Rozdział I.

- Chcę iść do cukierni! – to były pierwsze słowa, jakie Ranpo skierował do Poe, po wyjściu z budynku siedziby Zbrojnej Agencji Detektywistycznej.

Edgar nawet nie zdążył się przywitać, przez co na kilka sekund zamarł w kompletnym bezruchu, z otwartą buzią. Widząc to Edogawa zaśmiał się cicho.

- Oczywiście, pójdziemy – wykrztusił w końcu pisarz, ku uciesze detektywa.

- To się rusz! – Ranpo złapał rozmówcę za rękę i zaczął ciągnąć go za sobą, wzdłuż chodnika.

Poe szedł za nim, bez słowa. Czując na smukłej dłoni ciepły dotyk miękkiej skóry, uświadomił sobie, że zaczyna się naprawdę mocno rumienić. Wiedział, że długa grzywka nie wystarczy, aby to ukryć, więc z całej siły starał się uspokoić. Nie było to jednak łatwe.

- Jak było w pracy? – wyrzucił nagle z siebie. Nawet nie wiedział czemu, zwłaszcza że kiedy to już powiedział, to pytanie zdawało mu się być wcale niemniej zawstydzające niż trzymanie się za ręce. Zwłaszcza że wywołało paniczne wręcz myśli, głównie oparte na zdaniu „co on sobie pomyśli?". Miał świadomość, jak bardzo było to głupie. To było przecież normalne pytanie. Niby co Ranpo miałby sobie pomyśleć? Tylko tyle, że przyjaciel się nim interesuje. Tylko... a co jeśli by zaczął się zastanawiać, CZEMU Edgar nagle się nim aż tak interesuje? Wtedy mógłby się dowiedzieć, że... o Boże...

Na początku chyba liczył na to, że rozmowa pozwoli mu zająć czymś myśli i tym samym pozbyć się rumieńca. Jednak wyszło na to, że jedynie sam pogorszył swoją obecną sytuację.

- Okropnie – jak gdyby nigdy nic, Edogawa zaczął mówić tak oburzony, że Poe aż się wzdrygnął. Przez to Karl zachwiał się lekko i spojrzał na właściciela niezadowolony. – Mieliśmy tyle pracy, że prawie nie miałem kiedy sobie robić przerw. W dodatku dyrektor cały czas nas nadzorował i to strasznie wkurwiony. No i przez to nawet nie mogłem zwalić swojej pracy na Atsushiego, czy kogoś.

Słuchając go, Poe mimowolnie zaczął się uśmiechać. Szedł nieco za Ranpo, więc przez większość czasu nie widział twarzy mężczyzny. Momentami jednak dostrzegał jego profil, przez co widział, jak zmienia się wyraz twarzy detektywa. Mógł zauważyć, że pod wpływem oburzenia zdarzało mu się marszczyć słodko nosek, czym nieco przypominał Edgarowi Karla. Ta myśl dość mocno rozczuliła pisarza, na szczęście szybko udało mu się otrząsnąć.

- No i wyobraź sobie, że przez cały dzień prawie nie jadłem słodyczy – to powiedział z oburzeniem na miarę obrażenia wszystkich jego przodków.

Ten fakt jednocześnie dość mocno rozczulił i rozbawił Edgara. Przez to nie udało mu się powstrzymać szerokiego, zwłaszcza jak na niego uśmiechu.

- Tragedia.

- Prawda? – Edogawa zdawał się być tak nakręcony, że nawet nie wyłapał ironii, w jego wypowiedzi. Kiedy odwrócił się do pisarza z szerokim uśmiechem, Poe nie mógł zrobić nic, poza rozczuleniem się jeszcze bardziej i odwzajemnieniem jego uśmiechu. Mogło mu się jedynie wydawać, ale był niemal pewien, że wtedy oczy detektywa błysnęły.

. . .

- To na co masz ochotę? – zapytał Poe, zastanawiając się, jak szybko będzie żałować wspólnego wyjścia.

Od razu po tym pytaniu Ranpo zdawał się wpaść w jakiś trans. Edgar zaczynał się nawet zastanawiać, czy Edogawa nie zamierza przypadkiem wykupić całej cukierni. Im dłużej mężczyzna wyliczał, tym częściej pisarz się nerwowo rozglądał. Miał wrażenie, że wszyscy klienci zaczynają się im przyglądać. Chciał jednak wierzyć w to, że to mu się tylko wydawało, przez jego nieśmiałość.

Kiedy w końcu ekspedientka skończyła nakładać to co Ranpo zamówił, Poe wyciągnął portfel, jeszcze nim padła cena.

- Ja zapłacę – szepnął do Edogawy, na tyle szybko, jakby się spodziewał, że ten odmówi. Jednak jeszcze kiedy to mówił, dotarło do niego, że to nie pasowałoby zbytnio do detektywa. W odpowiedzi doczekał się jedynie uroczego uśmiechu. Widząc to, Poe zarumienił się mocno i z trudem powstrzymał cichy pisk.

Cena, która padła była tak wysoka, jak pisarz się spodziewał, ale to właśnie dlatego zdecydował, że to on będzie płacić. W sumie prawie zawsze płacił za Ranpo... w końcu tak robią przyjaciele, prawda?

- Zanieś to – Edogawa zaczął mu wciskać pudełka, kiedy tylko ten zdążył schować portfel. – Idziemy do mnie, czy do ciebie? – zapytał, nie zwracając zupełnie uwagi na szok i lekką panikę mężczyzny.

W odpowiedzi Poe jedynie zaczął się jąkać, przy czym sam nie był pewien, co właśnie próbował powiedzieć. Było mu o tyle trudno, że musiał się skupiać na tym, aby nie upuścić żadnego z pudełek. Nie były one co prawda ciężkie, ale w dużej ilości, a Ranpo nie podawał mu ich normalnie, tylko niemal nimi rzucał. Już pod koniec kilka opakować zderzyło się lekką z twarzą mężczyzny, czego jego towarzysz zdawał się nawet nie zauważyć.

- Dobra, to do mnie, w sumie to mam coś dla ciebie – powiedział w końcu Edogawa, jakby nie chciało mu się czekać na odpowiedź mężczyzny.

Kiedy tylko wszystko, co kupili, znalazło się na wieżyczce, w rękach Poe. Ranpo złapał go za nadgarstek i zaczął ciągnąć w kierunku drzwi.

- A... ale co? – wykrztusił w końcu Poe. Aż trudno mu było uwierzyć, że się nie przesłyszał.

- Zobaczysz na miejscu – powiedział leniwie Ranpo. – Nie chce mi się opowiadać – dodał, jakby chciał uprzedzić Edgara przed odezwaniem się.

. . .

Kiedy w końcu Edogawa wpuścił ich do środka, Poe aż odetchnął z ulgą. Nie był pewien, jakim cudem nic nie upuścił po drodze. Zwłaszcza że Ranpo wcale mu tego nie ułatwiał. Niemal całą drogę dosłownie wlókł pisarza za sobą, opowiadając coś przy tym. Jednak mężczyźnie dość trudno było się skupić na słuchaniu go, nawet, pomimo że zazwyczaj sprawiało mu to ogromną przyjemność.

- Gdzie mam to wszystko postawić? – zapytał ze słyszalną ulgą.

- Zanieś to do ku... albo nie, lepiej do salonu, wygodniej będzie.

Detektyw zrzucił buty i zabrał szopa z ramion mężczyzny. Następnie ruszył w głąb mieszkania, głaszcząc przy tym miękkie futerko, tulonego przez siebie zwierzątka. Karl, jak na zawołanie zaczął się do niego tulić, zadowolony.

- Nic mi to nie mówi... - mruknął Poe pod nosem. W końcu to był jego pierwszy raz, kiedy odwiedzał Edogawę w domu.

...pierwszy raz był u Ranpo w domu. Ta myśl od razu sprawiła, że mężczyzna zarumienił się już po raz kolejny tego dnia. Szybko jednak potrząsnął głową i zaczął sobie powtarzać w myślach, że to przecież normalne, że przyjaciele się wzajemnie odwiedzają.

Zdjął ostrożnie buty i uważając, by nic nie upuścić, odsunął je w bardziej odpowiednie miejsce. Następnie ruszył za gospodarzem, w głąb mieszkania. Na szczęście niemal od razu znalazł salon i siedzącego w nim, na kanapie mężczyznę.

- Uwielbiam tego słodziaka – powiedział Ranpo, sadzając Karla na leżącej obok poduszce. Zwierzak od razu zaczął się na niej wygodnie układać.

Wtedy też detektyw wreszcie wziął wszystko od swojego gościa i odstawił, nieco niechlujnie na stolik, obok kanapy. Poe z widoczną ulgą zaczął rozgrzewać ręce, które dopiero wtedy poczuł, że zaczęły mu drętwieć. Edogawa tymczasem rozkładał pudełka po całym stoliku i je otwierał.

- Poe, siadaj i jedz – powiedział przy tym. Tamten aż spojrzał na niego z niedowierzaniem.

– Co? – zaśmiał się detektyw. – Przecież z tobą się zawsze podzielę – pociągnął go za rękaw, aż ten usiadł.

Allan wtedy jakby bezwładnie opadł na kanapę, w wyniku czego Edogawa i Karl podskoczyli lekko, podbici przez niego. Detektywa to rozbawiło, ale szop się szybko podniósł na przednich łapkach, widocznie z lekka wystraszony.

- No! – zaśmiał się Ranpo.

Od razy po tym Edogawa klasnął w dłonie i zaczął jeść zadowolony. Edgar spojrzał na niego jakby odruchowo i rozczulił się już po raz kolejny tego dnia. Wcześniej chyba nie zwracał na to uwagi, ale teraz zaczęło mu się wydawać, że Ranpo wygląda wyjątkowo wręcz uroczo, kiedy je.

Nie potrafił powiedzieć, czemu tak pomyślał. Miał w końcu świadomość, że nawet nie powinien. Chociaż... biorąc pod uwagę to, co zaczynał do niego czu...

Nie, nie powinien tak o nim myśleć, nie powinien tak nie niego patrzeć. Przecież zaczynał się zachowywać jakby był w Ranpo...

- Co tak na mnie patrzysz? – odezwał się nagle Edogawa, przez co drugi mężczyzna aż podskoczył z cichym piskiem.

Dopiero wtedy do Poe dotarło, że przez dłuższą chwilę wpatrywał się w towarzysza bez słowa. Ta świadomość sprawiła, że od razu odskoczył na najbardziej odległy skraj kanapy, rumieniąc się przy tym, bardzo mocno. Przez chwilę próbował się jąkliwie tłumaczyć, ale nawet nie wiedział, co powinien powiedzieć, aby było to choć trochę wiarygodne.

- Zastanawiałem się, co dla mnie ma... – chciał skłamać, ale nawet nie zdążył skończyć mówić.

- A – Ranpo rozsiadł się wygodniej i wrócił do zajadania się słodyczami. – Później ci pokażę, teraz jedz.

Poe znowu spojrzał na niego zaskoczony, pomimo że detektyw się powtarzał. Dopiero po krótkiej chwili przeniósł wzrok na rozstawione na stoliku słodkości. Jednak o dziwo nie myślał o tym, na co ma ochotę, a jedynie o tym co Ranpo najmniej będzie chciał zjeść. Po krótkiej chwili aż zagryzł policzki od środka. Przecież Edogawa zawsze ma ochotę na wszystko, co słodkie, w dodatku sam wszystko wybierał.

Szybko ocenił, czego jest najwięcej. Przecież nie mógłby zjeść nic innego, bo co jeśli jego przyjacielowi by czegoś zabrakło? Zatracił się w rozmyślaniach o słodyczach, że nawet nie zauważył delikatnego uśmiechu zadowolenia na twarzy Edogawy, kiedy jego gość zaczął w końcu jeść.

Po krótkiej chwili siedzenia w ciszy Ranpo założył luźno nogę na nogę i rozciągnął się lekko na kanapie. Niemal jednocześnie zaczął opowiadać o pewnej sprawie, jaką rozwiązał w pracy. Oczywiście, dla tak wybitnego detektywa jak on nie była niczym trudnym, dzięki jego niesamowitym zdolnościom rozwiązał ją w może paręnaście sekund. Jednak wydała mu się na tyle ciekawa, że powinna zainteresować Poe.

Kiedy tylko zaczął opowiadać, Allan odwrócił się do niego szybko i nawet długa grzywka nie była w stanie ukryć jego ekscytacji. To jedynie utwierdziło Edogawę w przekonaniu, że tym razem również się nie pomylił.

Rozmawiając o sprawie, obaj zaczynali się coraz bardziej rozluźniać i zatracać w rozmyśleniach. Nie minęło dużo czasu, a śmiali się z głupoty schwytanego przestępcy i starali się prześcigać, w wymyślaniu sposobów jak można było przerodzić jego występek w zbrodnię doskonałą. Oczywiście mieli świadomość, że Ranpo nie powinien opowiadać osobie postronnej o takich szczegółach sprawy, ale żadnego z nich to nie interesowało.

Kiedyś w trakcie takich rozmów Poe czuł niebywałą wręcz ekscytację. Cały czas miał nadzieję, że w trakcie ich będzie miał okazję udowodnić swoją wyższość nad Ranpo. Z czasem jednak to uczucie zaczęło ustępować innemu. Im bliżej się znali, tym mniej zależało mu na rywalizacji. W trakcie takich dyskusji po prostu dobrze się bawił, zdecydowanie lepiej niż mógł się spodziewać.

Z Edogawą było nieco inaczej. Jemu już od samego początku zależało w głównej mierze na rozrywce. Zwłaszcza dzięki świadomości, że przy Allanie zawsze mógł liczyć na jakieś wyzwanie. Jednak nie był jedyny powód, dla którego lubił spędzać czas z drugim mężczyzną. Pewnie by się do tego nie przyznał, ale Poe mu w jakiś sposób imponował. Nie tylko intelektem, ale również talentem pisarskim.

Co prawda Ranpo nie znał się szczególnie na literaturze. Wcześniej zdarzało mu się czytać, momentami nawet sporo, ale nigdy nie czerpał z tego specjalnej przyjemności. Niemal każdy tytuł zdawał mu się być zbyt banalny, zbyt nudny, zbyt skupiony na nic nieznaczących dla detektywa tematach. Jednak kiedy sięgał po dzieła Poe, było zupełnie inaczej. Nawet jeśli bez problemu odgadywał, jak powieści się zakończą, to i tak zawsze czytał je z zapartym tchem. Często nie będąc w stanie odłożyć książki, aż jej nie skończył. Zdarzało się, że nawet chęć sięgnięcia po słodycze nie była w stanie odciągnąć go od dzieł przyjaciela. Oczywiście, że by się do tego przed nim nie przyznał, ale i tak nie szczędził mu zbytnio wyrazów uznania.

Coraz częściej zdarzało mu się mawiać, że Poe nie potrzebuje daru, aby „wciągnąć" czytelnika jego dzieł do reszty. Pisarz zawsze reagował na tego rodzaju komplementy w ten sam sposób – rumieńcem, którego nie był w stanie ukryć oraz paniką w głosie, kiedy starał się coś jąkliwie odpowiedzieć. Zawsze po chwili takiego niebywale uroczego dla Ranpo przedstawienia Edgar nagle w niemal magiczny sposób się uspokajał. Rumieniec natychmiastowo znikał, a mężczyzna odchrząkiwał i zaczynał mówić w dużo bardziej spokojny sposób. Dalej jednak nie był w stanie całkowicie ukryć zawstydzenia.

Detektyw naprawdę nie znał się na literaturze, ale coś w stylu pisania Poe urzekało go za każdym razem. Po raz pierwszy czytając, był w stanie aż tak głęboko odczuwać opisywane w powieści emocje i aż tak utożsamiać się z postaciami. Nigdy też nie wczuwał się tak bardzo w przedstawianie wydarzenia.

Jednak nie tylko dlatego lubił spędzać czas z Edgarem. Chyba im dłużej się znali, tym bardziej Ranpo zaczynało zależeć na tej relacji. Nie do końca potrafił zrozumieć czemu, ale samo obserwowanie jak pisarz powoli się przed nim otwiera, sprawiało mu ogromną przyjemność. Zwłaszcza że miał już szansę się przekonać, jak pięknie ten potrafił się uśmiechać i śmiać.

- Poe, nie żeby coś, ale jesz to ciastko, może z piętnaście minut – zaśmiał się nagle Ranpo, na co jego rozmówca zarumienił się mocno. – Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie lubisz słodyczy?

- Oczywiście, że lubię – miał dziwnie silne wrażenie, że gdyby odpowiedział inaczej, to wyleciałby za drzwi. - Po prostu za bardzo się skupiłem na tym co mówiłeś – od razu włożył całą pozostałość ciastka do ust. W końcu lepiej, aby się nie przyznawał do swojego prawdziwego powodu. To byłoby zdecydowanie zbyt niezręczne.

Po tym na chwilę wrócili do jedzenia w milczeniu. Poe pochylał się lekko nad najbliższym, otwartym opakowaniem, aby niczym nie nakruszyć. Przy tym znowu zaczął zerkać na siedzącego obok mężczyznę. Teraz jednak robił to na tyle dyskretnie, aby było to niezauważalne spod długiej grzywki.

- A jak ci idzie pisanie? – Ranpo ponownie przerwał chwilę milczenia.

Edgar od razu pomyślał o swoim arcydziele, zamkniętym na klucz w szufladzie. Przez to aż się lekko zakrztusił. Szybko udało mu się wyrównać oddech, jednak dalej nie był pewien, co powinien odpowiedzieć.

- Tak sobie, nie mam weny – na dobrą sprawę to nie było nawet kłamstwo.

Ranpo słysząc to, aż jęknął przeciągle, rozczarowany. Przez to Edgar wzdrygnął się lekko i spojrzał na towarzysza zaskoczony.

- Pisz szybciej, nie mogę się doczekać – powiedział dość mocno dziecinnym tonem, przy czym uwiesił się na ramieniu pisarza.

Poe chciał się odsunąć, ale detektyw wciąż go nie puszczał. Przy tych próbach patrzył na Ranpo, czerwieniąc się coraz mocniej. Twarz jego przyjaciela była zdecydowanie zbyt blisko, aby Allan mógł czuć się komfortowo. Zwłaszcza że w intensywnie zielonych oczach było coś niepokojąco wręcz hipnotyzującego, co sprawiało, że jeszcze trudniej było mu się ruszać, albo coś odpowiedzieć.

- Musisz mi przynieść coś do czytania – znowu jęknął detektyw.

- ...zgoda... - wykrztusił w końcu Poe.

Ranpo od razu się odsunął, zadowolony, przez co Edgar aż odetchnął z ulgą. Detektyw wrócił szczęśliwy do jedzenia, a pisarz znowu usiadł wyprostowany i starał się ochłonąć.

. . .

W trakcie pożegnania Edgar tulił i głaskał lekko zaspanego Karla, który bardzo widocznie nie miał jeszcze ochoty opuszczać wygodnej i nagrzanej już poduszki. Zresztą Poe nawet to nie dziwiło, bo pogoda zdążyła się już dość mocno popsuć.

- A właśnie byśmy zapomnieli! – powiedział dość głośno Ranpo, kiedy jego gość zakładał buty. – Przecież mam coś dla ciebie – po tym wręcz pobiegł gdzieś w głąb mieszkania.

Pisarz jedynie odprowadził przyjaciela wzrokiem. Dopiero dotarło do niego, że sam zdążył zapomnieć o czymś, po co tu przyszli i czego wręcz nie mógł się doczekać. Zanim Ranpo wrócił, zdążył ukryć szopa pod płaszcz i otulić go mocno, tak aby zwierzak nie zmarzł, ani nie zmókł zbytnio. Szkoda, że on sam nawet nie wziął parasola...

Edogawa wrócił do niego, trzymając w rękach niewielki pakunek. Kwadratowy, wielkości pliku kartek A4, niechlujnie zawinięty w brązowy papier do pakowania i równie niedokładnie oklejony taśmą.

- To dla ciebie – wcisnął Poe, to nieszczęsne zawiniątko. – Ale musisz mi coś obiecać – dodał jeszcze zanim wzruszony lekko pisarz zdążył podziękować.

- Co takiego? – zapytał wręcz odruchowo, zaciskając długie palce na pakunku. Jego zawartość była lekka, raczej nie było to pudełko. W dotyku również najbardziej przypominała mu kartki.

- Otworzysz to dopiero w domu – uśmiechnął się pięknie. – I zadzwonisz do mnie, opowiedzieć jak ci się podoba, najszybciej jak będziesz mógł.

W odpowiedzi Poe jedynie kiwnął głową, na „tak". Musiał przyznać sam przed sobą, że mężczyzna go zaintrygował i rozczulił jednocześnie. Z całej siły starał się nie próbować zgadywać jaką niespodziankę mógł mu przygotować mu Ranpo. W końcu nie chciał się w razie czego rozczarować. Chociaż naprawdę ciężko mu było uwierzyć w to, że mógłby się nie ucieszyć z prezentu od detektywa, nieważne co by to było.

. . .

Edgar wrócił przemoczony, ale nic go to nie interesowało. Zwłaszcza że pomimo deszczu, na zewnątrz było dość ciepło. Zrzucając buty, wypuścił Karla, po czym odrzucił przemoknięty płaszcz na bok. Po tym niemal pobiegł do sypialni, patrząc przy tym na trzymany w rękach prezent od przyjaciela. Przez całą drogę z całej siły starał się uchronić pakunek przed deszczem, co o dziwo mu się udało i papier do opakować był niemal całkowicie suchy.

Od razu po wpadnięciu do sypialni rzucił się na łóżko i bardzo ostrożnie rozpakował prezent. Tak jak początkowo ocenił, w środku znajdował się plik spiętych ze sobą, zadrukowanych kartek. Na oko nie więcej niż stu stron.

Dłonie Poe, aż drżały z ekscytacji, kiedy zaczął czytać. Zwłaszcza że wtedy dotarło do niego, że to, co trzymał, było powieścią detektywistyczną. Brak tytułu i autora, o dziwo działało jedynie na korzyść.

. . .

Po dość długim czasie czytania pisarz w końcu zbliżał się do końca powieści, co cieszyło go, dużo bardziej niż się tego spodziewał na początku. Całość była napisana w absolutnie beznadziejny sposób. Chyba każdy element był tak toporny, że Edgar ledwo był w stanie czytać. Wielokrotnie miał ochotę odłożyć, powieść i już nigdy do niej nie wracać. Jednak wiedział, że nie mógłby zrobić czegoś takiego z prezentem od Ranpo.

Właśnie dlatego czytał dalej. Na szczęście fabuła częściowo mu wynagradzała te wszystkie męki. Opisana sprawa była naprawdę fascynująca. Czytając Poe, zaczynał mieć nawet wrażenie, że mogła należeć do jednych z trudniejszych, z jakimi miał kiedykolwiek do czynienia. Nawet, pomimo że była to tylko ubogo opisana fikcja literacka.

Podejrzewał, że gdyby język nie był do tego stopnia tragiczny, to mężczyzna czytałby z ogromną przyjemnością i zapartym tchem. Jednak taka toporność w opisywaniu wszystkich wydarzeń sprawiała, że powieść wręcz przyprawiała go o ból głowy. Czasem nawet musiał robić przerwę, aby wziąć kilka wdechów i powtórzyć sobie kilkanaście razy, że poznanie rozwiązania sprawy, oraz sprawienie przyjemności Ranpo są warte tych mąk, jakie przeżywał, czytając.

W końcu jednak dotarł do zakończenia. Wtedy też przekonał się, że miał rację... faktycznie było warto. Odpowiedź była dla niego dużo większym szokiem, niż mógłby się spodziewać. W dodatku wszystkie wątki i motywy pod koniec łączyły się w tak doskonałą całość, że pisarz aż zaczynał zazdrościć twórcy takiego pomysłu i geniuszu. Czytając zakończenie, był pod takim wrażeniem, że od razu zapomniał na jakąś chwilę o tym jak beznadziejny był niemal każdy inny element tej powieści.

W trakcie czytania ostatnich stron jeszcze wciąż aż drżał, nie mogąc zapanować nad tymi wszystkimi emocjami, które zaczynały nim targać. Kiedy jeszcze wciąż ledwo pamiętał o oddychaniu, zauważył coś, co wcześniej zdawało się umknąć jego uwadze.

W dolnym rogu ostatniej strony znajdowała się krótka, napisana odręcznie notatka. Poe od razu poznał nieco niechlujny, dziecinnie dramatyczny charakter pisma jego przyjaciela. Aż przełknął ślinę zaskoczony i znowu zaczął czytać.

Już chyba kiedyś Ci powiedziałem, że byłeś pierwszą osobą, która potrafiła stanowić dla mnie wyzwanie. No i właśnie m.in. dlatego tak uwielbiam książki, które dla mnie piszesz. Ale nie zapominajmy, że wciąż jesteśmy rywalami. Dlatego chyba też nie zaskoczy Cię to, że postanowiłem się choć raz podjąć czegoś, w czym jesteś mistrzem.

Czy on...? Czy Ranpo...?

Dlatego właśnie (z ogromnym trudem, serio to była męka i masz mi to wynagrodzić, mam w dupie jak to zrobisz, po prostu masz to zrobić) napisałem powieść, którą pewnie właśnie przeczytałeś. Jak się miałeś okazję przekonać, jestem beznadziejny w pisaniu. Ale cóż, spróbowałem. Dlatego mam nadzieję, że się dobrze bawiłeś i sprawa zbrodni, którą opisałem, stanowiła dla Ciebie jakieś wyzwanie.

No, a jak już skończyłeś czytać te moje wybitne wypociny, to bierz w zimne łapy telefon i do mnie dzwoń!

Powieść aż wypadła mu z rąk. Nie mógł uwierzyć w to co właśnie przeczytał.

Ranpo napisał powieść...

...tak bardzo się namęczył by napisać, powieść...

...i zrobił to specjalnie dla niego...

Czemu ta świadomość sprawiła, że łzy zaczęły mu się cisnąć do oczu? To nie mogło go aż tak wzruszyć. Nie mógł się aż tak rozczulić przez to, że przyjaciel postarał się, aby przygotować dla niego tak osobisty prezent.

Więc czemu łzy wzruszenia zaczęły kapać na rozsypane po podłodze kartki?






Nie będę ukrywać, że nie jestem zbytnio zadowolona z tego rozdziału. Mam jednak nadzieję, że nie jest zbytnim rozczarowaniem, dla osób, którym podobał się prolog i nie zniechęci nikogo do dalszego czytania. Rozdział wyszedł też dłuższy, niż planowałam, ale mam nadzieję, że większość to uzna za zaletę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top