XXIX. Pan na Pieczarze
Miraż.
To słowo rozbrzmiało echem w głowie Amiry, kiedy ujrzała nadchodzące postacie w turbanach i galabijach.
Tu, pośrodku niczego, nie mogło być nikogo. Wszystko było złudzeniem wywołanym przez pragnienie i zmęczenie.
Burza zniosła je w zupełnie innym kierunku. Halim Saqat był daleko.
Na wspomnienie o nim tancerce zachciało się płakać, ale nie miała w organizmie dostatecznie dużo płynów, żeby jej oczy mogły wyprodukować łzy. Jej twarz o spękanej i suchej skórze pokrywała warstwa piasku, który wżarł się w naskórek i zalepił powieki, sprawiając, że jej oczy cały czas były przekrwione jak po wielogodzinnym płaczu. Na podbródku zaschły trzy strużki krwi z popękanych warg. Włosy też miała w nieładzie i pełne piachu, a z ubrania zostały poszarzałe strzępy.
Nie wiedziała, ile minęło godzin, dni czy tygodni, odkąd razem z Aishą wkroczyła w burzę piaskową. Wiedziała, że gdzieś po drodze straciły bagaż, a wraz z nim cały zapas wody. Od tamtego czasu towarzyszyły im już tylko piasek i cierpienie.
Zamknęła oczy i położyła głowę na piasku, po którym pełzła od świtu. Choć wiedziała, że to miraż, nadal nie przestawała widzieć nadbiegających z naprzeciwka ludzi, prowadzonych przez pana Halima. Nie chciała bardziej się krzywdzić i łudzić tym widokiem. Jeśli miała umrzeć, pragnęła przynajmniej do końca zachować świadomość tego, co ją otacza, a nie gonić za halucynacjami.
- Amira... - wychrypiał gdzieś w oddali głos Aishy. - Widzisz to, co ja?
- Ty też to widzisz? - Amira podniosła głowę. Ludzie rzeczywiście się zbliżali, a za nimi pojawiły się prowadzone przez służbę wielbłądy. Kilku mężczyzn w białych galabijach biegło ku dwóm kobietom, a na ich czele pędził Halim Saqat.
- Tak...
Amira wstała na nogi. Ledwo utrzymała równowagę, ale ile starczyło jej sił, spróbowała podejść do wybawców. Po dwóch krokach padła na kolana, lecz znowu się zebrała i ruszyła dalej, choć już następny krok znów posłał ją na ziemię.
- Panie! - próbowała zawołać, ale z jej wysuszonej krtani wydostał się tylko skrzek.
Halim był już tylko kilka metrów od niej. Nie mógł być mirażem. Naprawdę ją znalazł, naprawdę jej szukał na pustyni i postanowił ocalić...
Wyciągnęła do niego ramiona, ale on przebiegł obok niej, jakby nie istniała. Zdumiona, obejrzała się za nim. Wówczas zobaczyła, jak jej pan schyla się do drugiej skulonej na piasku kobiety i pomaga jej wstać.
- Moja najdroższa! - zawołał. - To ty? To naprawdę ty? Co ty tu robisz, Aisha?!
Aisha, postawiona w końcu na nogi, spojrzała na swego wybawcę szeroko otwartymi oczami. Po kilku sekundach z jej źrenic buchnęła jasność zrozumienia, a jej ramiona natychmiast otoczyły szeroką pierś mężczyzny.
- Allah jest wielki... - wyszeptała osłabłym z pragnienia głosem. - Rafi!
***
- Kto by pomyślał, że ta jego najdroższa to nie była żona, tylko siostra! - pokręcił głową Chamis. - I jak mówisz, że ma naprawdę na imię?
- Rafi Selim - odparła Amira. Słuchające jej grono służących zacieśniło się odrobinę. - Jego ojciec zdradził Fajr, za co został stracony, a syna wygnano, żeby nie próbował zemsty.
- To jakim cudem córka została żoną księcia? - zdziwiła się Fatma, narzeczona Chamisa. Oboje służyli tu od lat i Amira uważała ich za swoich najlepszych przyjaciół.
- Książę Karim jest niezwykły! - wyjaśniła. - Wywalczył ten ślub wbrew woli swojego ojca.
Fatma lekko posmutniała.
- Pewnie żałujesz, że twój Zahir nie miał tyle odwagi - mruknęła.
- W jego przypadku to nie byłaby odwaga, tylko głupstwo. Poza tym możliwe, że dostaniemy drugą szansę! Stary emir nie żyje, a Zahir jest następcą tronu. Kiedy zostanie władcą, będzie mógł nawet mnie wyzwolić i wziąć za żonę!
Rozległy się gratulacje i kilka osób poklepało Amirę po barkach i ramionach.
- Opowiedz jeszcze raz, co tam się działo! - poprosiła jedna z osób.
- Tak, jeszcze raz! - podchwycił Chamis.
Tancerka westchnęła teatralnie, ale nie zdołała ukryć uśmiechu. Następnie po raz trzeci przystąpiła do opowiadania całej historii, która zdarzyła się od porwania jej przez Hassana Bazarova do Słowiczego Pałacu po ucieczkę z rannym księciem i cudowne ocalenie przez gospodarza.
Kiedy Halim Saqat, a raczej Rafi, natknął się na nią i Aishę w pustyni, natychmiast dał im się napić, a po jakimś czasie i zjeść nieco soczewicy. Znalazł się tam nie bez powodu - podczas burzy piaskowej zaginął jego transport handlowy, więc teraz przeczesywał pustynię w poszukiwaniu ocalałych ludzi, zwierząt i towarów. Nie chciał jednak sprecyzować, jakiego rodzaju handlem się zajmuje, gdy zaciekawiona Aisha go o to zapytała. Po znalezieniu ich zawiózł je do swojej pieczary, a tu dostały kąpiel, świeże ubrania, duży dzban kawy i jedzenie. Gdy nieco odetchnęły, Amira poszła przywitać się ze swoimi znajomymi, a Aisha z Rafim nadrabiali stracone lata.
- Jestem pewna, że ten książę kocha cię do szaleństwa - powiedziała Fatma poważnie. - Dziewczyna ratująca swojego chłopaka! Takich historii jeszcze nie było.
- Skromna tancerka ratująca przyszłego władcę - sprostował Chamis. - Będziesz bohaterką, Amiro.
Tancerka spuściła wzrok i oblała się rumieńcem.
- Cieszę się, że was widzę - powiedziała. - Tęskniłam za wami każdego dnia.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale jej słowa zostały zduszone w ogromnym grupowym uścisku, gdy wszyscy otaczający ją służący rzucili się na nią, tworząc wielkie, rozchichotane kłębowisko tułowi, głów i kończyn.
Teraz już nie potrzebowała odpowiedzi. Wiedziała, że oni też za nią tęsknili.
***
Pieczara z zewnątrz wyglądała na zwyczajny otwór w skale, jakich mnóstwo w zboczach pomarańczowych wzgórz, tu i ówdzie wyrastających z piaszczystych połaci pustyni. Podjeżdżając do niej, Aisha nie spodziewała się luksusów, jakie później zastała w środku. Ciąg naturalnych tuneli urządzony był wystawnie niczym korytarze pałacu, a każda większa grota przypominała najwykwintniejszą komnatę. Była tu i łaźnia, i ogród, i kuchnia, kilka salonów i sal jadalnych, mnóstwo sypialni, bawialni i cztery gabinety. W podziemnym systemie jaskiń Rafi stworzył sobie pałac, i to pałac godny emira. Bez wątpienia urządzenie tego wszystkie musiało kosztować, i to naprawdę wiele. Kobieta w głębi duszy obawiała się pytać, skąd jej brat wziął na to pieniądze.
- Co się z tobą działo przez te osiem lat? - spytała ze wzruszeniem, zaproszona do jednego z gabinetów. Po kąpieli, posiłku i półgodzinnej drzemce czuła się już znacznie lepiej, choć nadal była zmęczona.
- Szwendałem się - odpowiedział Rafi. - Potem zostałem zaadoptowany przez plemię Beduinów, Howeitat. Znałem miasta, więc zostałem ich doradcą do spraw handlu z osiadłymi ludźmi. W końcu sam zostałem handlarzem. Na początku wędrownym, ale kiedy się wzbogaciłem, postanowiłem osiąść w jakimś miejscu. Nie mogłem zamieszkać w mieście, bo byłem wygnany, więc sobie zbudowałem mały karawanseraj na pustkowiu. Później znalazłem tę pieczarę i przeniosłem się do niej, a karawanseraj sprzedałem niejakiemu Omerowi. Do teraz czasem kupuję u niego zapasy.
- Omer nas zdradził - przypomniała Aisha. Rafi ścisnął palcami nasadę nosa i wstrząsnął głową.
- Nigdy bym go o coś takiego nie podejrzewał - mruknął. - A teraz twoja kolej. Poza tą całą sprawą z morderstwem i wrobieniem Zahira, co się z tobą działo?
- To długa historia, bracie. Zacznijmy od tego, że po twoim wygnaniu książę Karim wziął mnie za żonę.
- O tym wiem. Jak tego dokonałaś?
- To Karim tego dokonał. Wywalczył nasze małżeństwo u swojego ojca.
- Jesteś z nim szczęśliwa?
- Bardzo - przytaknęła Aisha. - To najlepszy mąż na świecie. A ty znalazłeś sobie kogoś?
Rafi uśmiechnął się z nostalgią i pokręcił głową.
- A powinieneś - powiedziała jego siostra. - Masz już trzydzieści cztery lata, kiedy zamierzasz mieć dzieci?
- Nie zamierzam, dopóki będę wygnany - odparł chłodno. - Nie pozwolę, żeby moje dziecko wzrastało jako syn zdrajcy i wygnańca.
Aisha pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Szlachetne podejście - przyznała.
- A co się działo z Yusufem?
Kobieta zmarszczyła brwi i przechyliła głowę ze zdumieniem.
- A co cię on obchodzi? - zapytała. - Przecież pokłóciliście się chyba na parę miesięcy przed twoim wygnaniem.
- To, że się pokłóciliśmy, nie oznacza, że przestał mnie obchodzić jako człowiek - odrzekł Rafi. - Co się z nim teraz dzieje?
Aisha westchnęła. Była jedyną osobą z zewnątrz, która wiedziała o bezprawnej miłości pomiędzy jej bratem a służącym jej niedoszłego narzeczonego, który z racji swojej potężnej postury był używany do najcięższych zadań. Gdyby informacja o tym wyszła poza ich trójkę, obaj byliby skończeni, dlatego Aisha w głębi duszy cieszyła się, kiedy Yusuf postanowił zerwać tę znajomość. Rafi cierpiał wówczas katusze, ale przynajmniej był bezpieczny.
- Wstąpił do wojska - wyjaśniła. - Jeśli będziemy musieli walczyć z armią Fajr, prawdopodobnie się spotkacie.
- Nie bój się, nie zawaham się z tego powodu. Nic między nami nie było od ośmiu lat.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Więc czas najwyższy, żebyś poszukał miłości gdzieś indziej - powiedziała.
- Najpierw musiałbym wrócić do łask.
- Więc możemy zacząć od razu! Wiesz, gdzie jest Zahir. Jedź z nami do Almutahar i bierzmy go stamtąd, zanim go Salah znajdzie. Kiedy on zostanie emirem, na pewno cię ułaskawi.
Rafi pokręcił smutno głową.
- Nie mogę tego zrobić, Aisho.
- Jak to: nie możesz?! - Zerwała się z siedzenia.
- Nie teraz. Potrzebujemy więcej sił, żeby się na to poważyć.
- O czym ty mówisz?
- Według słów Amiry Omer mówił o szyitach, że robi to dla szyitów, prawda?
- Tak - odpowiedziała ze zdziwieniem Aisha.
- Omer pochodzi z Wahah. Skoro ludzie z Wahah są po stronie Salaha, Fajr już na pewno wie, gdzie jest Zahir. Obawiam się, że nie będziemy mogli go po prostu stamtąd wywieźć. Trzeba będzie go odbić.
Aisha zbladła i opadła z powrotem na siedzenie.
- Karim... - szepnęła.
- Nie zabiją ich od razu. Będą ich chcieli triumfalnie przywieźć do Fajr i tam publicznie zgładzić. Skrytobójstwo nie zadziałałoby na korzyść nowego władcy.
- Więc co robimy? Nie mamy czasu do stracenia!
- Poczekaj ze mną trzy dni, Aisha. - Rafi uśmiechnął się zadziornie. - Wtedy ma tutaj przyjechać pewien bardzo bogaty szejk, z którym mam dobre układy. Jestem pewien, że pożyczy nam wojska.
Aisha, niepokojąc się o męża, zgarbiła ramiona.
- Obyśmy zdążyli na czas - powiedziała cicho.
***
Szejk Kashif Al-Aziz przybył punktualnie w wyznaczonym dniu, a z nim cała należąca do niego społeczność z plemienia Anizah. Beduini rozłożyli się obozem pod pieczarą, zasypując powierzchnię pustyni dziesiątkami białych namiotów, pośród których wałęsały się wielbłądy, a sam szejk został zaproszony razem z doradcą handlowym, Numanem, na rozmowę z Rafim do jednego z gabinetów. W środku czekała już Aisha.
Szejk był postawnym mężczyzną koło pięćdziesiątki. Nosił niebieski biszt i turban, a pod nimi biały saub i taqiyah. Kroczący obok Numan krył swoje tłuste, niskie ciało w napiętej białej galabii, a na głowie miał arafatkę. Obydwaj mężczyźni sprawiali przyjazne wrażenie, ale w obu też czaiła się pewna nuta niebezpieczeństwa - Kashif wyglądał na niezgorszego wojownika, podczas gdy jego doradca zdawał się kryć wybitny talent do knucia i oszukiwania. Ich twarze znaczyła silna opalenizna, właściwa ludziom, którzy całe swoje życie przepędzili pod gołym niebem.
- Effendi, pozwolę sobie przedstawić moją najukochańszą siostrę, Aishę - powiedział Rafi, wkraczając za nimi do groty. Kobieta wstała i skłoniła głowę.
- Cudowne to musi być uczucie, mieć za siostrę tak zacną damę - odparł uprzejmie Kashif. - Nie rozumiem tylko, czemu potrzebujemy jej do załatwienia interesów.
- Kiedy załatwicie swój biznes, chciałabym pomówić z tobą Effendi - padła odpowiedź. - Potrzebuję pomocy w pewnej sprawie.
- Pomaganie takiej pani będzie zaszczytem. Ale musisz wiedzieć, że nie pracuję za darmo.
- Nie sądziłam inaczej - odpowiedziała Aisha. - Zaczniemy?
Rafi siadł obok niej przy okrągłym stole, a szejk i Numan zajęli pozostałe miejsca po drugiej stronie.
- Słucham zatem - powiedział Kashif.
- Proponuję panu całe zamówienie za osiem tysięcy akçe.
Szejk wybuchnął śmiechem.
- Cztery tysiące akçe to już przepłata, więcej nie dam! - zawołał.
- Osiem tysięcy, albo pańska żona nigdy nie dostanie swoich ulubionych ozdób.
- Cztery i pół tysiąca, ale to zdzierstwo!
- Mogę zejść do siedmiu i pół.
Aisha wyłączyła się z słuchania zaciętego targu. Dziwiła się, dlaczego jej brat rozlicza się z tym szejkiem w tureckiej walucie, zamiast w daniqach czy dirhamach. Zauważyła, że Numan co chwilę pochylał się w stronę swojego pana, aby wyszeptać mu coś na ucho. Prawdopodobnie podpowiadał mu, jak się targować, i był w tym najwyraźniej skuteczny, ponieważ Rafi zszedł do pięciu i pół tysiąca. Po iskierkach w oczach swego brata widziała jednak, że i tak sprzedał swój towar za niebotyczną cenę.
- Teraz wysłucham damy - oznajmił szejk, kiedy skończyły się targi.
- Bądź z nim szczera, siostro - poprosił Rafi. Aisha westchnęła.
- Dobrze. - Złożyła przed sobą ręce. - Jestem żoną księcia Karima, obecnie wygnanego z pałacu pod zarzutem zdrady...
Opowiedziała mu dokładnie całą historię, pomijając udział swój i Karima w tragedii, a także treść testamentu Ibrahima. Nie krępowałaby się przyznać szejkowi do tego, co zrobiła, ale obecność brata z jakiegoś powodu ją powstrzymywała - chciała, żeby Rafi był z niej dumny, a miała świadomość, że nigdy by nie pochwalił jej spisków.
- To rzeczywiście bardzo smutne - przyznał obłudnie Kashif. - Ale do czego zmierzasz, pani? Czego chcesz ode mnie?
- Pomocy w odbiciu mojego męża i szwagra - odpowiedziała Aisha.
- Gdzie się obecnie znajdują?
- Jechali do Almutahar. Prawdopodobnie wojsko Salaha już ich dopadło i uwięziło. Jeśli się pospieszymy, może dotrzemy tam, zanim zabiorą ich z powrotem do Fajr.
Zimny pot spływał jej po plecach, gdy świdrujące spojrzenie Numana przenosiło się to na nią, to na szejka. Kashif tymczasem dumał z pięścią przyciśniętą do brody.
- Jedna rzecz mi nie pasuje - powiedział w końcu. - Co ja z tego będę miał?
- Mój brat został wygnany z Fajr. Zahir na moją prośbę przywróci go do łask i uczyni głównym doradcą handlowym Słowiczego Pałacu. A wówczas Fajr pójdzie na wszystkie ugody, jakich zażądacie.
Rafi spojrzał na nią ze zdumieniem; nie omówili tego wcześniej. Wiedział jednak, że nie może się odezwać, bo zrujnuje jedyną szansę na uratowanie książąt.
- Potrzebuję czegoś bardziej namacalnego i dostępnego od razu - odparł szejk po długiej chwili milczenia. - Na przykład... - Numan pochylił się i szepnął mu coś na ucho. - Tysiąc pięćset kuruş?
Aisha i Rafi wytrzeszczyli oczy. Kashif zażądał bardziej niż ogromnej sumy.
- Nie mam tyle, uciekłam z pałacu! - jęknęła kobieta. - Mogę zapłacić, ile chcesz, kiedy już do niego wrócę.
- Teraz albo nie pomagam. Tysiąc pięćset kuruş.
- Pięćset - odparł chłodno Rafi. Aisha rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
- To mój targ - zauważyła.
- Nie masz pieniędzy, więc zapłacę za ciebie. Pięćset kuruş.
- Braciszku, nie mogę tego przyjąć!
- Oddasz mi, kiedy Zahir będzie władał. Jak będzie, Effendi?
- Tysiąc czterysta - powiedział Kashif powoli.
Targi rozpoczęły się na nowo i tym razem skończyły na sumie tysiąc sto siedemdziesiąt kuruş. Aisha przez cały czas milczała i martwym wzrokiem wpatrywała się w stół.
- Interesy z wami to przyjemność - stwierdził po fakcie szejk Al-Aziz. - Czas na wymianę.
On, Numan i Rafi wstali, po czym wyszli z pomieszczenia. Aisha powoli powlokła się za nimi.
Przed pieczarą zachodziło słońce. Barwna łuna zdobiła niebo ponad zachodnim horyzontem, a na szafirowym wschodzie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Podczas gdy mężczyźni dokonywali wymiany - służący Rafiego wynieśli kilka wielkich drewnianych skrzyń i beczek i przekazali je tragarzom Anizah, a ci z kolei dostarczyli skrzynkę z monetami, z którą się jednak cofnęli, gdy usłyszeli o nowej umowie, w ramach jakiej Rafi musiał dopłacić - żona Karima zapatrzyła się w nieboskłon i pogrążyła w melancholii. Tylko na pustyni powietrze było tak suche i czyste, by gwiazdy prezentowały się tak wyraźnie. Tylko tu od horyzontu po horyzont wszystko zachowywało ostre kształty i kontury. Ta surowa, niegościnna, martwa ziemia miała w sobie szczególny rodzaj piękna, na który wrażliwe były wszelkie serca ludzi mieszkających w miastach, a należących wedle krwi do pustyni.
Aisha nie myślała jednak o pięknie i gwiazdach. Myślała o Karimie; o niebezpieczeństwach, które mu grożą, o swojej miłości do niego, a także o zbrodni, której razem dokonali, piętnując własne życia na zawsze. Zawsze wierzyła, że robią to dla swojej lepszej wspólnej przyszłości, ale teraz opadły ją wątpliwości - czy na pewno jej marzeniem było życie, w którym nie zdoła spojrzeć w oczy swojemu bratu? Nie miała bowiem wątpliwości, że gdyby Rafi się dowiedział o jej knowaniach, już nigdy nie chciałby mieć z nią nic wspólnego.
- Skoro formalności mamy za sobą, chciałbym zaprosić cię na herbatę - powiedział Kashif do stojącego obok Rafiego, wyrywając ją z zamyślenia. - Księżniczkę Aishę również.
Uśmiechnęła się i skinęła głową. Nikt dotąd nie nazwał jej wprost księżniczką. Przed małżeństwem z Karimem nie miała takiego tytułu, a po nim nie rozmawiała z ludźmi spoza pałacu, w którym nikt jej tak nie nazywał, znając jej pochodzenie. Służący mówili do niej "pani", a rodzina emira po imieniu. Miło było zostać tak utytułowanym.
- Chętnie - potwierdził Rafi. - Beduińska herbata nie ma sobie równych.
- Anizah najbardziej lubią ją parzyć z miętą i tymiankiem - już w drodze wyjaśnił Kashif, prowadząc ich do ogniska przed największym z namiotów. - Ostrzegam, jest mocna. Kobietom dajemy z drugiego parzenia, ale dla księżniczki możemy zrobić wyjątek, jeśli sobie tego zażyczy.
- Chętnie spróbuję tej najmocniejszej - przytaknęła Aisha.
Usiedli wokół ognia. Zaraz potem dołączyła do nich rodzina szejka - jego żona, wysoka dama w średnim wieku, nosząca błękitną al-amirę i podobny biszt, pasujący kolorystycznie do ubioru męża, oraz trzej synowie. Herbatę podawała im rezolutna nastolatka o drobnej twarzy z lekko zadartym noskiem i pociągłymi policzkami, w których przy uśmiechu robiły się małe dołeczki, i z długimi do pasa kręconymi włosami, w które wpleciono kilka złotych wstążek. Nic nie zasłaniało jej głowy, a strój miała odważny, bowiem odsłaniający brzuch. Jej czarne jak noc, duże oczy zdobił mocny makijaż, zaś przy nadgarstkach i kostach nad bosymi stopami podzwaniały łańcuszkami złote bransolety.
Dziewczyna wlała wodę do imbryka i wrzuciła do niej całą szklankę cukru, po czym zawiesiła go nad ogniem. Kilka minut później woda zaczęła bulgotać, a wtedy dziewczyna wydobyła z torby mały woreczek i wysypała z niego wprost do imbryka liście herbaty wraz z dodatkiem ziół. Dziesięć minut później herbata była gotowa i nastolatka rozlała ją do szklanek Rafiego, Aishy, Kashifa i jego synów. Gdy imbryk był już pusty, nastawiła herbatę ponownie, używając tych samych, mokrych liści.
Aisha omal się nie zakrztusiła przy pierwszym łyku, czując moc i słodycz naparu. Jej delikatne kubki smakowe zdawały się płonąć w zetknięciu z niemal czarną w mroku zapadającego zmierzchu cieczą. Wyczuwała w niej silną gorycz herbaty, ostrość mięty i tymianku, intensywną lepkość cukru i lekki posmak dymu z ogniska.
Zebrała się na odwagę i opróżniła szklankę duszkiem. Po chwili zaczęło jej się kręcić w głowie, a świat rozmazał jej się przed oczami. Widziała, jak wszyscy wokół rozmawiają, ale nie rozróżniała słów. Widziała też, jak porcja z drugiego parzenia została rozlana - tym razem dostały ją też żona szejka i dziewczyna, która przygotowywała napar. Nastolatka dosiadła się do nich i dołączyła do rozmowy, bezwstydnie prezentując swoje włosy i brzuch.
Efekt zaczął mijać po jakichś dwudziestu minutach. Aisha zorientowała się, że osunęła się na ramię brata, który teraz obejmował ją i wesoło gawędził z Kashifem. Otrząsnęła się i wyprostowała, po czym odchrząknęła z zawstydzeniem, widząc, że wszyscy na nią patrzą.
- Jednak za mocne? - spytał szejk z wyrozumiałym uśmiechem.
- Ciekawe doświadczenie - odpowiedziała.
- Proszę spróbować słabszej, księżniczko. Powinna zasmakować.
Aisha posłusznie pociągnęła łyk. Rzeczywiście, herbata z drugiego parzenia była znacznie łatwiejsza do przełknięcia i tym razem można było się delektować wielością smaków i woni.
- Znakomita - przyznała. - Wiele słyszałam o beduińskiej herbacie, ale nigdy nie zdarzało mi się jej pić.
- To dlatego, że Fajr nie było nigdy zbyt zainteresowane naszym ludem - odpowiedział Kashif. - A szkoda. Moglibyśmy zawrzeć korzystne układy handlowe.
- Będziecie mogli, kiedy Zahir zasiądzie na tronie - przypomniał Rafi.
- Czas najwyższy. A skoro już zaczęliśmy mówić o polityce... Księżniczko, jak ci się podoba moja córka, Rashida?
Aisha spojrzała na uśmiechniętą nastolatkę.
- Świetnie parzy herbatę - odpowiedziała ostrożnie. - I jest bardzo piękną kobietą.
- Jest też dobrze wychowana i wyznaje Allaha - dodał szejk. - A ponad wszystko jest córką szejka. Myślisz, że taka osoba jak ona mogłaby zamieszkać w pałacu?
- Oczywiście - przytaknęła kobieta. - Żona obecnego emira, Salaha, jest z Banu Hilal.
- W takim razie mam jeszcze jeden warunek. Pomogę osadzić Zahira na tronie, pod warunkiem, że Rashida zostanie jego żoną.
Aisha wytrzeszczyła oczy.
- Nie mogę podejmować tej decyzji w imieniu Zahira - powiedziała.
- To mój warunek. Jeśli mi tego nie obiecasz, księżniczko, oddam ci pieniądze i więcej mnie nie zobaczysz.
- Czy mogę chociaż dostać chwilę na zastanowienie się?
- Masz czas do jutrzejszego poranka. Jeśli się zgodzisz, po śniadaniu wyruszymy do Almutahar. Jeśli odmówisz, odejdziemy na pustynię. A teraz dosyć polityki. - Szejk przywołał gestem tragarzy. - Przynieście jedną skrzynię! - Następnie zwrócił się do swojej żony: - Shakiro, jeśli coś z tych rzeczy ci się spodoba, potraktuj to jako prezent. Ty także, Rashido.
Tragarze przynieśli skrzynię i ją otwarli. W środku ukazały się wspaniale ozdoby, bibeloty, przyciski do papieru, biżuteria, statuetki, kasetki, a na samym dole bela jedwabiu. Shakira pokręciła głową, nawet nie patrząc na zawartość skrzyni, ale Rashida rzuciła się do niej i wybrała ametystowy wisior w kształcie łzy na złotym łańcuszku.
Aisha wytrzeszczyła oczy. Nie ulegało wątpliwości, że większość z tych ozdób zrobiono z hebanu i kości słoniowej, materiałów tak drogich i egzotycznych, że kupowali je w całej Arabii tylko najbogatsi władcy. W samym Fajr nawet nie pojawiły się nigdy tak kunsztowne ozdoby - Aisha rozpoznała, co to, tylko dlatego, że przed pięcioma laty wraz z Karimem pojechała na misję dyplomatyczną do emiratu Warda Al-Sahra, graniczącego od zachodu kolejno z, idąc od północy, Nakhlą, Fajr i Sahil. Był to największy arabski kraj w tej okolicy i jego władca, emir Bakri, szczycił się posiadaniem w swoim Zamku Słońca całej ściany w sztukaterii z materiałów z Afryki Centralnej. Żaden szejk ani handlarz nie mogliby sobie pozwolić na takie luksusy, a przynajmniej legalnie.
- Jesteś przemytnikiem! - syknęła do swojego brata.
- Właściwie, to paserem...
- Jak mogłeś zostać przestępcą?!
- Nie miałem wyboru! Zginąłbym na tej pustyni jako wygnaniec, gdybym nie zaczął łamać prawa. Świat poza pałacem jest okrutny, Aisha. Jeśli ktoś chce żyć, musi umieć przeżyć.
- Beduini żyją na tej pustyni!
- I możesz mi wierzyć, kiedy ci powiem, że każde plemię ma za pazurami jakieś przestępstwa. To od nich nauczyłem się przemytu i paserstwa.
Aisha zacisnęła zęby i odwróciła się tyłem do niego. Wiedziała, że mówił prawdę, ale nadal czuła się zbyt wstrząśnięta, by tak po prostu to przyjąć.
- Pogódź się z tym, siostro - szepnął jeszcze Rafi. - Minęło osiem lat. Ty zostałaś księżniczką. Ja poradziłem sobie inaczej. Żadne z nas nie musi być zachwycone wyborem drugiego.
***
Aisha zgodziła się na warunki Kashifa i kolejnego ranka Anizah wyruszyli w stronę Almutahar, z nią i Rafim na czele. Amira została w pieczarze razem z resztą służących - mieli jej pilnować pod nieobecność gospodarza.
Żona Karima nie odzywała się do swojego brata jeszcze przez cały następny dzień. Nie mieli wprawdzie prawie żadnych okazji do rozmowy, ale Rafi i tak wyczuwał, że siostra celowo traktuje go z rezerwą. Nadal miała mu za złe, że łamał prawo. Nie brała pod uwagę tego, że państwo, które to prawo ustanowiło, jako pierwsze wypięło się na niego.
Kolejnego dnia przełamała się i z powrotem zaczęli rozmawiać, choć niewiele, by nie trwonić energii potrzebnej na szybki przejazd. Następnego wieczora mieli już stanąć pod murami Almutahar.
Około drugiej po południu trzeciego dnia drogi zauważyli kilku jeźdźców na szczycie najwyższego wzgórza w okolicy. Na ich widok gwałtownie wyhamowali, przypuszczając, że miasto zostało już zajęte przez Salaha, a na wzgórzu ustawiono czaty. Było za późno żeby się wycofać; zostali zauważeni, ponieważ jeźdźcy w pośpiechu opuścili swój posterunek na szczycie.
Zamiast jednak wracać do Almutahar, niewielka grupa ruszyła drogą w dół zbocza, jakby na spotkanie Beduinom. Kashif nakazał wycofać się do wąwozu za nimi i przygotować na atak, gdyby ci jeźdźcy byli jedynie przednią strażą jakiegoś oddziału.
Oddział ufortyfikował się w wąwozie, ale wkrótce okazało się to niepotrzebne - grupka jeźdźców wpadła za nimi i jadący na czele wysoki mężczyzna zeskoczył z konia, po czym zdjął kwef zasłaniający mu twarz dla ochrony przed piaskiem. Oblicze, które wyłoniło się spod chusty, mogło należeć tylko do jednej osoby.
- Abdul - powiedziała ze zdumieniem Aisha. Zdyszany namiestnik Almutahar uśmiechnął się szczerze na jej widok i podbiegł do jej wielbłąda.
- Allahowi niech będą dzięki, nic ci nie jest! - zawołał. - Co wam tyle zajęło?
- To skomplikowane, Al-Qasimi. Przypuszczaliśmy, że straciłeś już swoje miasto, dlatego czekaliśmy na posiłki - odpowiedział Rafi. Namiestnik zauważył go dopiero teraz i jego mina zmieniła się w mgnieniu oka.
- Rafi! Co ty tu robisz? Byłeś wygnany...
- Dzięki twoim staraniom - odparł drwiąco pan na pieczarze. - Dawno się nie widzieliśmy.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
- Ani ja ciebie, podła żmijo. Miałem nadzieję, że już do końca życia nie będę musiał oglądać twojej parszywej gęby.
- Popełniłem błąd - przyznał Al-Qasimi, pochylając głowę. - I wiem, że nie zasługuję na twoje wybaczenie.
Wielbłąd Rafiego zatuptał w miejscu niespokojnie. Jeździec uspokoił go kilkoma gestami i cichym szeptem. Następnie z powrotem spojrzał na namiestnika i rzucił sucho:
- Wskakuj na konia. Musimy natychmiast się dostać do Almutahar, a to jeszcze pół dnia drogi.
- Dlaczego miałbym stracić moje miasto?
- Szyici poparli Salaha - wyjaśnił. - Twoja ludność na pewno dała mu znać. Jeśli pod Almutahar nie ma jeszcze oddziałów wojska, będą tu lada dzień. Nie mamy czasu do stracenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top