Neville podszedł do babci i przywitał ją. Przenosząc wzrok z powrotem na pociąg, czekała, aż pojawi się jej córka.
- Pani Weasley.
Molly odwróciła się i zobaczyła przed sobą dwóch Gryfonów. Nie dało się ukryć, że na pewno brali udział w jakiejś sprzeczce. Neville miał otarcia na knykciach a Seamus miał podbite oko.
- Witajcie, Neville, Seamus – odparła Molly, uśmiechając się ciepło do chłopców. Zobaczyła, że Ksenofilius i Luna już poszli, a Augusta i kobieta, która musiała być matką Seamusa zbliżały się do nich.
- Pani Weasley, musimy z panią pomówić na prywatności – powiedział nerwowo Neville.
Molly popatrzyła po raz kolejny na pociąg, wyczekując rudych włosów córki, ale nikt już nie wyszedł z pociągu. Popatrzyła na chłopców.
- Ale moja Ginny. Gdzie jest moja Ginny?
Poczuła, jak Bill podchodzi do niej z tyłu i opiera dłonie na jej ramionach. Zwrócił się do chłopaków.
- Możecie wrócić z nami do Nory? Wasze mama i babcia są również mile widziane.
Wyciągnął z kieszeni świstoklik.
- To dobry pomysł, pani Weasley – powiedziała Augusta, dołączając do grupki. Pani Finnegan skinęła głową i wkrótce wylądowali na podwórku Nory.
Bill wskazał, żeby weszli do domu i szczęśliwie pustej kuchni. Molly od razu zwróciła się do chłopców.
- Gdzie jest Ginny?
Neville rozejrzał się z niepokojem.
- Nie wiem, pani Weasley. Zostaliśmy rano rozdzieleni i wydawało się, że dołączyła do nas w pociągu. Ale... ale to nie była ona.
- Nie zachowywała się odpowiednio – wtrącił Seamus. – i nie miała bransolety. Zadaliśmy jej parę pytań bezpieczeństwa, a ona nie znała odpowiedzi.
Molly opadła ciężko na krzesło. Bill popatrzył po chłopakach.
- O to było to całe zamieszanie?
- Tak, związaliśmy Pansy Parkinson, jak przyłapaliśmy ją na używaniu Eliksiru Wielosokowego, żeby podszyć się pod Ginny. Auror po prostu nas wyśmiał. Zbiliśmy wszystkie pozostałe fiolki z eliksirem, bo nie chcieliśmy, żeby ktoś ich użył, więc powiedzieli, że nie mamy dowodu – wyjaśnił Neville gniewnie.
- Kiedy ostatnio ją widzieliście? – spytał Bill.
- Tego ranka. Właśnie opuszczaliśmy pokój wspólny, gdy ktoś przyniósł jej notkę od Snape'a, żeby spotkała się z nim w sali Eliksirów. Poprosiła nas, żebyśmy wzięli jej rzeczy do pociągu i nas dogoni – odparł Seamus.
Bill po raz pierwszy zauważył, że Neville odłożył torbę Ginny i Arnolda, jej puszka pigmejskiego przy drzwiach. Podszedł do kominka i po wrzuceniu trochę proszku, zawołał:
- Minerwa McGonagall.
Minerwa pojawiła się w kominku i po zobaczeniu, kto jest po drugiej stronie, weszła do Nory.
- Molly, właśnie miałam się z tobą skontaktować. Nie mogę tam długo zostać. Dzisiaj zamordowano Carrowów, Severus przed chwilą właśnie ich znalazł. Wróciłam właśnie do biura, a tutaj pojawia mi się skrzat i podaje mi to.
Wręczyła jej poskładany kawałek pergaminu.
Ginny jest bezpieczna.
Notka nie była podpisana niczym oprócz błyskawicy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top