Dear Patience


3. Dear Patience

Hey, can you show your face?

Can you see that I'm anxious?

Can you hear what I'm saying, saying?

Hey, 'cause I fall too fast

And I go down blazing

Can you hear what I'm saying?

Granie koncertu w Dublinie jest świetne. To jak powrót do domu, śpiewanie u siebie, czucie się na właściwym miejscu. To początek trasy i wszystkie piosenki wydają się nowe i świeże, z każdą wiąże się zbyt wiele emocji, wspomnień i uczuć, ale to świetne. Niall nie miał zamiaru narzekać, miał nadzieję, że ludzie będą się dobrze bawić, a co najważniejsze, będą czuli od niego autentyczność i szczerość. Zero udawania i ściemy, nie o to tutaj chodziło, nie tym razem. Żadnych fajerwerków, balonów, konfetti, tylko muzyka, muzyka i muzyka plus dodatek emocji.

Wyszedł na scenę, uśmiechając się szeroko tak jak zawsze. Był naprawdę szczęśliwy widząc pełną arenę radosnych ludzi, którzy czekali na koncert. Sam był równie podekscytowany jak oni. Chwycił gitarę przy głośnym pisku i krzykach, popatrzył na resztę swojego zespołu i był gotowy.

Niall uwielbiał słyszeć fanów śpiewających razem z nim. To coś czego później nie sposób opisać innym ludziom, nagrania nie oddają tego uczucia, gdy nagle cała sala śpiewa utwór który napisałeś, wszyscy znają tekst, bawią się świetnie i czują się szczęśliwi. Endorfiny krążą w żyłach wszystkich obecnych i to jest jak odlot, coś niesamowitego. Jakby wszyscy unosili się nad ziemią. On czuł się tak samo jak fani, bawił się i śpiewał, z tą różnicą, że dla niego każde słowo to wspomnienie, to obrazy przelatujące mu przed oczami, dźwięki obcych miast, śmiech najbliższych osób, krzyki fanów i ona, osoba, która była w każdej piosence, w każdym pojedynczym wersie, który napisał i nie potrafił nie myśleć o niej, gdy śpiewał przed tysiącami ludzi.

The way you make time disappear

I hope that I find you, my dear

The way you make time disappear

I hope that I find you, my dear

Patience

Can we share a drink and let go of the pressure?

Oh Dear Patience

'Cause the last time that we talked seems like forever

And ever

Nawet nie potrafił powiedzieć kiedy to się zaczęło. Gdyby powiedział, że od pierwszej chwili, kiedy ją zobaczył pewnie zabrzmiałoby to banalnie, a on wolał unikać banałów. Cóż może poczuł coś, gdy dojrzał do tego, by nie pławić się w uwielbieniu fanek, albo może wtedy, gdy pomyślał, że jednonocne przygody nie porozmawiają z tobą o kłótni z bratem czy o tym, jak czasami męczy go to wszystko. Nie było też tak, że nagle zapałali do siebie wielkim uczuciem, nie, zdecydowanie to nie był romans warty opisania, książki, by z tego nie było. Tyle, że on nie potrzebował uwagi, miał jej już wystarczająco, by chcieć w końcu mieć coś tylko dla siebie. I chyba właśnie tak to wszystko się zaczęło, od poszukiwania spokoju, zrozumienia i towarzystwa drugiej osoby.

Głośny dziewczęcy śmiech rozległ się na korytarzu i Niall błagał w myślach, by nie okazało się, że jakimś fankom udało się przedostać do hotelu. Nie miał nic przeciwko zdjęciom, ale teraz chciał odpocząć, może pójść spać albo pooglądać coś nudnego w telewizji. Na pewno nie miał ochoty na rozdawanie autografów i uśmiechów. Nie byłby sobą, gdyby nie dowiedział się co jest grane. Uchylił drzwi i zerknął na korytarz, a po chwili odetchnął z ulgą i wyszedł z pokoju.

-Gemma Styles – odezwał się głośno, zaskakując dziewczynę, która obróciła się w jego stronę.

-We własnej osobie – blondynka uśmiechała się idąc w jego stronę.

-Harry nie mówił, że przyjeżdżasz.

-Chciałam zrobić wejście w wielkim stylu, wiesz przecież, jak uwielbiam skupiać uwagę wszystkich na sobie – dziewczyna zażartowała i stanęła przed nim wyczekująco.

-Jasne wariatko, pewnie twój brat nawet nie wie, że tu jesteś prawda? – uniósł jedną brew, oczekując odpowiedzi, którą i tak już znał.

-Cóż po prostu wsiadłam do przypadkowego samolotu i zjawiłam się tutaj, znasz mnie, a tak poważnie to Louis dzwonił do mnie i prosił żebym wpadła, podobno Harry nie jest w formie –po chwili westchnęła przeciągle i pokręciła głową – dostanę powitalny uścisk, czy może muszę zacząć piszczeć na twój widok i prosić o zdjęcie?

-Jak sobie pani życzy –ukłonił się przed nią, a później przyciągnął ją do mocnego uścisku – dobrze cię widzieć.

-Ciebie również. Uprzedzam, że kiedy Harry będzie spędzał cały wolny czas ze swoim managerem i chłopakiem Louisem, będziesz na mnie skazany – powiedziała, odsuwając się od niego z ociąganiem.

-Nie ma sprawy, jeśli tylko w nasze wspólne spędzanie czasu uwzględnisz alkohol, trochę snu, jedzenie i robienie głupstw.

-Myślę, że się dogadamy, a teraz wybacz, ale pójdę oznajmić mojemu bratu, że już jestem. Zobaczymy się później.

-Trzymam za słowo – obserwował jak szła w stronę pokoju zajmowanego przez Harry'ego i zastanawiał się, czy pewność siebie to coś co Stylesowie mają w genach. Siostra bruneta miała w sobie siłę, której pozazdrościliby jej inni ludzie i to przyciągało wzrok i uwagę innych. A on nie był wyjątkiem w tej kwestii.

***

-Poważnie, dlaczego nie możecie zachowywać się jak cywilizowanie ludzie? – dziewczyna zaprezentowała minę, która miała wyrażać oburzenie, ale Niall widział, jak starała się zamaskować uśmiech.

-A co niecywilizowanego robiliśmy? – wzruszył ramionami i zaśmiał się widząc jak przewraca oczami. – Louis nie wezwał nas na dywanik także chyba nic złego się nie wydarzyło.

-Cóż od kiedy Niallu Horanie, biega się po hotelowym korytarzu w samej bieliźnie? To jest twoim zdaniem normalne?

-Siadaj i nie marudź – poklepał miejsce na łóżku obok siebie, ignorując jej wcześniejsze słowa – brałem prysznic, nie chciało mi się ubierać, bo i tak nigdzie nie wychodzę, a towarzystwo mamy przeważnie męskie, więc nie widzę w tym problemu. Ty też możesz spacerować w samej bieliźnie po korytarzu, myślę, że nikt nie będzie miał nic przeciwko, a niektórzy docenią widoki.

-Jesteś okropny – uderzyła go pięścią w ramię – i myślę, że Harry mógłby mieć coś przeciwko – dodała, po chwili wtórując mu śmiechem.

-Ja cię komplementuję, a ty mnie bijesz. Kobietom nigdy nie dogodzisz – mruknął pozornie sam do siebie, ale kątem oka obserwował reakcję dziewczyny.

-Może jestem głucha, ale nie wyłapałam tam żadnego komplementu – zauważyła obojętnym głosem, kładąc się wygodniej na dużym, hotelowym łóżku.

-Jesteś głupia, a nie głucha – prychnął, kładąc się na boku, tak by obserwować dziewczynę z góry – wyraźnie powiedziałem, że będą podziwiać widoki, więc...- zawiesił głos, tak by sama domyśliła się co ma na myśli.

-Więc?

-Masz ładne ciało.

-Dzięki Nialler – roześmiała się głośno na widok jego zdezorientowanej miny, która po chwili została zastąpiona wyrazem całkowitego zrozumienia.

-Ty wymuszaczu komplementów! – wykrzyknął – dobrze wiedziałaś co miałem na myśli. Jesteś nieznośna, o wiele gorsza niż Harry.

-Dobra, dobra przyznaje, wiedziałam, ale chciałam usłyszeć to z twoich ust – przyznała z zadowoleniem, wcale nie kryjąc się z tym, że zmusiła go do powiedzenia tych kilku słów – a teraz, jeżeli już przetrawiłeś to w swojej głowie to powiedz Niall, robiłeś kiedyś graffiti?

-Powinienem się bać? – uśmiech pojawił się na jego twarzy, bo nigdy nie odmówi dobrej zabawy, a ostatnio razem z Gemmą mieli coraz lepsze pomysły na spędzanie czasu.

-Skądże, czy mogłabym zrobić ci krzywdę? – poklepała go po policzku i po raz pierwszy Niall poczuł się inaczej, gdy dotknęła jego skóry. To powinien być dla niego jakiś znak, ale zignorował go tak jak później ignorował wszystkie inne.

-W takim razie chodźmy – wstał i podał jej dłoń, którą od razu chwyciła.

-Nadchodzimy! – wykrzyknęła roześmiana, nie puszczając jego dłoni jeszcze przez długi czas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top