Rozdział IX.

*TW* ROZDZIAŁ MOŻE ZAWIERAĆ SCENY ZBYT DRASTYCZNE DLA NIEKTÓRYCH CZYTELNIKÓW *TW*


Poranek był aż dziwnie przyjemny, biorąc pod uwagę, że za jakieś kilka godzin Ranpo musiał wyjść do pracy, a do wolnego weekendu jeszcze dość sporo brakowało. Widocznie już samo wspomnienie tego co wydarzyło się poprzedniego wieczora między nim, a jego ukochanym nie pozwalało, aby cokolwiek było w stanie popsuć mężczyźnie nastrój.

Rozbudzając się powoli, przeciągnął się z rozkosznym wręcz pomrukiem i nie otwierając oczu, zaczął szukać po omacku ciała Poe. Jednak zamiast ciepłej skóry natrafił jedynie na wciąż nagrzany materac. Wówczas z jego gardła wyrwał się kolejny pomruk, jednak tym razem wskazujący na niezadowolenie. Liczył na to, że będzie mógł się jeszcze poprzytulać z ukochanym w łóżku.

Po krótkiej chwili, kiedy nieco bardziej się rozbudził, zaczęły do niego docierać dźwięki wskazujące na to, że jednak nie był sam w pokoju. Uśmiechnął się i wciąż nie otwierając oczu, wsłuchał się w nie. Dość wyraźnie słyszał, że Edgar krząta się po sypialni, w jakby nieco nerwowy sposób. Być może przez zaspanie i wręcz rozanielenie po zdarzeniach z poprzedniej nocy nie przykuło to zbytnio uwagi detektywa.

- Dzień dobry, kochanie - rzucił w końcu, absolutnie rozkosznym tonem.

Był pewien, że tak nagłe usłyszenie jego głosu wystraszyło pisarza, przynajmniej na tyle by ten się wzdrygnął. W końcu Ranpo niemal od razu usłyszał, jak coś raczej niezbyt ciężkiego upadło, chyba na biurko.

- Dzień dobry... jak ci się spało? - Allan mówił dość cicho i powoli, jakby starał się ukryć lekką nerwowość w tonie głosu.

- Dobrze, coś się stało? - dopiero wtedy detektyw podniósł się lekko na łokciach i spojrzał na ukochanego, wciąż zaspany.

Edgar był już ubrany, ale wyglądał, jakby zrobił to szybko i wyjątkowo niechlujnie. Włosy miał potargane, a dłonie lekko mu drżały, kiedy odkładał teczkę na biurko. Słysząc pytanie, detektywa ponownie drgnął lekko i przez jakieś kilka sekund analizował to co zamierzał odpowiedzieć.

W końcu dobrze znał Edogawę, zresztą nawet gdyby nie byli aż tak blisko, nie byłby w stanie zapomnieć o tym jego przeklętym intelekcie. Musiał bardzo uważać, by nie wzbudzić podejrzeń i mieć nadzieję, że zaspanie mężczyzny mu w tym pomoże.

- Stresowa sytuacja w pracy - westchnął. Brzmiał, jakby się poddał i postanowił powiedzieć prawdę... a tak przynajmniej się wydawało drugiemu mężczyźnie.

- Coś poważnego? - zapytał, przeczesując włosy palcami i dalej przyglądał się ukochanemu. Starał się rozbudzić, chociaż zdecydowanie wolałby wrócić do snu.

- Nic - zmusił się do uśmiechu. - Po prostu mnie to jakoś stresuje, bo okoliczności są mocno niewygodne... - brzmiał wręcz, jakby się powoli uspokajał.

- Mów jakbyś potrzebował pomocy - przeciągnął się, dalej walcząc z sennością. Niestety była to walka, którą wręcz brutalnie przegrywał.

Poe jedynie kiwnął głową, a Ranpo po chwili się ponownie położył z bolesnym wręcz jękiem. Od razu po tym wyciągnął ręce do ukochanego.

- Chodź tu, muszę się jeszcze poprzytulać.

Słysząc to, pisarz aż się zaśmiał, a po naprawdę krótkiej chwili wahania dołączył do ukochanego. Od razu tym jak znalazł się w jego ramionach, aż zadrżał, z cichym pomrukiem. Ranpo w tym czasie mógł dość wyraźnie poczuć, jak ciało jego partnera stopniowo się rozluźnia.

Zamykając oczy, zaczął się leniwie bawić ciemnymi włosami. Starał się tego nie zrobić, ale stosunkowo szybko zasnął, zapominając przy tym całkowicie o ich rozmowie.

. . .

Nazwanie tamtego dnia w agencji „męczącym" zdawało mu się być sporym niedopowiedzeniem. Jednak myśl o tym, że wieczorem był umówiony z Poe, choć trochę go pocieszała.

Cały dzień na zmianę przynajmniej udawał, że zajmuje się raportami i rozwiązywał kolejne sprawy. Każda była nudna i na tyle prosta, by uważał, że największy idiota powinien sobie z nią poradzić. Niestety to właśnie on musiał się fatygować, aby je rozwiązywać. Co gorsza, miał jeszcze tego pecha, że większość wezwań tego dnia była do raczej mocno oddalonych od siedziby agencji miejsc.

Więc na dobrą sprawę ktoś go musiał długo wieść, tylko po to, aby Ranpo rozwiązał szybko jakąś sprawę i dodatkowo tłumaczył idiotom, czemu są idiotami.

Przez to jego dzień stopniowo stawał się coraz gorszy. Nawet myśl o wieczornym spotkaniu z ukochanym powoli przestawała pomagać.

Prawdopodobnie przez raczej zły humor dość późno dotarło do niego, że atmosfera panująca w biurze agencji, przez większość czasu pozostawała dość niezręczna.

Już stosunkowo krótko po tym jak rozpoczął swoją zmianę, do jego biurka podszedł Atsushi. Chłopak wyglądał na jednocześnie wyjątkowo wręcz rozdrażnionego i zestresowanego.

- Ranpo, jakby to... - zaczął, a starszy detektyw jedynie podniósł na niego wzrok i ponownie włożył sobie lizaka do ust. Widząc stan, w jakim znajdował się chłopak, nabrał nadziei, że będzie go mógł później choć trochę wykorzystać. Nie spodziewał się, że to jakoś specjalnie poprawi mu dzień, ale zawsze mógł sobie trochę ulżyć.

Chłopak aż westchnął, zanim udało mu się ruszyć dalej z tym co zaczął mówić. Trochę jakby uznał, że już dużo za późno na wycofanie się.

- Wiem, że na to zasługujecie, ale od Dazai'a się nie doczekacie... - mówił raczej niechętnie. - Więc przepraszam za wczoraj i proszę, przekaż to też Poe - ukłonił się przy tym.

Ranpo przez krótką chwilę tylko patrzył na chłopaka z szeroko otwartymi oczami. Początkowo nawet nie był w stanie nic powiedzieć.

W końcu dość głośno wyciągnął lizaka z ust i się zaśmiał.

- Atsushi, daj spokój! Przecież nic takiego się nie stało - no zupełnie jakby zapomniał o nieprzyjemnościach, których wtedy doświadczył z Edgarem. - A przynajmniej nic za co ty powinieneś przepraszać.

- Ale i tak, proszę, przekaż to Poe - chłopak brzmiał i wyglądał, jakby mu dość mocno ulżyło.

- Jasne, jasne - kiedy tylko to powiedział Nakajima odwrócił się i już chciał odejść, jednak mężczyzna go zatrzymał. - Ale czekaj, czekaj! - uśmiech zniknął z twarzy chłopaka, kiedy tylko ponownie odwrócił się przodem do starszego kolegi. - Jeśli tak ci zależy na należytych przeprosinach, to może byś coś dla mnie zrobił? - mówiąc to, uśmiechnął się szeroko i wskazał na rozłożone przed nim dokumenty.

. . .

Tym razem na kolejne miejsce zbrodni wiózł ich Kunikida. Żadnego z mężczyzn to zbytnio nie cieszyło. Zwłaszcza że Ranpo aż ciężko było ocenić czy tempo, z jakim jechał blondyn, było mu na rękę, czy wręcz przeciwnie.

Nie rozmawiali, po prostu Doppo prowadził, w pełni skupiony na drodze, a Edogawa jadł chipsy i wyglądał przez okno.

- Jak nakruszysz, to cię wyrzucę - powtarzał to co jakiś czas, ale pasażer jakoś nie był w stanie brać go wtedy w pełni na serio.

- Tak, tak, nie kruszę przecież - mruknął, dalej jedząc, widocznie znudzony.

Groźba wyrzucenia oczywiście nie wydawała mu się być kusząca. Jednak jakoś wątpił, aby miała faktycznie się ziścić.

Taki spokój zdawał się irytować Kunikidę, ale być może właśnie przez to postanowił przestać powtarzać swoją groźbę jak mantrę. Jakiś czas milczał, jedynie czasem bębnił cicho palcami o kierownicę.

Ranpo ponownie pozwolił sobie, aby jego myśli podryfowały w kierunku wydarzeń z poprzedniego wieczora. Przez tak słodkie wspomnienia po prostu nie mógł powstrzymać uśmiechu. Miał coraz większą ochotę, aby po pracy wszystko powtórzyć.

- Dwie sprawy odnośnie Poe... - odezwał się nagle Kunikida. No jakby nagle dostał dodatkowo dar czytania w myślach.

- Słucham - powiedział raczej niechętnie, nawet, pomimo że go to nieco zaciekawiło. W końcu fantazjowanie było dużo ciekawsze...

- Powinieneś przycisnąć to chodzące marnotrawstwo bandaży i tlenu, żeby mu oddało pieniądze.

- Bardzo możliwe - zaśmiał się cicho. - A ta druga sprawa?

Nie doczekał się odpowiedzi od razu. Kątem oka patrzył, jak Kunikida zaciska usta, dalej nie odrywając wzroku od drogi. Wyglądał jakby bardzo uważnie analizował to co planował właśnie powiedzieć. Im dłużej to robił, tym wyraźniej czuł na sobie spojrzenie zielonych oczu.

- Nie ukrywam, że trochę mnie zaniepokoiło to czego się wczoraj o nim dowiedziałem... zresztą chyba nie tylko mnie - brzmiał, jakby starał się powiedzieć to w możliwie najdelikatniejszy sposób.

Ranpo po prostu cicho parsknął i przewrócił oczami. Nie była to reakcja, której Doppo by się spodziewał, chociaż możliwe, że znając drugiego mężczyznę, nie powinien być zaskoczony.

- Dramatyzujesz, Kunikida - powiedział lekko i wrócił do jedzenia.

Blondyn ponownie zamilkł na krótką chwilę, jakby się zastanawiał, czy był sens, aby ciągnąć ten temat. Przecież się znali.

- Ufam ci, ale...

- To się zamknij - przerwał mu. O dziwo zadziało... i nawet nie został wyrzucony z auta...

. . .

Dotarło do nich, że sprawa, którą mieli się zająć, prawdopodobnie miała się okazać poważniejsza, niż mówił początkowy raport, jeszcze zanim wysiedli z samochodu.

Ranpo miał sprawdzić dom ofiary, która podejrzewano, że popełniła samobójstwo, lub, że została zamordowana w sposób to pozorujący. Wiedzieli, że sprawa była świeża, ale rodzina zwyczajnie nie była zadowolona z tempa pracy policji. Zresztą trudno było się im dziwić.

Z tego co zeznali rodzice, wynikało, że młody chłopak, studiujący na wymarzonej uczelni i pochodzący z bogatej rodziny, nie miałby żadnych powodów, aby popełnić samobójstwo. Za to uważali, że mogłyby się znaleźć osoby, które posunęłyby się nawet do zabicia go. Jednak odmawiali wskazania konkretnych podejrzanych.

Takie informacje, pomimo że dość ciekawe nie pozwalały im się spodziewać tego co zobaczyli pod docelowym budynkiem. Stało tam dużo więcej radiowozów, niż byłoby to adekwatne do okoliczności. Jeszcze bardziej szokowała obecność kilku karetek.

- Przy okazji odkryli coś poważniejszego od tej sprawy - rzucił Ranpo i wysiadł z samochodu, zanim jego towarzysz zdążył w pełni przyjąć do wiadomości to, co właśnie usłyszał.

- Związanego? - szybko go dogonił. Sytuacja dość mocno go rozdrażniła. W końcu raczej jasne było, że mieli właśnie do czynienia ze znacznym odchyleniem od normy.

- Tylko pośrednio - Edogawa był całkowicie poważny.

Początkowo nie mieli pewności, czy w takich okolicznościach będzie im łatwo wejść do środka. Układy agencji z policją mogły okazać się nie być wystarczające.

Na szczęście dość szybko przekonali się, że to nie stanowiło problemu. Zwłaszcza że przy zabezpieczanym ponownie wejściu zobaczyli znajomego im policjanta.

Mężczyzna, na oko będący w średnim wieku zdawał się starać zapanować nad targającymi nim emocjami, widocznie na tyle silnymi, by przezwyciężyć wieloletnie doświadczenie. W drżącej dłoni trzymał papierosa, zdawał się być tak roztrzęsiony i pogrążony w emocjach, czy też rozmyśleniach, że nawet nie zauważył, iż od prawdopodobnie jakiegoś czasu palił filtr.

- Zaraz poparzysz pan palce - rzucił Ranpo, w ramach powitania.

Słysząc jego głos policjant, aż się wzdrygnął i wbił w mężczyzn wzrok, w którym zdawało się być coś z obłędu. Jednak bardzo szybko udało mu się nad nim zapanować.

Chrząknął i rzucił papierosa na ziemię, depcząc go przy tym od razu. Wokół jego nóg było już dość sporo przydeptanych niedopałków, więc takie, choć częściowe dojście do siebie raczej zajęło mu dłuższą chwilę.

Kiedy się z nimi witał, brzmiał już niemal profesjonalnie, ale wciąż dało się usłyszeć, że był raczej zdenerwowany.

- Szczerze mówiąc to, wmieszanie waszej agencji w taką sprawę wydawało mi się być sporą przesadą... - zaczął nagle, jego wzrok wędrował ciągle gdzieś między rozmówcami, jakby nie chciał patrzeć dokładnie na nich. - Ale okazuje się, że jednak będziecie przydatni... bardzo... - znowu chrząknął.

- Proszę, spokojnie powiedzieć co się stało - stres udzielał się również Kunikidzie, ale ten w przeciwieństwie do policjanta niemal doskonale ten fakt maskował.

- Znaleźliście coś w trakcie ponownego przeszukania domu, co takiego? - na ostatnie dwa słowa Ranpo położył dość duży nacisk. Mówiąc, używał tonu głosu, który był dla niego raczej rzadki, ostry, łatwo mogący wzbudzać niemal niepokój.

Policjant ponownie chrząknął i zrobił im miejsce w drzwiach, jakby zastanawiając się nad tym co dokładnie powinien powiedzieć. Zaczął mówić dopiero w momencie kiedy prowadził ich do odpowiedniej części domu.

- Ekipa zauważyła ślady wskazujące na to, że część mebli była dość często przesuwana. Pod nimi znaleziono zejście do piwnicy, której nie było na żadnych planach budynku.

- A w niej? - tempo, w którym mówił policjant, pozostawało raczej wolne, co nieco irytowało Edogawę.

Ich rozmówca, aż drgnął lekko i cicho westchnął.

- Ktoś urządzał tutaj jakąś pieprzoną salę tortur, od razu ze składowiskiem ciał... ofiary zostawały złożone w ścianach. Wszystkie tak zmasakrowane, że ciężko cokolwiek ocenić, choć jest ryzyko, że niektórymi ofiarami były zaginione dzieci... część z tych, które znaleźliśmy jeszcze żyła... choć wątpię, aby były szanse na ocalenie ich.

To zdecydowanie nie było coś, co ktokolwiek spodziewał się odkryć w trakcie przeszukania domu ewentualnego samobójcy. Opis, który usłyszeli, nie był nawet specjalnie szczegółowy, ale dość dosadnie uświadomił im, na co powinni się przygotować psychicznie przed zejściem do piwnicy... i to, że czekało tam na nich coś, na co prawdopodobnie nie dało się być gotowym...

Kiedy tylko mieli zacząć schodzić po schodach, już zaczęli czuć zapach, który sprawił, że Ranpo aż cofnął się o krok. Bardzo wyraźnie poczuł jak wszystko, co jadł tego dnia, podchodzi mu do gardła. Smród aż szczypał w nos i oczy.

Kiedy starał się powstrzymać wymioty usłyszał jak Kunikida kaszle, zasłaniając przy tym zgięciem łokcia nos i usta. Obaj byli niemal pewni, że żrący, obrzydliwie słodkawy i metaliczny odór nie był czymś, do czego byliby się w stanie przyzwyczaić.

Aż ciężko było pojąć, jaki cudem cały dom nie był stale przesiąknięty tym smrodem. Piwnica chyba musiała być naprawdę szczelna i głęboka. Jednak i tak ciężko było uwierzyć, że w pozostałych częściach domu nie dało się nic poczuć.

Doppo podejrzewał, że Egogawa nie musiał nawet schodzić do piwnicy, aby użyć „daru". Jednak stosunkowo szybko dostrzegł kątem oka, jak jego współpracownik zaczyna powoli schodzić po schodach. Nie miał pewności, czy jego przypuszczenia nie były słuszne, czy drugi detektyw z jakiegoś innego powodu czuł potrzebę zobaczenia tego wszystkiego na własne oczy.

Jeżeli chodziłoby o to drugie, to nawet nie byłby mu się w stanie dziwić... w końcu ruszył za nim niemal od razu.

Schody dość szybko okazały się być dość długie. Jeszcze przed dojściem do ich połowy smród stał się na tyle nieznośny, by wywoływać zawroty głowy.

W pewnej chwili Ranpo usłyszał, jak idący za nim blondyn wyciąga notes i coś w nim zapisuje. Niemal od razu po tym podał mu maskę. Założenie jej było co prawda ulgą, ale tylko nieznaczną. Jednak zapach przestał być dla nich największym problemem, kiedy tylko zaczęli wyraźnie widzieć wnętrze piwnicy.

Jej zawartość została już częściowo uprzątnięta i zabezpieczona, jednak to, co wciąż dało się tam zobaczyć, zostawiało naprawę niewiele do domysłów.

Pomieszczenie było dość duże. Prawdopodobnie wielkości sporej kawalerki. Piwnica była słabo oświetlona, a jej wnętrze zastawione ciężkimi maszynami, zdającymi się pasować jedynie do średniowiecznej sali tortur, lub nawet sceny z horroru.

Na podłodze dało się dostrzec mnóstwo zaschniętej krwi, innych płynów i prawdopodobnie nawet organów. Na samym dole schodów jakimś cudem dotarł do nich jeszcze zapach wymiocin, więc prawdopodobnie przynajmniej jeden z policjantów „dołożył się" do brudzącej podłogę mieszanki. Zresztą trudno się było temu dziwić...

Prowadzący ich policjant chyba starał się nie odrywać od nich wzroku, ale uwaga detektywów niemal od razu przeniosła się na ściany. W niektórych dziurach zostały już tylko ślady po obecnych tam wcześniej ciałach, a z innych dalej stopniowo usuwano zwłoki ofiar.

Kunikida pomimo chęci nie był w stanie oderwać wzroku od jednego, konkretnego ciała. Było już widoczne stare i do tego tak zmasakrowane, że musiano wyciągać je stopniowo, małymi częściami. Jednak najbardziej niepokojące było w tym widoku to, jak małe były kości, wciąż jeszcze pokryte gnijącym mięsem.

Po stosunkowo krótkiej chwili aż pochylił się gwałtownie, zdejmując przy tym maskę, bowiem czuł, że tym razem może nie być w stanie powstrzymać wymiotów. Zasłaniając usta, starał się opanować drżenie i coraz szybszy, głośny oddech. Zaczęły do niego wracać wspomnienia, o których z całych sił pragnął zapomnieć.

Martwe dzieci... kolejne martwe dzieci... zmasakrowane i pochowane, może jeszcze za życia w piwnicy jakiegoś potwora. W idealnym świecie nie było miejsca na coś takiego... nie... w żadnym świecie nic podobnego nie powinno mieć miejsca...

To wszystko zdawało się być detektywom wręcz surrealistyczne. Oczywiście nie przez brak doświadczenia - w agencji spotykali się już z rzeczami, które prawdopodobnie byłyby zbyt traumatyczne dla wielu zwykłych obywateli. Musieli sobie z tym radzić, ale to czego doświadczali teraz zdawało się być niesamowicie wręcz oderwane od rzeczywistości.

Nie tego się spodziewali, coś tak poważnego zdawało się nie mieć prawa zostać znalezione przypadkiem, przy okazji innej sprawy. Jakim cudem coś tak potwornego pozostawało niezauważane przez prawdopodobnie niedorzecznie wręcz długi czas? Z tego co było im wiadomo, żadne tropy nie prowadziły do tego przeklętego miejsca. Wystarczyłoby jeszcze kilka niedopatrzeń i być może dalej nie poznano by prawdy o tych tragediach.

Kiedy w takim razie odkryto by to małe piekło? Ranpo naszła pewna myśl - niemal niemożliwe byłoby, aby to wszystko zrobiła jedna osoba. Co jeśli policja nie znalazłaby zejścia do piwnicy na czas, zanim ktoś zatarłby ślady? O ile to w ogóle byłoby możliwe...

Dopiero kiedy Kunikida potrząsnął jego ramieniem, dotarło do niego, że mężczyzna powtarzał jego imię.

- Używaj Ultra Dedukcji i wychodzimy, nie ma sensu, żebyśmy tu tyle siedzieli, mamy też inne obowiązki - trochę trudno było stwierdzić na ile chodziło mu faktycznie o obowiązki a na ile o chęć opuszczenia tej przeklętej piwnicy.

Jednak to tak naprawdę nie miało żadnego znaczenia. Ranpo chyba tylko cudem zmusił się do otrząśnięcia i odszedł kilka kroków dalej od towarzyszących mu mężczyzn. Wyraźnie słyszał i czuł, jak coś drobnego chrzęściło mu pod stopami, ale naprawdę nie chciał wiedzieć, co to było.

Założył okulary i zmusił się do poznania sekretów tego przeklętego miejsca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top