4. Rodzinne spotkanie

(Sukienka jak i wszystkie dodatki znajdują się w mediach i to wszystko jest z pinteresta. Miłego czytania!)

– Powiedziałam, że masz nie wchodzić! – krzyknęłam obejmując się ramionami. Po mojej krótkiej rozmowie z duchem zaczęłam się stroić, jednak teraz za cholerę nie chciałam wyjść z łazienki. Miałam na sobie wybraną przez Charliego sukienkę. Jednak nie chciałam, żeby mnie w niej widział co niestety było nie wykonalne. Czułam się tak obco i dziwnie. Nie lubię nosić sukienek i nie chodzi tu o to, że jestem miłośniczką spodni czy coś, naprawdę uważam, że sukienki są piękne tylko, że nie na mnie. Nie mam się czym pochwalić z przodu... Po za tym ten brak długich rękawów mnie dobijał.

– No weź! Nie wszedłem jeszcze tylko dlatego, że twój żałośnie proszący głos jest słodki, ale nie wiem czy długo jeszcze tak wytrzymam! – krzyknął przez drzwi Charlie.

– Że co?! Wcale nie mam takiego głosu! – warknęłam waląc pięścią w drzwi.

– Masz – powiedział i wleciał do łazienki.

– Nie, nie, nie! Nie patrz się bo cię zabiję – powiedziałam i kucnęłam pod drzwiami zakrywając głowę ze wstydu. Nie miało to znaczenia, że ponownie groże mu śpiercią... Którą niestety już miał za sobą. No, ale czego on nie rozumie w słowie "nie wchodź"?! Przez chwilę nic nie mówił co mnie jeszcze bardziej zawstydziło.

– Ty normalna jesteś? – spytał w końcu a ja podniosłam głowę.

– Haa?! – wydałam z siebie wkurzony dźwięk nie rozumiejąc o co mu chodzi.

– No przecież nic nie widzę jak tak siedzisz – powiedział ze skwaszoną miną.

– I o to chodzi... – mruknęłam zakrywający się bardziej. Duch westchnął i wskazał na papier toaletowy palcem. Spojrzałam w tamtą stronę i otworzyłam zdziwiona buzię. Papier spadł z półki i zaczał latać po łazience rozwijając się coraz bardziej – Co ty robisz?!

– Nauczyłem się ostatnio, że mogę poruszać przedmiotami bez ich dotykania. Zabawne prawda? – powiedział robiąc z mojej łazienki armagedon.

– Zostaw to! Nie dobry duszek! – krzyknęłam kiedy prawię moje ulubione perfumy upadły na podłogę. Wstałam z miejsca i w ostatniej chwili złapałam flakonik perfum – Masz szczęście, że... – zaczęłam, ale przerwałam patrząc na ducha który uśmiechał się szeroko mierząc mnie wzrokiem.

– Wyglądasz jak księżniczka – powiedział i okrążył mnie dwa razy – Piękna księżniczka Erica Lee – dodał szczerząc się, a ja zarumieniona zakryłam się znowu rękami.

– Przestań! To mnie zawstydza kretynie. Nie lubię mieć na sobie sukienek! – krzyknęłam cała czerwona.

– To dlaczego założyłaś akurat taką? Mogła to by być jakaś zwyczajna, nie wyróżniająca się. Ta może i też się sama w sobie nie wyróżnia, ale na tobie owszem – powiedział i machnął ręką. Moja sukienka podleciała w górę omal nie ukazując mojej dopasowanej bielizny, ale szybko ją wyprostowałam.

– Nie rób tak zboczeńcu! – znowu krzyknęłam a ten tylko zachichotał i połączył swoje dłonie za plecami udając niewinnego. Westchnęłam i usiadłam na blacie od zlewu – Po prostu chcę udowodnić swojej mamie, że jak chcę to potrafię być elegancka a nie tylko taka bez manier. Za taką mnie ma, nie że, by to było prawdą – przewróciłam oczami.

– Szczególnie, że mówisz to siedząc na blacie w łazience – powiedział pod nosem – Czyli chcesz się popisać przed nią? – spytał podpierając głowę o rękę.

– Eh... Tak, można tak powiedzieć – powiedziałam pocierając dłonią rozgrzany kark i nie komentując jego zaczepki. Spojrzałam w tył na lustro i dotknęłam swojego policzka. Nadal był soczyście różowy. Zmrużyłam groźnie oczy mierząc swój policzek zabijającym wzrokiem. Niech już sobie zejdzie ten kolor. Nikomu on nie potrzebny na twarzy. Odwróciłam z powrotem głowę i pisnęłam widząc twarz Charliego tak blisko mojej. W dodatku nauczyłam się kolejnej rzeczy o Charliem. Jego sylwetka nie odbija się w lustrze... Kto by się spodziewał? – Co ty...

– Stwierdzam, że z bliska uroczo wyglądasz z rumieńcami – powiedział mrużąc oczy i mierząc mnie swoim palącym wzrokiem. Odbiło mu... Nie jest z nim dobrze. Mimo, że już wiem co mu dolega a jest nim uraz mózgu i tak jeszcze się od niego nie odsunęłam. Tylko dlaczego...? W końcu kiedy jego brązowe tęczówki odwróciły wzrok od moich policzków i spojrzał w moje oczy ocknęłam się i odwróciłam wzrok.

– Nie wygłupiaj się... – mruknęłam a on się odsunął na bezpieczną odległość i spojrzał na mnie poważnie.

– Nie wygłupiam się – stwierdził i po chwili delikatnie się uśmiechnął. Otworzyłam swoje usta, żeby coś mu odpowiedzieć, ale nic z nich nie wyszło. Prychnęłam i jedynie wskazałam na drzwi palcem wskazującym każąc mu wyjść a on od razu rozumiejąc wyszedł bez słowa.

Zeskoczyłam z blatu i złapałam sporo powietrza przez usta zdając sobie sprawę, że wstrzymałam oddech ze stresu. Potrząsnęłam głową i usiadłam na małym stołku żeby się pomalować. Po skończonym makijażu spojrzałam jeszcze raz na lustro. Srebrny świecący odcień na powiekach do tego przezroczysty błyszczyk i średniej wielkości kreski powinny usatysfakcjonować matkę. Oczywiście jeszcze rozświetlacz w niektórych miejscach. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z łazienki, gdzie czekał nie tylko Charlie, ale i mój brat.

– W końcu wyszłaś... – westchnął mój brat i wyglądał jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się wstrzymał i mnie wyminął.

– Było zapukać i mnie pośpieszyć – powiedziałam przez co się zatrzymał. Charlie jakby wyczuwając napiętą atmosferę nic się nie odzywał, co było rzadkością rzecz jasna.

– Nie lubisz gdy tak robię – wzruszył ramionami.

– I nagle jesteś dobry glina tak? – spytałam zakładając ręce na klatkę.

– Błagam cię nie zaczynaj... – westchnął pod nosem – Ja się po prostu martwię o twoje zdrowie siostrzyczko – powiedział z sztucznie miłym uśmiechem.

– Nie potrzebuję twojego martwienia się o mnie. Ze mną jest wszystko dobrze. Naprawdę chcesz powiedzieć rodzicom o tym naszyjniku? – spytałam wskazując na kryształ – Jeśli ojciec chodź zrobi rysę na tym krysztale, obiecuję, że przeprowadzam się do Arii a to będzie wszystko przez ciebie! – warknęłam i odwróciłam się idąc w stronę pokoju. Już i tak naszyjnik miał delikatną rysę przez mojego brata i jego rzut naszyjnikiem. To może być dla Charliego niebezpieczne.

– Piękna sukienka siostrzyczko! – krzyknął za mną więc pokazałam mu środkowy palec i weszłam do pokoju słysząc jego prychnięcie.

– Palant – burknęłam pod nosem i usiadłam na łóżku odchylając głowę.

– Nie przejmuj się tym tak. Obronię i naszyjnik i jego właścicielkę jeśli będzie trzeba! – powiedział kładąc prawą rękę na piersi a lewą podniósł w górę w geście przysięgi. Prychnęłam i pokręciłam głową na jego pomysły.

– Dobrze rycerzu. Broń tej swojej księżniczki... – mruknęłam odwracając wzrok. Czemu powiedziałam coś tak zawstydzającego i głupiego?

– A żebyś wiedziała, że będę bronił! Nikt nie ma prawa cię tknąć bez twojej zgody! – powiedział i kiwnął głową potakując sam sobie. Kiedy zdarzy mu się powiedzieć coś miłego w moją stronę jest naprawdę uroczy.

– TE OBRAŻALSKA! ZŁAŹ! – krzyknął mój brat z dołu. Westchnęłam i wstałam z miejsca. Najwidoczniej poszedł się tylko wyperfumować i nadszedł czas na wyjście z domu. Na wyjście z bezpiecznego domu.

– Trzymaj się mnie i usiądź z tyłu kiedy będziemy w aucie. Jasne? – spytałam go a on pokiwał energicznie głową.

– Jak słońce – odpowiedział zwarty i gotowy.

– No to lecimy... – mruknęłam i wyszłam z pokoju wcześniej zabierając białą torebkę, w której miałam klucze, błyszczyk, pieniądze na wszelki wypadek i telefon.

– Wolniej się nie dało? – spytał brat. Chyba mu zepsułam humor.

– Dało, ciesz się, że jestem tak szybko. Musiałam omówić z moim duchem co ma robić – powiedziałam i założyłam swoje białe buty na cienkim słupku.

– Wariatka – szepnął pod nosem.

– Ja ciebie też – poklepałam go po policzku i wyszłam z domu ignorując jego komentarz i zamieniając go na coś miłego. W tym przypadku wyglądało to tak jakby Kai powiedział "kocham cię" Więc mu grzecznie odpowiedziałam. Co za kochany brat. Zaczekałam aż blondas zamknie dom i wpuści mnie w końcu na miejsce pasażera.

– Chloe, włącz alarm – powiedział brat a Chloe wykonała jego rozkaz i życzyła nam miłego wieczoru. Szkoda, że taki jednak nie będzie. Usiadłam na miejscu pasażera i odwróciłam się do tyłu, żeby zobaczyć, że Charlie leży rozwalony na tylnich siedzeniach. Uśmiechnęłam się delikatnie i poprawiłam na siedzeniu. Dziwne jest to, że mimo iż Charlie jest na zewnątrz nic nie mówi. Dokładnie tak jak go "prosiłam" dziś rano. Nie wiedziałam, że ten gnojek się kogoś słucha. Chyba wyczuwa, że to spotkanie nie będzie takie zwyczajne i może być nie przyjazne więc nie chce mnie denerwować.

– Daleko jeszcze? – pyta Charlie który wsadził swoją głowę w oparcie siedzenia jednocześnie przelatując przez mój brzuch przez co przeszedł mnie dreszcz po plecach.

– Głupi jesteś?! Do tyłu, ale już! – krzyknęłam szeptem, ale i tak zwróciłam uwagę swojego brata.

– Co jest? Coś zapomniałaś? Patrzysz na swoją torebkę z szokiem na twarzy – powiedział brat skręcając na drodze. Najwyraźniej nie usłyszał mojego szeptu przez jakąś rockową piosenkę, którą mój brat puścił od razu po wejściu do samochodu. Dla niego to wygląda po prostu tak jakbym patrzyła na swoją kopertówkę, którą położyłam na kolanach. Jednak ja patrzę na kretyna, którego głowa przeszła mnie na wylot! Zaraz puszczę pawia.

– A nie nic! Coś mi się... Przypomniało... Strasznego – powiedziałam odwracając głowę w stronę szyby. Spojrzałam w dół przełykając ślinę. On nadal się na mnie patrzył uśmiechnięty od ucha do ucha! Cofam to co powiedziałam... On znajdzie wszędzie okazję na zdenerwowanie mnie. Pokręciłam głową na boki.

– Jesteśmy – powiedział Kai i zaparkował na parkingu w tym czasie ja zgięłam się w pół zasłaniając widoczność duchowi przez co cofnął się do tyłu na siedzenia. Wyobraziłam sobie to, że jak się zgięłam duch musiał widzieć moje wnętrzności. Zasłoniłam usta ręką i wyszłam szybko z samochodu. On jest chory. Po szybkiej chwili duch pojawił się obok mnie.

– Patrz czego jeszcze się nauczyłem kiedy ty spałaś... – powiedział szybko zmieniając temat i zaczął się kręcić tak szybko, że nie mogłam nadążyć za nim wzrokiem. Kiedy w końcu stanął w miejscu, był ubrany w czarny garnitur z odpiętymi guzikami przy szyi a na jego nosie pojawiły się okulary z czarnymi oprawkami i z elementami złotego. Zarumieniłam się bo naprawdę wyglądał dobrze w garniturze no i w tych okularach – I jak?

– Całkiem nieźle przygłupie – powiedziałam i odwróciłam się w stronę auta z którego wyszedł akurat Kai. On również miał na sobie czarny garnitur tylko, że z białą muszką pod szyją. Wystawił w moją stronę ramię nie racząc nawet na mnie spojrzeć. I gdyby nie dobra gra aktorska specjalnie dla moich rodziców to ominęła bym go prychając pod nosem. Jednak w restauracji za pewne już są rodzice więc z lekkim opóźnieniem złapałam go za wystawione ramię.

– Która godzina? – pytam kierując się powolnym krokiem w stronę dużej restauracji. Mój brat szybko zerka na zegarek i mruczy cicho pod nosem.

– Równo 18:00...

– Idealnie wręcz dla naszych kochanych rodziców – mówię cicho rozglądając się po restauracji. Ściany były całe złote, stoliki i krzesła miały tylko elementy złota. No kto by się spodziewał. Ogólnie atmosfera sama w sobie nie była taka przytula jak w większości restauracji. Tutaj była elegancja Francja, jak to się mówi. Od razu kiedy stanęliśmy w restauracji podszedł do nas elegancko ubrany kelner. Zmierzyłam go szybko wzrokiem. Nie wyglądał źle jednak nie mój typ. Po krótkiej wymianie zdań z moim bratem kelner zaprowadził nas do stolika gdzie siedzieli nasi rodzice z nosem w karcie dań. Już z daleka widząc ich twarze miałam ochotę zwymiotować na boleśnie lśniącej i czystej podłodze. Aż raziło w oczy, przez odbijające się światło.

– Mamo, ojcze... – kiwnął im głową mój brat więc zrobiłam to samo.

– Witajcie, jestem pewna, że po tak długiej podróży jesteście zmęczeni – powiedziałam z sztucznie miłym uśmiechem. Z taką atmosferą nie dziwie się gdyby ktoś serio pomyślał, że jestem księżniczką, która wita się z królem i królową.

– Ach moje kochane dzieci – powiedziała mama i wstała z miejsca, żeby ucałować najpierw policzek mojego brata następnie ten mój – Hm... Nie powiem, że twoja sukienka wygląda ładnie Erico, ale dobrze, że chociaż się starałaś... Raczej – powiedziała i usiadła z powrotem na krzesło z pomocą mojego brata. Na jej krześle zaś była już położona biała chusta. Moja matka miała fioła na punkcie zarazków i brudu. Zanim czegoś dotknie musi to wyczyścić swoją szmateczką, którą czyści więcej razy w jeden dzień niż ja rąk. I to nie tak, że byłam jakimś brudasem, po prostu to ona tą szmateczkę czyści tak dużo razy.

Do tego na jej dłoniach były wiecznie rękawiczki, które swoją drogą też myję zbyt często. Rękawiczki oczywiście miały ją uchronić od wszelkiego brudu. Sztućce zawsze miała przy sobie swoje, bo nigdy w życiu nie wzięłaby do ust widelca z którego już ktoś kiedyś używał. Co z tego, że w większości restauracji sztućce są specjalnie myte i dokładnie czyszczone.

Wzięłam głębszy oddech i znowu uśmiechnęłam się sztucznie do mamy. Kiedy brat również pomógł mi usiąść i sam zasiadł przy stole, dostaliśmy przed sobą karty z daniami. Spojrzałam w dół na Charliego, który usiadł przy mojej nodze jak grzeczny pies. On również na mnie spojrzał z dołu i radośnie się uśmiechnął co trochę poprawiło mi humor bo odwzajemniłam uśmiech nie spodziewając się, że będzie mnie na to stać. Zaraz umrę ze zdenerwowania. Złapałam drżącymi rękami za kartę i zaczęłam ją kartkować. Ceny były kosmiczne i mimo, że wiedziałam, że nas stać to i tak było mi z tym dziwnie. Lubię wydawać pieniądze, ale na ubrania. Na jedzenie nie aż tak bardzo. Po za tym te dania były... Takie same w sobie eleganckie. Rak w śmietanie, w winie, krewetki nie z tej ziemi, soczysty stek. Nawet zwykła sałatka kosztowała co najmniej 50 dolarów!* Nie przepadam za owocami morza więc koniec końców zdecydowałam się na stek, ale widząc krytyczny wzrok mojej mamy speszyłam się i szybko zmieniłam zamówienie na "Fusilli z ośmiornicą i szpikiem kostnym" Cokolwiek to było spodobało się mamie i już nie wysłała mi negatywnych sygnałów, że mam coś zmienić. Kai wziął zwykłego kurczaka z ryżem a ona się jedynie do niego miło uśmiechnęła!Czekając na zamówienie mama pytała nas o to jak nam idzie w szkole a ojciec jak zawsze nic się nie odzywał. Jedynie palił cygaro jak jakiś mafioso i co chwile strzepywał popiół do popielniczki. Nawet nie raczył na nas spojrzeć bo od samego początku nie licząc zerknięcia na kartę dań, miał zamknięte oczy przez co zastanawiałam się czy na pewno jeszcze dycha.

– Erico! – krzyknęła nagle moja mama patrząc na mnie krytycznym wzrokiem.

– Tak matko? – spytałam instynktownie prostując się jak struna. Czy zauważyła jak wpatruje się w ojca? Czy się mocno zgarbiłam?

– Zabierz swoje ręce ze stołu. Nie widzisz w swoim zachowaniu żadnego problemu? – pyta uderzając mnie po dłoniach przez co od razu je zdjęłam.

– Wybacz mi matko... – szepnęłam i spuściłam głowę w dół gdzie natknęłam się na zdenerwowane tęczówki mojego ducha. Kiwnęłam głową na boki dając mu znać, że nic mi nie jest i żeby się tak nie denerwował.

– Co za kurwa... – szepnął, a ja prawię się udławiłam własną śliną słysząc jego do granic możliwości zdenerwowany głos.

Podniosłam głowę i zrobiłam z dłoni serce dając mu znak, że poprawił mi tym trochę humor. Nawet delikatnie się uśmiechnęłam i to tak prawdziwie a nie sztucznie. Ten to jak coś powie... Nie żebym się z nim nie zgadzała, ale nigdy bym tego nie powiedziała na głos. Tym bardziej przy matce. Jednak Charlie nawet jak coś takiego powie, ona tego nie usłyszy. Chciałabym móc coś powiedzieć na głos, ale tak by nikt tego nie słyszał oprócz mnie... Albo oprócz Charliego. W końcu nasze dania zostały nam podane na złotej tacy. Nie, nie srebrnej. Ta taca była złota! Wzięłam powoli widelec do dłoni i zaczęłam nie pewnie skubać danie.

– Erico – powiedziała spokojnie matka więc przerwałam to co robiłam i spojrzałam na nią.

– T-tak Matko? – spytałam podnosząc nie pewnie wzrok na starszą już blondynkę. Jej włosy mimo swojego wieku nadal lśniły tak jak w młodości dzięki najlepszemu fryzjerowi w Nowym Jorku. Oczy surowo mierzyły mnie na wskroś a jej nienaganny ubiór wprawiał mnie w zakłopotanie. Była idealna. Nie miała żadnej zmarszczki chociaż normalni ludzie w wieku 44lat na pewno by je chodź trochę mieli.

– Czy tak się trzyma sztućce? – spytała znowu jak nie ona, czyli spokojnie. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na swoją dłoń która cała drżała ze stresu. Nawet nie wiedziałam co zrobiłam źle, co jeszcze bardziej mnie denerwowało.

– Pewnie chodzi jej o to, że tak mocno zaciskasz widelec. Wyluzuj dłoń i złap go trochę wyżej – nagle usłyszałam szept przy swoim uchu przez co się wzdrygnęłam. Zrobiłam tak jak mnie pokierował duch.

– Hm... Jednak coś pamiętasz z lekcji Savoir-vivre – powiedziała i zajęła się swoim talerzem. Spojrzałam w bok na Charliego i posłałam mu wdzięczny wzrok, na co się uśmiechnął szeroko i usiadł tym razem na moim podparciu od krzesła. Dumna z tego, że mam genialnego ducha zaczęłam jeść to co zamówiłam. Ręce nadal mi się trzęsły, ale byłam spokojniejsza widząc kątem oka Charliego, który przyglądał nam się jak jemy. Nagle mój brat westchnął i spojrzał na mnie jakbym miała zaraz mu powiedzieć, że żartowałam z tym duchem i to nie było na poważnie. Jednak ja nic nie powiedziałam więc to on zaczął.

– Matko, ojcze, myślałem, że to jednak Erica zacznie temat jednak ona nic nie chce powiedzieć więc ja wam powiem – zaczął i przez chwilę zdawało mi się, że przed chwilą przełknięty kawałek dania utknął mi w gardle – Erica ostatnio znalazła gdzieś ten naszyjnik na swojej szyi. I ostatnio zaczęła rozmawiać sama ze sobą oraz powiedziała mi, że w tym naszyjniku mieszka jakiś duch i kiedy go ma na sobie, to go widzi. Jednak kiedy ja założyłem naszyjnik tak jak mi kazała, nic nie zobaczyłem. Uważam, że powinniśmy coś z tym zrobić jednak Erica nie chcę mnie słuchać – skończył mówić, a ja przełknęłam ślinę.

– I to jest ten problem? – odezwał się pierwszy raz od naszego wejścia ojciec.

– Tak, no bo... – zaczął, ale przerwał, kiedy ojciec uniósł nóż i przyłożył mi go do szyi. Z racji z tego, że byłam na przeciwko niego, nie było to dla niego kłopotliwe.

– Wystarczy go rozwalić, albo wyrzucić – powiedział zahaczając końcem nóża o łańcuch naszyjnika i ciągnąc go w bok (mam nadzieję, że zrozumiecie o co mi chodziło :') dop. Autorka). Złapałam za łańcuch, który trzymał przezroczysty kryształ i odsunęłam nóż ojca na bezpieczną odległość.

– Jak ty się dziecko zachowujesz?! – krzyknęła mama widząc, że postawiłam się ojcu i nie dałam mu zdjąć swojego naszyjnika.

– Ten kryształ jest dla mnie bardzo ważny a duch który z nim jest połączony jest też połączony ze mną i nigdy, powtórzę drugi raz... NIGDY nie dam wam go zniszczyć, ponieważ to jest jedyna dla mnie rzecz, którą nie mogłabym tak po prostu wyrzucić – powiedziałam sama siebie zaskakując jakie słowa z moich ust wyleciały. Nie planowałam być tak stanowcza.

– Jak śmiesz... – zaczęła matka, ale ojciec podniósł dłoń w górę każąc jej się zamknąć. Co posłusznie uczyniła.

– Chyba już dawno oduczyłaś się pewnych zasad, które cię obowiązują Erico... – odezwał się ojciec, a ja patrzyłam w jego oczy nie wahając się ani przez chwilę spuścić wzrok. Jednak to był błąd. Już po chwili moja głowa gwałtownie przechyliła się w bok a policzek zaczął mnie piec tak bardzo, że zachciało mi się płakać – Nie patrz na mnie takim ohydnym wzrokiem smarkulo – syknął a po moim policzku spłynęła łza, którą za wszelką cenę chciałam zatrzymać.

Nagle sztućce, szklanki jak i talerze zaczęły się trząść. Jednak nie tylko przy naszym stoliku, ale przy każdym innym również. Krzesła zaczęły odsuwać się od stolików a żyrandole niebezpiecznie się kołysały. Spojrzałam wystraszona na Charliego, który patrzył zabijającym wzrokiem na mojego ojca. Z jego ciała zaczęła się wydobywać biała mgła a on sam głośno oddychał jakby przebiegł jakiś maraton. Jego pięści mocno były zaciśnięte przez co było widać wystające żyły na dłoniach. Kiedy w restauracji zaczęły migać światła zdałam sobie sprawę, że zaraz może stać się coś strasznego więc wstałam z krzesła, które upadło z hukiem i krzyknęłam wystraszona.

– Charlie dość! – szarpnęłam znacząco za naszyjnik i w całej restauracji wszystko ucichło. Jednak szatyn nie odrywał swojego wzroku od ojca. Patrzył na niego jakby był tylko małym robakiem, którego może zgnieść w każdej chwili. Za to ja byłam cała roztrzęsiona nawet nie myśląc o tym aby spojrzeć na brata czy matkę. Za bardzo czułam ich palący wzrok na sobie. Ojciec za to patrzył się na Charliego, jakby tak samo jak ja doskonale wyczuwał jego rządzę mordu skierowaną prosto na niego.

– Przysięgam, że zabiję go jak jeszcze raz cię tknie – powiedział oschle duch i cofnął się dwa kroki w tył.

– Co za... Wiedźma! – krzyknęła matka przez co automatycznie na nią spojrzałam.

– Nie, nie, ja... – zaczęłam machać rękami nie wiedząc co powiedzieć – Ch-Charlie bardzo się zdenerwował... Zazwyczaj taki nie jest. Jest dobry i... – zaczęłam drżącym głosem.

– Nie wiem kim jesteś, ale na pewno nie moją córką! Nie przypominam sobie abym wychowywała czarownice pod dachem! – powiedziała wstając od stołu i wskazując na mnie palcem.

– On tylko... – znowu zaczęłam, ale kompletnie nic mi nie przychodziło do głowy. Za to Charlie znowu nad sobą nie panując złapał widelec o dziwo go nie upuszczając i rzucił nim w moją matkę. Jednak widelec nie trafił w moją matka tylko wbił się w ścianie na przeciwko. Jak mocno on musiał rzucić, żeby widelec się nie odbił a wbił w ścianę? Zasłoniłam swoje otwarte w szoku usta dłońmi. Moja matka pisnęła przerażona łapiąc za ramię mojego brata. Brat patrzył w szoku na wbity widelec a ojciec skanował mnie wzrokiem. Byliśmy teraz widowiskiem na sali. Niektórzy zdążyli już wyjść z restauracji przerażeni. Inni zaś patrzyli na nas czekając na dalszą akcję, jakby byli w kinie.

– Ajć... Nie trafiłem – powiedział duch uśmiechając się złowieszczo.

– Charlie! – warknęłam patrząc na niego jak na debila.

– Tak słucham? – spytał uśmiechając się do mnie promiennie. Westchnęłam i spojrzałam na swoją rodzinę.

– Ja... Przepraszam... – powiedziałam spuszczając wzrok. Następnie szybko podbiegłam do drzwi i wybiegłam na świeże powietrze.

Na dworze jak na złość padało, ale nie przejmując się tym szybko zaczęłam biec przed siebie. Jak najdalej od tego zdarzenia. Za mną frunął Charlie krzycząc coś o tym, że zmoknę i żebym się zatrzymała chociaż pod jakimś daszkiem od sklepu. Jednak ja się nie zatrzymałam dopóki duch nie stanął mi na drodze wystawiając ręce w przód. Logicznie ujmując mogłabym przez niego przejść, ale z jakiegoś powodu nie lubię tego robić. Może dlatego, że duch wygląda tak jak zwyczajny człowiek oprócz tego, że czasem widać przez jego ciało różne rzeczy albo, że czasem w świetle jest przezroczysty.

– Schowaj się gdzieś bo się przeziębisz stokrotko – powiedział zmartwiony kiedy ja brałam głębokie wdechy.

– Ty.... – zaczęłam, ale przerwałam biorąc głęboki wdech – Nawet nie wiem... Dlaczego nie jestem na ciebie zła. Przecież powinnam być – bełkotałam jakbym była pijana – No bo... Zrobiłeś widowisko na całą restaurację i rzuciłeś widelcem w moją matkę co teraz wydaje się takie zabawne... – dodałam śmiejąc się pod nosem – Dlaczego? – spytałam dopiero teraz patrząc mu w oczy.

– Może dlatego, że na to zasłużyła? – zapytał rozkładając ręce.

– Nie, nie... Dlaczego tak zareagowałeś? – spytałam kręcąc głową – Miałam wrażenie, że zaraz okna wylecą z nawiasów a sam budynek się zawali nam na łeb – powiedziałam a on przez dłuższą chwilę nie odpowiedział uciekając wzrokiem.

– Sam nie wiem... Samo patrzenie na to jak cię traktują niewyobrażalnie mnie wkurwiało. Od samego początku. Jednak dopiero kiedy ten gnój... Cię uderzył... – zaczął a jego tęczówki znowu spotkały moje – Nie mogłem tak po prostu nic nie zrobić. Nawet nie wiedziałem, że tak potrafię, ale... Bardzo mnie satysfakcjonowało patrzenie na ich zszokowane miny. Czułem się potężniejszy od zwykłych chujowych rodziców – dokończył i uśmiechnął się do mnie delikatnie. Również się uśmiechnęłam, ale bardzo szeroko. Podeszłam do niego i stanęłam na palcach, żeby dosięgnąć jego czoła. Następnie przyłożyłam swoje usta do tego miejsca i głośno cmoknęłam.

– Mimo, że nie możesz tego poczuć to jestem ci bardzo wdzięczna... – szepnęłam i musnęłam palcami naszyjnik przez co duch od razu się zarumienił.

– W końcu miałem chronić swojej księżniczki – mrugnął do mnie, a ja zaśmiałam się i ruszyłam pustą drogą w stronę domu. Po drodze zdjęłam niewygodne, eleganckie buty a potem wygłupialiśmy się, tańcząc w deszczu a nawet odważyłam się zaśpiewać z nim parę piosenek. Z nikim innym bym czegoś takiego nie przeżyła. Tak, to zdecydowanie musi być przeznaczenie.

C.D.N

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼

Z tego rozdziału też jestem dumna 😎 Jest krótszy niż reszta, ale dał mi taki słodki vibe 💃

*50$ to w Polsce by było - 198,63 Złoty

Juliette_10

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top