Rozdział XVII.

Kiedy limuzyna odjeżdżała, zdążył jeszcze zobaczyć, jak goniący go detektyw upada. Musiał przyznać, że to jak ciemnowłosy gruchnął o chodnik, wyglądało całkiem śmiesznie. Taki widok był dla niego jak wisienka na torcie.

- Wszystko się udało, szefie? – zapytał kierowca, brzmiał na zestresowanego, przez co mężczyzna zaczynał się coraz lepiej bawić. Cóż za cudowny dzień.

- Mój drogi, mi zawsze wszystko się udaje – po tych słowach rozsiadł się wygodnie i aż przymknął oczy.

Tym razem do nieudolnie próbującego się podnieść z chodnika Osamu, jako pierwszy dopadł Atsushi. Chłopak coś krzyczał, brzmiał na niemal przerażonego, jednak jego słowa nawet nie docierały do starszego detektywa. Chyba o coś pytał, ale to nie miało dla niego w tamtej chwili znaczenia.

Kiedy Nakajima i Kunikida pomogli mu się podnieść, niemal się im wyrwał i pognał do wejścia budynku agencji.

Powoli coraz lepiej szło mu ignorowanie bólu. Nawet, pomimo że ciało ponownie nim eksplodowało, kiedy biegnąc, zdarzyło mu się na kogoś wpaść. Nawet nie zarejestrował, kim była ta osoba.

Nim dopadł do swojego celu, zdążył jeszcze kilka razy zahaczyć o kanty mebli lub ścian. Czemu w tamtej chwili tak bardzo nie panował nad własnym ciałem?

Chyba jeszcze ktoś coś do niego mówił, ale to też nie miało żadnego znaczenia. Ważne było tylko to, co powinno czekać na niego w jego biurku. Kiedy wreszcie dopadł do mebla, sam nie wiedział, czy poczuł jakiś rodzaj ulgi, czy męczący go stres osiągnął poziom zenitu.

Otworzył jedną z szuflad na tyle gwałtownie, że pewnie mało brakowało, aby ją wyrwał. Po tym wsunął rękę w powstałą tak szczelinę. W tym czasie jego towarzysze zdążyli go dogonić.

- Dazai, skończ zachowywać się jak opętany! Co tu się do cholery dzieje?! Kim był ten mężczyzna, którego przed chwilą goniłeś?! – niemal krzyknął Kunikida, kiedy zatrzymał się przy partnerze.

Zamiast odpowiedzi doczekał się jedynie widoku oddychającego z ulgą Osamu. Po tym ciemnowłosy wyjął zza szuflady coś, co okazało się być niewielką paczką...

...czyli to dlatego ta przeklęta szafka się nie domykała, a Dazai odmawiał naprawienia jej.

- Nie zabrał jej... na szczęście jej nie zabrał... - opadł na stojący za nim fotel, kompletnie wypompowany z sił. – ...to, co on tutaj robił? – znowu się spiął i usiadł wyprostowany.

- O czym ty mówisz? – Atsushi już nawet nie dawał rady analizować tego, co robił jego mentor. Kim do cholery był wychodzący z siedziby mężczyzna? Skąd znał go Dazai? Czemu wyglądał, jakby obawiał się nieznajomego?

- Dobra, dobra, wszystko zaraz! – Osamu ponownie udało się jakoś nad sobą zapanować.

Po tym położył pudełko na biurku i zaczął szukać czegoś ostrego. Ledwo zdążył zacząć i Kunikida, jak na zawołanie podał mu niewielki nożyk.

Podziękował szybko i rozciął ostrożnie taśmę, jakby bał się uszkodzić to co znajdowało się w paczce. Po tym wziął głęboki wdech i ją otworzył. Cała trójka nachyliła się na tyle gwałtownie, że Atsushi i Kunikida zderzyli się lekko głowami.

To, że Dazai się przez to nie zaśmiał, zdawało się zakrawać o cud. Widok poważnego Osamu zdecydowanie potrafił być niepokojący, zwłaszcza że w tych okolicznościach zdawał się zwiastować coraz więcej problemów.

. . .

Przeszukiwanie należącego do Ranpo mieszkania zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych. Niewyspanie dawało o sobie znać, pomimo wypitego po drodze energetyka.

Grzebanie w rzeczach zamordowanego zdawało się jedynie pogarszać jej stan. Nie miała pojęcia, skąd brały się u niej takie przemyślenia, ale czuła się, jakby robiła coś złego. W końcu pamiętała, jaki był Poe, pewnie świadomość, że prawie obca osoba grzebała w jego rzeczach, naruszała jego prywatność, byłaby dla mężczyzny niczym jakieś straszne tortury.

Wiedziała, że to było niedorzeczne. Nie próbowała mu w końcu zaszkodzić, nie zamierzała wyjawiać żadnych jego sekretów, nie szukała na niego nic żenującego, nie kradła mu bielizny. W zasadzie to starał się mu pomóc – rozwiązać sprawę jego morderstwa i później pomóc go pomścić. Można to przecież uznać za pomaganie mu, pewnie nie miałby nic przeciwko, może nawet byłby jej wdzięczny...

...o czym ona myślała? Nie żył, nie mógł nic myśleć na temat tego co robili, jego uczucia w tej kwestii nie miały już większego znaczenia. Niestety taka świadomość, zamiast pomóc, jedynie jeszcze bardziej przybiła kobietę.

Spuściła na chwilę głowę i przetarła twarz z ciężkim westchnieniem. Nie miała prawa się łamać, przecież to nie ona straciła drugą połówkę, nawet nie była z mężczyzną jakoś szczególnie blisko. Powinna się skupić na odciążaniu Ranpo.

Ona szukała, a Edogawa stał za nią, przez większość czasu nie odrywając wzroku od podłogi. Nie dawał rady nic szukać, nie dawał rady na nic patrzeć. Obawiał się, że niemal każda rzecz, którą zobaczyłby w mieszkaniu, mogła doprowadzić go do załamania na tylko silnego, że przynajmniej na jakiś czas stałby się kompletnie bezużyteczny.

Potrzebował żałoby, potrzebował odpoczynku, potrzebował spokoju — wiedział, że bez nich prędzej, czy później się rozpadnie. Jednak musiał się jakoś pogodzić z myślą, że nie mógł na to tracić czasu. Przekonał się już, że musiał mieć do czynienia z geniuszem. A nie miał pewności, jak ów geniusz zamierzał prowadzić ich chorą grę...

...a więc czy powinien podążać za pozostawianymi w ten sposób tropami? Niestety, aby poznać odpowiedzi na te pytania, pewnie musiałby wiedzieć, kto zostawiał poszlaki – morderca, czy Poe?

- Ranpo... mam to... - z zamyślenia wyrwał go głos Yosano.

Sens jej słów dotarł do mężczyzny po nie więcej niż parunastu sekundach. Jednak jemu ten moment zawieszenia zdawał się trwać całą wieczność. Kiedy wreszcie uświadomił sobie, co takiego znalazła jego towarzyszka, niemal wystrzelił w jej stronę.

- Pokaż to! – usłyszała podniesiony głos detektywa, jednocześnie z tym, jak poczuła gwałtowne zderzenie z ramieniem towarzysza. Nim zdążyła zareagować, mężczyzna wyrwał jej czarną kopertę, którą kobieta zdążyła już otworzyć.

Reakcja była na tyle gwałtowna, że Yosano wyrwał się pisk, w dodatku Ranpo niemal przewrócił ją na łóżko. Łóżko, do którego ramy przyklejona była wspomniana koperta.

Chciała coś powiedzieć, rozdrażniona zachowaniem przyjaciela. Jednak jakoś udało się jej powstrzymać. W końcu wiedziała, jak zły był stan Edogawy. W takich okolicznościach pewnie potrafiłaby odpuścić mu dużo więcej.

Patrząc na mężczyznę, jedynie przełknął ślinę. Widziała, jak jego dłonie drżały, kiedy wyjmował z koperty plik kartek i jak jego oczy napełniły się łzami, gdy tylko zaczął czytać.

Już po kilku zdaniach wziął głęboki wdech i zacisnął powieki. Nie mógł... nie rozumiał tego, co czytał, nieważne jak starał się skupić, targające nim emocje odbierały mu wszelkie możliwości trzeźwego myślenia. Miał przecież nie tracić więcej czasu...

- Yosano, przeczytaj mi to – podał jej kartki, nie otwierając jeszcze oczu. – Tylko powoli, musimy odpowiednie przeanalizować każde słowo.

Po tych słowach usiedli na łóżku tuż obok siebie. Ranpo nachylił się do niej, tak aby móc, choć zerkać na to co czytała.

. . .

Klucze, koperta i plik kartek. Tylko tyle znaleźli w pudełku, które Osamu zostawił Poe.

- Co to ma...? – zaczął powoli tygrysołak.

- Atsushi do kurwy! Wyglądam, jakbym wiedział?! – chyba nie spodziewali się, że właśnie te, niedokończone nawet pytanie sprawi, że mentor chłopaka pęknie.

Jako pierwsze Dazai sięgnął po klucze... jednak powstrzymał się tuż przed tym jak długie palce dotknąć miały metalu. Chyba dotarło do niego, jak mało istotny był w tamtej chwili dany przedmiot. Zwłaszcza że jeszcze nawet nie wiedzieli, co te klucze otwierały.

Dlatego zamiast nich wziął niezaadresowaną kopertę i po dokładnym obejrzeniu, otworzył ją z aż zaskakującą ostrożnością. Długość notatki, którą tam znalazł, zdawała się go nieco rozczarować. Jednak nie zostało mu nic innego, niż zaczął czytać, podobnie jak stojąca nad nim dwójka.

Dazai, naprawdę mam nadzieję, że nie czytasz tego, bo coś mi się stało... jednak jeżeli tak, zostało mi jedynie podziękować ci za współpracę i – co ważniejsze – poprosić, abyś przekazał Ranpo moje przeprosiny. To wszystko nie miało się tak skończyć.

I dobre kilka linijek jak krew w piach...

Nieważne jednak, co się stało, zostawiam ci dwie rzeczy, które skoro to czytasz, powinny być nam/Wam potrzebne. Zacznijmy od kluczy, pierwsze są do mieszkania pod [...]

Podany adres niewiele im powiedział – Kunikidzie wydawało się jedynie, że były to obrzeża Yokohamy.

Drugi – do szafki, którą tam znajdziesz. Trzeci – do przydzielonej do mieszkania piwnicy. Nie ma sensu, żebym ci tłumaczył, co tam znajdziesz, po prostu tam jedź. Najlepiej razem z moim Ranpo. Dodatkowo zostawiam ci fragment mojego idealnego dzieła. Nie mogę ci tego teraz wyjaśnić, ale stało się coś, przez co zaczynam coraz bardziej żałować napisania tej powieści. O tyle dobrze, że macie dostęp przynajmniej do prologu i pierwszych kilku rozdziałów.

- Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiem – jęknął żałośnie Atsushi.

- Nie ty jeden – Kunikida zdjął okulary i zaczął przecierać twarz. – Czemu zostawił ci fragment tej zasranej powieści? Kiedy to napisał? Czemu już wtedy wiedział, że ten wysryw będzie ważny? I o co chodzi z tym drugim mieszkaniem? – im więcej pytać zadawał, tym bardziej spinał się Dazai.

- Doppo, skarbie ty moje... nie zadawaj kretyńskich pytań, tylko daj mi myśleć – niemal wysyczał, podniósł wzrok na blondyna.

Atsushi nie czułby się zaskoczony, gdyby reakcją Kunikidy na to jak nazwał go partner, była złość. Jednak zamiast niej, w jasnych oczach zdawał się dostrzec coś dużo bliższego panice.

- Dzwoń do Ranpo i każ mu tu zapierdalać, od razu po tym jedziemy pod ten adres – posłuchał w odpowiedni fragment kartki.

Doppo bez słowa wyciągnął telefon i odszedł kawałek dalej. Atsushi co prawda nie był pewien, czy wciąganie w to wszystko Edogawy było dobrym pomysłem. Jednak nie zamierzał nic mówić na ten temat. W końcu obawiał się, że detektyw będzie im potrzebny niezależnie od tego, w jakim był stanie.

- A w tym czasie... - Dazai zamyślił się, po czym lekko pobladł. – Daiz wyszedł tak kurewsko zadowolony, że musiał dostać to czego chciał. Ale skoro paczka dalej tu jest i z notatki wynika, że nic nie zniknęło, to co on odjebał? – chyba nawet nie docierało do niego, że mówił to na głos.

- Daiz to ten mężczyzna, który wychodził z siedziby, kiedy tu przyjechaliśmy, prawda? – zaczął nieco niepewnie.

- Jeszcze trochę mnie powkurwiacie, to przysięgam, że metody samobójcze zacznę testować na was – syknął i podniósł się gwałtownie, po czym ominął biurko i zaczął gdzieś iść.

. . .

Policjant czuł się, jakby po pokazaniu partnerowi wycinka obrazu na krótką chwilę stracił przytomność. Odzyskał ją dopiero kiedy siedzieli w salonie, pochyleni nad rozłożonym na stoliku kawowym kawałkiem płótna. Niestety łapał się na traceniu świadomości i robieniu wielu rzeczy całkowicie automatycznie, coraz częściej. Chyba musiał się pogodzić z tym, że wariował i zrobić wszystko, aby trzymać się resztek własnego zdrowia psychicznego. W końcu nie zamierzał pozwolić sobie się rozpaść, aż do końca śledztwa.

Nie wiedział, ile wpatrywali się w ten przeklęty fragment płótna, ale każda kolejna sekunda była dla niego jak wbijana w ciało igła. Pomimo tego, nie był w stanie odezwać się jako pierwszy. W głowie miał pustkę, a gardło zostawało zaciśnięte.

Jedynie siedział w ciszy i pozwalał, aby jego wzrok wędrował między wycinkiem obrazu, a jego partnerem.

Drugi mężczyzna siedział pochylony i stopniowo coraz mocniej zagryzał zgięty palec wskazujący. Cały czas wpatrywał się w wycinek płótna.

Był na tym tak skupiony, jakby spodziewał się, że w końcu ukaże mu się coś, czego początkowo nie dało się dostrzec. Że spod zaschniętych warstw farby wyłonią się nagle odpowiedzi na wszelkie ich pytania.

Nietrudno się jednak domyślić, że tak się nie działo.

Wreszcie westchnął ciężko i wziął wycinek w dłonie. Nie było to ani gwałtowne, ani głośne, ale policjant i tak się z jakiegoś powodu wzdrygnął. Może tak przyzwyczaił się do ciszy, że przestał spodziewać się, że zostanie ona przerwana.

- Musimy przestać się wygłupiać, przecież doskonale wiemy, co widzimy... - dalej się przyglądał. – Na oko cięcia wykonano tak samo jak pozostałe. Czyli ten kawałek pewnie wycięto z pozostałymi... - fotograficzna pamięć była jedną z rzeczy, które Policjant absolutnie uwielbiał w partnerze. – Więc czemu ten był w mieszkaniu, a resztę zabrano?

Chciał coś powiedzieć, ale jedynie zaczął gestykulować i parę razy poruszył ustami, z których nie wydobył się jednak żaden dźwięk. Nie wiedział, oczywiście, że nie wiedział. Dlatego tak rozpaczliwie potrzebował pomocy drugiego mężczyzny.

-...może inne też są ukryte... może obraz nie został zniszczony, żeby coś zatuszować, ale żeby zostawić poszlaki? – mężczyzna powoli zaczął odpowiadać sam sobie. – Ale wciąż po co?

- Nie wiem, czy teraz zdołamy sobie na to odpowiedzieć – mruknął Policjant. Jego głos był tak zmieniony, że bez kontekstu prawdopodobnie żaden z nich by nie poznał, do kogo należał.

- Racja... - mruknął i ponownie wbił wzrok w wycinek z obrazu.

Fragment płótna nie był duży, w dodatku został w pewnym sensie wyjęty z kontekstu. Jednak nawet pomimo tego, dość łatwo było im się domyślić, gdzie fragment powinien się znajdować.

Tym, co najbardziej zwracało uwagę, była uniesiona, jakby do ciosu ręka. Ręka, która musiała należeć do figury, którą dało się dostrzec za pozbawionym głowy ciałem w centrum obrazu. Ręka mordercy.

Dłoń niemal na pewno była męska, odziana w białą, jednorazową rękawiczkę. Mocne palce zaciskały się na czymś pokrytym krwią i kawałkami mięsa. Tylko że partner zamordowanej nie potrafił nazwać przedmiotu.

Był niewielki, choć wyglądał na solidny. Patrząc na sposób, w jaki układał się w palcach, raczej nie był lekki. Podłużny, zwężający się walc, otoczony spiralą. Wykonany z czarnego, lśniącego materiału, może jakiegoś metalu.

- Zważając na to jak podobny do sceny zbrodni był obraz, może mielibyśmy odpowiedź w kwestii narzędzia zbrodni... albo chociaż podpowiedź – wahał się krótką chwilę. – Tylko co to jest? Jakaś figurka? Część mechanizmu?

- Ślimak... - padło z ust Policjanta. Partner tylko spojrzał na niego głupio, jakby sądził, że się przesłyszał... lub, że jego rozmówca do reszty oszalał. – Ślimak z wyciskarki, którą ostatnio kupiliśmy... mocne cholerstwo, chociaż nie pamiętam z czego...

- Ale to by znaczyło...

Przed oczami mężczyzn stanął ten sam widok. Przecież kiedy znaleziono ciało kobiety, w mieszkaniu znajdowało się coś jeszcze... dwie szklanki, podobnie jak dzban wyciskarki napełnione sokiem z jakichś ciemnych owoców.

Nim pewna obrzydliwa myśl zdążyła zacząć się formować w ich głowach, zadzwonił telefon jednego z mężczyzn.

Dopiero wtedy dotarło do nich, jak długo musieli tak siedzieć.

Czytanie rozdziału było bolesne nawet dla Yosano. Każde słowo zdawało się dławić kobietę jakby od razu po wypowiedzeniu, materializowało się i blokowało jej gardło. A sama treść... to, co czytała, przerażało ją coraz bardziej.

Jeszcze nie potrafiła tego nazwać, ani wyjaśnić, ale gdzieś z tyłu głowy rodziła się przerażająca myśl. Czy to coś, co wyszło spod ręki zamordowanego pisarza, było przeklęte?

Jednak nie zdążyła przeanalizować tego, co właśnie przeczytała. Po ostatnim słowie, które padło z jej ust zapanowała cisza. Cisza, która z każdą kolejną chwilą zdawała się ciążyć jej coraz bardziej. Jakby mijające sekundy przeradzały się w kamienie i spadały na barki kobiety. Spodziewała się, że pierwszym co usłyszy będzie głos Ranpo, jednak okazała się być w błędzie.

Ciszę przerwał dzwoniący telefon detektywa.

. . .

Atsushi ruszył za mentorem, dopiero kiedy minął pierwszy szok.

Sam nie wiedział, czego się spodziewał, ale to, w jakim stanie został Osamu i tak zdołało go nieco zaskoczyć.

Dazai trzymał pozostawioną wizytówkę w obu dłoniach i wpatrywał się nią, lekko drżąc.

Imię i nazwisko nie należały do tego cholernego kultysty, ale i tak z czymś mu się kojarzyło. Końcówka numeru też zdawała mu się znajoma, choć musiałby to sprawdzić. Jednak nie te dwie rzeczy wywołały jego reakcję.

Adres zapisany na wizytówce, był taki sam, jak ten, który podał im Poe... 


Inspiracje do tego rozdziału pozyskałam w zeszłe wakacje, kiedy pracowałam w sklepie z wyposażeniem domowym. Yep, miałam szkolenie o budowie wyciskarki wolnoobrotowej i myślałam o morderstwie. 

Piszcie czy macie rozdziały w dobrej kolejności, bo wattpad odmawia współpracy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top