16. Nothing
To ostatni rozdział tej historii. Mam nadzieję, że polubiliście chociaż troszkę ten tekst i będziecie czasem do niego wracać. To była emocjonalna opowieść, cieszę się, że udało się ją skończyć. Miłego czytania :)
What do i really want
In this stormy life?
What choices do i really have
With this heart of mine?
W całym swoim życiu niezależnie od tego, jak jest długie, człowiek zamyka wiele drzwi. Czasem dobrowolnie, innym razem jest do tego zmuszony. Zdarza się, że drzwi zamykają się same, bez naszego udziału, czy zgody. Są też chwile, gdy zamykamy je z donośnym trzaśniecie, którego dźwięk roznosi się echem po naszym życiu jeszcze przez wiele lat, a czasem to ciche kliknięcie zamka, do którego wracamy myślami w najbardziej przygnębiających momentach.
Niall nie był wyjątkiem. Nie raz wracał momentami do chwil, gdy miał dość, odchodził, mówiąc, że to koniec i nigdy więcej nie wróci do tego, co było. Odcinał się, starał zapomnieć, zacząć wszystko od nowa, ale zawsze wracał i kończył, jak największy przegrany. Lata temu, gdy był jeszcze młodym i naiwnym dzieciakiem zawsze wybierał ucieczkę, taką, która była głośna i ostentacyjna, teraz zrozumiał, że nie wszystkie drzwi da się tak po prostu zamknąć, nie od wszystkiego można uciec bez odwracania się za siebie. Drzwi, które zamknął bardzo szczelnie w którymś momencie uchyliły się i wszystko to, o czym starał się zapomnieć, powróciło i wywróciło jego życie do góry nogami.
Wielokrotnie powtarzał sobie, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Nudne przysłowie, które miało sprowadzić go na ziemię i uzmysłowić mu, że nie powinien zaczynać po raz kolejny tego, co już dawno zostało skończone. Z tym, że w pewnym momencie uzmysłowił sobie najbardziej oczywistą rzecz, przecież nigdy nie da się wejść do tej samej rzeki, woda płynie, zmienia się i stopa postawiona w tym samym miejscu nie oznacza wejścia po raz kolejny do rzeki, którą się tak dobrze znało. To, że próbował po raz kolejny, dawał szansę czemuś, co skończył lata temu, nie oznaczało, że wszystko skończy się tak jak wtedy. Zmienił się, jego życie się zmieniło, wszyscy dorośli i może mogli pozwolić sobie spróbować raz jeszcze. Może mogli wejść raz jeszcze do tej samej rzeki ze świadomością, że płynąca w niej woda jest zupełnie inna.
***
Wpuszczając do domu kolejnych osoby uświadomił sobie, że nigdy nie zrobił parapetówki. Mieszkał w tym domu od dobrych kilku lat, ale poza kilkoma osobami raczej nie przyjmował tu gości. To było letnie popołudnie. Słońce nadal świeciło, ale przesuwało się coraz niżej po błękitnym niebie. Gdyby rok temu ktoś powiedział mu, że jego życie będzie wyglądało w ten sposób pewnie uznałby to za żart.
Drzwi otworzyły się zanim zdążył do nich podejść, a po chwili miał już w ramionach małą dziewczynkę, która witała się z nim entuzjastycznie.
- Jasmine, ile razy prosiłam żebyś używała dzwonka do drzwi i nie wpadała do czyjegoś domu w ten sposób – Gemma pojawiła się na korytarzu z Anne, która szła za nią śmiejąc się głośno ze swojej wnuczki.
- Ale to nie jest dom kogokolwiek, tylko wujka – pięciolatka natychmiast zaprotestowała, obejmując Nialla ramieniem, przyciskając swój policzek do jego twarzy.
- Nie możesz zachowywać się jak dzikie zwierzątko – brunetka zwróciła uwagę swojej córce, ale została zignorowana, ponieważ na horyzoncie pojawiła się Astra.
- Astra! – wykrzyknęła i zaczęła wiercić się w ramionach Nialla, który postawił ją na podłodze, wiedząc, że nie jest w stanie wygrać jej uwagi, jeżeli w pobliżu pojawiają się zwierzęta.
Obserwował jak dziewczynka wybiega prosto do ogrodu, gdzie Louis i Harry starali się rozpracować nowego grilla, który był jeszcze nieużywany, a Eric kopał piłkę czekając na jakieś towarzystwo. Obrócił się w stronę gości, uśmiechając się jak wariat, gdy spojrzał na Anne. Nie widział jej od wielu lat, nie wiedział, co o nim sądziła, czy nadal myślała o nim dobrze, a może coś się zmieniło.
-Cześć – Gemma przeszła obok niego i dopiero teraz zauważył, że trzyma w dłoniach jakiś duży karton, to musiał być tort, który obiecała przywieźć. – Zaniosę to do kuchni i pójdę pomóc chłopakom. Louis pisał do mnie od kilku minut, że nie ma najmniejszych szans, by ten grill zadziałał, jeżeli Harry będzie się koło niego kręcił. Poważnie, chyba ktoś musi powiedzieć mojemu bratu, że nie radzi sobie najlepiej z grillowaniem i tym kimś będę ja.
Zaśmiał się, słysząc jej słowa. Wiedział, że miała rację, Harry uważał się za eksperta w każdej kuchennej dziedzinie i nikt nie mógł wytłumaczyć mu, że to nie do końca była prawda.
- Moje dzieci zaraz będą się kłócić, a moje wnuki będą ich obserwować. Co za wstyd – Anne podeszła do niego, wyciągając w jego stronę ramiona. – Jak cudownie cię widzieć. Minęło za dużo czasu.
- Cieszę się, że zdecydowałaś się przyjechać – objął ją, przypominając sobie, jak dobrze było mieć ją po swojej stronie. Pamiętał, jak zawsze zazdrościł Louisowi dołączenia do rodziny Styles.
- Nie mogło mnie to ominąć, ale chciałam też z tobą porozmawiać – chwyciła go pod ramię i wolnym krokiem ruszyła w stronę tarasu, gdzie czekał już stół i wygodne krzesła. – Wiesz Niall, nie sądziłam, że jeszcze się spotkamy. Nie w takiej sytuacji.
- Ja też się tego nie spodziewałem – usiedli na ławce, obserwując walczące rodzeństwo i bezradnego Louisa, który stał pomiędzy nimi.
- Kocham moją córkę, ale nie byłam ślepa przez te wszystkie lata. Dlatego chcę z tobą porozmawiać.
- Anne...
- Nie – przerwała mu surowym głosem. Nigdy nie mówiła do niego w ten sposób, więc zamknął się natychmiast. – Musisz mnie posłuchać i to zrobisz. Widziałam was, kiedy byliście tymi głupiutkimi dzieciakami, którym wydawało się, że cały świat należy do nich. Widziałam, kiedy Harry zakochiwał się w Louisie, jak szaleniec, bez żadnych hamulców i zastanowienia. A później widziałam moją córkę, która zaczęła być tak szczęśliwa, jak nigdy w życiu i pojawiłeś się ty. Byłam jej matką, wiedziałam od razu, ale myślałam, że wy też zdajecie sobie z tego sprawę, z tego, co was łączy. Okazało się, że byłam w błędzie. Niall nie winię cię, wiem, że uważałeś, że mam do ciebie jakiś żal, ale to nieprawda. Miałam ogromny żal do Gemmy, wiedziała, że popełnia błąd, a mimo to brnęła w to dalej. Byłam przy niej kilka minut przed ślubem, Niall ona wychodziła za mąż za Daniela, ale kochała ciebie. Zatrzymała nie swój ślubny bukiet, ale kwiaty, które wtedy jej przysłałeś. Chciałam ją przekonać, ale była nieugięta, a później wydawało mi się, że coś się zmieniło, urodziła się Jasmine i myślałam, że może poczuła coś do Daniela i zapomniała o tobie – Anne zaśmiała się, ale mógł się tylko domyślać, że wtedy, jako matka wcale nie czuła radości. – A później przyszedł rozwód, ale wcale nie była załamana, nie tak, jak mogłam się tego spodziewać. Niall, to co chcę powiedzieć, to tylko to, że zraniliście się bardzo mocno, niszczyliście się nawzajem przez lata, nie potrafiąc normalnie ze sobą porozmawiać. Zachowaliście się dziecinnie, a teraz po latach wygląda, jakby wszystko wróciło do normy i nie wiem, czego powinniśmy się teraz spodziewać, ale chciałabym tylko żebyście zachowywali się dojrzale, niezależnie od tego, co się między wami wydarzy.
Obserwował Harry'ego i Gemmę, którzy spierali się o coś, gestykulując przy tym intensywnie. Louis postanowił ich ignorować i dołączył do Erica, rozgrywając mały mecz. Słuchanie tego, co mówiła Anne, uzmysłowiło mu, że to, co działo się pomiędzy nim, a Gemmą miało wpływ na wszystkie osoby z ich otoczenia.
- Słyszałem, że rodzina Tomlinson trochę się powiększy – zagadnął, ale Anne zgromiła go spojrzeniem.
- Nie zmieniaj tematu, Niall – pokręciła głową, patrząc na swojego zięcia i wnuka. – Cieszę się, że w końcu się zdecydowali – dodała po chwili o wiele cieplejszym głosem. – Lou mówił, że Eric co jakiś czas pytał o rodzeństwo, więc bycie jedynakiem chyba go nie zadowalało.
- Ciekawe, czy będzie mówił to samo, gdy dowie się, że ma siostrę – zażartował, śmiejąc się głośno i przyciągając spojrzenia wszystkich gości.
- Tej rodzinie przyda się jakiś kobiecy pierwiastek – Anne pomachała do wnuka, który przyglądał się im uważnie, zapewne chcąc dowiedzieć się, co ich tak rozbawiło. Eric okazał się niezwykle intuicyjny i chociaż jego i Louisa nie łączyła krew, wydawać się mogło, że jednak są spokrewnieni. Chłopiec miał w sobie ciekawość świata i spokój, ale też wrażliwość i ciepło, wszystko to, czym Louis oczarował Harry'ego, nic więc dziwnego, że stał się oczkiem w głowie Stylesa. – A Jasmine przyda się kuzynka.
Tym razem popatrzyli na dziewczynkę, która siedziała na trawie rzucając Astrze małą piłkę. Zazwyczaj energiczna i głośna, uspokajała się w towarzystwie zwierząt. Gemma nadal nie zgodziła się na zwierzątko domowe, więc mała chciała spędzać cały wolny czas w domu Nialla.
- Nie pozwól zranić się ponownie, dobrze? – Anne chwyciła jego dłoń i ścisnęła ją mocno. Myślał, że skończyli już ten temat, ale kobieta najwyraźniej nie chciała mu odpuścić. – Wiem, że macie się ku sobie, widzę to, zresztą każdy, kto przebywa obok was może to dostrzec, ale tym razem przemyślcie wszystko dokładnie, a może nie myślcie wcale, bo ostatnio nic dobrego z tego nie wyniknęło.
-Anne – zaczął, chwytając drugą dłonią ich złączone palce. – Nie mamy się ku sobie, chyba błędnie odczytujecie naszą przyjaźń. Ja i Gemma w końcu po latach możemy normalnie rozmawiać, spędzamy ze sobą czas. Nie mieliśmy tego od tak dawna, więc ostatni rok był dla nas niezwykły i doceniam każdą naszą wspólną chwilę, ale to tyle. Nie łączy nas nic więcej.
- Dobrze, po prostu cokolwiek się wydarzy nie odcinaj się od nas, jesteśmy rodziną, jasne?
- Bez obaw, nigdzie się nie wybieram – chciał dodać coś jeszcze, ale wtedy oczywiście z wielkim hukiem do ogrodu weszła Julie, zwracając uwagę wszystkich. – Kolejni goście.
- Dzień dobry wszystkim! – jej dziarski krok był utrudniony przez duży, ciążowy brzuch, ale nadal wyglądała jakby to całej miejsce należało tylko do niej.
– Przepraszamy za spóźnienie, ale po drodze musieliśmy zatrzymać się kilka razy. Wiecie, przerwa na toaletę – powiedział Alex.
Życie Julie w ciągu roku zmieniło się diametralnie. Niall obserwował jak siada na jednym z wolnych krzeseł, układając prawą dłoń na brzuchu i nie mógł uwierzyć, jak bardzo wszystko się zmieniło. Nagle poznała Alexa, miłego nauczyciela i po trzech miesiącach wyszła za mąż, a niedługo na świecie miało pojawić się ich dziecko, mały Evan. Z odrobiną niedowierzania przyglądał się swojej przyjaciółce i wszystkim zmianom, jej szalone poszukiwania miłości najwidoczniej w końcu się zakończyły i teraz miała się ustatkować i osiąść w jednym miejscu. Wszystko się układało, jak puzzle porozrzucane po całym pokoju, które w końcu zostały zebrane i ktoś postanowił ułożyć z nich konkretny obraz.
Po raz ostatni uścisnął dłoń Anne zanim wstał i wolnym krokiem rozpoczął swój spacer po trawniku. Uchylił się przed piłką, która leciała w jego stronę i zaśmiał się słysząc jęk zawodu Erica.
- Stary, mogłeś to obronić - zarumieniony Louis wyglądał jakby chciał przerwać ten mecz, najwidoczniej dzieciaki dawały mu w kość i były całkiem wymagającym przeciwnikiem.
- Nie wiedziałem, że tutaj była bramka – wytłumaczył, przybijając piątkę roześmianej Jasmine.
- Zdrajca – przyjaciel wrócił do meczu, którego wynik przybrał niespodziewany obrót.
Harry rozmawiał o czymś z Alexem, nadal stojąc przy grillu. Wyglądał na zrelaksowanego i całkiem zainteresowanego konwersacją, ale nawet niezwykle wciągająca rozmowa nie odciągnęła jego uwagi od Louisa i Erica.
- Jak się czujesz? – podszedł do Julie, która chyba miała zamiar usiąść obok Anne i odpocząć po podróży.
- Całkiem nieźle, chociaż zdecydowanie wolę teraz przebywać w miejscach w których jest stały dostęp do toalety – zażartowała, pozwalając objąć się na przywitanie. – Twój chrześniak z pewnością będzie sportowcem, chociaż nie miałabym nic przeciwko gdyby został lekarzem.
- Mój chrześniak? – odsunął się zaskoczony, nie rozmawiali o tym wcześniej. – Nic nie mówiłaś.
- Myślisz, że wybrałabym kogoś innego? Urodziłeś się żeby być ojcem chrzestnym, nie zmarnuję drzemiącego w tobie potencjału – śmiała się, ale po chwili spoważniała i odsunęła się. – Tak całkiem serio, to mam nadzieję, że się zgodzisz, bo gdybyśmy z Alexem umarli, nie chciałabym żeby ktokolwiek inny zajmował się Evanem.
- O czym ty opowiadasz? Jakie umieranie? – pokręcił głową nie zgadzając się z bzdurami, które wygadywała. – Nigdzie się nie wybierasz, ale będę zaszczycony mogąc być ojcem chrzestnym mojego małego kumpla.
- Wiedziałam, że się zgodzisz, ale wolałam powiedzieć tą łzawą historię gdybyś miał jakieś wątpliwości – zażartowała, ale wiedział, że to tylko maska, ponieważ łzy błyszczały w jej oczach. – A teraz usiądę obok Anne, bo moje nogi mają już dość.
Patrzył, jak oddala się wolnym krokiem nucąc coś pod nosem. Anne wiwatowała głośno, gdy Eric strzelił kolejnego gola, a Lou rzucił się na trawę całkiem realistycznie odgrywając scenę rozpaczy. Jasmine rzuciła się na szatyna pocieszająco klepiąc go po głowie, gdy Eric był w trakcie tańca zwycięstwa do którego dołączył Harry. Tak bardzo cieszył się, że ma ich wszystkich w swoim życiu. Wiedział, że musiał przeżyć te wszystkie trudne i samotne chwile, by znaleźć się w tym punkcie swojego życia, gdy niczego już nie oczekiwał, a cieszył się i był wdzięczny za wszystko, co miał.
Poczuł, jak ktoś stanął obok niego i od razu wiedział, że to Gemma. W jego życiu zmieniło się wszystko, ale w pewien niewytłumaczalny sposób wszystko było tak jak dawniej. Nie zmieniło się słońce, które jeszcze chwilę temu padało na ich twarze, nie zmieniły się chmury, które teraz przysłoniły błękit nieba. Nie zmieniło się to uczucie, gdy pierwsze krople deszczu spadały na rozgrzaną twarz. I zapach, on też był ten sam, niezmienny przez te wszystkie lata. Jaśmin.
Stali przez chwilę w milczeniu, obserwując swoja rodzinę. Pogoda zmieniła się w jednej chwili i teraz wszyscy poderwali się i z piskiem biegli w stronę osłoniętego tarasu. Poczuł, jak Gemma szturcha go w ramię, więc spojrzał na nią pytająco.
- O czym myślisz?
- Twoja mama jest zbyt dobrym obserwatorem – stwierdził, odwracając od niej wzrok. – I Louis, on też.
- Też mnie to niepokoi, ale możem być pewni, że Harry nadal jest nieświadomy.
- Jak zawsze – roześmiał się głośno, myśląc o przyjacielu. Musnął dłoń Gemmy i poczuł, jak kobieta łączy ich małe palce. – Za jakiś czas im powiemy.
- Po tym, jak Harry i Lou przywiozą swoje dziecko do domu i Julie urodzi, niech to będzie ich czas – ustalili to jakiś czas temu i oboje zgodzili się, że tak będzie najlepiej. W ich życiu działo się teraz tak dużo, nie chcieli odbierać im wszystkim tych ważnych momentów.
-Julie poprosiła mnie żebym został ojcem chrzestnym – powiedział i pociągnął ją w stronę rodziny. Padało coraz mocniej i chyba raczej nie miało się przejaśnić. – Zgodziłem się.
- Twój drugi chrześniak – uśmiechnęła się i puściła jego dłoń, gdy byli dostatecznie blisko najbliższych. – Wiesz, że gdyby nic się między nami nie zmieniło dawno temu, to też byłbyś ojcem chrzestnym Jasmine?
- Cieszę się, że nim nie jestem – stwierdził, szczypiąc ją żartobliwie w bok.
- Ja też – zgodziła się z nim natychmiast. - To byłoby dziwne, jesteś dla niej kimś dużo ważniejszym.
- Wujku! – Jasmine wybiegła im na spotkanie, pędząc w stronę Nialla, który ukucnął i złapał ją, podnosząc do góry w swoich ramionach – zmokliście z mamą.
- Nic nie szkodzi, to ciepły deszcz, a my już kiedyś tak przemokliśmy – odparł, uśmiechając się, gdy dziewczynka przytuliła się do niego mocno. – Widziałem, że wygraliście z wujkiem Lou.
- Wujek słabo gra – stwierdziła z pewnością, za którą Lou śmiertelnie by się obraził. Jasmine poklepała go po dłoni i wysunęła się z jego ramion.
- Biedny Louis – Gemma popatrzyła na niczego nieświadomego szatyna. – Ddobrze, że tego nie słyszał – brunetka spojrzała na niego ciepło, gdy stali już pod dachem, a deszcz nie padał na ich twarze. – Powiemy im niedługo i będą wtedy tacy nieznośni, Harry będzie się wymądrzał, a Louis martwił, mama stwierdzi, że i tak wiedziała, a Julie będzie mi grozić.
- Nic nam nie zrobią – stwierdził z pewnością. – Nie w twoim stanie.
- Już nie mogę się doczekać, gdy się dowiedzą - wyminęła go ze szczęśliwym uśmiechem, idąc w stronę Anne, która cały czas ich obserwowała.
- Dowiemy się czego? – Louis zmaterializował się obok, obejmując go jednym ramieniem.
- Tego, że Jasmine uważa cię za nędznego piłkarza – powiedział i zarechotał na widok miny Louisa. – Przykro mi stary.
- Muszę z nią porozmawiać i wszystko jej wyjaśnić.
Śmiał się i odepchnął przyjaciela, który ruszył w stronę dziewczynki. To było teraz jego życie i nie zamieniłby tego wszystkiego na nic innego.
Może ich historia miała skończyć się inaczej. Z nią stojącą w białej sukni przed ołtarzem i z nim, stojącym na scenie przed tysiącami ludźmi. Każdy z nich miał do odegrania swoją rolę i powinni to zaakceptować.
Może nie było im pisana wspólna historia, przyszłość spędzona razem. Może mieli się spotkać w kolejnym życiu, a może w nim również mieli tylko być obok siebie lub wcale się nie poznać. Może wielka miłość czasami musiała umrzeć w ciszy, musiała zostać zduszona i odsunięta tak, by pozwolić żyć tym, którzy ją odczuwali.
Może ich historia nie miała mieć szczęśliwego zakończenia, ale Niall nie wyobrażał sobie, by mógł odpuścić, kiedy los nagle postanowił zwrócić mu wszystko co stracił. Nie wyobrażał sobie, by kiedyś miał zapomnieć te chwile, które spędzili razem, to co czuł, gdy była obok niego, śmiała się, płakała i pozwalała mu być obok siebie. Nigdy nie miał zamiaru odsunąć tego uczucia, które sprawiało, że czuł się najszczęśliwszy na świecie, czuł mocniej, cudowniej, wyraźniej.
Teraz po latach wiedział gdzie popełnili błąd. Wiedział, że ich miłość nie była tak cudowna, jak mu się wydawało dawno temu, że byli niedojrzałymi dzieciakami, podejmującymi nierozważne decyzje, którymi ranili się wzajemnie. Teraz nie byli już tymi samymi ludźmi. Zmienili się, tak jak zmieniło się wszystko dookoła nich. I lubił to, jakimi osobami się stali. Wierzył, że są w stanie poradzić sobie z trudną przeszłością i stworzyć nową, ekscytująca przyszłość.
Wiedział, że na zawsze zostaną już piosenki, muzyka i słowa, które nawet po latach doskonale opowiedzą o wszystkim, co czuł, jak bardzo był zakochany i szczęśliwy, mimo że cierpiał i dosięgnął osobistego dna. Po latach, gdy będzie słuchał tych utworów pewnie będzie myślał o czyś zupełnie innym, stworzą nowe wspomnienia, które przykryją te trudne chwile, ale był pewien, że nigdy nie zapomni o tym obezwładniającym uczuciu zakochania, które towarzyszyło mu podczas pisania każdej pojedynczej piosenki.
Czas mógł upływać, tygodnie zmieniać się w miesiące i lata, ale utwory, które stworzył miały przetrwać i już na zawsze snuć historię o miłości, która rodziła się i umierała w towarzystwie zapachu jaśminu, dźwięków gitary i pogody łamiącej serce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top