Rozdział XXIII.

Niemal wychodził z siebie, żeby tylko „wyciszyć" to co mówił ten cholerny...

Starał się skupić na tekście, ale każde słowo padające z obcych ust sprawiało, że nadrukowane litery zaczynały tańczyć po kartce, nie chcąc układać się w sensowne zdania.

Może pocieszyłoby go to, że rozmowa okazała się być bardzo krótka. Tylko, że po niej dalej nie mógł zaznać upragnionego spokoju.

Daiz umilkł na krótką chwilę.

- Ha...? On się naprawdę rozłączył! – krzyk sprawił, że Jun wzdrygnął się mimowolnie.

Krótko po tym telefon poleciał przez pokój, odbijając się później od ściany. Słysząc, że Daiz wstaje z fotela i rusza w jego stronę jedynie zacisnął mocniej palce na trzymanej książce. Dalej nie odrywał wzroku od tekstu, pomimo że czytanie stawało się dla niego coraz mniej możliwe.

Jak on go strasznie nienawidził.

- Chuj naprawdę się rozłączył – powtórzył, jakby sądził, że jego rozmówca mógł jakimś cudem nie usłyszeć go za pierwszym razem.

Jednocześnie oparł dłonie na podłokietnikach dużego fotela i nachylił się do drugiego mężczyzny.

Blisko, blisko na tyle by Jun musiał znosić jego oddech na twarzy. Zmusił się, by spojrzeć w te zwierzęce jego zdaniem oczy. Na długo wcześniej nauczył się, że unikanie kontaktu wzrokowego kończy się niechcianym dotykiem. A ten był jeszcze gorszy.

- Wierzysz w to?

- Tak.

Naprawdę miał nadzieję, że to wywoła jakąś reakcję, ale tak się nie stało. Cholerny sekciarz zdawał się go nawet nie słyszeć.

- Ale dobrze, tak też się możemy bawić – patrzył mu w oczy nawet nie mrugając.

W zasadzie... im dłużej Jun z nim przebywał, tym bardziej podejrzewał, że Daiz był czymś co jedynie udawało człowieka. Kiedy tylko inni go nie widzieli przestawał mrugać, przestawał oddychać. Rzadko widział by ten jadł lub zasypiał.

- Dam im czas. Niech sami zrozumieją, że są w pierdolonej pułapce i przyjdą żebrać po informacje,

- Możesz się ode mnie wreszcie odsunąć?

Im dłużej na niego patrzył, tym bardziej pragnął go uderzyć. A później znowu... tyle razy, ile tylko będzie potrzebować, żeby zatłuc go na śmierć. Nawet nie dbał o to, czy ten potwór zobaczy myśli, w których dostaje w głupi ryj książką w twardej oprawie.

- Zobaczymy, jak teraz im pójdzie zabawa w detektywów – zabrał mu książkę i bezczelnie rozsiadł się na kolanach rozmówcy.

- Chyba się przeceniasz.

- Zobaczymy kiedy plan mojego uroczego...

- Zamknąłby cię w powieści o jebanym piekle jakby się dowiedział, że dalej tak o nim mówisz – przerwał mu, mając nadzieję, że mężczyzna w końcu się zamknie.

Pisarzyny też nie lubił, ale ten przynajmniej nie miał, jak go denerwować.

- Tak, bo z pewnością jest teraz w stanie to zrobić – zaśmiał się. – Rozczulasz mnie, kochanie.

- Kiedy tylko nadejdzie moment, że nie będziesz mnie miał jak powstrzymywać, pokroję cię żywcem...

Naprawdę musiał z sobą walczyć, by nie rzucić mężczyzną o podłogę. Miał jeszcze zbyt wiele do stracenia.

***

Dłonie Ranpo drżały, kiedy podniósł klucz do ciężkiej kłódki.

Te konkretne drzwi wyglądały, na nowe. Solidne z zabezpieczonym kłódką zamkiem dobrej firmy. Komuś musiało bardzo zależeć na tym, aby zawartość piwnicy była bezpieczna przed ciekawskimi mieszkańcami. Szkoda tylko, że nic nie było w stanie utrzymać w środku tego odoru.

Kunika zdążył założyć nasączoną alkoholem maseczkę, ale to szybko okazało się jedynie pogorszyć jego stan.

Wspomnienia z tamtej przeklętej piwnicy nie chciały przestać pchać mu się do głowy. Wizje pogrzebanych w ścianach ciał... narzędzi tortur... tego smrodu...

Jego powieki zacisnęły się równocześnie z tym, jak drzwi stanęły przed detektywami otworem, niezależnie od woli mężczyzny. Stał z zamkniętymi oczami i czekał aż usłyszy jakieś reakcje potwierdzające jego podejrzenia. Był niemal pewien, że czekały na nich zwłoki. W najlepszym wypadku zwierzęcia, ale coraz silniej spodziewał się tam człowieka.

Skatowanego i martwego, nim doczekał się pomocy.

Odór uderzył go silniej, a po nim była chwila ciszy. Miał rację?

- Co to kurwa jest? – w tonie głosu było coś na kształt niedowierzania? Zmęczenia? Brzmiał jak należący do ofiary wyjątkowo nieśmiesznego żartu.

Skrytek za okularami oczy rozwarły się gwałtownie. Ich wzrok wdarł się, do otwartego już pomieszczenia i spoczął na...

Na podłodze leżał manekin.

Starannie wykonany, ale z tak porysowaną twarzą, że niewiele z niej zostało. Tak jakby jakieś zwierzę rozpaczliwie chciało usunąć uwieczniony w plastiku wizerunek.

Leżał na podłodze, ale już na pierwszy rzut oka dało się dostrzec, że nie został on tam tak po prostu zostawiony. Manekina ustawiono w pozycji mającą wyrażać przerażenie, rozpacz, może nawet agonię.

Próbujący podnieść się na czworaka, tak jakby wycieńczenie sprawiało, że plastikowe ciało zdawało się ważyć tonę. Jedną rękę wyciągał w stronę drzwi. Jakby w ostatecznym geście desperacji podejmował kolejną próbę wydostania się. Jakby zastygł drapiąc zamknięte drzwi.

Dodatkowo cały był w smugach ciemnego, zaschniętego już dawno płynu. Chcieli oczywiście wierzyć, że płynem była farba, jednak zapach zasiewał pewne wątpliwości.

Po chwili milczenia, Dazai kopnął lekko w otwarte drzwi, zmuszając przy tym pozostałych do przeniesienia na nie wzroku. Na drewnie dostrzec dało się liczne ślady paznokci. Ktoś musiał naprawdę długo i rozpaczliwie drapać drzwi.

Z tym drobiazgiem łączyć się zdawał fakt, że w pomieszczeniu panował... nawet nie dało się tego nazwać bałaganem. Wiele rzeczy była rozrzucona i poniszczona, jakby ktoś ciskał nimi w szale.

- Jakie są szansę, że ktoś tu podłożył mięso, głośniki i manekina żeby... nie wiem... nastraszyć mieszkańców? – zaczął Atsushi.

- A te ślady?

- I podrapał drzwi.

- Bardzo mi się podoba ta teoria, nie mówię, że nie. Ale jakoś trudno w nią uwierzyć – mruknął Dazai.

Yosano jako pierwsza kucnęła przy manekinie i zaczęła się mu przyglądać. Nie chciała przebywać tak blisko tego czegoś bardziej, niż pozostali, ale ktoś musiał. A kobieta nie mogła pozbyć się przeświadczenia, że była do tego najbardziej odpowiednią osobą.

- Myślicie, że kogoś tu trzymali prawda? – Kunikida walczył z sobą, by brzmieć normalnie. Pomimo starań, jego głos załamał się w sposób, na jaki mężczyzna w normalnych warunkach by sobie nie pozwolił. – A później podmienili zwłoki na manekina. Tylko po co? Wiedzieli, że wreszcie to znajdziemy i tak chcieli nam coś przekazać.

- Im dłużej myślę, o tym czego udało mi się dowiedzieć, tym bardziej zaczynam wierzyć, że tutaj faktycznie zamknięto człowieka... i właśnie na niego patrzymy...

- Mieli zmienić człowieka w mane... - zaczął Atsushi. Trudno było stwierdzić, czy w tonie jego głosu przejawiało się niedowierzanie, czy przerażenie.

- Pod plastikiem jest mięso... - przerwało mu Yosano.

Po tym zapanowała chwila ciszy. Przerażająca i pozornie długa.

- Tak, zmienili człowieka w manekina – chrząknął Dazai.

Miał nadzieję, że przerwanie ciszy – nie ważne w jaki sposób – pozwoli im wrócić do „pracy".

- Podrabiają zwłoki, zmieniają ludzi w przedmioty... jesteśmy pewni, że Poe nie żyje? – wypalił Kunikida.

Dopiero kiedy to powiedział, dotarło do niego, że przecież powinni uważać, co mówią przy Ranpo. Na chwilę zapanowała cisza. Po niej Edogawa zaczął przechodzić jakiegoś rodzaju załamanie. Nie mieli pewności, czy to dało się nazwać atakiem paniki.

Jako pierwsza zareagowała Yosano. Złapała mężczyznę za ręce i szybko wyprowadziła go z piwnicy. Nie miała pojęcia, na ile świeże powietrze mogło mu pomóc – jednak wątpiła, aby mogło mu jakkolwiek zaszkodzić. W dodatku chwilowo raczej by im przeszkadzał, niż pomagał.

Kiedy zostali sami, Kunikida zdjął okulary i zaczął masować sobie skronie.

- Serio myślicie, że to możliwe? – zaczął Atsushi. – że wcale nie znaleźliśmy jego ciała? Że on tak naprawdę żyje?

- Z jednej strony nie, a z drugiej zaczynam myśleć, że przecież nie możemy tego wykluczyć.

- Tylko czemu mieliby to zrobić – Atsushi z całej siły starał się zapanować nad oddechem i oczyścić umysł.

Czemu musiał się czuć tak strasznie głupi? I czemu znowu miał wrażenie, że nowo zdobywane informacje jedynie oddalały ich od rozwiązania sprawy?

- Mówimy o sekcie składającej ofiary z ludzi.

Mówiąc, Dazai przeciągnął się, jakby był przekonany, że musiał rozgrzać stawy, przed tym co zamierzał zrobić. A może po prostu był gotowy wykorzystać każdą okazję, aby odwlec to, co się zbliżało. Co sam na siebie ściągał.

Po tym, z lekki, acz zdecydowanie dostrzegalnym obrzydzeniem ominął manekina i zbliżył się do reszty bałaganu.

- Zostawmy już tą zasraną szkaradę. Tu pewnie jest coś jeszcze.

Oczywiście mu uwierzyli. Prawdopodobnie dlatego zaczęli przeszukiwać pomieszczenie z niemożliwą do przeoczenia niechęcią.

Pierwszym, co znaleźli były zdjęcia. Dziesiątki zdjęć. Zawartość niemal każdego z nich sprawiała, że coraz bardziej cieszyła ich choć chwilowa nieobecność Ranpo. Jeszcze nie chcieli nawet sobie wyobrażać, jak mógłby zareagować na widok wszystkich fotografii.

Zdecydowana większość z nich przedstawiała tylko dwie osoby. Poe i mężczyznę o jasnych włosach, którego Atsushi początkowo nie poznał... albo po prostu spróbował wyprzeć z pamięci, jak wyglądała twarz Daiza.

Już wiedzieli, że musieli się spotkać przynajmniej raz. Jednak coś w patrzeniu na zdjęcia ich niepokoiło. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ich ilość.

Dazai przekładał zdjęcia coraz szybciej. Wygląd jego ruchów i wyraz twarzy wyjawiały, że coraz bardziej się stresował.

- Wiecie, czy w książkach Poe da się robić zdjęcia? – zapytał w końcu, przenosząc jednocześnie wzrok na jego towarzyszy.

- Może...? – zamyślił się Kunikida. – Ludzie faktycznie się tam przenoszą, ale czy sprzęt tam normalnie działa...?

- Ale jakie to ma znaczenie? – Atsushi poczuł, że znowu przestaje nadążać za mentorem.

- Naprawdę chcę wierzyć, że Poe byłby na tyle głupi, żebym spotkać się z nim na żywo... chociaż fakt, że nie żyje mógłby na to wskazywać...

- To znaczy?

- Próbuję, ale nie mogę się dowiedzieć jaki dokładnie dar ma ten sekciarz – podniósł jedno ze zdjęć. – Możliwe, że ukrywa to nawet przed wysoko postanowionymi członkami. Słyszę różne rzeczy, niektóre się wykluczają. Ale jestem praktycznie pewien, że jako część daru potrafi czytać w myślach... albo ma dostęp do wspomnień... - zamyślił się ledwo na kilka sekund. Chyba upomniał się w duchu, że nie było to w tamtej chwili aż tak istotne.

- Może Poe o tym nie wiedział... - mruknął Kunikida. – Skoro istnieje kilka wersji, może usłyszał jakąś inną. Zaczął się z nim spotykać, bo wierzył, że tak dowie się czegoś więcej albo przynajmniej przestanie wzbudzać aż takie podejrzenia. Zamiast tego zdradził swoje prawdziwe zamiary.

Zapadła chwila ciszy, w trakcie której jedynie patrzyli dalej na zdjęcia. Dazai otworzył kolejne pudło, którego zawartość zdawała się być taka sama, jak poprzedniego.

- Czy wy widzicie ile te gówna jest? Nieważne ile czasu poświęcali na cykanie fotek, musieli się spotkać więcej niż raz. Daiz albo nie dowiedział się od razu, w co jakoś wątpię albo postanowić nie usuwać Poe od razu. Tylko po co?

Oczywiście żaden z obecnych nie potrafił mu na to odpowiedzieć. A przynajmniej nie byłyby to odpowiedzi, których potrafili być jakkolwiek pewni.

- Tyle powtarzasz, że on nie jest normalny – zaczął Atsushi. Sam nie wiedział czemu, ale z jakiegoś powodu mówił raczej powoli. – Może nie miał ku temu żadnego zrozumiałego powodu. Może coś go w tym bawiło?

- Albo miał jakiś cel, do którego Poe mógł być mu potrzebny... - wtrącił Kunikida, czym wywołał kolejną chwilę ciszy.

Jakiś nieokreślony cel, wystarczający aby sekciarz pozwolił żyć komuś, kto zbierał o nich informacje. Kto stanowił przecież niebezpieczeństwo dla całego tego chorego przedsięwzięcia.

Każda informacja kosztowała ich kolejne pytania, na które nie wiedzieli kiedy i jak znaleźć mieli odpowiedzi?

Do Atsushiego zaczęły powracać słowa, które padły w trakcie rozmowy telefonicznej. Przecież już w jej trakcie to co mówił Daiz brzmiało, jak groźba. Jednak dopiero w piwnicy waga tych pogróżek zaczęła do niego w pełni docierać. Moża Osamu nie powinien był aż tak szybko kończyć tamtej rozmowy.

Z drugiej strony chłopak nie miał pewności jakie – i czy w ogóle – istotne informacje mogli zdobyć w trakcie tamtego monologu. Może przynajmniej spowolnili by wszelkie plany, jakie mógł mieć ten psychopata. Atsushi dość szybko uświadomił sobie, jak bardzo naiwny był ten tok myślenia.

- Nie podoba mi się to, jak oni pozowali do tych zdjęć – zaczął nagle Kunikida. – Jakby byli bardzo blisko.

- Poe nie wygląda na nich na zadowolonego – wtrącił Atsushi.

- Poe praktycznie nigdy nie wyglądał na zadowolonego. Chłop miał jakąś fobię społeczną albo coś.

Nakajima nie potrafił, ani nie chciał próbować z tym dyskutować.

- Nawet nie będę wracać do tego, ile jest tych zdjęć, ale czemu tu trzymał je wszystkie? – ciągnął dalej Kunikida. – I to w piwnicy, do której wygląda na to, że sam nas skierował.

- „Wygląda na to" sądzisz, że tamtą wiadomość mógł zostawić ktoś inny? – przerwał mu Dazai. Do Atsushiego dotarło wtedy, że sam nie zwrócił uwagi na ten konkretny dobór słów przez mężczyznę.

- Patrząc na to, czego się dowiadujemy, staram się przynajmniej próbować brać pod uwagę wszystkie opcje.

- Poe dał mi paczkę osobiście, a później jeszcze dobre kilka razy ją wspominał.

- Sam mówiłeś, że jakiś czas tylko leżała schowana w twoim biurku. Jesteś absolutnie pewien, że nikt nie mógł na jakimś etapie podmienić jej zawartości? Daiz w końcu przynajmniej raz był w siedzibie agencji, a my nie możemy mieć pewności po co dokładnie się tam pojawił. Tak, wiadomość była napisana ręcznie, ale akurat podrabianie charakteru pisma nie jest szczególnie trudne.

- Możemy zadzwonić, żeby ktoś sprawdził monitoring – zaproponował Atsushi.

- Zapomniałeś o darach, które nie mamy pojęcia, jak działają.

W trakcie kolejnej chwili ciszy dotarło do nich, że do tej pory już niemal całkowicie przyzwyczaili się do roztaczającego się w piwnicy odoru.

- Ale dobra, załóżmy, że tym kto nas tu sprowadził był Poe. Może chciał mieć pewność, iż dowiemy się o tym, że zbierał informacje o sekcie. W tym celu kontaktował się z samym Daizem, który z tego co rozumiem musi być tam bardzo wysoko postawiony. Poza tym mieliśmy się domyślić, że Daiz dowiedział się o zamiarach Poe, a wiedząc jednocześnie o tej niby idealnej powieści zadbał o to, aby morderstwo było podobne do tego, co w niej opisano. Dalej nie rozumiem, po co, ani kto i czemu zostawia fragmenty książki. Ale to na razie zostawmy. Piwnica miała pewnie dać nam więcej szczegółów, tak jak książki. Jeszcze nie wiadomo, co z kasetą. A ten manekin? Czemu tu jest? I czy to naprawdę ludzkie zwłoki i właśnie ignorujemy fakt, że tu doszło do morderstwa? – westchnął ciężko i zaczął masować sobie skronie, jakby od przemyśleń rozbolała go głowa.

- A jeśli założymy, że ktoś inny zostawił wiadomości? Ktoś z sekty? – zapytał niepewnie Atsushi.

- Chyba trzy opcje... któraś z tych informacji jest kłamstwem, powinniśmy dojść do innych wniosków niż myślę, albo wszystko czego się tu dowiedzieliśmy nie ma znaczenia i ma nam tylko przeszkadzać – zamilkł na chwilę. – A może to wszystko to rozbudowana groźba?

Minęła kolejna chwila, w trakcie której ból głowy udzielił się również Atsushiemu. Chłopak nie miał pewności, czy było to spowodowane nadmiarem informacji oraz stresem, niemal nieodczuwanym już smrodem, czy ogólnym zaduchem.

- Dazai, ty powinieneś się tu wypowiadać, ja jestem na to za głupi – westchnął w końcu Kunikida.

Wywołany przez niego mężczyzna początkowo jedynie poklepał go po ramieniu i ponownie kucnął przy jednym z pudeł.

- Ja bym wam tego tak ładnie nie wytłumaczył, póki co lepiej szukajmy da... - przerwał i jedynie wyjął coś z pudełka.

Oprócz zdjęć znalazł tam jeszcze cienki plik otwartych kopert. Mogli założyć, że Poe z jakiegoś powodu nie wyrzucał ich po otrzymaniu korespondencji od Daiza. Tylko, że szybko przekonali się, że koperty nie były wcale puste.

Nie przeczytali jeszcze wszystkich listów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top