Black and White
Bardzo lubię ten rozdział, mam nadzieję, że wam też się spodoba. Miłego czytania :)
2.Black and White
There'll never be another
I promise that I'll love you for the rest of my life
Nie wiedział, jak to się stało, że znalazł się w tym miejscu. Siedział zupełnie sam, wpatrując się w spokojną taflę jeziora. Za nim w oddali majaczył wielki, śnieżnobiały namiot. Jakaś melodia dobiegała do jego uszu, ale głośniejszy był dźwięk szumiącego, letniego wiatru. Przyszedł tutaj, zostawiając za sobą roześmiane towarzystwo, bawiących się gości, szczęśliwych nowożeńców i kobietę, która nie była jego, ale nadal miała coś, co należało do niego, coś co podarował jej kilka lat temu, mimo że wcale tego nie pragnęła.
Nie wiedział, jak znalazł się na tym etapie swojego życia, ale wolał słuchać odgłosów natury, niż spędzać czas z bliskimi. Powinien być duszą towarzystwa, taka była jego rola i pewnie nie spisywał się zbyt dobrze, ale przecież wymknął się dopiero teraz. Zerknął przez ramię na bawiący się tłum, nie było jeszcze zbyt późno, więc większość gości tańczyła i bawiła się w najlepsze. Nie mógł się im dziwić, w końcu to było wesele, jeden z najradośniejszych dni w życiu człowieka. Tak przynajmniej mówili wszyscy, którzy tego doświadczyli. Wiedział, że nie może siedzieć tutaj w nieskończoność, w końcu ktoś zacząłby go szukać i zadawać dziwne pytania. Zresztą czekały ich jeszcze pamiątkowe zdjęcia, na samą myśl o tym skrzywił się. Nie wiedział, jak to przetrwa, chociaż miał już wprawę w udawaniu, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Czasami udawało mu się nabrać nawet samego siebie, więc był w tym świetny. Zresztą obiecał młodej parze, że zaśpiewa dla nich jakąś piosenkę. Był im to winien, chociażby ten jeden utwór. Cały czas zastanawiał się, co zaśpiewać, nie chciał wykonywać żadnej ze swoich piosenek, to byłoby zbyt wiele, ale jedna z nich ciągle chodziła mu po głowie.
Myślał, że przyjście tutaj bez osoby towarzyszącej będzie w porządku, ale w chwili, gdy ją zobaczył, wiedział, że popełnił błąd. To było oczywiste, że będzie z nim, jak w ogóle mógł pomyśleć, że będzie inaczej. W końcu byli razem już od jakiegoś czasu, a na ślub przychodzi się z kimś bliskim. Gdyby nie był drużbą, upiłby się w starym dobrym stylu, ale nie mógł tego zrobić, nie tej nocy.
Nie mógł dłużej siedzieć w tym miejscu, uciekanie przed nieuniknionym było słabe, a przecież nie był tchórzem, odkąd nie miał nic do stracenia. Ostatni raz spojrzał na spokojne jezioro i wstał z ławki, na której siedział. Jeszcze kilka godzin, wytrzyma tyle, a później wróci do swojego domu i spróbuje pozbierać się na nowo, poukładać wszystko, co runęło po raz kolejny jak cholerny domek z kart. Prychnął, kręcąc głową z zażenowania, był śmieszny. Może w tworzeniu piosenek złamane serce było czymś pożądanym, ale w prawdziwym życiu czuł się jak skończony frajer.
Wszedł do namiotu i z całych sił starał się nie rozglądać. Od progu zauważył Anne tańczącą z Harrym, uśmiechnął się na ten rodzinny obrazek, ale po chwili jego wzrok skierował się w stronę stołu, przy którym siedział. Widząc osoby, które przy nim siedziały, zrezygnował z zajęcia miejsca i zwyczajnie przystanął w miejscu, obserwując, jak dobrze bawią się pozostali goście. Gdzieś w oddali mignął mu Liam, ale już dawno minęły czasy, gdy podszedłby do niego i starał się nawiązać rozmowę. Teraz dzieliło ich zbyt wiele lat, doświadczeń i przekonań. Zgoła inaczej rzecz miała się z Louisem i Harrym, cały czas myślał, że kiedyś będą rodziną, był pewien, że tak właśnie się stanie, a później... później wszystko uległo zmianie i zyskał pewność, że już na zawsze będą tylko przyjaciółmi.
– Gdzie nam zniknąłeś stary? – szatyn pojawił się znikąd i nawet jeśli Niall chciał stąd uciec, albo zacząć wrzeszczeć, wystarczył widok szczęśliwego Louisa, by otrzeźwić go i sprowadzić do pionu. Lou jak nikt inny zasługiwał na spokojne i szczęśliwe życie u boku ukochanej osoby.
– Poszedłem się trochę przewietrzyć, ale już jestem – powiedział z uśmiechem, zarzucając rękę na ramiona przyjaciela. – Wszystko w porządku?
–W jak najlepszym, jest idealnie Niall, tak jak sobie wymarzyliśmy – Louis promieniał i swoim entuzjazmem zaraził nawet jego, chociaż to było trudne zadanie.
– Cieszę się, uroczystość była piękna i wydaje mi się, że wesele jest równie udane. Wszyscy dobrze się bawią, nikt się nie upił i nie wygłaszał żadnych żenujących przemówień. Myślę, że ślub państwa Tomlinson można uznać za wydarzenie roku – powiedział odrobinę uszczypliwie i roześmiał się głośno, gdy poczuł jak szatyn szturcha go łokciem w bok.
– Wiesz, razem z Harrym nie możemy się doczekać, kiedy w końcu poznamy jakąś przyszłą panią Horan, także Niall zabierz się w końcu do pracy. Musimy mieć dzieci w podobnym wieku, przestań się ociągać i szukać jakiejś księżniczki – głos Louisa był pełen humoru, ale to co mówił, każde wypowiedziane słowo wbijało się w jego serce jak sztylet.
Tak naprawdę nikt nie wiedział, co się wydarzyło, nikt nie miał pojęcia, co czuł, gdy jego świat w pewien sposób się skończył. Przyjaciele nie wiedzieli, że zbudował swoje życie wokół jednej osoby i gdy wszystko nagle dobiegło końca, nie potrafił pozbierać się i żyć dalej. Zrobił coś głupiego, pozwolił, by druga osoba stała się jego domem, schronieniem i bezpieczną przystanią. Po wszystkim został bez niczego i chociaż mógł mieć wszystko, czego tylko by zapragnął, w rzeczywistości był bezdomny, ponieważ jego domem był ktoś, kto go nie chciał. Taka była brutalna prawda, został odrzucony, był niechciany.
– To co Nialler, zaśpiewasz coś dla nas? – Harry podszedł do nich, gdy tylko skończył tańczyć z mamą. – Zgodziliśmy się, że nie będziecie przemawiać, ale piosenki były obiecane. Liam już zaśpiewał, teraz kolej na ciebie.
– Nie daj się prosić – szatyn poklepał go po plecach. – Dalej Nialler, na pewno masz w zanadrzu jakiś romantyczny kawałek.
– Jesteście najbardziej upierdliwym małżeństwem, jakie znam – westchnął i wiedząc, że i tak nie ma szans, by wymigać się od piosenki, ruszył w stronę małej sceny dla muzyków. Wszedł na podest i odebrał gitarę od jednego z mężczyzn. – Przepraszam za małą przerwę w zabawie, ale tych dwoje tam – wskazał na Harry'ego i Louisa – zażądało piosenki, zagrozili mi, że jeśli nie zaśpiewam, będę musiał wygłosić przemowę, więc zdecydowanie wolę zaśpiewać – usłyszał śmiech gości i sam poczuł, jak stres kumulujący się w nim przez cały dzień powoli opuszcza jego ciało. W końcu był na scenie, jeżeli gdzieś czuł się dobrze, to właśnie w tym miejscu. – Może kojarzycie utwór, który zaśpiewam. Jeśli będzie zbyt słodko, to wybaczcie, jestem pewny, że później zespół powróci i rozrusza tę imprezę – odchrząknął cicho i odszukał wzrokiem zakochane małżeństwo. – To dla was panowie, wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Obyśmy wszyscy czuli się kiedyś choć w połowie tak szczęśliwie zakochani jak wy.
That first night we were standing at your door
Fumbling for your keys, then I kissed you
Ask me if I wanna come inside
'Cause we didn't want to end the night
Then you took my hand, and I followed you
Mógł zaśpiewać każdą inną piosenkę, smutną balladę o nieszczęśliwej miłości, folkowy utwór o radości z życia, ale wybrał coś takiego. Zastanawiał się, czy ci wszyscy ludzie są świadomi tego, jak bardzo odsłania przed nimi swoje serce. Pewnie nie, ponieważ to tylko piosenka, kolejny singiel z płyty, dla każdego mogła ona znaczyć coś zupełnie innego. Śpiewał ją tyle razy na żywo, robił to już automatycznie, ale nadal tekst zmuszał go do myślenia o tym, co się wydarzyło.
Yeah, I see us in black and white
Crystal clear on a starlit night
In all your gorgeous colors
I promise that I'll love you for the rest of my life
Widział, jak Louis i Harry tańczą powoli, uśmiechając się do siebie delikatnie. Zawsze kiedy ich obserwował, czuł się jak podglądacz. Tych dwóch facetów było w sobie tak szaleńczo zakochanych, kiedy byli razem, reszta świata mogła nie istnieć. Zazdrościł im tego, odnaleźli się przypadkiem lub może to było przeznaczenie. Poznali się jako młodzi mężczyźni i zakochali w sobie tak szybko i gwałtownie, że do dziś trudno mu w to uwierzyć. Jednak najbardziej zazdrościł im tego, że przetrwali wszystkie burze i sztormy, które ich spotkały. Wiedział o wszystkim, co ich spotkało, o rozstaniach, zdradach, próbach ułożenia sobie życia z dala od siebie. Louis, z którym zawsze był bliżej niż z Harrym, zbyt wiele razy opowiadał mu o tym, co przeszli i Niall chciałby kiedyś móc opowiadać swoją szczęśliwą historię, ale nie sądził, że będzie mu to dane.
I promise that I'll love you for the rest of my life
Z całych sił starał się nie patrzeć w jej kierunku, ale jeżeli chodziło o nią, zawsze był głupcem. Automatycznie uderzał w struny i odważył się zerknąć w stronę stolika, przy którym powinna siedzieć. Nie widział jej od tak dawna, miał wrażenie, że powoli zapominał, jak brzmi jej głos, jak wygląda, gdy się śmieję, jakie to uczucie, gdy jej dłoń dotyka twojej skóry. Zauważył ją od razu, nie zmieniła się zbyt wiele od czasu ich ostatniego spotkana, tylko jej włosy były ciemne, tak jak wtedy gdy się poznali. Uśmiechnął się, myśląc o tym, że mogli zmienić się tak bardzo, a w rzeczywistości zmianie uległy tylko ich fryzury. Oboje z jasnych włosów powrócili do tego co naturalne i chociaż to brzmiało idiotycznie, dla niego było kolejnym dowodem na to, że łączyło ich coś więcej niż przelotne uczucie.
Widział, jak siedzi obok niego, obok osoby, dla której go zostawiła. Został porzucony, wymieniony na kogoś lepszego, kogoś kto dał jej to, czego on nie był w stanie, chociaż starałby się i zrobił dla niej wszystko. Nie traktował go jak swojego rywala, nie mógł, ponieważ nigdy nie dostał nawet szansy, by zawalczyć z nim o jej względy. Został wyeliminowany już na starcie. Opierała głowę o jego ramię, uśmiechając się delikatnie, tak jakby o czymś myślała. Jego ramię obejmowało ją w talii i wiedział doskonale, jakie to uczucie trzymać ją w ten sposób. Tak samo dobrze pamiętał, jak to jest wywoływać jej głośny śmiech, czuły uśmiech czy rozbawione prychnięcie.
Nawet na niego nie spojrzała, nie zwróciła uwagi na to, co śpiewał, jak śpiewał. Zignorowała go całkowicie, jakby był niewidocznym artystą, kolejnym nieznanym facetem wyśpiewującym miłosną piosenkę. Tak jakby nie śpiewał dla niej, o niej, jakby nie starał się, nie błagał chociaż o jedno spojrzenie, jeden uśmiech. Odłożył gitarę i zszedł ze sceny, czując się w ten sam sposób co zawsze. Totalny przegrany, żałosny aktor na scenie swojego życia.
– Dziękujemy Niall, to było niesamowite – poczuł uścisk Harry'ego i starał się go oddać równie entuzjastycznie, ale wiedział, że poległ już na starcie. – Będziesz śpiewał tę piosenkę na swojej trasie?
– Cóż taki jest plan, zobaczymy, czy się uda – uśmiechnął się do Louisa, który przyglądał mu się uważnie.
– Już nie możemy się doczekać, aż usłyszymy twoją płytę na żywo – powiedział szatyn, obejmując swojego męża ramieniem. – Piosenki są niesamowite, muszę przyznać, że nie spodziewałem się po tobie czegoś takiego, ale płyta jest genialna, aż zaczynam żałować, że zdecydowałem się zostać managerem tego głupola. Z tobą mógłbym zwojować świat.
– Tak, napisałeś świetne utwory, a przecież mówiłeś, że nie chcesz więcej pojawiać się na scenie i tworzyć – zauważył Harry, przypominając mu, co mówił zaraz po ogłoszeniu końca ich zespołu.
– Ludzie zmieniają zdanie, tak było też ze mną – odparł, siląc się na nonszalancję. Nie mógł przecież powiedzieć, że nie wróciłby do śpiewania, gdyby nie to, że ktoś złamał mu serce, a jedynym lekarstwem była wtedy muzyka i tworzenie piosenek. – Wpadniecie na jakiś koncert prawda?
– Jasne stary, zaraz po naszej podróży poślubnej, czyli trasie koncertowej Harry'ego. Chociaż ja liczę na to, że uda mi się wpaść wcześniej. Nie będę z nim non stop, bo za chwilę usłyszę, że jestem zaborczym mężem i managerem dyktatorem – Tomlinson obrócił się i pomachał do kogoś. – Przepraszam, ale musimy iść, Lottie daje mi jakieś enigmatyczne znaki, więc chyba czegoś od nas chce. Zobaczymy się później, a teraz możesz się trochę zabawić, zwalniamy cię z obowiązków drużby – szturchnął go pięścią w ramię. – Widzimy się później Nialler.
Niall nie czekał długo, gdy tylko para odeszła od niego, ruszył w stronę wyjścia, zgarniając po drodze butelkę z pierwszym alkoholem, jaki nawinął mu się pod rękę. Wyszedł na zewnątrz, gdzie już dawno zapadła ciemność. Całe szczęście cały teren aż do jeziora był rozświetlony, więc bez problemu dotarł do miejsca, gdzie siedział wcześniej. Tym razem zrezygnował z ławki i usiadł trochę bliżej jeziora, na trawie. Odkorkował już otwarte wino i pociągnął duży łyk, krzywiąc się na słodki smak alkoholu. Cóż, mógł patrzeć, co ze sobą zabiera, teraz ma za swoje. Wzdrygnął się, gdy usłyszał jakieś kroki, a po chwili zauważył Gemmę, stojącą obok niego.
– Boże, chodzenie w szpilkach po trawie to fatalny pomysł – dziewczyna oparła jedną dłoń na jego ramieniu i starała się zrzucić buty ze stóp, przy okazji nie opuszczając jakiejś butelki. – Nareszcie – westchnęła z ulgą, pozbywając się obuwia. Brunetka najwidoczniej miała w planach usiąść obok niego, nie zważając na swój strój.
– Pobrudzisz swoją sukienkę – zauważył i pamiętając, jaka jest lub może jaka była dawniej, zrzucił z ramion swoją marynarkę i położył ją na trawie. – Proszę.
– Nie musiałeś tego robić, wiesz, to tylko kiecka wybrana przez Harry'ego, nic wielkiego – zażartowała i usiadła obok mężczyzny, uśmiechając się w tak znajomy sposób. – Widziałam, jakie paskudztwo przyniosłeś ze sobą, więc postanowiłam cię uratować – pomachała butelką, którą cały czas trzymała w dłoniach. – Oddział ratunkowy przybył.
– A czym masz zamiar mnie ratować?
– Jak to czym? – zapytała z oburzeniem. – Oczywiście, że mocną whisky, jak za starych dobrych czasów.
– Pozostaje mi tylko podziękować za ratunek – posłał jej słaby uśmiech. Naprawdę starał się wyglądać na zadowolonego i szczęśliwego, ale nie potrafił pozbyć się myśli, że to tylko chwila, która zaraz dobiegnie końca.
– Nie ma za co – wzruszyła ramionami i wyciągnęła w jego stronę dłoń z butelkę. – Możesz pić pierwszy.
– Dzięki – wziął jeden duży łyk pod jej czujnym spojrzeniem i oddał alkohol.
– Myślałam, że przez całe wesele nie uda nam się porozmawiać, miałam wrażenie, że co chwilę ktoś czegoś od nas chce i będziemy mijać się przez ten czas.
– Tak, wiesz, w końcu ktoś musi pomóc parze młodej – butelka krążyła pomiędzy nimi i Niall nie mógł nie wspominać tego, co było kiedyś, ich wspólnych wieczorów i nocy, głośnego śmiechu, cichych rozmów, słów mówionych szeptem, tak by nikt nie był ich świadkiem.
– Oni świetnie radzą sobie sami. Myślałam, że zaśpiewasz im jakiś stary cover, wiesz może coś The Pouges, a nie twoją autorską piosenkę – dziewczyna płynnie zmieniła temat, porzucając kwestie ślubu i wesela.
– Słuchałaś mojej płyty? – obrócił głowę tak szybko, że poczuł, jak coś przeskakuje mu w karku, ból rozszedł się po jego ciele, ale zignorował go, musiał tylko usłyszeć odpowiedź Gemmy.
– Nie, jeszcze nie miałam okazji, ale przesłucham na pewno. Słyszałam, że recenzje są świetne i niczego innego się po tobie nie spodziewałam, chociaż zaskoczyłeś mnie. Mówiłeś, chcesz odpocząć, że nie chcesz robić niczego związanego z muzyką, a tu nagle usłyszałam, że wydajesz płytę. Byłam zdziwiona, ale na pewno pojawię się na jakimś koncercie – głos dziewczyny brzmiał inaczej, ale Niall nie był już niczego pewny, jeżeli chodziło właśnie o nią.
– Też nie myślałem, że wydam płytę, a tym bardziej, że ruszę w trasę, ale trochę się pozmieniało, chciałem napisać te piosenki, a teraz chcę, żeby inni również je usłyszeli – mówił, nie patrząc na nią. Sam nie wiedział, czy odczuwa ulgę, czy też zawód, z powodu tego, że Gemma nie przesłuchała płyty, że nie była nawet ciekawa tego, co stworzył. Jej obojętność była czymś, do czego nie przywykł.
– Tęskniłam za tobą Niall.
Czuł na sobie jej wzrok, ale nie miał odwagi, by na nią spojrzeć. Bał się, że wtedy pozwoli sobie powiedzieć coś, co przemilczał kilka lat temu. Te słowa byłyby nieodwracalne i zmieniłyby wszystko. Nie chciał ryzykować utraty tego, co mieli, nawet jeśli była to tylko krótka rozmowa raz na kilka lat. Milczał, a cisza pomiędzy nimi przedłużała się, stając się coraz bardziej niekomfortowa. Musiał coś zrobić, powiedzieć cokolwiek, w końcu był Niallem, a to zobowiązywało do uśmiechu, radosnej rozmowy i uszczęśliwiania innych.
– Ja za tobą też – nie skłamał, powiedział po prostu zbyt mało, ale Gemma nie musiała tego wiedzieć.
– Dlaczego się nie odzywałeś? Jeżeli tęskniłeś, dlaczego nie zadzwoniłeś? – głos dziewczyny był pełen żalu i niezadowolenia. Robiła mu wyrzuty i wyglądała na złą.
– Nie chciałem ci przeszkadzać i nie wiedziałem, czy to będzie w porządku.
– Dlaczego miałoby być nie w porządku? Nie rozumiem, zresztą nieważne, chciałam ci coś powiedzieć – dziewczyna odchrząknęła, a on spojrzał na nią z zainteresowaniem, nie chcąc nawet dopuścić do siebie nadziei, że mogłaby odwzajemnić jego uczucia. – Daniel oświadczył mi się dzisiaj i...
– Gratulacje – poderwał się ze swojego miejsca i wymusił na twarzy fałszywy uśmiech. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, nie wiadomości o tym, że osoba, w której jest zakochany, właśnie się zaręczyła. Tego było za dużo, nawet jak na niego. – Muszę już iść, obiecałem Harry'emu, że będę na jakimś grupowym zdjęciu. Jeszcze raz gratuluję, Daniel wydaje się świetnym facetem, dobry wybór. Do zobaczenia – obrócił się na pięcie i szybkim krokiem odszedł od dziewczyny.
Nie mógł przebywać w jej towarzystwie ani chwili dłużej, czuł, jak coś zaciska mu się w gardle i nie może oddychać. Atak paniki był bliżej, niż mógł się tego spodziewać. Wszedł do łazienki i zatrzasnął za sobą drzwi. Usiadł na podłodze i starał się oddychać powoli i głęboko, ale wszystkie starania szły na nic, nie potrafił się uspokoić, nie kiedy jedyne o czym mógł myśleć, to ślub Gemmy z kimś, kto nie był nim. Nie mógł tu zostać, chciał wrócić do swojego domu, spakować torby i ruszyć w trasę, chciał zająć się muzyką i oderwać od wszystkich myśli. Chciał znów cieszyć się każdym dniem, bez rozmyślania, co by było gdyby. Przegrał, teraz wiedział to już na pewno. Mógł walczyć, ale teraz kiedy miał pewność, że Gemma jest szczęśliwa i zakochana, musiał odpuścić i pozwolić jej odejść. I może spróbować znaleźć trochę szczęścia dla siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top