Boże Narodzenie

Harry obudził się wcześnie w poranek Bożego Narodzenia w dobrym nastroju, szczęśliwy. Nie czuł się tak dobrze od czasu spotykania się z Ginny wiosną. Mimo, że przytłoczyła go dezercja Rona i Hermiony, teraz zrozumiał, że może to i dobrze. Znalazł i zniszczył dwa dodatkowe horkruksy, a także medalion i czuł się dużo bardziej pewny co do swoich umiejętności magicznych.

Przewrócił się na drugi bok i wstrzymał oddech, gdy zobaczył Ginny śpiącą obok niego, jej piękne włosy rozłożone po poduszce. Podparł się łokciem i przez parę chwil patrzył, jak śpi. Była taka śliczna. Naprawdę nie miał pojęcia, jak mógł być takim szczęściarzem. Po pierwszej nocy zaczęli spać w tym samym łóżku. Spojrzał na jej ciało z uwielbieniem. Koszulka, którą miała na sobie, trochę się podwinęła, ujawniając jej brzuch. Nie wiedział dlaczego, ale dla niego jej brzuch, a szczególnie ten kolczyk, były niesamowicie seksowne.

Ostrożnie wyciągnął rękę i dotknął dłonią jej brzucha. Jej skóra była taka miękka i kusząca. Podniósł wzrok i zobaczył, że zamrugała i otworzyła oczy. Uśmiechnęła się i przeciągnęła się, odkrywając więcej jej ciała dla jego głodnego wzroku.

- Hej, piękna – uśmiechnął się Harry i pocałował ją czule. Ginny chętnie odpowiedziała, pogłębiając pocałunek i wplatając dłonie w jego rozczochrane włosy. Pociągnęła go lekko, przyciągając bliżej do siebie. Harry podparł się rękami, umiejscawiając się nad nią. Starał się utrzymywać dolną część ciała z dala od niej, ale gdy całowanie stało się bardziej namiętne, opuścił biodra.

Ginny westchnęła z zaskoczenia, gdy poczuła jego podniecenie na swoim udzie. Zamiast jednak się odsuwać, przylgnęła mocniej do niego. Jęknął w odpowiedzi, był to niesamowicie erotyczny dźwięk.

Oderwał usta od niej i zaczął całować jej szyję. Jedną dłoń oparł na tyle jej głowy, a drugą wślizgnął pod jej koszulkę. Ona podciągnęła jego koszulę, pieszcząc jego tors i z odrobiną wysiłku udało im się ściągnąć obydwie koszulki. Uczucie jego nagiej skóry dotykającej jej było jak dolewanie oliwy do ognia. Poczuła, jak pożądanie pali ją w środku. Nigdy jeszcze się tak nie czuła.

- Proszę, Harry – szepnęła, przemieszczając ręce w okolice jego ud i szarpiąc za jego bokserki.

Harry wpatrywał się w nią, ale jego wzrok był zamglony pożądaniem. Wiedział, że jak się nad tym zastanowić, znajdzie się przyczyna, dla której mieliby przestać. Ale uczucie jej miękkiej skóry i zachęcające spojrzenie skutecznie uniemożliwiało znalezienie takiej przyczyny. Mimo, że żadne z nich nie do końca wiedziało, co robią, podążali za swoimi instynktami i oboje doszli w eksplozji miłości.

Później Harry objął ją ramionami, próbując złapać oddech i czekał, aż jego tętno wróci do normy. Całował ją lekko po szyi.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też.

***

Remus patrzył ze szczęściem w oczach, jak Dora otwierała prezenty. Myśl, że o tej porze w przyszłym roku będzie miał syna lub córkę, z którą będzie mógł obchodzić Boże Narodzenie, ciągle go zaskakiwała. Większość prezentów, które dał żonie miały coś wspólnego z dziećmi. Udało mu się nawet znaleźć piękną bransoletę w kolorze akwamaryny, aby uczcić miesiąc urodzin ich dziecka.

- Wyglądasz na bardzo szczęśliwego.

Remus odwrócił się i zobaczył swoją teściową, która usiadła obok niego na kanapie.

- Jestem szczęśliwy. Dora uszczęśliwia mnie bardziej, niż myślałem, że to w ogóle możliwe.

Andromeda pokiwała głową i skierowała uwagę na córkę. Remus skrzywił się lekko. Poważnie uszkodził swoje relacje z teściami jego zachowaniem krótko po ślubie. Mimo, że Dora przyjęła go z powrotem z miłością i zrozumieniem, na które, jak wciąż myślał, nie zasługiwał, ale Andromeda była na niego bardzo zdenerwowana. Ku jego zaskoczeniu, to właśnie Ted był dużo bardziej wyrozumiały. Mugolakowi klasy robotniczej udało się poślubić niewiarygodnie bogatą czystokrwistą czarownicę, która odwróciła się od rodziny, żeby ślub mógł mieć miejsce. Ted wiedział wszystko na temat czucia się niewartym swojej żony.

Gdy Ted aktualnie się ukrywał, Remus i Dora wprowadzili się do Andromedy. Atmosfera była bardzo napięta przez pierwsze parę tygodni, ale Remus czuł, że powoli udaje mu się przywrócić dobre kontakty z teściową. Codziennie starał się okazywać Dorze, jak bardzo ją kochał i jak bardzo mu na niej zależy i jak przykro mu jest, że próbował ją odepchnąć. Andromeda powoli zaczynała mu wierzyć.

Wczesnym popołudniem, Dora poszła się zdrzemnąć. To był nawyk, który sobie niedawno wyrobiła. Po powiedzeniu Andromedzie, że wróci na obiad, Remus teleportował się do Doliny Godryka.

Przeszedł przez centrum miasteczka, ignorując wstrząsający do głębi pomnik i wszedł z determinacją na teren kościoła. Po rozejrzeniu się, przywołał marmurową ławkę przy grobie jego najlepszych przyjaciół i usiadł.

- Cześć, James, Lily. Wesołych świąt. Tak dużo się stało w tym roku. Nawet nie wiem od czego zacząć. Ożeniłem się i spodziewamy się dziecka. Uwierzycie? – Roześmiał się lekko. – No, w sumie, to jestem pewien, że wy byście mi od razu uwierzyli. Zawsze mi mówiliście, że pewnego dnia to by się stało. Poślubiłem Nimfadorę Tonks, kuzynkę Syriusza. Jest wspaniałą kobietą. Znacie mnie, próbowałem ją przekonać, że nie jestem dla niej odpowiednim facetem. Jestem za stary i w ogóle, ale ona się przebiła przez wszystkie moje wymówki i naprawdę się cieszę, że udało jej się to zrobić. Naprawdę wprowadza kolory i radość do życia, które już dawno popadło w melancholię i szarość.

Rozglądając się po cmentarzu, Remus przywołał małą choinkę i postawił ją przy grobie, rozmawiając. Opowiedział im o misji Harry'ego od Dumbledore'a, a także o wydarzeniach tej jesieni. Parę chwil poświęcił na wyobrażanie sobie Lily wrzeszczącej na niego za narażanie jej syna.

- Nie wiem, dokąd poszedł. Naprawdę chciałbym go znaleźć, ale nie wydaje nam się, że nadal jest sam. Wygląda na to, że uratował swoją... nie wiem, czy to jego dziewczyna, czy była dziewczyna... w każdym razie uratował ją od... czegoś. Nie wiemy nawet, co się stało, ale wysłał nam notkę, że jest bezpieczna. Myślę, że obojgu z was by się spodobała ta dziewczyna. Jest silna, mądra i uparta. W zeszłe święta, zanim jeszcze byli razem, obserwowałem, jak na nią patrzył, i przysięgam, Rogaczu, to było jak przebłysk z naszych czasów w Hogwarcie, gdy wzdychałeś do Lily.

Opowiedział im z dumą, jak Harry przemówił mu do rozumu i wysłał z powrotem do Dory.

- James, byłbyś z niego taki dumny. Tak bardzo mi ciebie przypomina. Myślę, że to może właśnie dlatego poszedłem do niego. On... on naprawdę ma w sobie wszystko co najlepsze z was obojga.

Gdy słońce zaczęło skłaniać się ku horyzontowi, Remus zauważył, że robi się późno.

- Muszę iść, przyjaciele. Wesołych świąt, Lily. Wesołych świąt, Rogaczu. Powiem wam, gdy urodzi się dziecko.

Remus skierował się w stronę kościółka, gdy rozległ się czyjś głos.

- Wesołych świąt, przyjacielu.

Trzymając różdżkę ukrytą, ale w gotowości, powoli się odwrócił. Ku jego uldze, to był stary pastor, z którym widział się wiele razy przez lata.

- Wesołych świąt.

Skinął głową w stronę grobów Jamesa i Lily.

- Widzę, że znów odwiedziłeś przyjaciół na święta.

Remus uśmiechnął się.

- Tak. Nie ominąłem żadnego roku już od jakiegoś czasu.

- Myślałem, że może przyjdziesz trochę wcześniej w tym roku. Było już tu ostatnio paru gości – zauważył pastor. – Widziałem kilka kwiatów i młodego człowieka. Był okropnie załamany, gdy tu po raz pierwszy przyszedł, ale od tamtego czasu przychodził regularnie przez krótki okres.

Remus zamarł.

- Młody człowiek? Jak wyglądał?

Stary pastor zamyślił się przez chwilę.

- Był trochę wyższy od ciebie, trochę chudy. Wydawało mi się, że to jakiś nastolatek, ale z nim nie rozmawiałem. Miał ciemne włosy i okulary, i spędził sporo czasu na rozmowach z nimi. Znasz go?

- To może być ich syn, Harry. Ja... straciłem z nim kontakt. Jeśli go zobaczysz, proszę powiedz mu, że Remus go szuka.

Uśmiechając się, pastor pokiwał głową.

- Oczywiście, synu. Bardzo się cieszę, mogąc przekazać twoją wiadomość.

- Dziękuję. I jeszcze raz, wesołych świąt.

***

Harry zawinął ręce ciasno wokół Ginny pod peleryną-niewidką. Pocałował ją w szyję, po czym oparł brodę na jej ramieniu. Stali w opustoszałej Wielkiej Sali, podziwiając dekoracje bożonarodzeniowe.

- Tu jest tak pięknie na ferie – szepnęła Ginny. – Choinka jest zawsze taka wielka i wygląda niesamowicie. Bombki i łańcuchy są fantastyczne, i bardzo mi się podobają lampki. Są śliczne.

- Naprawdę podobała mi się choinka w twoim domu, w zeszłym roku. Wyglądała jak wybuch papierowych łańcuchów. Było super. Moja ciotka nigdy by nie pozwoliła, żeby coś takiego wisiało na jej drzewku.

- To znaczy?

- Moja ciotka i wuj przykuwają ogromną uwagę do tego, co myślą sobie inni ludzie. Dekoruje drzewko zależnie od aktualnego trendu albo od tego, co według niej powoduje, że wygląda elegancko i wytwornie. Kiedyś miała same białe dekoracje, innego roku było to wszystko w motywie aniołów. Dekoracje dla niej nic nie znaczą – wyjaśnił Harry.

- To takie smutne. To nie tak powinno się obchodzić Boże Narodzenie – powiedziała Ginny.

- Wiem. Pamiętasz, jak pięknie wyglądała Wielka Sala podczas Balu Bożonarodzeniowego z tymi wszystkimi girlandami? – spytał Harry.

- To było niesamowite. To były pierwsze, właściwie jedyne święta, które spędziłam tutaj. Podczas mojego pierwszego i drugiego roku, mama chciała, żebym była w domu. Naprawdę nie chciałam wracać do domu, gdy wszyscy moi bracia mogli tu zostać. Właściwie to im zazdrościłam.

Harry zarumienił się.

- Przepraszam, pewnie to przeze mnie Ron zostawał tutaj. Moi krewni wyrazili się dobitnie, że nie jestem mile widziany w domu na święta i właściwie to byłem bardzo zadowolony, mogąc zostać tutaj. Pierwszy raz, kiedy naprawdę obchodziłem Boże Narodzenie był właśnie tu.

- Co? Jak to możliwe?

- Moi krewni... wiesz, że nie chcieli mnie z nimi. W Boże Narodzenie musiałem siedzieć w komórce, gdy oni otwierali prezenty. Dudley oczywiście dostawał ich tony, większość z nich niszczył alby nudziły mu się po paru dniach. Gdy już skończyli z prezentami, mogłem wyjść, żeby zrobić śniadanie. A po śniadaniu, musiałem posprzątać papiery i wstążki i tak dalej. Zawsze sobie wyobrażałem, jak to jest dostać prezent, to znaczy, prawdziwy prezent. Czasem dawali mi wieszaki na ubrania albo puste pudła.

Ginny poczuła, jak w jej oczach zbierają się łzy, gdy słuchała opisu jego dzieciństwa. W tym momencie znienawidziła jego krewnych tak samo, jak nienawidziła Toma, za to, co mu zrobili. Zrozumiała, że nigdy już nie spędziłby kolejnych świąt czując się niemile widzianym i niekochanym.

- Ginny, chcesz się przespacerować po błoniach? – wyszeptał do jej ucha Harry, widocznie nieświadomy, jak ujawnienie jego dzieciństwa na nią wpłynęło.

Ocierając łzy, spojrzała do tyłu przez ramię.

- Jak to zrobimy? Nasze ślady nie zostaną w śniegu?

Harry potrząsnął głową.

- Nie, jest zaklęcie, które je ukryje. Co ty na to?

Ginny roześmiała się.

- Jasne, chodźmy.

Po szybkim zerknięciu na Mapę Huncwotów, aby upewnić się, że na nikogo nie wpadną, wyszli na chłodny, zimowy wieczór. Szli powoli, od czasu do czasu kradnąc pocałunki i po prostu ciesząc się swoim towarzystwem. Gdy Ginny zadrżała z zimna po raz drugi w ciągu kilku minut, Harry niechętnie wezwał Stworka, żeby zabrał ich z powrotem do Komnaty Tajemnic.

Ginny westchnęła z zaskoczenia, rozglądając się po salonie. Stworek pod ich nieobecność był bardzo zajęty, zieleń była teraz zamaskowana czerwonymi wstęgami i jasnymi lampkami. Stół, którego normalnie używali jako biurka, był teraz nakryty kompletnie do romantycznej kolacji, z kwiatami i świeczkami. Była to mniejsza wersja bożonarodzeniowej kolacji, którą skrzaty przygotowywały dla reszty zamku. Spojrzała na Harry'ego, który wyglądał na równie zaskoczonego co ona. Uśmiechnął się do skrzata.

- Stworku, dziękuję. Wygląda pięknie.

Skrzat wyprostował się dumnie.

- Stworek dziękuje, panie Harry. Pan Harry i pani Ginny zasługują na obchodzenie świąt, nawet w mrocznym miejscu.

Gdy Stworek wyszedł, Harry wskazał Ginny, aby dołączyła do niego przy stole. Był on wypełniony po brzegi świątecznymi babeczkami, pieczenią wołową i z indyka, mięsnymi rogalami, miskami smażonych ziemniaków, żurawinowymi roladkami. Obok ich talerzy stały szklanki z świątecznym ponczem, a Stworek położył nawet na stole kilka Christmas Crackers.

Harry uśmiechnął się szeroko do Ginny, gdy usiedli.

- To jest niesamowite. To znaczy, tego jedzenia wystarczyłoby nam na tydzień, ale to jest naprawdę super.

Gdy jedli, Ginny opowiadała Harry'emu o jej ulubionych świętach, gdy dorastała. Harry był zafascynowany, mogąc zajrzeć do normalnego życia w dużej, szczęśliwej rodzinie.

Po kolacji para przeniosła się na kanapę. Harry posadził ją na kolanach i pocałował głęboko.

- Naprawdę chciałbym móc dać ci jakiś prezent.

Śmiejąc się, Ginny spytała:

- A co być mi dał?

Harry spojrzał na nią oceniająco.

- Nie jestem pewien. Byłbym w siódmym niebie mogąc dać ci, co tylko byś sobie zażyczyła. Te romanse, które czytasz, nowe ciuchy, nowy sprzęt do Quidditcha, ładną biżuterię – cokolwiek byś chciała.

Ginny uśmiechnęła się.

- Niepotrzebne mi to wszystko. Nigdy bym cię o to nie poprosiła.

Harry pocałował ją lekko.

- Wiem. Właśnie dlatego chcę ci dać wszystko. Wiem, że ciężko się żyje z samymi rzeczami z drugiej ręki. Nie są ci potrzebne nowe rzeczy, ale trochę ciężko jest znieść widok innych ludzi z nowiutkimi, błyszczącymi nowością.

- Nie narzekam – powiedziała chłodno Ginny.

- Wiem, kochanie. Nigdy nie narzekasz, ale wiem, że twoi współlokatorzy mogą ci dokuczać z tego powodu. Wiem, że śmiali się z ciebie, bo nosiłaś szaty po chłopcach. Zawsze się na nich wkurzałem. Nawet raz się na nich porządnie wydarłem. To był mój trzeci rok i oni... po prostu się z ciebie nabijali i nie mogłem na coś takiego pozwolić – powiedział Harry.

- Naprawdę? – spytała Ginny, trochę się rozluźniając. Ociepliła ją myśl Harry'ego broniącego jej. – Nawet nie myślałam wtedy, że mnie zauważyłeś.

Harry roześmiał się.

- Oczywiście, że cię zauważyłem. Byłaś pierwszą czarownicą w moim wieku, którą kiedykolwiek zobaczyłem. Pamiętam, jak patrzyłem, jak biegłaś za pociągiem i myślałem sobie, że cudownie byłoby mieć małą siostrzyczkę, która by za mną tęskniła. Chciałem z tobą porozmawiać, ale... no, po prostu zawsze się czerwieniłaś i... nie wiedziałem, co mam zrobić, żebyś była w stanie ze mną pogadać.

- Wtedy nadal byłam taka tobą zauroczona – powiedziała Ginny. – Pamiętasz ten dzień, gdy usiadłeś ze mną przy śniadaniu? Tak bardzo chciałam z tobą porozmawiać i naprawdę nie miałam pojęcia, jak się do ciebie odezwać.

Harry roześmiał się.

- Byłaś taka słodka. Robiłaś się czerwona po czubki uszu i wypadałaś z równowagi. Ron i Hermiona znów się o coś kłócili i nie chciałem się dołączać. Hermiona wychodziła z siebie, żeby zaliczyć wszystkie lekcje, a Ron po prostu był ronowaty. Pamiętam, jak siedziałaś tam sama i po prostu nie mogłem się oprzeć.

Ginny uderzyła go lekko w głowę.

- Nieładnie się ze mnie śmiać.

- Nie śmieję się z ciebie. Po prostu myślę, że byłaś strasznie słodka – powiedział i przerwał jej kolejny argument pocałunkiem.

Ich całowanie szybko się rozpaliło. Niechętnie, Harry oderwał się.

- Ginny. Musimy porozmawiać o tym, co stało się dziś rano.

Ginny westchnęła.

- Żałujesz tego?

- Co? Nie! Po prostu się bałem, że jak się obudzimy... możesz tego żałować albo być na mnie zła, że... że nie przestałem.

- Nie, Harry, ja... ja wiem, czego chciałam.

Harry zarumienił się.

- Co... raczej, no nie pomyślałem nawet o żadnym... zabezpieczeniu.

Tym razem to Ginny spłonęła rumieńcem.

- Ja... no, jestem na eliksirze. Ma pomagać przy skurczach, wiesz, jak mam okres. Działa równie dobrze jako środek antykoncepcyjny.

Harry jeszcze mocniej się zaczerwienił, gdy Ginny wspomniała o okresie, ale pokiwał głową. Pogłaskał ją po policzku i spojrzał jej głęboko w oczy.

- Kocham cię, Ginny. Myślę, że jesteś najwspanialszą, najpiękniejszą i najseksowniejszą czarownicą, jaką kiedykolwiek w życiu widziałem. Wiem, że może powinniśmy zaczekać, ale wiem też, że nigdy nie chciałbym tego robić z kimkolwiek innym. Jeśli przeżyję tą wojnę, chcę z tobą spędzić resztę mojego życia. Wiem, że jesteśmy młodzi, ale wiem, że kocham cię bardziej, niż kiedykolwiek będę w stanie pokochać kogokolwiek innego.

Ginny czuła, jak w jej oczach zbierają się łzy, gdy słuchała, jak miłość jej życia całkowicie otwiera przed nią swoje serce.

- Kocham cię. Naprawdę chciałabym spędzić z tobą resztę życia. Upewnię się, że już nigdy nie będziesz się czuł niekochany.

Harry pocałował ją czule. Ginny odwróciła się, po czym wyszeptała mu do ucha:

- Harry, chodźmy spać.

***

Artur wszedł do jakiegoś nieokreślonego, małego pubu parę przecznic od Ministerstwa. Było kilka dni po świętach. Rozejrzał się i skinął głową paru kolegom, po czym skierował się do jednego z prywatnych pokoi. Jego towarzysze już na niego czekali. Kingsley Shacklebolt patrzył przez okno, a Remus Lupin siedział na małej kanapie, czytając Proroka Codziennego. Na stole było śniadanie składające się z zapiekanki z wołowiną i wątróbką oraz frytek. Znajdowały się tu również butelki piwa kremowego.

- Artur – powiedział Kingsley, gdy jego kolega wszedł. – Zaczynałem się martwić, że nie uda ci się wymknąć.

- Ciężko jest zachowywać się normalnie – odparł Artur, biorąc sobie trochę jedzenia. Dwaj mężczyźni zrobili to samo i usiedli wokół ławy, po czym w ciszy zjedli.

Kingsley przerwał milczenie.

- Przepraszam, że nie mogłem wam dać żadnego ostrzeżenia o przeszukaniu.

Artur pokiwał głową nieobecnie. Ministerstwo wysłało czwórkę Aurorów 26 grudnia, aby przeszukali dom w celu znalezienia Ginny. Teraz oficjalne stanowisko brzmiało, że po prostu uciekła.

- Nic się nie stało. Niczego nie znaleźli i cieszę się, że Ron i Hermiona wrócili do Billa. Myślę, że przeszukanie bardzo pomogło w przekonaniu Molly, że musimy znaleźć lepszy sposób niż ukrywanie ich w Muszelce.

- Więc co zrobimy? – spytał z ciekawością Remus.

Wzdychając, Artur zaczął się nerwowo bawić swoją obrączką małżeńską.

- Hermiona wyjedzie do Francji, będzie w Beauxbatons. Fleur rozmawiała ze swoją rodziną i Madame Maxime, i udało się jej coś w tym kierunku wskórać.

- Naprawdę? Myślałem, że może ruszyłaby do Australii – zauważył Remus.

- Nie, nie chce wracać do rodziców, dopóki nie będzie pewna, że jest bezpiecznie – wyjaśnił Artur.

- A co z Ronem? – spytał Kingsley. – Ministerstwo myśli, że jest chory na groszopryszczkę.

- Ciężko się było zdecydować – powiedział smutno Artur. – Ron nie pomaga za dużo. Jest zdenerwowany. Naprawdę nie chciałbym wysyłać go do Hogwartu. Nie był też zachwycony pomysłem wyjazdu do Francji i nauki w Beauxbatons. Po sporej dyskusji, zdecydowaliśmy, że wyślemy go do Rumunii. Zostanie przez jakiś czas z Charliem. Ron jest wytrącony z równowagi i nie mam pojęcia, jak mu pomóc. On i Charlie byli sobie raczej bliscy, więc to mu może trochę polepszy.

- To dobrze – powiedział Kingsley. – Martwiłem się o twoją rodzinę.

- Więc chciałeś z nami o czymś porozmawiać? – spytał Remus Kingsleya.

- Tak. – Kingsley wyjaśnił, co się stało w Hogwarcie. – To było prawie tak, jakby chciał nam pomóc, ale nigdy nie rozumiałem do końca Snape'a.

- Więc po prostu mówił, że Draco Malfoy mógł maczać palce w zniknięciu Ginny – powiedział Remus, zamyślony.

- Tak, Neville Longbottom i Seamus Finnigan to potwierdzili. Byli zaniepokojeni uwagą, jaką Malfoy zwracał na Ginny. – wyjaśnił Kingsley. – Snape powiedział coś o jej ubiegłych powiązaniach, wiecie, co to może znaczyć?

Artur zbladł.

- Na Merlina, proszę, powiedz mi, że to nieprawda.

- Co masz na myśli? Arturze, co się stało? – dopytywał się Kingsley.

- Sami-Wiecie-Kto. G-gdy Ginny była na pierwszym roku, podstępem p-podrzucono jej ten okropny dziennik, w którym pisała. Wykorzystał ją i opętał. Zmusił ją do otwarcia Komnaty Tajemnic. H-Harry ją uratował. Z-zabił bazyliszka, żeby ją uratować – wyjaśnił Artur, łzy napłynęły mu do oczu, gdy wspominał okropny pierwszy rok jego córki.

- Na Merlina – wyszeptał Remus. – Myślisz, że to Snape próbował ci powiedzieć? Że Sami-Wiecie-Kto jej szuka?

- To właściwie ma sens. Powiedział coś, że ci, którzy jej szukają, będą bardzo zawzięci i wskazał na współudział Malfoya. Jeśli Carrowowie mieli ją dostarczyć Sami-Wiecie-Komu, Harry mógł się jakoś o tym dowiedzieć i ją uratować – powiedział Kingsley. – Zabijając po drodze Carrowów. Trucizna; to mógł być jad bazyliszka. Arturze, jak Harry zabił bazyliszka?

- Mieczem Gryffindorza, w-wyciągnął go z Tiary Przydziału. Fawkes, feniks Dumbledore'a mu pomógł. Przyniósł Harry'emu Tiarę, a on wyciągnął z niej miecz i zabił nim bazyliszka – wyjaśnił Artur.

- Jeśli Sami-Wiecie-Kto jej szuka, to w takim razie przebywanie z Harrym to najbezpieczniejsza dostępna opcja – powiedział cicho Remus.

- To nie wszystko – powiedział Kingsley. – Po komentarzu Snape'a, rozejrzeliśmy się po Dolinie Godryka i odkryliśmy, że Bathilda Bagshot nie żyje. Wygląda na to, że zmarła już dawno. Jakby tego było mało, to jeszcze w jej domu znaleźliśmy pozostałości bardzo dużego węża. Wygląda na to, że to był ten sam wąż, który zaatakował ciebie, Arturze. Jego głowa była odcięta – prawdopodobnie mieczem.

- Harry? – spytał Remus.

- Tak mi się wydaje. Nie... nie wiedziałem, że miał cokolwiek wspólnego z tym mieczem. Dlaczego miałby tam pójść? – spytał Kingsley.

- Hermiona powiedziała, że Harry naprawdę chciał się tam wybrać, do Doliny Godryka. Mógł się dowiedzieć, że znała jego rodziców. Zawsze desperacko poszukuje jakichkolwiek wiarygodnych informacji o rodzicach. Stary pastor w kościele opisał jakiegoś młodego chłopaka, odwiedzającego groby Jamesa i Lily. Więc myślę, że spędził tam trochę czasu – powiedział powoli Remus. – Może dowiedział się czegoś, co zaprowadziło go do Hogwartu.

- Ale przeszukaliśmy szkolę – powiedział Kingsley. – Nie znaleźliśmy żadnego śladu po nim albo po Ginny. Szukaliśmy ręcznie i magicznie. Wiesz, mogliśmy coś przegapić, ale nie wiem, gdzie.

- Jeśli zabił Carrowów, dlaczego miałby później tam zostać? – spytał słusznie Remus. – Bardziej sensowne by to było, gdyby uciekł, zabierając Ginny ze sobą.

- Więc musimy po prostu wykombinować, gdzie udałby się dalej – powiedział Kingsley. – Wiecie, gdzie mógł pójść?

Trójka mężczyzn popatrzyła po sobie bezradnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top