11. New Angel
11. New Angel
I need a new angel
A touch of someone else
To save me from myself
I need a new angel
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,niall_horan,new_angel.html
Czasem, by odnaleźć siebie, trzeba porzucić wszystko, co udało się zgromadzić. Pozbyć się z ramion ciężkiego bagażu radości i smutków, których doświadczyło się w ciągu wielu lat. Jakiś czas temu zrozumiał, że tym co sprowadza go na dno nie są rzeczy materialne, które posiadał i gromadził, a wspomnienia, które ciągnęły go w dół, gdy tylko pozwolił im wypłynąć na wierzch i przejąć panowanie nad swoim umysłem. Wiedział, że to z nimi musi się uporać, by w końcu żyć pełnią życia, by oddychać i czuć, że każdy oddech coś znaczy, jest cenny i powinien być za niego wdzięczny.
Wiedział, że terapia nie jest czymś dla niego, że nie otworzy się przed obcym człowiekiem, nie będzie potrafił wyznać tego, co czuł, tego co działo się w jego życiu kiedyś i teraz. Zresztą wydawało mu się, że inni ludzie mieli prawdziwe problemy, a jego nieszczęśliwa miłość była tylko czymś, co wyolbrzymił i na czym się zafiksował, przekraczając wszelkie granice zdrowego rozsądku. Oczywiście Julie nie zgadzała się z nim kompletnie, cały czas twierdząc, że ma problem i specjalista pomógłby mu raz na zawsze uporać się z nim. Niestety nadal nie był co do tego przekonany i zdecydował, że spróbuje poradzić sobie z życiem na własną rękę.
W końcu miał trochę wolnego, mógł robić, co tylko chciał i po miesiącu siedzenia w mieszkaniu, odsypiania i nadrabiania towarzyskich zaległości, postanowił, że to jest ten moment, by zrobić coś tylko dla siebie. Julie była niepocieszona, że nie może pojechać z nim, ale chciała spędzić trochę czasu w domu z rodziną i przyjaciółmi, których nie widziała od dłuższego czasu. Musiał uspokajać ją i tłumaczyć, że nie ma zamiaru skończyć ze sobą na innym kontynencie, po prostu chciał odpocząć od tego co znane i zanurzyć się w zupełnie nowym świecie, który może pozwoli mu wreszcie odpocząć i odetchnąć.
Zastanawiał się, gdzie mógłby pojechać, nie było chyba takiego miejsca, które bardzo chciałby odwiedzić, zresztą trasa koncertowa dawała mu duże możliwości, mógł podróżować po całym świecie, ale przed i po koncertach nie miał czasu, a już tym bardziej sił do zwiedzania i poznawania nowych miejsc i kultur. Przez chwilę myślał o słonecznej Italii, ale wiedział, że to miejsce przypominałoby o wspólnych chwilach z Gemmą i byłoby wypełnione turystami spragnionymi słońca i relaksu. Chciał znaleźć się w miejscu, które byłoby pozbawione wspomnień wracających do niego na każdym kroku. Próbował przywołać w myślach ten moment, gdy poczuł, że chciałby zostać na dłużej w tym kraju i nagle wiedział już, gdzie spędzi najbliższe miesiące. Poczucie, że ma plan, że wie, co zrobić chociaż przez jedną, krótką chwilę, było czymś wspaniałym i oczyszczającym. Musiał kupić bilet lotniczy w jedną stronę, wynająć jakieś mieszkanie, ponieważ nie chciał zatrzymywać się w hotelu, znaleźć konkretne miejsce, w którym chciałby się ulokować i spakować walizkę, a może dobrym pomysłem byłoby zabranie tylko dokumentów, portfela i telefonu. Chciał zapomnieć o tym, co było, więc dlaczego nie? Mógł zacząć wszystko od nowa, z czystą kartą, bez żadnych elementów, które przypominałyby mu o tym, kim jest, co stracił i z czym został.
Julie stwierdziła, że to ucieczka, ale przecież nikt go nie gonił, więc nie miał przed kim uciekać. Przecież wspomnienia nie ścigały go, nie chciały dopaść w ciemnym zaułku, by przypomnieć o tym, że od przeszłości nie ma ucieczki, niezależnie od tego, gdzie człowiek miał zamiar się ukryć. Nie czuł, że ucieka, chciał odpocząć i może zgubić gdzieś dawnego siebie. Tak, chciał się zgubić, by odnaleźć kogoś, kim chciał się stać, kto zostałby jego najlepszym przyjacielem, kogo lubiłby i chciał z nim żyć już na zawsze. Taki był plan i miał nadzieję, że uda mu się go zrealizować chociaż w niewielkim procencie, dlatego gdy wsiadał do samolotu, był pełen optymizmu, a gdy postawił pierwsze kroki na zupełnie obcej ziemi, wiedział, że podjął dobrą decyzję. W tym miejscu zdecydowanie mógł się zgubić.
***
Był przyzwyczajony do przebywania w obcych krajach, ale nigdy nie zatrzymywał się w nich na dłużej. Teraz po miesiącu mieszkania w Korei czuł, że nie jest już typowym turystą, zresztą chyba od początku nim nie był. Nie interesowały go pamiątki i zwiedzanie typowo turystycznych miejsc, chociaż oczywiście z przyjemnością odwiedził kilka, które zainteresowały go, gdy przeglądał przewodnik. Starał się odciąć od internetu i mediów, nie chciał sprawdzać, co działo się na świecie i u przyjaciół. Raz dziennie pisał do Julie krótką wiadomość, że żyje i wszystko z nim w porządku, ale nie dopytywał, co słychać w Londynie. Teraz to nie było dla niego istotne. Seul był głośny, tętniący życiem i tak cudownie nieznany, że zanurzył się w nim i chłonął całym sobą tę obcą energię, która przenikała do jego krwiobiegu, dając mu jakiejś zupełnie nowej energii i siły, których tak bardzo potrzebował.
Gdy zadomowił się i zaczął czuć prawie jak u siebie w domu, zapragnął czegoś zupełnie innego. Nie mógł się zdecydować, czy wybrać urokliwą wyspę Jeju, która zachwycała malowniczymi widokami, czy może to był ten moment, by zaszyć się gdzieś w górach i spróbować tego, co polecała mu Julie. Odcięcie się od świata zewnętrznego służyło mu. Czuł się dużo spokojniejszy i szczęśliwszy. Nie rozmyślał o Gemmie i to był pierwszy raz od dawna, gdy w zasadzie wcale o niej nie myślał. Przez chwilę w jego głowie pojawiła się myśl, że Gemma pewnie już urodziła, ale ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, to wcale nie wywołało smutku czy złości. Nie mógł w to uwierzyć, ale naprawdę był szczęśliwy na myśl o tej małej istotce, która pojawiła się na świecie. To było zadziwiające, ale chyba nareszcie uwolnił się i zrozumiał, że może kochać Gemmę, ale nigdy z nią nie być, może życzyć jej wszystkiego, co najlepsze i cieszyć się jej szczęściem, nie będąc przy tym częścią jej życia. Zaczął się zastanawiać, czy udałoby im się wrócić do przyjaźni, rozmów i spędzania razem czasu. Chciałby tego, ponieważ stęsknił się za Gemmą najlepszą przyjaciółką. Nie chciał jeszcze wracać do domu, pragnął napawać się tym uczuciem spokoju, które nareszcie zaczął odczuwać, ale pierwszy raz od lat czuł, że jest na dobrej drodze do normalności i wolności.
Nie miał pojęcia, że w Korei znajduje się tak wiele miejsc, w których można było nauczyć się medytacji i spróbować wyciszyć się z dala od miejskiego zgiełku i ludzi dookoła. Tym, co zaskoczyło go najbardziej, była możliwość połączenia planów zwiedzenia wyspy z medytacją. W ten sposób znalazł się na Jeju w klasztorze Gwaneumsa. Zastanawiał się, czy podjął dobrą decyzję. Zawsze wydawało mu się, że jest zbyt energiczny, by medytować. Energia tętniła w jego ciele i zmuszała go do nieustannego ruchu, poszukiwania nowych atrakcji i zadań. Nie potrafił się uspokoić, ale może to właśnie było to, może potrzebował tego spokoju.
W Korei wszystko wydawało się inne, nie lepsze, nie gorsze, po prostu inne. Klasztor był usytuowany w parku u podnóża wulkanu, który otaczały drzewa bambusowe i miłorzęby. Widok rozciągający się dookoła, zmusił go do wyciągnięcia telefonu i zrobienia kilku zdjęć. Wydawało mu się, że znalazł się w innym świecie, gdy mnich wręczył mu spodnie i kamizelkę, a po chwili znalazł się w swoim pokoju, który nie przypominał żadnego pomieszczenia, w którym kiedykolwiek spał.
Lekcja pierwsza, którą otrzymał od razu, była prosta i dość oczywista, ale we współczesnym świecie mogła wydawać się czymś dziwnym. Znalazłeś się w tym miejscu, by odnaleźć zagubione części siebie, więc od teraz staraj się milczeć i spróbuj odnaleźć przestrzeń na rozmowę wewnątrz samego siebie. Spróbuj rozmawiać milcząc.
Pierwsza medytacja okazała się koszmarem, który chciał przerwać jak najszybciej. Pięć minut wydawało się godzinami, które nie chciały się skończyć. Miał po prostu zamknąć oczy i nie myśleć. A w jego głowie zapanowała istna burza myśli, które prześcigały się, a każda z nich chciała być tą najważniejszą, która zawładnie jego umysłem chociaż na chwilę. Nagle wszystko stało się ważne, nadchodząca trasa koncertowa, dziecko Harry'go i Lou, jego rodzina, Gemma. Nie mógł się uspokoić, nie było szans, żeby wyciszył się w tej chwili. Gdy czas dobiegł końca, był wykończony jak po godzinnym joggingu, a nie po pięciu minutach medytacji.
Gdy o trzeciej w nocy rozbrzmiał gong, który wyrwał go ze snu, nie mógł uwierzyć, że dobrowolnie zgodził się na takie tortury. Dookoła panował mrok, a na ciemnym niebie pobłyskiwały gwiazdy, które tak trudno było dostrzec w miastach, a tutaj wydawały się na wyciągnięcie ręki. Wstał z maty, na której spał i rozsunął drzwi, wsuwając na stopy lekkie buty. Wciągnął do płuc rześkie, nocne powietrze i zapatrzył się w lampiony, które wydawały się unosić nad ziemią ze swoją jasną poświatą. W tej ciszy dźwięk gongu nawoływał i zapraszał do spotkania. W mroku dostrzegł mnichów sunących spokojnie w stronę głównej świątyni. Krok za krokiem zmierzał w kierunku sali, a ziemia chrzęściła pod jego stopami.
Pamiętał, że podczas wczorajszego oprowadzania wspomniano coś o stu ośmiu pokłonach składanych przez mnichów. Oprowadzający go mężczyzna od razu zaznaczył, że jeżeli ktoś nie będzie w stanie, nie musi ich wykonywać i że nikt nie będzie oceniał techniki, ponieważ te pokłony nie są skierowane w stronę Buddy. W ten sposób kłaniamy się samemu sobie, oczyszczamy swój umysł od cierpienia i zaczynamy doceniać życie, takim jakie jest. Ta cała filozofia była dla niego czymś obcym i nowym, ale przekonywała go. Kiedy zdjął obuwie, wszedł do głównej sali i zajął swoje miejsce, a o chwili w rytm wybijanych dźwięków zaczął wykonywać pokłony, był wdzięczny za wszystkie trening, którymi katował się przed trasą. Był wyczerpany, nie wyobrażał sobie, by każdego dnia mógł wstawać o tak nieludzkiej porze, ale potrafił dostrzec, jakie jest to oczyszczające. Każdego kolejnego dnia czuł większy spokój. Wstawanie tak wcześnie stało się przyjemną rutyną, medytacja w ogrodzie wśród dzikiej, nieokiełznanej przyrody i dźwiękach strumienia, mieszających się z szumem bambusowych zarośli, przestała być problemem. Potrafił odsunąć wszystkie przeszkadzające myśli i po prostu był w tym miejscu, był zupełnie sam.
Telefon leżał na dnie jego torby zupełnie zapomniany i niepotrzebny. Wiedział, że nie dokonała się w nim żadna magiczna zmiana, że jego życie nie zmieniło się w jednej chwili, ale czuł się dużo lepiej. Był wypoczęty, zrelaksowany i chyba dużo szczęśliwszy niż wcześniej. Gdy opuszczał klasztor z torbą w dłoni, czuł, że ogromny ciężar został zdjęty z jego ramion. Miał nadzieję, że powrót do domu nie zniszczy wszystkiego, co zdołał tu wypracować. Planował spędzić w Korei jeszcze tydzień, a później chciał wrócić do Londynu. Taki przynajmniej miał plan, jednak niczego konkretnego nie zakładał.
Powinien włączyć telefon. Domyślił się, jak wiele wiadomości na niego czekało. Usiadł na piasku, wpatrując się w morze. Słyszał radosne rozmowy turystów, widział zakochane pary, robiące sobie pamiątkowe zdjęcia na tle błękitnej toni. Uśmiechnął się, obserwując staruszków, grających w tę słyną grę Baduk. Czas płynął tutaj wolniej, dużo wolniej. Tak jakby ktoś wcisnął przycisk STOP i nagle wszyscy zatrzymali się. Obracał telefon w dłoniach, obawiając się tego nagłego dostępu do informacji i świata zewnętrznego, ale wiedział, że nie może się bać, że to przecież jest nieuniknione i za moment ponownie znajdzie się w domu i będzie musiał przyzwyczaić się do funkcjonowania w świecie poza swoją strefą komfortu. Nie zastanawiając się dłużej, uruchomił telefon i gdy ekran rozświetlił się i ukazał tak znajomą fotografię, uśmiechnął się i zanim powiadomienia zalały jego skrzynkę, wybrał numer Julie i czekał, aż usłyszy tak dobrze znany głos.
– Żyjesz? – wykrzyknęła, zmuszając go do odsunięcia telefonu. – Mam nadzieję, że żyjesz i nie spełniła się moja najczarniejsza wizja, w której spadłeś z urwiska, a twój telefon został znaleziony przez przypadkowego przechodnia, który teraz słucha mojego bełkotu.
– Skończyłaś? – zapytał, gdy zamilkła, by pewnie złapać oddech.
– Dzięki Bogu to ty – westchnęła z ulgą, słysząc jego głos. – Dlaczego miałeś wyłączony telefon? Wiesz, jak się zamartwiałam?
– Nie musiałaś się martwić, wszystko ze mną dobrze. Jestem cały i zdrowy.
– Mogłeś dać znać jakiś znać życia – powiedziała z wyrzutem. – Kiedy wracasz?
– Myślę, że niedługo się zobaczymy – odparł lakonicznie.
– Ostatnio też tak mówiłeś, a od tego czasu minęły dwa miesiące, wiesz? Nie wiem, czy w Korei nie istnieje coś takiego jak kalendarz?
– Teraz jestem pewien, że wracam – zapewnił, uśmiechając się na widok biegających po plaży dzieci.
– Cieszę się, stęskniłam się za tobą.
– Ja za tobą też, ale nie żałuję tego wyjazdu – to była prawda, zaczynał tęsknić za przyjaciółmi i bliskimi ludźmi, w pewien sposób obudziła się w nim tęsknota za tym, co dobrze znane.
– Brzmisz jakoś inaczej – zauważyła, a nuta niepokoju była wyraźnie słyszalna w jej głosie.
– Czuję się inaczej, zupełnie inaczej. Coś ciekawego wydarzyło się podczas mojej nieobecności? Umówiłaś się w końcu z tym barmanem? – zmienił szybko temat, nie chcąc, by rozmowa skupiała się na nim.
– Nie bądź ciekawski – zaśmiała się, słysząc pytanie, które zadał. – Umawianie się z barmanem od początku brzmi jak zły pomysł, wiesz, za dużo kobiet podrywających go każdej nocy. To trochę tak, jak z muzykami – wytknęła, wiedząc, że Niall na pewno teraz przewraca oczami.
– Wiesz, że jeśli będzie cię kochał, to nie zauważy tego tłumu podrywających go kobiet.
– Nie Niall, to ty nie zauważasz żadnych kobiet, normalni mężczyźni są inni.
– Jestem normalny – zaprotestował szybko, wiedząc, że to tylko ich codziennie przekomarzanie. Dzień taki jak każdy inny, pomimo dzielącej ich odległości.
– Zorganizuję przyjęcie powitalne z okazji twojego powrotu – zapowiedziała, gdy ich rozmowa zbliżała się do końca.
– Wiesz, że nie wracam z wojny, prawda? Nie potrzebuje żadnego powitania – ostatnie czego chciał to impreza, chociaż spotkanie z przyjaciółmi byłoby bardzo miłym pomysłem.
– Nawet nie wiesz, że tego potrzebujesz, a teraz wybacz, ale różnica czasu. Szykuję się do spania.
– Ustalmy, że odezwę się, gdy wyląduję w Londynie dobrze? I żadnych imprez bez mojej zgody – wolał to podkreślić, chociaż wiedział, że Julie nigdy nie zrobiłaby czegoś, czego by nie chciał.
– Już nie mogę się doczekać. Do zobaczenia Nialler.
Odsunął telefon od ucha i zobaczył, jak wiele wiadomości na niego czeka. Musiał zrobić jeszcze kilka rzeczy przed wylotem. Teraz, gdy nareszcie porzucił zazdrość, chciał kupić coś dla nowych członków ich małej rodziny. Nie wiedział nawet, czy Harry i Lou mają syna czy córkę. Nie miał pojęcia, czy zaadoptują niemowlę, czy starsze dziecko. Ignorował ich wszystkie wiadomości, ale teraz nareszcie był gotów. Po raz ostatni spojrzał na niekończącą się, bezkresną wodę, nim skupił swój wzrok na wyświetlaczu. Sprawdził powiadomienia i zobaczył, jak wiele wiadomości od Harry'ego czeka na odczytanie.
Poznaj nowego członka naszej rodziny. Eric Styles Tomlinson.
Chłopiec na zdjęciu mógł mieć rok. Wyglądał jak szczęśliwe dziecko, ale osobą, która jaśniała najbardziej na fotografii był Harry. Mężczyzna chyba nigdy nie był tak szczęśliwy. Promieniał miłością i zadowoleniem. Zdjęcie zostało wysłane pół roku temu, więc teraz chłopiec był już starszy. Przeglądał kolejne powiadomienia, w których Harry opisywał wszystkie ważniejsze wydarzenia z życia ich szalonej rodzinki, gdy trafił na wiadomość od Louisa, której szczerze mówiąc, chyba się spodziewał.
Jasmine Styles
Patrzył na twarz maleńkiej dziewczynki, która była doskonała. Jasmine nie mógł uwierzyć, że Gemma nazwała tak swoje dziecko. To było piękne imię, idealnie pasujące do tego dziecka. Uśmiechnął się, dostrzegając drobne, ciemne loczki na głowie dziewczynki. Odziedziczyła coś po swoim wujku, Harry musiał być wniebowzięty. Zapisał zdjęcie w galerii, by móc do niego wracać i podniósł się z piasku. Wiedział już, co kupi, dwa małe hanboki. Widział dzieci w Korei ubrane w te urocze stroje, to byłaby świetna pamiątka i prezent z podróży. Po drodze widział kilka sklepów, więc mógł do nich zajrzeć, kierując się w stronę hotelu.
Bał się, że poczuje nienawiść, gdy zobaczy dziecko Gemmy, ale nie mógł nienawidzić córeczki osoby, którą kochał. Jasmine była cudowna i teraz był już pewien, że chce wrócić do życia swoich przyjaciół, pragnie być częścią ich rodzin. Miał dość zazdrości i złości, którą nieustanie odczuwał, teraz gdy te uczucia go opuściły, dostrzegł, jak wiele tracił, skupiając się na własnym żalu. Idąc w stronę głównej ulicy, usłyszał dźwięk nieznanej melodii. Dostrzegł, że nie tylko on był zaciekawiony osobami, które grały na chodniku. Przystanął obok grupki turystów i spoglądał na muzyków. To była tylko melodia, ale wydawało mu się, że słyszy słowa, tak jakby ktoś śpiewał tylko dla niego tę obcą pieśń. Nie mógł oderwać wzorku od twórców tego utworu, ale chciał też przymknąć powieki, by zanurzyć się w melodii i chłonąć ją całym sobą. Drgnął, gdy stanął obok niego jakiś obcy mężczyzna.
– Piękne prawda? – odezwał się po angielsku, spoglądając na niego z uśmiechem.
– Tak, słyszę to pierwszy raz – przytaknął, nadal wsłuchując się w ulotną melodię, która miała zaraz zniknąć, a on nie był w stanie jej zapamiętać w żaden sposób. Czuł, że to ta chwila, która zdarza się tylko raz, by później stać się niewyraźnym wspomnieniem.
–To Pieśń wiecznego żalu, chociaż w zasadzie to tytuł wiersza, a utwór nazywa się Bi–ik–ryun–ri.
– Czy ta melodia ma jakieś głębsze znaczenie? – był muzykiem, dla niego każdy dźwięk miał znaczenie i nie mógł uwierzyć, że ta przejmująca, łamiąca serce melodia mogłaby być tylko splotem przypadkowych dźwięków, nie łączących się w piękną historię.
– Tak, oczywiście, jak wszystko w Korei. Bi Yik to istota znana tylko z legend i opowieści. Mówi się, że przyjmuje on postać ptaka, ale nie takiego zwykłego, którego dobrze znamy. Staje się ptakiem z jednym okiem i jednym skrzydłem. Nie może przetrwać, będąc samemu, musi odnaleźć swoją bratnia duszę, która jest mu przeznaczona od zaświatów i tylko ona ma oko i skrzydło, które będą pasowały do niego idealnie. Ryun–ri to już zupełnie inna opowieść, ale nadal nawiązująca do bratnich dusz. Są to drzewa, które przecież mają zupełnie inne korzenie, ale rosną splecione ze sobą, wyglądając jak jedność, tak jakby należały do siebie od zawsze. I właśnie o tym jest Pieśń wiecznego żalu, poeta opowiedział przejmującą historię o miłości i żalu.
Niall popatrzył na niego wyczekująco. Chciał usłyszeć więcej, pragnął poznać tę historię, usłyszeć ten wiersz, by zagłębić się w ten utwór, w jego ból i historię, ponieważ czuł, że jest z nią połączony, chociaż przecież chwilę temu nie miał o niej pojęcia.
– O północy, kiedy nikogo nie było w pobliżu, złożyli przysięgę – mężczyzna odezwał się, gdy Niall chciał go już poprosić, by powiedział coś więcej. – Bądźmy dwoma ptakami na niebie latającymi obok siebie. Bądźmy nierozerwalnie związanymi dwiema gałęziami na ziemi. Jednak niebo i ziemia nie będą wieczne. Tylko ten żal pozostaje i trwa na wieki wieków.
– O tym jest ta piosenka? – gdy utwór skończył się i ludzie zaczęli się rozchodzić w swoją stronę, spojrzał na starszego mężczyznę, który miał na swojej twarzy delikatny uśmiech. On doskonale wiedział, co kryło się w tej melodii.
– Cóż, każdy ma prawo interpretować go dowolnie, jeśli zapytałbyś mnie, o czym jest ta melodia, powiedziałbym, że o nieodwzajemnionej miłości. Sam początek to czyste uczucie miłości, pierwsze spojrzenia, rozmowy, zakochiwanie się na nowo każdego dnia. Kolejne minuty to zrozumienie, że jesteś zakochany i nie wiesz, co zrobić z tym uczuciem. To lęk przed wyznaniem prawdy, milczenie wtedy, gdy powinno powiedzieć się wszystko, co leży na sercu. To strach przed zranieniem i brakiem odwzajemnienia. To mówienie kocham cię, bez używania słów. Dalej jest świadomość straconej szansy, zaprzepaszczenia wszystkiego, ponieważ to miłość nieodwzajemniona, spóźniłeś się, pojawił się ktoś inny. I jedyne uczucie, które teraz jest ci znane, to tęsknota i żal, niekończący się żal, który staje się sensem twojego istnienia, jest jedynym towarzyszem, który jest zawsze obok. Sam koniec, gdy melodia staje się coraz spokojniejsza, to ten moment, gdy uświadamiasz sobie, że osoba znalazła szczęście u boku kogoś innego, że uśmiecha się i jest zadowolona. I chociaż boli cię serce, to nie potrafisz jej nienawidzić i życzyć jej czegoś złego, więc kochasz ją z daleka i chociaż wiesz, że nie ma na to żadnych szans, to nadal w twoim sercu tli się maleńki płomień nadziei, że może jeszcze kiedyś wasze drogi ponownie się spotkają i może wtedy dostaniesz kolejną szansę. Pieśń wiecznego żalu.
– Skąd znał pan historię mojego życia? – zaśmiał się cicho, starając się niezauważalnie przetrzeć wilgotne oczy.
– Och młodzieńcze, opowiadałem ci historię mojego życia – staruszek poklepał go po ramieniu, śmiejąc się z jego zaskoczonej twarzy.
– Czy ta osoba wróciła do pańskiego życia? – bał się odpowiedzi na to pytanie, ale chciał ją poznać.
– Jeszcze nie, ale póki nie umarłem, mam jeszcze czas.
Obserwował, jak odchodzi, uśmiechnięty, lekko pochylony, nucący pod nosem pieśń wiecznego żalu, która kryła się w jego sercu od lat, ale nie odebrała mu woli życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top