Rozdział V.

Kiedy pisarz się obudził i otworzył oczy, poczuł, jakby jego serce stanęło na krótką chwilę. Zdał sobie wtedy sprawę, że leży w swoim łóżku, z głową na udzie siedzącego obok detektywa, który właśnie mu się przyglądał i obracał między palcami długie pasmo włosów Edgara.

- No wreszcie - zaśmiał się Ranpo, widząc, że ten otworzył oczy. - Ciesz się, że jesteś względnie lekki, bo byś na podłodze leżał.

Do Poe chyba nawet nie do końca dotarło, co drugi mężczyzna powiedział. Po prostu zerwał się niemal przerażony, piszcząc przy tym. Przez to omal nie zrzucił na podłogę Karla, który do tej pory spał mu spokojnie na klatce piersiowej. Następnie odsunął się od Edogawy, niemal na przeciwny skraj łóżka.

- Ej! - na twarz detektywa wkradł się pasujący do obrażonego dziecka grymas.

Jednak dość szybko zniknął, a jego miejsce zajął delikatny, ale bardzo czuły uśmiech. Taki, który pisarzowi zdawał się zbytnio nie pasować ani do okoliczności, ani osoby Ranpo. Po tym Edogawa rozłożył ręce, dając przy tym znak, aby drugi mężczyzna się do niego przytulił.

Nie spotkało się to jednak z reakcją, której oczekiwał.

Poe otworzył szeroko oczy i cofnął się lekko, wyglądając przy tym nieco jak zlęknione zwierzątko. Chyba nawet nie docierało do niego, jak bardzo niedorzeczne było to w wykonaniu dorosłego mężczyzny.

- Coś nie tak? - detektyw przekrzywił lekko głowę, nie brzmiał jednak na zmartwionego. Możliwe, że nie był nawet zbytnio zaskoczony.

- Nie - o dziwo zabrzmiało to zupełnie szczerze.

- To o co chodzi?

Na odpowiedź na to pytanie Ranpo musiał poczekać już nieco dłużej. Edgar co prawda niemal od razu otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale właśnie wtedy dotarło do niego, że nie wiedział zbytnio, co by to miało być. Aż głupio mu się było do tego przyznać, ale nie do końca wiedział, co powodowało jego zachowanie. Przecież doskonale pamiętał rozmowę, do której doszło, zanim stracił przytomność. Miał też świadomość, że już to powinno całkowicie zmienić ich relację.

Pomimo tego wciąż czuł się, jakby coś w jego wnętrzu się nie przestawiło. Już samo zbliżenie do detektywa zdawało mu się być granicą nie do przekroczenia. Czuł się, wręcz jakby jego ciało fizycznie nie było w stanie, chociaż przybliżyć się do ukochanego, a co dopiero go przytulić. Nawet, pomimo że już to przecież robili.

Nie chodziło nawet o to, że bał się przyznać, że nie jest jeszcze gotowy. Nie miał w końcu nastu lat, wiedział, jak działają związki i zdrowe przenoszenie ich na kolejne etapy. Po prostu miał dziwne przeczucie, że to, co czuł, nie było... nawet nie potrafił tego nazwać.

Po prostu nie był w stanie pozbyć się uczucia, że to, co robili, było po prostu niewłaściwe. Nie potrafił powiedzieć czemu, ale miał wrażenie, że wręcz nie miał prawa być tak blisko Ranpo. Z całej siły chciał wierzyć, że brało się to tylko z jego nieśmiałości i niezręczności tej sytuacji.

- Nie chcesz? - mówiąc to, detektyw uniósł brew.

- Chcę - tym razem odpowiedź była niemal natychmiastowa i całkowicie odruchowa.

Do tego stopnia, że do Edgara dopiero po krótkiej chwili dotarło, co właśnie powiedział. Jednak nie zdążył nawet spanikować, bo Edogawa słysząc to, po prostu uśmiechnął się szeroko, złapał pisarza za nadgarstki i pociągnął go na siebie. Allan opadł w ramiona mężczyzny niemal bezwładnie, jedynie z cichym piskiem.

- Skarbie, wiesz, że cię uwielbiam, ale czasami jesteś serio niemożliwy - zaśmiał się, tuląc go mocno do swojej piersi, na co Poe, aż jęknął żałośnie. - Skończ już biadolić, teraz trzeba to wszystko ogarnąć - mówiąc to, zaśmiał się i zaczął bawić kosmykami jego włosów.

- Przepraszam... - niemal wyszeptał Poe, tuląc się do ukochanego, nieco niepewnie. - Obiecuję, że już będę lepszy...

- Nie możesz być lepszy, bo jesteś idealny - mówiąc to, brzmiał na aż dziwnie zaskoczonego. Natomiast Edgar poczuł się, jakby jego serce stanęło na krótką chwilę. - Po prostu skończ tak panikować, jak nie masz do tego żadnego powodu.

- Przepraszam...

- Jak jeszcze raz mnie przeprosisz, to znowu ci wyjebię.

- P... - szybko ugryzł się w język. - To, co teraz?

- Ogarniasz się i rozmawiamy o tym co teraz będzie - wzruszył ramionami. - Zgoda?

W odpowiedzi pisarz jedynie kiwnął głową na tak.

- Spójrz mi w oczy i powiedz, że się zgadzasz - detektyw powiedział to tonem nieznoszącym sprzeciwu, przez co z gardła pisarza wyrwał się kolejny, żałosny wręcz jęk.

Jednak z bólem serca musiał się przyznać sam przed sobą, że zgadzał się z Ranpo - musiał zmienić swoje zachowanie. W końcu nie mógł pozwolić swoim problemom zniszczyć tego, co miało szansę między nimi powstać.

Dlatego z ogromnym trudem cofnął się lekko, odgarnął grzywkę i spojrzał prosto w piękne, niesamowicie wręcz zielone oczy.

- Zgadzam się - jakoś udało mu się, choć częściowo opanować łamanie się głosu.

- Ale pełnym zdaniem - Edogawa patrzył na ukochanego wręcz dumny. Nawet pomimo tej paniki, którą dostrzegł w jego oczach, niemal od razu po tym jak to powiedział.

Znowu Edgar potrzebował krótkiej chwili, aby zmusić się do spełnienia polecenia mężczyzny. Musiał aż przymknąć oczy i wziąć kilka głębokich wdechów.

- Zgadzam się zacząć nad sobą pracować... i żebyśmy w końcu przegadali, co teraz z nami będzie... - mówił tak cicho, że nie miał pewności, czy ukochany w ogóle był w stanie to usłyszeć, ale wyglądało na to, że tyle mu wystarczyło.

Kiedy tylko pisarz skończył mówić, detektyw uśmiechnął się szeroko i przewrócił się na plecy, ciągnąc przy tym drugiego mężczyznę za sobą. Taki gest był dla Allana na tyle dużym zaskoczeniem, że jedynie opadł bezwładnie na materac i pozwolił się ponownie przytulić.

- No to do rzeczy słodziaku - zaczął detektyw, zadowolony. Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, kiedy na łóżko wskoczył Karl, po czym ułożył się wygodnie na jego klatce piersiowej. Wtedy Ranpo jedną ręką mógł miziać włoski swojego kochanie, a drugą głaskać szopa.

- Od czego zaczniemy? - Poe starał się wyrównać oddech. Kiedy tak leżeli, jego ciało powoli zaczęło się rozluźniać. Dalej nie czuł się zbytnio swobodnie, ale zdecydowanie był w stanie dostrzec poprawę. Zwłaszcza że bliskość Ranpo znowu stała się dla niego tak słodka, że czuł się wręcz jakby wszystkie jego problemy i wątpliwości zaczęły znikać.

- W sumie to sam nie wiem - zaśmiał się cicho, co wywołało u Poe delikatny uśmiech.

Później rozmawiali długo. Prawdopodobnie bardzo długo, ale żaden z nich nie potrafił ocenić, ile dokładnie im to zajęło. Wiedzieli natomiast co innego.

Chyba nigdy wcześniej, ani nigdy później nie otworzyli się przed sobą aż tak jak wtedy. Prawdopodobnie pierwszy raz w życiu pozwolili, aby z ich ust wypływały wszystkie emocje i pragnienia ukrywane nawet przed własną świadomością i komfortem. Od dawna sobie ufali, ale chyba nawet się nie spodziewali, że byliby w stanie zdobyć się na aż taką szczerość, albo, że byłoby w stanie im to przyjść z taką łatwością.

Zdarzało się im nawet przyłapywać na myślach, że to wszystko nie wyglądało jak rozmowa. Ich wymiana zdań przypominała wręcz wzajemne dotykanie duszy. Badanie jej, poznawanie sekretów i zakamarków, które miały przecież na zawsze pozostać ukryte.

W tamtej chwili zdawali się całkowicie wyzbyć wstydu. Pozwalali sobie przeobrażać w słowa nawet najbardziej bezwstydne myśli i pragnienia, zupełnie jakby jakiekolwiek granice przestawały mieć dla nich znaczenie.

Czasami Poe nachodziły kilkusekundowe obawy, że jedynie upił się chwilą i kiedy najdzie moment otrzeźwienia, będzie żałować każdego wypowiedzianego słowa. Lekkość miała się przerodzić z niszczące wyrzuty sumienia, słodycz w palący wstyd, a poczucie bezpieczeństwa w lęk, że wszystko, co powiedział, zostanie obrócone przeciwko niemu.

Ten moment nie nadszedł jednak nigdy, pomimo że później pisarz zdawał się go wręcz oczekiwać.

. . .

Po długim czasie Allan już tylko pił herbatę w łóżku, w pozycji półsiedzącej. Ranpo natomiast niemal leżał na nim, z głową na klatce piersiowej pisarza i głaskał śpiącego obok szopa.

Policzki Edgara wciąż pokrywał rumieniec, pomimo że mężczyzna wydawał się być już rozluźniony.

- Allan? - zaczął nagle detektyw, podnosząc przy tym lekko głowę, aby spojrzeć ukochanemu w oczy. Poczuł wtedy, jak ciało pod nim ponownie się lekko napina.

- Hmm? - położył mu drżącą dłoń na policzku, chyba próbując ukryć nadciągającą ponownie falę zawstydzenia.

- Trzeba coś zrobić z tymi drzwiami - wtulił lekko twarz w drobną dłoń, zwłaszcza że nie miał pewności, jak często będzie się mógł cieszyć podobnymi gestami.

- Później się tym zajmę - Poe o dziwo brzmiał na jeszcze bardziej zestresowanego, niż jeszcze chwilę wcześniej.

- Im dłużej będziesz czekać, tym większe prawdopodobieństwo, że cię okradną, a wtedy zapomnij, że ci pomogę - oparł mu brodę na klatce piersiowej, tak aby dalej móc na niego patrzeć.

- Na razie tu jesteśmy, a później sam naprawię ten zamek - rumieniec na policzkach pisarza przybierał coraz bardziej nasycony odcień.

- Mogę po kogoś zadzwonić, będzie szybciej i sprawniej, przecież sam jakiś czas temu mówiłeś, że nie masz żadnych narzędzi - mówiąc to, detektyw podniósł się, aby wyjąć telefon z kieszeni. Wtedy jednak pisarz dość widocznie spanikował.

- Nie! - w jego tonie głosu dało się usłyszeć jakiś dziwny lęk, wyrzuconemu słowu towarzyszył trudny do zinterpretowania ruch, na tyle gwałtowny, że mężczyzna mało nie oblał się herbatą.

Sprawiło to, że Edogawa przez krótką chwilę patrzył na niego z niedowierzaniem, ale dość szybko mu przeszło.

- Nawet tego się wstydzisz, tak? - mówiąc to, przybrał oskarżycielski wręcz ton głosu. Jednocześnie usiadł, krzyżując przy tym ręce na piersi.

- N... - zaczął, również się podnosząc.

- Edgar, nie kłam mi tu, bo będzie kara - te słowa wprawiły pisarza w taki szok, że ten zamarł na krótką chwilę. W jej trakcie Ranpo zdążył wyjąć telefon i prawdopodobnie zacząć wybierać jakiś numer.

Wtedy właśnie Allan się ocknął i spróbował zabrać mężczyźnie telefon, dukając przy tym coś, co pewnie miało udawać jakieś wytłuczenie takiego zachowania. Widząc to, detektyw uderzył go lekko po rękach, widocznie zirytowany.

- To tylko uszkodzony zamek, nie będziesz się musiał z niczego tłumaczyć, gorzej by było przy połamanym łóżku - wtedy policzki pisarza wręcz zapłonęły, a oczy aż zapiekły. - No dobra, jak tak się stresujesz, to zadzwonię do kogoś z agencji, przy kimś znajomym będzie ci łatwiej, nie? - w odpowiedzi doczekał się jedynie absolutnie żałosnego jęku, który dość dobitnie wskazywał na to, że zaproponowane rozwiązanie było dla Edgara jeszcze gorsze. - Uspokój się - fakt, że Ranpo mówił tonem, jakby karcił rozkapryszone dziecko, sprawił, że Poe aż lekko się w sobie skulił.

Detektyw musiał wykonać kilka telefonów. Poe był przy każdym z nich. Przez cały czas siedział w miejscu, ze spuszczoną głową. Przy każdym słowie padającym z ust ukochanego czuł się coraz gorzej sam za sobą. W takich chwilach zawziętość Ranpo zdecydowanie go dobijała. Kiedy w końcu usłyszał, że ktoś zgodził się przyjść, poczuł się, jakby właśnie wydano na niego wyrok.

- No niestety, nie udało mi się załatwić nikogo miłego, więc niedługo będzie tu wkurwiony Kunikida - powiedział Edogawa z dziwną lekkością i chowając telefon.

Taka wiadomość wywołała u Edgara kolejny, bolesny wręcz jęk, po którym skrył zarumienioną twarz w dłoniach.

- Skończ jęczeć, zjebie mnie, a nie ciebie - detektyw przewrócił oczami, wstając przy tym z łóżka. - Tak poza tym, to powinieneś coś w końcu zjeść. Po tym jak Kunikida skończy, wyjdziemy razem na coś dobrego - to nawet nie było pytanie.

- Ale... - pisarz z pewnym trudem podniósł wzrok na drugiego mężczyznę, który ponownie przewrócił oczami.

- Jak nie dasz rady, to coś zamówimy i znowu się będziemy miziać, skończ bóldupić.

. . .

Tego, że Doppo był zły, kiedy przyszedł, absolutnie nie dało się nie zauważyć. Jednak równie oczywisty zdawał się fakt, że mężczyzna starał się jakoś nad sobą zapanować. Pomimo tego, kiedy tylko wziął się do pracy, zaczęły mu się wyrywać lekko kąśliwe uwagi.

- ...może się czegoś napijesz? - to proste zdanie chyba tylko cudem przeszło przez gardło Poe. Kiedy początkowo blondyn jedynie przeniósł na niego wzrok, pisarz aż zadrżał. Zwłaszcza że dotarło do niego, iż powiedział to na tyle cicho, że mężczyzna mógł go nawet nie zrozumieć. W dodatku kaleczony lekko z nerwów akcent raczej nie pomagał. - Mamy herbatę i... w sumie chyba tylko herbatę... - nawet nie był pewien, czy zostało mu cokolwiek innego. Możliwe, że powinien był powtórzyć poprzednie pytanie, ale sam już nie wiedział co zrobić.

- Podziękuję, wolę szybko skończyć i wracać - tym razem Kunikida brzmiał już zupełnie spokojnie. - Poza tym staram się nie pić herbaty o tej porze - dodał, wracając do pracy.

Na dłuższą chwilę zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosami Edogawy, który zawzięcie przeszukiwał kuchnię, w nadziei, że znajdzie tam coś słodkiego.

- Ranpo powinien ci to naprawiać, skoro się włamał - ponownie odezwał się Doppo.

- Naprawdę przepraszam, ja... - zaczął Edgar wręcz załamany.

- Ty nie masz za co - westchnął blondyn.

Chwilę po tym Allan kucnął przy nim, nieco nerwowo. Stanie nad siedzącym na podłodze mężczyzną, który właśnie wymieniał mu zamek w drzwiach, wydawało się być w końcu nieco nie na miejscu.

- Może mógłbym jakoś pomóc? - nie miał pojęcia czy taka propozycja mogłaby jakkolwiek poprawić sytuację, ale zdawała mu się być po prostu na miejscu.

- Nie dzięki, poradzę sobie - mruknął, przez co pisarz aż przełknął ślinę. - Możesz, za to powiedzieć jak ci minął weekend - to brzmiało wręcz, jakby tym razem to Kunikida starał się jakoś rozluźnić atmosferę. Niestety tak niespodziewane dla Poe pytanie zdawało się jedynie wszystko pogorszyć.

- To skomplikowane - wypalił, kompletnie bez zastanowienia, przez co nabrał ochoty, żeby przynajmniej konkretnie uderzyć głową w ścianę.

O dziwo taka odpowiedź zdawała się w ogóle nie zaskoczyć jego rozmówcy.

. . .

Kiedy Doppo skończył, Edgar poczuł swego rodzaju ulgę. W końcu to niesamowicie wręcz stresujące dla niego spotkanie właśnie miało dobiec końca.

- Ranpo ci to powinien naprawiać - powiedział blondyn, wstając i jakby odruchowo poprawiając ubrania. Jego ton głosu ponownie brzmiał nieco złośliwie, ale trochę jakby nie było to z jego strony zamierzone. Jednak pisarz nawet nie potrafił mu się dziwić.

- Jeszcze raz bardzo przepraszam! - powiedział pisarz absolutnie spanikowany.

- Ty nie masz za co - westchnął, zbierając swoje rzeczy.

- Poczekaj, zapłacę - już chciał zacząć szukać portfela, ale mężczyzna go powstrzymał.

- Daj spokój, nie trzeba.

- Ale...

- Może się kiedyś odwdzięczysz, jak będzie okazja - przerwał mu. - Nie przyjmę pieniędzy.

Jakiś czas po tym Doppo wyszedł, żegnając się kilkukrotnie z cały czas spanikowanym Edgarem, który wciąż starał się zaproponować jakieś, choć symboliczne wynagrodzenie. Kiedy drzwi zamknęły się za jasnowłosym detektywem, Allan aż odetchnął z ulgą, garbiąc się przy tym lekko.

- Poszedł w końcu? - kiedy stał ze spuszczoną lekko głową, rozległ się za nim głos słyszalnie zadowolonego Ranpo.

- Tak... - mruknął, choć było to raczej pytanie retoryczne. Jednocześnie odwrócił się przodem do ukochanego. Zobaczył wtedy, że Edogawie udało się jednak znaleźć gdzieś tabliczkę czekolady, którą właśnie jadł zadowolony. - Smacznego - aż się lekko rozczulił.

- To co, teraz robimy? Idziemy zjeść na mieście, czy coś zamawiamy i wracamy do łóżka? - mówiąc to, podszedł do pisarza i objął go za szyję, podnosząc się przy tym na palcach, aby ich twarze były bliżej siebie.

Policzki Edgara po raz kolejny tego dnia zalała głęboka czerwień, a z jego gardła aż wyrwał się cichy pisk. Taka nagła bliskość zaskoczyła go do tego stopnia, że mimowolnie się lekko cofnął. Ranpo jednak na to praktycznie nie zareagował, tylko wrócił do jedzenia czekolady, czekając przy tym na odpowiedź.

- Chyba wolałbym jeszcze nie wychodzić - powiedział na tyle niepewnie, że brzmiał, wręcz jakby się obawiał reakcji partnera. Efekt spotęgował fakt, że mówiąc to, mężczyzna lekko skulił się w sobie.

- Zgoda, ale będziesz musiał się szybko przełamać - wzruszył ramionami i znowu podszedł bliżej. - I w końcu o siebie zadbać, bo będę się chciał tobą w końcu nacieszyć - mówiąc to, odgarnął szybko na bok grzywkę drugiego mężczyzny, aby móc mu spojrzeć w oczy.

Ten gest ponownie wywołał u Poe stłumiony pisk i lekkie cofnięcie się, przez co tym razem trafił plecami na drzwi. Taka reakcja jednak podobnie zdawała się nie zrobić na detektywie żadnego wrażenia. Po prostu ponownie wgryzł się w tabliczkę czekolady.

- Daj mi telefon i powiedz, na co masz ochotę - odezwał się ponownie po krótkiej chwili i wyciągnął rękę w stronę pisarza.






Jednak żyję!

Rozdział nieco opóźniony i trochę krótszy niż zazwyczaj, ale jest. Pierwsze jest spowodowane zarówno brakiem weny, z jakim się zmagałam i nadmiarem obowiązków, a drugie tym, że chciałam zgrabnie zamknąć rozdział, bez zaczynania nowego wątku fabularnego, który by został nagle ucięty.

Mam też nadzieję, że blokady pisarskie, które przechodziłam w trakcie rodzenia tego czegoś, nie są mocno odczuwalne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top