14. Still
Nie mam pojęcia, jak mogłam zapomnieć o udostępnianiu rozdziałów tego tekstu. Skończyłam to opowiadanie rok temu i byłam przekonana, że wszystkie rozdziały są już tutaj. Jedna czytelniczka uzmysłowiła mi, że ten tekst nie jest skończony, za co bardzo jej dziękuję. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze będzie chciał przeczytać zakończenie tej historii. Miłego czytania :)
Tell me you want it
A thousand miles away from the day that we started
But I'm standing here with you just tryna be honest
If honesty means telling you the truth
Well, I'm still in love with you
Życie artysty jest jak zamknięty krąg, w którym nie ma miejsca na wycofanie się i ucieczkę. Płyta, promocja, trasa, płyta, promocja, trasa, płyta promocja, trasa. I tak bez przerwy, chyba że w końcu podejmie się tą ostateczną decyzję i powie głośne stop. Wtedy krąg pęka, pojawia się szczelina, którą można uciec i zacząć żyć w zupełnie inny sposób, życiem, w którym każdy dzień nie jest kolejnym zobowiązaniem, zadaniem do wykonania, koncertem do zagrania, trasą do przebycia z miasta A do miasta B.
Przez jakiś czas wydawało mu się, że jest gotowy do zakończenia, zastanawiał się nawet, jak będzie wyglądało jego życie po wszystkim czy będzie potrafił przeorganizować swoje życie, a później nagle wszystko uległo zmianie. Nie widział już sensu w powrocie do domu, który był pusty i cichy, wolał zatopić się w muzyce, która zagłuszała wszystkie natrętne myśli kłębiące się w głowie. Teraz po kolejnej trasie i wydanej płycie, nie wiedział czy dalej chce tworzyć muzykę czy może wolałby wreszcie osiąść i otoczyć się samotnością, do której zdążył się już przecież przyzwyczaić.
Julia tłumaczyła mu, że powinien iść na terapię i że wtedy uwolniłby się od problemów, ale nie zgadzał się z nią. Po pierwsze nie wiedział, co miałby powiedzieć terapeutce, po drugie nie chciał uwolnić się od wspomnieć związanych z Gemmą, one nie przynosiły bólu, były przyjemnym przypomnieniem, że kiedyś był naprawdę szczęśliwy. Julia nadal upierała się, że miał problem i że kiedyś wybuchnie w najmniej spodziewanym momencie, ale nie była natarczywa i nie nakłaniała go, rozumiejąc, że to nic nie da. Osobiście uważał, że radził sobie całkiem nieźle, przeszedł przez okres płaczu, upijania się i jednonocnych przygód i dotarł do tego etapu, gdy mógł spotkać się z Gemmą i zachowywać całkowicie neutralnie i uprzejmie. Nie miał w sobie tej chorobliwej zazdrości i żalu do całego świata, potrafił nawet cieszyć się szczęściem swoich przyjaciół. Osobiście uważał, że radził sobie świetnie.
Od telefonu Gemmy minęły dwa miesiące, nie spotkał się z nią i nie zadzwonił, więc może jednak niebyło z nim aż tak dobrze, jak początkowo sądził. Nie wiedział, jak mógłby tak po prostu zadzwonić, co miałby powiedzieć? Zapytać, jak minął tydzień? Jak miał się Daniel i Jasmine? Może tak właśnie rozmawiali ze sobą znajomi, prowadzili niezobowiązujące rozmowy, z których nic nie wynikało, zadawali sobie głupie pytania, które prowadziły do nikąd. Nigdy nie interesowały go takie relacje, ale może powinien się przyzwyczaić, że żyli w czasach, w których większość kontaktów międzyludzkich wyglądała w ten sposób. Wiedział, że powinien się przemóc i do niej zadzwonić, tak byłoby uprzejmie, ona do niego zadzwoniła teraz czas na jego kolej. Każdego dnia mówił sobie, że to jest ten dzień, że weźmie do ręki telefon i z nią porozmawia.
- Wiesz, najlepiej gdybyś w końcu chwycił ten telefon, wybrał jej numer i zadzwonił. Miałbyś to z głowy – Julie leżała rozłożona na kanapie i przyglądała mu się od jakiegoś czasu. Gdyby wiedział, że jest taką świetną obserwatorką, to pewnie by się z nią nie zaprzyjaźnił. – Bawisz się telefonem odkąd przyszłam, domyślam się, że tak jest każdego dnia.
- I co niby miałbym powiedzieć? – chciałby chociaż przez chwilę, być tak zrelaksowany jak ona. Zaczęła umawiać się z jakimś cukiernikiem i teraz, kiedy miała miłego faceta i dużo pysznych ciast, wydawała się najszczęśliwsza na świecie. Niall trochę jej zazdrościł, tych ciast oczywiście.
- Najlepiej prawdę, czyli mniej więcej to, że jesteś w niej zakochany odkąd się poznaliście i nie wyobrażasz sobie bez niej życia, że chcesz być ojcem jej dzieci. Myślę, ze to na początek wystarczy, a później już pójdzie łatwiej, jestem o tym przekonana.
- Jaka z ciebie pani dobra rada – parsknął śmiechem, słuchając głupot, które wygadywała. – Myślę, że gdybym powiedział to, co wymyśliłaś przed chwilą, nie mógłbym spojrzeć jej w oczy już do końca życia, ale dziękuję za pomocne słowo.
- A ja myślę, że gdybyś w końcu otworzył się i powiedział jej prawdę, zacząłbyś w końcu żyć tak naprawdę i ogromny ciężar zniknąłby w końcu z twoich ramion. Wierzę, że ona jest tak niezwykła, jak ją opisujesz, ale przyznam się, że bardzo jej nie lubię. Każdy, kto zna cię choć trochę zauważył, jak źle się czułeś przez długi, długi czas. Ja nie znam cię nawet tak długo, a zdążyłam zobaczyć cię w najgorszych i najlepszych momentach. Nie wiem, dlaczego nigdy z tobą nie porozmawiała i nie wyjaśniła wszystkiego, dlaczego nie pozwoliła ci zamknąć tego jednego etapu w życiu i ruszyć dalej. Ona ułożyła sobie życie i nie obejrzała się na ciebie nawet jeden, cholerny raz, a ty nadal jesteś tam, w tym hotelowym pokoju, leżąc na dywanie i słuchając jak mówi ci, że kogoś poznała i że ma na imię Daniel. Twoje serce pęka codziennie do tego dnia i Niall jeśli nie zatroszczysz się w końcu o siebie to w końcu się poddasz i wiemy, jak to się skończy.
Miała rację, wiedział o tym. Julie miała tą niezwykłą umiejętność doskonałego odczytywania ludzi, tego, co czuli i kim byli naprawdę pod założoną maską. Najgorsze było to, że nie mógł jej powiedzieć, że się z nią zgadza, to nie przeszłoby mu przez gardło. Był takim mięczakiem.
- Nie wszyscy wiedzą, co do niej czuję, tak naprawdę to tylko ty, nikt więcej się nie zorientował – powiedział to, uczepiając się tego jednego zdania, które wypowiedziała. Nie miał sił, by skupić się na całej reszcie.
- Nie bądź śmieszny, Louis wie od dawna, chyba od samego początku – podniosła się i usiadała wygodnie naprzeciw niego, przyglądając mu się z troską. Nie chciał budzić żalu, na pewno nie chciał, by ktoś mu współczuł i odczuwał w stosunku do niego litość. To było najgorsze.
- To nie jest prawda – zaprotestował, bo nie było możliwości, by Louis wiedział, nigdy o tym nie rozmawiali. Czasem wydawało mu się, że Lou może zdawać sobie sprawę z tego co się działo, gdy posyłał mu sugestywne spojrzenia, ale później tłumaczył sobie, że musiał się przewidzieć.
- On wie, rozmawiałam z nim na ten temat, wiedział już wtedy, gdy byliście w zespole. Zdawał sobie sprawę co się dzieję, ale myślał, że to tylko młodzieńcze zauroczenie, nic poza tym. Później zorientował się, że jesteś w tym dużo głębiej, ale było już za późno.
- Harry – sapnął, obawiając się, że wszyscy dookoła znali prawdę i patrzyli na niego jak na ofiarę losu.
- Spokojnie – wyciągnęła w jego stronę rękę, chwytając jego dłoń, która zadrżała. – Louis mu nie powiedział, nie widział w tym sensu, kiedy Gemma i tak była już po ślubie i sama nigdy nie porozmawiała o tym z Harrym. On nie wie, pewnie dlatego myślał, że jesteśmy razem.
- To dobrze, byłby załamany, gdyby poznał prawdę, on za bardzo się wszystkim przejmuje, lepiej żeby nie wiedział – Harry był uczuciowy i wrażliwy, może nie powinni go oszukiwać, ale często chronili go przez nieprzyjemnymi informacjami, które do nich docierały. Teraz był wdzięczny, że Louis zatrzymał prawdę dla siebie.
- Zawsze troszczysz się o innych, zamiast pomyśleć o sobie. Jesteś za dobrym człowiekiem Niall, ludzie tacy, jak ty powinni być szczęśliwi – ścisnęła mocniej jego dłoń, zanim odsunęła się chcąc dać mu trochę przestrzeni. – Będę się zbierać, mam dziś randkę, jeśli dobrze pójdzie już nigdy nie zabraknie nam słodyczy Niall – zaśmiała się widząc jak spojrzał na nią zgorszony.
- Może w takim razie powinienem zacząć się umawiać z jakąś stomatolog - zażartował, chcąc pokazać, że jest z nim w porządku i czuje się dobrze.
- Świetny plan, wprowadź go w życiu – mrugnęła do niego okiem i wyszła cały czas chichocząc. – A zapomniałabym... – nagle wsunęła głowę do pokoju, patrząc na niego ostrożnie – widzimy się jutro wieczorem w tym waszym obskurnym pubie. Louis dzwonił i miałam ci przekazać.
- Kiedy staliście się przyjaciółmi? – nie rozumiał, co go ominęło i kiedy Julie tak doskonale dopasowała się do ich małej grupy.
- Wtedy, gdy staraliśmy jakoś ogarnąć twoje życie.
Po tych słowach wyszła, zostawiając go samego wśród czterech ścian. Z chęcią zobaczyłby przyjaciół, ale potajemnie liczył, że Gemmy tam nie będzie. Nie chciał z nią rozmawiać, chyba jednak nie był na to gotowy. Unikanie nigdy nie było rozwiązaniem, ale przez jakiś czas działało całkiem dobrze.
***
Poprawił kołnierzyk koszuli, który podwinął się, gdy założył kurtkę. Nie wiedział, kiedy rozpoczął się październik i tym samym jesień. Złote liście już dawno opadły i teraz nawet drzewa stały się przygnębiające w swojej nagości. Jak zawsze był trochę spóźniony, ale chyba wszyscy zdążyli się już do tego przyzwyczaić przez te lata. Wszedł do pubu, a ciepłe, duszące powietrze, mieszanina papierosowego dymu i aromatu alkoholu uderzyła od niego, gdy tylko przekroczył próg. Uśmiechnął się na myśl o znajomym miejscu. Rozejrzał się po sali, kiwnął krótko barmanowi, który znał ich od pierwszego dnia, gdy przyplątali się tu przypadkiem. Nie musiał szukać przyjaciół, ich stolik jak zawsze stał po prawej stronie w samym rogu, trochę na uboczu z dala od innych. Chociaż tego wieczora nie było tu zbyt wielu gości, a może wszyscy mieli się dopiero pojawić. Ruszył w stronę przyjaciół, uśmiechając się radośnie. Tęsknił za nimi.
- Nareszcie stary – obecność Liama była miłym zaskoczeniem, nie widzieli się od ponad roku.
- Cześć, nowa fryzura? – uścisnął dłoń kumpla, wskazując na jego przydługie włosy.
- Odwal się, wiem, że muszę odwiedzić fryzjera – Payne, odepchnął go ze śmiechem, kręcąc głową z rozbawienia.
- Cześć – uścisnął dłoń Louisa, który wydawał się czymś zaniepokojony, a jego spojrzenie ledwie musnęło Nialla. – Julie – opadł obok niej na jedynym niezajętym krześle. Wiedział, że obok Louisa zawsze siedzi Harry, tak było od zawsze.
- Dobrze, że już jesteś – dziewczyna, poklepała go po kolanie, obserwując go przy okazji.
- Gdzie reszta? – był przekonany, że będzie tu Harry i Gemma. Nastawił się nawet na to, że dziś ją spotka. To miało być przyjacielskie spotkanie, więc ona musiała się pojawić.
- Tam – Julie nagle obniżyła głos, wskazując odległy kąt, gdzie faktycznie stało rodzeństwo. – Chyba się kłócą.
- Co? – spojrzał na Harry'ego i Gemmę. To może nie była kłótnia, ale z pewnością sprzeczka. Gemma mówiła coś do brata, a ten milczał, a po chwili odpowiedział, gwałtownie przy tym gestykulując. Nigdy nie widział, by rozmawiali w ten sposób, Louis też wydawał się zły, jakby wiedział, o czym rozmawiali i to naprawdę mu się nie podobało. Para chyba coś uzgodniła, ponieważ zbliżali się w ich stronę, ale ich twarze były nachmurzone.
- Nie wiem, dlaczego tak się zachowujesz – warknął Harry, gdy byli już na tyle blisko, że mogli ich usłyszeć.
- Po prostu się nie wtrącaj – Gemma odsunęła krzesło i dopiero wtedy Niall zauważył znajomy, czerwony płaszcz przerzucony przez oparcie. – Cześć – spojrzała na niego przelotnie, siadając na swoim miejscu.
Atmosfera zrobiła się napięta. Nie wiedział, o co poszło rodzeństwu, ale najwidoczniej to było coś poważnego, ponieważ Harry odsunął sie jak najdalej od siostry, praktycznie łącząc swoje krzesło z tym, na którym siedział Lou. Julia wbijała swój wzrok w Gemmę i modlił się, by nic głupiego nie przyszło jej do głowy. Julia była słodka, ale potrafiła zranić, jeśli chciała, a po tym co powiedziała ostatnio, wiedział, że Gemma nie jest jej ulubioną osobą na świecie. Miał nadzieję, że za chwilę ktoś się odezwie, ponieważ kłótnia rodzeństwa Styles mogła się rozkręcić podczas tej ciszy.
- To może przyniosę nam coś do picia? – zaproponował Liam podnosząc się z miejsca, chyba nawet on wyczuł, że dzieje się coś złego.
- Dla mnie piwo – warknął Harry, wyraźnie niezadowolony. – Poprowadzisz dziś Lou?
- Jasne – szatyn był dziś małomówny, odkąd pojawił się Niall nie odezwał się nawet słowem. Chyba to spotkanie nie było dobrym pomysłem. Czuł, że nie powinien tu dziś przychodzić.
- Ja też poproszę piwo, a dla Nialla pewnie coś bezalkoholowego – powiedziała Julie, uśmiechając się w stronę Liama, który kierował się już w stronę baru. – Coś się stało? – dziewczyna nie byłaby sobą gdyby o to nie zapytała.
- Wszystko jest w porządku – Harry był zły, ale nie potrafił być nieuprzejmy w stosunku do innych. – A jak tam twoja randka z cukiernikiem? – najwidoczniej mężczyzna był na bieżąco z tym, co działo się w życiu Julie.
- O, cukiernik? – Louis poprawił się na krześle z zainteresowaniem – Myślałem, że nadal jesteś z tym barmanem.
- To było dawno temu - Niall zaśmiał się głośno, na samo wspomnienie tamtego romansu przyjaciółki – masz nieaktualne informacje stary. Tutaj dużo się dzieje.
- Chociaż ktoś ma ekscytujące życie miłosne – szatyn zaśmiał się, ale zamilkł, gdy mąż zgromił go spojrzeniem.
- Czy nie odpowiada ci coś w naszym życiu miłosnym? – Widać było, że ten wieczór nie jest zbyt dobry dla Harry'ego, który był podenerwowany i starał się tłumić swoją złość.
- Nie zamieniłbym nas na nic innego kochanie, nie powinieneś mieć wątpliwości – pochylił się całując krótko męża, który obrażony chciał odsunąć swoje krzesło, ale zdecydował, że lepiej być obok Louisa niż Gemmy.
- Nie złość się Harry – zaczęła szybko Julie, nie chcąc, by ktoś jeszcze kłócił się tego wieczora – chyba każdy chciałby mieć to, co ma wasza dwójka. Uwierz mi wolałabym mieć kochanego męża i dziecko niż umawiać się z na kolejne randki, z których nic nie wynika.
- Zgadzam się z Julie – Niall przytaknął szybko, zarzucając ramię na oparcie krzesła, na którym siedziała dziewczyna.
- Widzisz skarbie? Jesteśmy szczęściarzami – Louis, objął ramieniem naburmuszonego bruneta. – Dalej opowiedz im o tym, jak Eric świetnie dogaduje się z Luną. Chciałeś się tym pochwalić od kilku tygodni.
- Kim jest Luna? Macie drugie dziecko? – Akurat w tej chwili Liam wrócił do stolika z tacą z napojami. – Gemma wziąłem ci jakiegoś drinka.
- Luna to nasz kot – wyjaśnił Louis. – Więc jeżeli chcecie mi zacząć współczuć to jest właśnie ten moment. Mam w domu dwulatka, psa i teraz jeszcze kota.
- To jeszcze kociątko – wtrącił Harry, teraz cały rozpromieniony. – Mam zdjęcia, zaraz wam pokażę.
- Tak, to kociątko – Lou przewrócił oczami, szczypiąc Harry'ego w bok. – W domu panuje całkowity chaos, a Harry zostanie z tym wszystkim niedługo sam, ponieważ wracam aktywnie do pracy.
- Poradzę sobie, a ty przecież zawsze będziesz w pobliżu – zielonooki, był przekonany, że da sobie radę ze wszystkim.
- Wracasz do pracy? Porzucasz swoją najjaśniejszą gwiazdę? – Niall, był zaskoczony wydawało mu się, że Lou już zawsze będzie managerem Harry'ego, ale jego wytwórnia miała tak wiele gwiazd, że to w końcu musiało się stać. Szatyn zawsze lubił brać aktywny udział w swojej pracy, a nie tylko siedzieć za biurkiem i podpisywać dokumenty.
- Nigdy nie porzucę mojej gwiazdy, ale teraz Harry nie chce skupiać się na muzyce, a ja to w pełni rozumiem i popieram – szatyn musnął dłonią policzek swojego męża, który zarumienił się pod jego czułym spojrzeniem.
- A co z tym kotem? – Liam przerwał ich moment, jak zwykle zachowując się niezwykle subtelnie.
- O tak, kociątko – Harry chwycił swój telefon i zaczął szukać swoich ulubionych zdjęć z synkiem i malutką Luną. Louis pochylił się i razem z brunetem przeglądał zdjęcia.
- I kryzys zażegnany – szepnął rozbawiony Niall, prosto do ucha Julie, która zaśmiała się cicho z tego komentarza.
- Gdyby wszyscy godzili się tak szybko, jak oni. Wypijmy za ich zdrowie – chwycili szklanki i stuknęli nimi głośno.
***
Jesienna pogoda sprawiała, że wszyscy nagle stawali się bardziej nostalgiczni i melancholijni. Wspomnienia ich młodzieńczych lat powracały, przynosząc ze sobą pewien ciężar, tak jakby wszystkie te lata zebrane razem stanowiły bagaż nie do udźwignięcia. Przynajmniej tak sądził Niall, gdy słuchał opowieści o ich wspólnej wizycie w rodzinnym mieście Harry'ego. Pamiętał tamte dni, powietrze było tak chłodne, może nawet zimniejsze niż dziś, ale nie padało i to zadziwiło ich wszystkich. Zachody słońca były magiczne, niebo stawało się fioletowo- różowe, wyglądając jak płótno, na którym ktoś nierównymi muśnięciami pędzla namalował pejzaż składający się z wielu barw i odcieni.
Dom Harry'ego i Gemmy był jednym z tych typowych angielskich domów w którym wąskie schody prowadzą na piętro, a duża kuchnia łączy się z przytulnym salonem w którym każdy znajdzie miejsce dla siebie. Dla ich grupki dom okazał się za mały, wchodzili sobie w drogę kręcąc się między pokojami dopóki Anne nie wygoniła ich na spacer po okolicy.
Pamiętał ten widok, Harry i Louis trzymający się za dłonie, oddalając się w nieznanym kierunku, śmiejący się z czegoś i rozmawiający jak zawsze w swoim świecie, do którego nikt inny nie miał dostępu. Nie chciał snuć się za nimi jak piąte koło, ale przecież wtedy miał Gemme, a może tylko mu się wydawało, że ją ma, bo gdzieś na radarze musiał być już przecież Daniel. Zamiast spaceru wybrali przejażdżkę, to zawsze było bardziej w ich stylu. Wbrew pogodzie i zimnu, otworzyli okna i jechali wąskimi, kamiennymi uliczkami rozkoszując się listopadowym powietrzem, w którym było już czuć mroźne powiewy wiatru, targającego im włosy. To Gemma prowadziła, lepiej znała okolice, a on chciał po prostu podziwiać okolice, a może chciał po prostu patrzeć na nią, nieprzerwanie, bez końca, chwytając się każdego ich wspólnego momentu, jak szaleniec i desperata, który wie, że nic nie jest dane na zawsze i los zawsze wyciągnie swoje chciwe ręce po szczęście, którym obdarował dwoje ludzi tylko na chwilę, która im wydawała się wiecznością.
Pamiętał tamte radosne dni, gdy śmiał się głośno i szczerze, zakochując się w rodzinie Styles. Harry był dla niego bratem od dawna, Gemma skradła jego serce lata temu, a wtedy Anne i jej dom sprawiły, że chciał do nich należeć, chciał być częściej tej rodziny, tego domu, w którym czuć było miłość i szczęście. Pragnął jedynie do nich przynależeć, czuć się chcianym i wtedy faktycznie to odczuwał, wydawało mu się, że znalazł miejsce, w którym jest kochany i że może pozostać tu na zawsze.
Na zawsze
Krótkie słowa znaczące wszystko i nic. Wtedy wydawało mu się, że wie, czym są i co znaczą, teraz wiedział, że nic ani nikt w życiu nie jest pewnikiem i nikogo nie można było tak traktować.
- Pamiętacie, jak nasza mama zaczęła wyciągać albumy rodzinne – powiedziała ze śmiechem Gemma, a Louis zawtórował jej przypominając sobie sytuację, o której wspomniała. – Harry był tak zawstydzony.
- To prawda, był czerwony jak pomidor, nie mógł przestać się rumienić – dodał Liam, śmiejąc się głośno z przyjaciela, który teraz też wyglądał na niezadowolonego.
- Już przestań się wstydzić – Louis, potarł ramię swojego męża, który przewrócił oczami, uśmiechając się lekko na ten dotyk. – Jestem pewien, że będziesz dokładnie taki sam w stosunku do Erica, już wyobrażam sobie, jak zaczniesz go zawstydzać tymi wszystkimi zdjęciami z dzieciństwa.
- To przypomina mi, że Gemma też nie była zadowolona, kiedy mama wyjęła albumy z nią w roli głównej – dodał złośliwie Harry, patrząc na siostrę, która chyba uświadomiła sobie, że młodszy brat może mieć rację.
Słuchał ich przekomarzania, samemu wspominając ten dzień. Faktycznie Harry był wściekły na swoją mamę, która pokazywała Louisowi najbardziej kompromitujące zdjęcia małego chłopca, który od najmłodszych lat czuł się gwiazdą na przedszkolnej i szkolnej scenie. A później nie wiedzieć, czemu przerzuciła się na Gemmę i to wtedy Niall mógł oglądać albumy wypełnione jej zdjęciami.
To był dobry czas, ale wydawał się tak odległy, a oni śmiali się. Gemma była rozbawiona wspominając ich wizytę, a on czuł się jakby ktoś uderzył go prosto w twarz i może potrzebował tego brutalnego uderzenia, by coś zrozumieć.
***
To dotarło do niego nagle, jakby te wszystkie lata samotności, smutku, poczucia winy doprowadziły go właśnie do tego momentu. Nie mógł dłużej żyć w ten sposób, nie chciał czuć na sobie tego pełnego współczucia spojrzenia Louisa, nie chciał za każdym razem zastanawiać się i bać, że spotka Gemmę podczas jakiegoś spotkania, miał dość udawania przed całym światem, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Julie miała rację od samego początku, on nie zrobił niczego złego, może nie wyznał swoich uczuć, ale to byłą jego jedyna wina, przez cały czas stawiał Gemmę na piedestale, obwiniał się o wszystko, ale przecież to nie on z dnia na dzień usunął ją ze swojego życia, ona to zrobiła, a później powracała co jakiś czas jak koszmar z którego nigdy nie mógł się uwolnić. Pamiętał to wszystko, kochał ich wspólny czas i zawsze będzie, ale chyba w końcu zrozumiał, że chciał dla siebie jakiejś przyszłości, takiej, w której czułby się naprawdę szczęśliwy. Nie chciał żeby było tylko w porządku, chciał żeby nareszcie było dobrze.
Nie mógł tu siedzieć, śmiać się i udawać, że wszystko jest między nimi w porządku, nie mógł pozwolić, by wspominała ich wspólne chwile mimochodem, tak jakby nadal się przyjaźnili i byli sobie bliscy. To minęło, skończyło się tak boleśnie, jak tylko mogło się skończyć coś co razem stworzyli i to był koniec. Nie można było wybudować domu na zgliszczach. Nie rozumiał, jak mogła zachowywać się w ten sposób. Poderwał się z miejsca, odsuwając krzesło z hukiem. Wiedział, że przyciągnął spojrzenia wszystkich przyjaciół, gdy rozmowy nagle zamilkły. Chwycił kurtkę i chciał wyjść bez słowa, pewnie zrobiłby właśnie tak, gdyby nie jedno proste pytanie.
- Wszystko w porządku? – Gemma patrzyła na niego z troską i to było najgorsze, co mogła zrobić. Odchodził już od stolika, ale zatrzymał się nagle w pół kroku i pierwszy raz spojrzał na nią ze złością.
- Nie, nic nie jest w porządku od wielu lat – warknął, pospieszni zakładając kurtkę.
- Co masz na myśli? – tym razem odezwał się zaniepokojony Harry, ale to nie z nim Niall chciał teraz porozmawiać.
- Nie wtrącaj się – szepnął Louis, ściskając mocniej dłoń męża.
- Nic nie jest w porządku Gemma, jeśli teraz cię to interesuje. Nie czuje się w porządku od tego cholernego dnia, gdy wyrzuciłaś mnie ze swojego życia, jak pomięty kawałek papieru, który nie jest ci już potrzebny! Od ośmiu lat zastanawiałem się, co zrobiłem nie tak, czy byłem dla ciebie niewystarczający, czy może to przez to, kim jestem, a może fani stanowili problem? Czy prosiłem o zbyt wiele? Zastanawiałem się, jak w rzeczywistości niewiele dla ciebie znaczyłem, że z taką łatwością mnie zastąpiłaś. I obwiniałem się, jak cholerny idiota, ciągle doszukiwałem się winy w sobie, ale teraz w końcu do mnie dotarło, że nie zrobiłem niczego złego – wiedział, że się miota i brzmi, jak szaleniec. Dla Harry'ego i Liama to co teraz słyszeli musiało brzmieć, jak stek bzdur, ale to nie o nich teraz chodziło. Puszka Pandory została otwarta i cała jej zawartość musiała wyjść na światło dzienne.
- Niall...
- Nie, teraz ja powiem to co przemilczałem przez te lata – przerwał jej ze złością. Julie miała rację, eksplodował w najmniej spodziewanym momencie. – Będę z tobą szczery, jestem w tobie zakochany od dziesięciu, pieprzonych lat i mam tego dość. Mam dość tego uczucia, które odbiera mi całą radość i chęć życia. Mam dość oszukiwania przyjaciół, wmawiania wszystkim dookoła, że czuję się świetnie. Minęło tyle lat, a ja nadal tam jestem wiesz? W tym cholernym pokoju – przypomniał sobie, co powiedziała Julie i ona miała rację, cały czas miała rację. – W którym mówisz mi, że poznałaś kogoś, ma na imię Daniel i czujesz, że to jest ten jedyny – przerwał starając się uspokoić, ale to nie miało szans się udać, teraz gdy zaczął, czuł, że nie może przestać mówić. Nie obchodziło go, że wszyscy słuchają, może od początku oni powinni znać prawdę. – I te wszystkie przypadkowe spotkania i telefony, nie wiem, po co to wszystko, czy bycie tak okrutną sprawia ci przyjemność? Nie jesteśmy tylko przyjaciółmi i nigdy nie będziemy. Louis, Harry, Julie, oni są moimi przyjaciółmi, ale nie ty i to musi się skończyć raz na zawsze w tej chwili. Chciałbym być taki jak dawniej, uśmiechać się szczerze, cieszyć się każdym dniem i czuć chociaż trochę szczęścia, bo wydaje mi się, że na to zasługuję, bo każdy człowiek na to zasługuje, ale nie mogę bo czas płynie, a ja stoję ciągle w tym samym miejscu z tobą w mojej głowie, pamiętam nawet ten cholerny, czerwony płaszcz. Jestem tak zmęczony ciągłą walką, nie piję, bo jeśli zaczną mam wrażenie, że nie przestanę, nie spędzam czasu w jednym miejscu, bo boję się, co mogłoby przyjść mi do głowy. Nie mogę tak dłużej i w tej chwili skończyłem, skończyłem Gemma. W obliczu tego wszystkiego, to, że cię kocham nie znaczy nic, to koniec, to koniec – nie wiedział nawet, że płakał dopóki nie potarł nerwowo twarzy, która okazała się mokra. Nie mógł odwrócić od niej spojrzenia, ale czuł jak po tym wszystkim, jakieś magiczne poczucie ulgi zaczęło na niego spływać. – To jest ten moment, w którym żegnamy się raz, na zawsze.
I to tyle, powiedział wszystko, co miał do powiedzenia. Obrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. Nie chciał słuchać tego, co ma do powiedzenia, to nie był już czas na rozmowę i wyjaśnienia. On tego nie chciał i chyba nawet nie potrzebował. Wyszedł i zadrżał, gdy zimny październikowy wiatr uderzył go prosto w twarz. Nie wiedział do końca, co czuje, czy to smutek, radość, ulga. Był zmieszany i zaskoczony swoim zachowaniem i tym, co się stało. Chciał iść w stronę parkingu, gdy drzwi pubu otworzyły się. Miał tylko nadzieję, że to nie Gemma.
- Poczekaj – obecność Harry'ego był zaskoczeniem. Spodziewałby się każdego, ale chyba nie brata Gemmy. Jeśli chciał mu przyłożyć, pozwoli na to, byleby szybko. – Możemy porozmawiać?
- Powiedziałem już chyba wszystko – wsunął dłonie do kieszeni kurtki i odważył się spojrzeć na przyjaciela. Bał się, że będzie wkurzony, nie chciał kłócić się już z nikim więcej, ale brunet nie wyglądał na złego, był raczej przygnębiony.
- To ja teraz coś powiem, usiądźmy – wskazał na mały murek na prawo od miejsca, w którym stali. To była raczej kiepska okolica, więc ludzie tędy nie spacerowali o tak późnej porze. Mogli być pewni, że nikt ich nie podsłucha. – Po pierwsze chciałem przeprosić, że nie zorientowałem się, co działo się w twoim życiu. Byłem beznadziejnym przyjacielem, który wciskał ci prosto w twarz swoje szczęśliwe życie, nie pytając, co tak naprawdę dzieje się w twoim. Przepraszam.
- Nie mogłeś wiedzieć – powiedział cicho, uśmiechając się do Harry'ego, który nie odwzajemnił gestu.
- Powinienem, ponieważ Louis wiedział prawda? On zawsze wszystko wie – brunet zaśmiał się, ale nie wyglądał na wesołego. To raczej był śmiech pełen niewypowiedzianego żalu. – Posłuchaj, pamiętasz, kiedy ja i Louis rozstaliśmy się na krótki czas? – poczekał, aż Niall skinął głową nim kontynuował. – Wydawało mi się, że to tylko na chwilę i zaraz wszystko wróci do normy, byliśmy w na obiedzie, a Lou wszedł do restauracji z facetem, pewnie nawet nie kojarzysz tej sytuacji, ale dla mnie wtedy skończyło się wszystko. Wiedziałem, że nie mogę bez niego żyć, że nie mogę żyć patrząc, jak umawia się z kimś innym i układa sobie życie, ale musiałem pozwolić mu być szczęśliwym beze mnie, bo tylko on się dla mnie liczył. I to tak cholernie bolało, Niall, jakby ktoś wydarł serce z mojej piersi. To trwało tylko chwilę, wieczorem okazało się, że to było spotkanie biznesowe z jakimś nowym sponsorem, ale chyba nigdy nie czułem się tak źle, jak wtedy w tej przypadkowej restauracji z Louisem, który był tak daleko, a przecież znajdował się tuż obok. To, co staram się teraz powiedzieć – przerwał starając się zebrać myśli i poukładać je w głowie w coś sensownego. – Nie wiem, jak przetrwałeś tyle lat, jeśli kochałeś moją siostrę chociaż w połowie tak mocno, jak ja wtedy kochałem Louisa. Żałuję, że nie wiedziałem i nie mogłem czegoś zrobić. Nie mogę znieść myśli, że byłeś z tym wszystkim zupełnie sam, a my przecież byliśmy obok. I kocham Gemmę, jest moją siostrą, ale ty jesteś dla mnie jak brat i chciałbym żebyś czuł się dobrze, jesteś jedną z najlepszych osób, jakie znam, więc musisz w końcu pomyśleć o sobie Niall. Mówię to wszystko, bo chcę żebyś wiedział, że cię kochamy i masz nasze wsparcie i zrozumiemy, jeżeli nie będziesz chciał już nas widzieć, ale jeśli coś by się zmieniło to przyrzekam, że zadbam o to byś już nigdy nie spotkał Gemmy. Obiecuję – pod koniec Harry pociągnął nosem w mało elegancki sposób, wycierając twarz rękawem bordowego swetra, który miał na sobie.
- Chyba oszalałeś, jeśli sądzisz, że się od was odczepię – zażartował, obejmując przyjaciela ramieniem. – I nie obwiniaj się, nie mieliście się nigdy dowiedzieć, więc nie czuj do siebie żalu i nie rob sobie wyrzutów jasne? Ja i Gemma jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy nie potrafili zachować się dojrzale, to tylko nasza wina, ale faktycznie może przez jakiś czas chciałbym jej nie widywać.
- Chciałbym ci coś powiedzieć, ale obiecałem jej, że tego nie zrobię, więc muszę milczeć, ale może to i dobrze – wymamrotał Harry, uśmiechając się z trudem. – Wiesz, chciałbym żebyś był szczęśliwy, nawet, jeśli nie z kimś, to po prostu sam ze sobą, więc zadbaj teraz o siebie dobrze?
- Taki mam plan. Teraz, kiedy w końcu powiedziałem jej wszystko, czuję jakąś dziwną ulgę i spokój. Julie ciągle mówiła, że wybuchnę, ale zbywałem ją, okazało się, że jak zwykle miała rację.
- Ty i Julie, to nie ma szans się udać? – zapytał z nadzieją brunet, przypatrując mu się ostrożnie.
- Nie, przykro mi Harry, ale nie. Jesteśmy przyjaciółmi i to się nie zmieni, nie tym razem. Żadnych więcej romansów z przyjaciółmi – zażartował i może naprawdę potrzebował tego wybuchu, ponieważ teraz potrafił zaśmiać się z tego podłego żartu. – Przykro mi, że zepsułem te wieczór, ale cieszę się, że nareszcie się dowiedziałeś i że powiedziałem to wszystko.
- Ja też się cieszę, że wiem, cały czas czułem, że coś jest nie w porządku, a Louis zawsze mówił o tobie w dziwny sposób, jakby wiedział o czymś, o czym ja nie miałem pojęcia.
Obrócili się równocześnie, gdy drzwi zaskrzypiały i kolejna osoba wyszła na zewnątrz. Tym razem to Julie, która była nachmurzona i wyglądała jakby to ona przed chwilą oznajmiła całemu światu swoje uczucia i wylała cały żal i smutek na przyjaciół i przypadkowe osoby, które miały to nieszczęście, by znaleźć się w pubie razem z nimi.
- Wracasz do domu? Jeśli tak, to zabiorę się z tobą – powiedziała podchodząc do nich szybkim krokiem. – Wybacz Harry, ale nie chcę siedzieć przy stole z twoją siostrą. Zresztą chyba wszyscy zbierają się do wyjścia. Louis wygląda na naprawdę wściekłego i chyba boję się przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, nigdy nie myślałam, że milczenie może być tak przerażające.
- Tak, wracam, ale chciałem się chwilę przespacerować, więc jeżeli piszesz się na krótki spacer to możesz dołączyć – podniósł się z murku, na którym siedzieli i uśmiechnął się w stronę Harry'ego, który wyglądał na przytłoczonego nadmiarem informacji i wydarzeniami, które miały miejsce podczas tego spotkania. – Wpadnę do was niedługo, chcę zobaczyć Lunę i Erica – powiedział, wyciągając dłoń do przyjaciela, który uścisnął ją mocno i wstał.
- Jesteś u nas zawsze mile widziany, Eric będzie szczęśliwy, jeśli przyjdziesz, a teraz chyba pójdę do mojego męża i chyba też będziemy zbierać się do domu.
Rozeszli się w przeciwne strony. Wiatr, który uderzał ich prosto w twarze był zimny, niosący zapowiedź nadchodzącego listopada. Podniósł kołnierze kurtki starając się osłonić od chłodu, ale może to właśnie on sprawił, że zrozumiał, że nie wrócą już do tamtej pięknej, ciepłej jesieni, do tych złotych liści, które opadały z drzew unosząc się w powietrzu przy każdym przyjemnym podmuchu wiatru. Tamta jesień, ich złączone dłonie, ostatnie promienie słońca ogrzewające ich zarumienione twarze, ta sielankowa sceneria, o której wspominała Gemma już nie wróci. Te pełne złudzeń chwile, kiedy wydawało mu się, że tak właśnie może wyglądać ich wspólne życie, odeszły na dobre i może takie odarcie z całej magii i kłamstw było mu potrzebne.
- Masz teraz jakiś pomysł? Kiedy skończyłeś już ostatecznie ten etap, możesz zrobić wszystko prawda? – Julie chwyciła go pod ramię, starając się ukraść mu trochę ciepła.
- Myślisz, że mógłbym przygarnąć jakiegoś kota? – zapytał, ponieważ tylko to przyszło mu do głowy. Tylko to nie kojarzyło mu się z Gemmą i to mógł być nowy początek, coś, co należało tylko do niego. Nowe otwarcie kolejnego rozdziału.
- Kota? – Julie popatrzyła na niego, zastanawiając się pewnie, czy to kolejny kryzys.
- Jestem już w takim wieku, że wypadałoby mieć chociaż zwierzaka prawda? – zaśmiał się, widząc jak analizuje to, co powiedział. – Nie przechodzę właśnie żadnej dramatycznej chwili Juls, poważnie pomyślałem, że chciałbym mieć jakieś towarzystwo.
- Nie wolałbyś psa? One są bardziej radosne.
- Nie chcę nikogo radosnego, ale pomyślę, może pies i kot razem to też będzie dobry pomysł.
- Małe kroki, Niall, nie musisz zmieniać całego swojego życia.
- Chyba tego właśnie chcę, wiesz? Chcę tej zmiany, czegoś ekscytującego i nowego. Sprzedam mieszkanie i kupię dom z dużym ogrodem. Chciałbym takie miejsce, w którym byłbym blisko natury, gdzieś gdzie mógłbym oddychać świeżym powietrzem, gdzie zwierzęta mogłyby biegać, a ja chodziłbym na długie spacery. Miejsce z dala od miejskiego zgiełku i tłumów, tylko jakaś lokalna społeczność, pub i sklep, nic więcej – mówił z coraz większym podekscytowaniem, po raz pierwszy wyznając głośno to, czego skrycie pragnął przez lata.
- Chcesz przeprowadzić się na wieś? – zatrzymali się nagle, gdy Julie uzmysłowiła mu ten niezaprzeczalny fakt. Pragnął wiejskiego życia czegoś odmiennego od tego, co posiadał teraz.
- Czy to źle? Nie będziesz mnie wtedy odwiedzać?
- Oszalałeś? Oczywiście, że będę, tylko proszę wybierz miejsce niedaleko Londynu, nie chciałabym żebyś był daleko – ścisnęła jego chłodną dłoń, uśmiechając się łzawo. – Czuję, że teraz będzie z tobą dobrze. Mam takie przeczucie, że wszystko się odmieni.
- Wracajmy do domu zanim tyłki odmarzną nam na tym mrozie – stwierdził, prowadząc ich w stronę taksówek.
- Jest październik, nie ma mrozów – powiedziała, jak zawsze będąc tą mądrzejszą.
Mówiła coś jeszcze, ale śmiał się tylko, ignorując jej pouczającą tyradę.
Miał swoje przeczucie, głęboko skrywane, że może teraz znajdując się tak daleko od chwili, gdy wszystko się rozpoczęło, a tak blisko momentu, gdy powiedzieli sobie żegnaj, ich życia nareszcie ruszą własnym torem i los nie połączy ich już nigdy więcej.
Nie zorientował się jednak, że tylko on wypowiedział słowo żegnaj.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top