LXXX. Emir Zahir Ibn Ibrahim

- Przysięgam, Zahirze, jesteś jedynym w historii Fajr, który na tamten balkon wyszedł dwa razy! - śmiał się imam Rahman. - Teraz tylko czekać, aż cię zdetronizują i odzyskasz władzę, żeby tam wyjść po raz trzeci.

- Uchowaj, Boże - odparł Zahir z grzecznym uśmiechem.

Pierwszy raz w życiu miał na sobie złoty turban ze strusimi piórami, jaki przysługiwał dynastii władającej Fajr. Jako książę nigdy go nie nosił, gdyż nie czuł potrzeby, ale w dniu swojej koronacji przywitał go jak starego przyjaciela. Poza tym miał na sobie idealnie białą, jedwabną galabiję przewiązaną fioletowym pasem ze złotymi arabeskami. Pachnidło z drzewa sandałowego biło od niego na kilka metrów, w połączeniu ze złotą biżuterią dając wrażenie zbytku, któremu jednak przeczyła prosta, otwarta szczerość oblicza.

Od śmierci Salaha i aresztowania Karima minął tydzień. Armia Nakhli powróciła do ojczyzny, lecz emir Muhammad został w Fajr, podobnie jak Bakri, Mahmud i Miriam, aby zobaczyć koronację nowego władcy Fajr. Podbudowany kojącą obecnością władcy Emiratu Róży, Zahir zignorował swoje wyczerpanie i rzucił się w wir przygotowań.

Tego dnia, zaraz po koronacji, wyszedł na balkon, by pozdrowić lud jak wszyscy jego poprzednicy. Bakri wyszedł tam razem z nim i na oczach zgromadzonych tłumów, zgodnie z obietnicą, ukłonił mu się głęboko. Następnie Zahir wsiadł do powozu i przejechał nim wszystkie główne ulice miasta, ciągnąc za sobą sznur entuzjastycznej procesji. Kiedy wreszcie powrócił do Słowiczego Pałacu, czekała już na niego uszykowana uczta z muzykantami i wspaniałym jedzeniem. Rozpoczął ją od modlitwy za swoją ojczyznę, podczas której prosił Allaha, aby ten dał mu mądrość i miłosierdzie na okres rządów oraz błogosławił jego lud. Wkrótce modlitwa zamieniła się w przemowę, podczas której wszyscy zgromadzeni w pałacu - trzej emirowie, dygnitarze, możni, duchowni, cztery wdowy po Ibrahimie, Miriam, Sabina, Aisha i Rasha, a także osobiście zaproszeni przez Zahira Jerzy, Radek, Alosza, Chamis, Tamara, Sara i Aniela - wpatrywali się w niego z uśmiechami na twarzach. Gdy skończył mówić, zaklaskali hucznie i rozpoczęto jedzenie i rozmowy.

Zahir słuchał jednym uchem usiłującego go wciągnąć w pogawędkę Rahmana, jego spojrzenie bowiem wciąż uciekało w stronę Anieli. Dziewczyna jeszcze nie wydobrzała całkowicie po chorobie i uwięzieniu, ale wróciła jej już większość sił. Siedziała obok Sary i wydawała się pogrążona z nią w rozmowie, lecz przy bystrzejszym przyjrzeniu się można było zauważyć, że tak naprawdę panna Kowalewska uczy ją języka migowego. Aniela wypowiadała jakieś słowo lub wyrażenie, Sara wykonywała gest, który mu odpowiadał, a wówczas Polka go powtarzała. Nieraz potrzebowała ładnych kilku powtórzeń, żeby go załapać.

Nowo mianowany emir przyglądał się temu z niejakim rozczuleniem. Jego dawna niewolnica - pierwszą decyzją po zostaniu emirem oficjalnie zwrócił jej wolność - ubrana była w zieloną suknię z jedwaniu, taką samą jak suknia Aishy, którą pamiętnego dnia rozdarła w ogrodzie, a jej głowę otaczały fałdy pomarańczowego hidżabu. Pojedynczy, kręcący się jak sprężynka rudy kosmyk wysuwał się spod niego nad czołem, dodając jej egzotycznej filuterności, lecz i tak najpiękniejszą ozdobą był utrzymujący się na jej twarzy szczery uśmiech. Zahira cieszył również podobny uśmiech widoczny na twarzy Sary, po raz pierwszy, odkąd ją poznał, ubranej nie na biało, lecz całkowicie na czarno.

Hubert Kowalewski, czy też Muhammad, jakie to imię przyjął, przechodząc na islam, nie przeżył zapaści, przez którą przewieziono go do maristanu. Zmarł, podczas gdy jego żona i córka siedziały w lochach pod pałacem. Zahir czuł w duszy pustkę, jakby głęboko w nim zgasło jakieś światło, mimo że Hubert był dla niego jedynie mentorem; nawet sobie nie wyobrażał, co musiały czuć Sara i Tamara. Pani Kowalewska, siedząca obok córki, jadła powoli, nie wdając się w żadne rozmowy, z twarzą niewyrażającą żadnej emocji. Emir cieszył się, że przynajmniej Sara, która na własne życzenie została przyjęta do pałacu na służącą, odnalazła na tej uczcie trochę radości.

Nawet nie śmiał jednak spojrzeć na drugą stronę stołu, gdzie zasiadły Jasmina, Fatima, Leila, Sabina, Rasha i Hayfa. Żałoba, w której pogrążona była matka nieszczęsnej Maliki, zatruwała wszystkie ich twarze zgryzotą i beznadzieją. W przeciwieństwie do Zahira, te kobiety widziały nieludzką śmierć Maliki; emir, choć żałował siostry, nie przeżył tego tak bardzo, jak one. Rasha i Leila siedziały zaś z boku, wyobcowane, nie wiedząc, gdzie podziać oczy - obydwie stały po stronie Salaha i żyły tylko dzięki łasce Zahira, już do końca jednak nie miały pozbyć się łatki zdrajczyń. Władca miał już jednak plan, jak temu zaradzić.

Szybko zakończył jednostronną w większości rozmowę z imamem i wstał, aby zwrócić na siebie uwagę. Wszystkie szepty urwały się jak nożem uciął i spoczęły na nim niezliczone pary oczu.

- Jak wiecie... - zaczął, ale zrezygnował i podszedł do tego z innej strony: - Choć to dopiero pierwszy dzień mojego panowania, istnieją pewne decyzje niecierpiące zwłoki. Póki są tu wszyscy, których ode dotyczą... Chciałbym je ogłosić.

Zgromadzeni pokiwali głowami, na znak, że go słuchają.

- Jak wiecie, niedawno zdarzyła się tragedia w Almutahar - ciągnął. - Salah usiłował mnie z nią powiązać, mimo że w pełni odpowiedzialni za nią byli książę Karim i ówczesny namiestnik, Abdul Al-Qasimi... Tak czy siak, z moich wiadomości wynika, że miasto nadal jest pogrążone w chaosie, obywatele umierają bez właściwej opieki, podczas gdy bogacze, którzy przeżyli eksplozję medyny, walczą między sobą o władzę. Tak być nie może, Almutahar potrzebuje natychmiastowej interwencji. Nie żyją Al-Qasimi i księżniczka Halima, jedyna prawowita władczyni, dlatego nominuję nowego namiestnika, człowieka, który z nadanym przeze mnie autorytetem zaprowadzi w Almutahar żelazny porządek i przyniesie ukojenie obywatelom.

W zwróconych na niego spojrzeniach zalśnił lekki niepokój. W szczególności Aniela patrzyła na niego z przykrym zdumieniem - czyżby Zahir miał zamiar prowadzić politykę dyktatorską? On jednak wytrzymał jej ostry wzrok i spokojnie podjął wypowiedź:

- Moi poprzednicy nie byli szczerzy ze swoim narodem. Utrzymywali, oprócz armii i Najwyższej Straży, tajne służby, które inwigilowały społeczeństwo. Mój ojciec otrzymał je w darze od emira Wahah, w zamian za darowanie mu życia po zdradzie podczas rozmów pokojowych. Uważam, że to niegodne i po prostu złe, dlatego niniejszym rozwiązuję organizację Krwawych Hien.

Rasha i Malik Khouri, który siedział na końcu stołu w roli zarządcy gildii handlowej, podnieśli na niego wzrok pełen światła. Zahir spojrzał na nich obydwu i uśmiechnął się lekko.

- Maliku Khouri! Byłeś doskonałym zarządcą gildii i chcę, żebyś kontynuował tę pracę. Ale nie z Fajr. Kiedyś byłeś cenionym dyplomatą emira Aladdina, twoja dusza należy do Wahah. Dlatego, jeśli nie masz nic przeciwko nowym obowiązkom, chciałbym powierzyć ci stanowisko nowego namiestnika Almutahar i całego terenu twojej dawnej ojczyzny, której nadaję autonomię.

W oczach Malika pojawiły się zalążki łez. Niezdolny wykrztusić choćby słowa, pokiwał gorączkowo głową, na znak, że się zgadza. Po kilku sekundach wahania podbiegł do emira, upadł przed nim na kolana i pocałował skraj jego szaty.

- Wstań, nie godzi się klękać przed nikim oprócz Allaha - powstrzymał go Zahir. - Wysyłam cię w daleką podróż, ale nie pojedziesz w nią sam. - Zwrócił się do siostry: - Rasho. Choć mówię to z bólem serca, wiem, że nie jesteś blisko z naszą rodziną. Nasz ojciec był zbyt pochłonięty obowiązkami władcy, by mieć jak cię wychować, a my, jako twoje rodzeństwo, zawiedliśmy cię. Znalazłaś oparcie w kimś innym, za co nie można cię winić. Jeśli taka jest twoja wola, możesz wyjechać do Almutahar razem z namiestnikiem Khourim. W końcu to ziemia twoich przodków.

Rasha zerwała się na równe nogi, a z twarzy odpłynęła jej cała krew. Nie wierzyła w to, co właśnie się wydarzyło. Z oczu Malika zaś łzy trysnęły otwarcie, a w ramiona i kolana wdało się niepowstrzymane drżenie.

- Hayfo... - Zahir zwrócił się tym razem do matki Rashy, którą zaskoczenie wyrwało z żałobnego marazmu. - Wahah to twoja ojczyzna. Nigdy o niej nie wspominałaś, ale jestem pewien, że twoje serce za nią tęskni. Jeśli chcesz, możesz wrócić do niej razem ze swoją córką.

- Dziękuję. - Jako jedyna zdołała się odezwać. - W imieniu siebie i tych dwóch niemów. Dziękujemy ci, Effendi. Nigdy nie spłacimy tego długu.

- Nie macie żadnego długu. Podjąłem tę decyzję dla dobra moich poddanych z Almutahar. Dawanie wam takiego życia, o jakim marzycie, jest moim zadaniem.

Hayfa skłoniła się lekko i powróciła do posiłku, ale Rasha spontanicznie podbiegła do brata i rzuciła mu się na szyję. Zahir objął ją łagodnie i poklepał po plecach. Pokrótce ona i Khouri powrócili na swoje miejsca, ale oboje już do końca uczty nie mogli opanować wzruszenia.

Tymczasem Zahir chciał usiąść, ale przypadkiem zauważył niosącą mu czarkę szerbetu służącą. Przyjął naczynie, ale zatrzymał ją i delikatnym ruchem podniósł jej podbródek, by zobaczyć jej twarz.

- Chamisie! - zawołał. - Chyba znalazłem twoją zgubę.

Chamis powoli poniósł się z siedzenia i spojrzał na niego ze zdziwieniem. Fatma opuściła powieki i z gulą w gardle obróciła się powoli, niechętnie, twarzą do ukochanego. Medyk rozpoznał ją natychmiast i rzucił się ku niej, wołając:

- Fatma! Moje serce! Ty żyjesz!

Objął ją radośnie, ale ona nie odwzajemniła tego gestu, odsunęła się jedynie, a gdzieś głęboko w piersi zarzęził szloch.

- Kochanie? Czy ktoś zrobił ci krzywdę? - spytał Chamis z przerażeniem.

- Nie... Nikt mnie nie dotknął. Ale nie zasługuję na ciebie.

- O czym ty mówisz?

- Zdradziłam wszystkich. Zagrozili mi torturami, i ja... i ja... ja powiedziałam, że Zahir pojechał do Nakhli! - Zapłakała otwarcie. - Nie zasługuję na ciebie, kogoś tak prawego i odważnego...

- Fatma. - Chamis przerwał jej brutalnie. - Mówiłem dokładnie to samo, kiedy leżałaś nieprzytomna. Kiedy mnie tu trzymali w lochach, książę Karim mnie zmanipulował. Wtedy, kiedy przyjechałem do pieczary, to nie po to, żeby was ratować, tylko po to, żeby zabić pana Saqata. - Fatma zachłysnęła się powietrzem. - Popełniliśmy błędy, moja miła, ale to nie znaczy, że mamy z siebie zrezygnować. Ja nadal cię kocham.

- Ja ciebie też, Chamis. Ja ciebie też.

- Zatem od jutra zaczniemy przygotowania do ślubu - skwitował Zahir. - Fatmo, byłbym zaszczycony, gdybyś się zdecydowała zostać w Słowiczym Pałacu jako służąca. A ciebie, Chamisie, chętnie uczynię nadwornym medykiem.

Obaj narzeczeni uklękli przez emirem i zaczęli mamrotać podziękowania, ale ten chwycił ich za łokcie i podniósł.

- Nie jestem Allahem, żeby przede mną klękać - przypomniał. Chamis i Fatma niechętnie wstali, po czym Chamis wrócił na swoje miejsce, a Fatma odeszła do kuchni.

Gdy Zahir siadł z powrotem u szczytu stołu, podniósł się siedzący po jego prawicy emir Bakri.

- Niezmiernie miło mi u ciebie gościć, Zahirze - ogłosił. - Tak jak się spodziewałem, nie zawiodłeś mnie. Życzę ci, żebyś zawsze był dobrym i mądrym władcą, i żeby Allah nigdy nie opuszczał twojego boku. Allahu Akbar! - Zgromadzeni chóralnie powtórzyli zawołanie. - To dzięki swojej wytrwałości w wierze zyskałeś odwagę i cierpliwość, które pozwoliły ci zdobyć ten tron. Nigdy o tym nie zapominaj i nie schodź na ścieżkę grzechu, jak twoi bracia.

- Nigdy nie zapomnę, Bakri Effendi. - Zahir ukłonił się z szacunkiem.

- Mam nadzieję, że przyjaźń między naszymi narodami nigdy nie wygaśnie. Twoja ciotka należy do mojej rodziny, zaś do twojej należała do niedawna moja wnuczka. - Wskazał na Leilę. Pozostałe wdowy i Sabina, które o niczym nie wiedziały, nagle spojrzały na nią z bezbrzeżnym zdumieniem. - Po śmierci jej męża jednak spotkało ją tyle przykrości ze strony twoich niegodziwych braci, że nie skażę ją na dalsze życie w tym pałacu, którego mury muszą jej każdego dnia przypominać o przeżytym koszmarze. Leilo, czas, żebyś wróciła do domu. Twoje dziecko wychowa się jako książę Róży.

- Leila? - odezwała się Hayfa. - Ty... Jesteś z Warda Al-Sahra?!

Fatima i Jasmina pokręciły ze zdumieniem głowami, nie odrywając od niej wzroku. Leila rozejrzała się po nich i po chwili maska obojętności na jej twarzy zaczęła gwałtownie pękać. Zerwała się i cofnęła o parę kroków, a łzy stanęły w jej oczach i zaczęły się przelewać przez brzegi powiek, by gwałtowną kaskadą stoczyć się po policzkach i wsiąknąć w beżową abayę, pod którą rysował się zaokrąglony brzuch.

- Przepraszam - wykrztusiła. - Przepraszam was! Ja chciałam ratować moje dziecko. Gdyby Salah wiedział, kim jestem, natychmiast by je zabił.

- To nadal nie wyjaśnia, czemu nas zdradziłaś - odparła Hayfa chłodno.

- Nie rozumiecie? Zostałam służącą, straciłam cały autorytet! Każdy mógł mnie popchnąć albo pobić, jak tamte trzy wredne dziewuchy. Moje dziecko było nadal zagrożone.

- I dlatego poświęciłaś nas wszystkie i całą przyszłość kraju?! - huknęła Jasmina.

- Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Proszę, wybaczcie mi... Wiecie, że już więcej nie wejdę wam w drogę...

Fatima prychnęła i chciała obrócić się do niej tyłem, ale ku jej zdumieniu Hayfa i Jasmina oznajmiły, że wybaczają zdrajczyni. Spojrzała na nią; Leila wyglądała tak słabo i żałośnie, że zaiste trudno było czuć do niej cokolwiek oprócz niechętnej litości. Przełknęła więc dumę i również wymamrotała:

- Wybaczam ci.

Leila pocałowała ręce wszystkich trzech wdów i Sabiny, która zdecydowała się jej wybaczyć po długiej chwili wahania, po czym, nadal ze łzami spływającymi po twarzy, podeszła do swojego dziadka. Bakri objął ją mocno, a po chwili posadził obok siebie. Zahir spojrzał na nich z uśmiechem, zadowolony, że pozbył się kłopotu z Leilą.

- Jesteś mądry, Zahirze - odezwał się Bakri po cichu, gdy ludzie przy stołach wrócili do wesołych rozmów.

- Biorę przykład z lepszych od siebie, Effendi.

- Chciałbym cię w niedługim czasie ugościć na moim zamku.

Młody władca uśmiechnął się szeroko.

- To dla mnie zaszczyt, Effendi.

- I nas kiedyś odwiedź, wasza wysokość - odezwał się Mahmud. Miriam nie było u jego boku, rozmawiała z Jasminą i nadrabiała stracone lata. - Moja żona tęskni za swoją rodziną.

- Ja również chciałbym, żebyś odwiedził mnie jeszcze raz w Nakhli, Zahir Effendi - dodał z uśmiechem Muhammad. Zahir skinął mu głową z podziękowaniem. - Nie zapomnij zabrać ze sobą swojej bratowej. To dzielna kobieta.

- Szczera prawda - przytaknął emir Bakri. - Ale widać po niej trudną przeszłość.

Zahir odruchowo poszukał wzrokiem Aishy, ale jej siedzenie okazało się puste. Po chwili zauważył ją, znikającą w wyjściu z sali. Wyglądała, jakby się wymykała.

- Ano widać - przyznał. - Dlatego pozwólcie, że was na chwilę opuszczę. Boję się, że ta przeszłość może ją dogonić.

Emirowie pokiwali głowami, a Zahir wstał i ruszył w stronę wyjścia, po drodze pozdrawiając niektórych biesiadników. W ślad za Aishą, choć trzymając odstęp, zszedł po schodach i udał się na mniejszy dziedziniec. Tak jak myślał, kobieta szła do lochów.

Poszedł za nią tak szybko, jak potrafił. Kiedy dotarł do celi przeznaczonej dla zdrajców, była już pogrążona w cichej konwersacji z Karimem, którego wychudzone palce oplatały pionowe pręty.

- Aisha, odsuń się! - ostrzegł ją Zahir. - Nie można mu ufać.

- Ach, jesteś, mój panie - odezwała się z dziwną swobodą. - Czekałam na ciebie.

Zahir podszedł do niej ostrożnie, przygotowany na wszystko.

- Zauważyłam cię, jak za mną szedłeś. Nie jesteś zbyt dyskretny. Ale dobrze, że przyszedłeś, bo potrzebuję świadka.

- Świadka?

- Do rozwodu, oczywiście. Nie zamierzam dłużej być jakkolwiek związana z tym człowiekiem... - Wskazała na Karima. - ...a ten oto nie nadaje się na świadka. - Przesunęła ręką nieco na prawo, wskazując drugą osobę zamkniętą w celi.

Zahir zacisnął usta. Na sam widok Ahmeda Haririego wrzał w nim gniew. Dowiedziawszy się od Aishy, że Amira nie żyje, wpadł w szał i omal nie skazał zabójcy na natychmiastową egzekucję, ale powstrzymała go Aniela. Nie przystało zaczynać rządów od nadużywania władzy w celu osobistej zemsty. Zamiast tego zamknął więc mordercę na dożywocie w celi dla zdrajców, ale za każdym razem, gdy go widział, miał ochotę zmienić swój werdykt na poprzedni. Hariri, wiedząc, że już nic gorszego go nie spotka, z lubością chwalił się tym, jak zamordował księżniczkę Halimę i jak barbarzyńsko zabijał wszystkich, którzy stanęli mu na drodze. Zahir z każdym jego słowem nienawidził go coraz bardziej, ale nie dał się sprowokować. Nie chciał zostać zapamiętany jako krwawy emir, zwłaszcza że już pokazał ludowi odciętą głowę własnego brata.

Podczas gdy irytujący wszystkich do granic możliwości swoimi przechwałkami Ahmed wydawał się w swoim żywiole, osadzony razem z nim Karim stał się cieniem dawnego siebie. W miejscu amputowanej nogi sterczała drewniana proteza, która i tak nie mogła mu się przydać do niczego poza spacerowaniem po ciasnej celi. Wychudły i blady, stracił cały blask z oczu, a w jego rysy wkradła się miękka, przejmująca nostalgia, odbierająca mu dawny pazur. Mimo to Zahir nie potrafił go żałować.

- Jak sobie życzysz, bratowo - odpowiedział przez zaciśnięte zęby. Aisha podziękowała mu skinienie głowy i zaczęła mówić:

- Karimie ibn Ibrahimie...

- Nie... - wystękał Karim. - Nie rób mi tego.

- ...jesteś zdrajcą narodu Fajr i emira Ibrahima. Jesteś winny jego śmierci i zmanipulowania swojego brata Salaha...

- Jakbyś ty nie miała w tym udziału! - znów jej przerwał z jadem w oczach. - Wiedziałaś o wszystkim i pomagałaś mi!

- ...jesteś też winny zmanipulowania mnie, żebym dopomogła ci w zdradzie - dokończyła Aisha. - Za te przewiny zostałeś uwięziony i pozbawiony tytułu księcia Fajr.

- Powinnaś siedzieć w tej celi razem ze mną - zasyczał. - Robiłem to wszystko z tobą i dla ciebie, dla naszej przyszłości! Gdybym wygrał, zwycięstwo byłoby nasze, ale skoro przegrałem, to porażka jest moja, tak?

- Tak - odpowiedziała kobieta bez skrępowania. - Bo ja się opamiętałam i zrozumiałam, z kim złączyłam swój los. Ale to nie zmienia faktu, że nadal cię kocham.

- Też mi miłość!

- Kocham cię i dlatego gotowa bym była wybaczyć ci te grzechy i pozostać twoją żoną, aż byś sczezł w tej celi. Ale ty zrobiłeś coś jeszcze. Chciałeś zamordować mojego brata.

- Ale z tego, co słyszałem, to się nie udało, więc mogłabyś już sobie darować - warknął Karim.

- Niedoszły morderca otrząsnął się, tak jak ja, spod twojego wpływu, ale to nie uratowało Rafiego. Twoje działania doprowadziły do jego śmierci. Tego nigdy ci nie wybaczę i za to właśnie...

- Aisha, przemyśl to.

- ...rozwodzę się z tobą.

- Aisha.

- Rozwodzę się z tobą.

- Aisha, kocham cię.

- Rozwodzę się z tobą.

Karim opuścił głowę. Nie podnosił jej długo - Zahir przypuszczałby, że
skrywa łzy, gdyby nie wiedział, jak bardzo pozbawionym emocji i sumienia człowiekiem jest jego brat. Aisha tymczasem odetchnęła głęboko i z uśmiechem spojrzała na nowego emira.

- Dziękuję, wasza wysokość. - Dygnęła. - Mam nadzieję, że potwierdzisz nasz rozwód, jeśli to kiedyś będzie potrzebne.

- Z pewnością będzie - odrzekł Zahir. - Jesteś jeszcze młoda i nadal uważam cię za członka rodziny. Gdy tylko uznasz, że jesteś na to gotowa, znajdę dla ciebie godnego męża.

- Nie, Zahirze. - Aisha spojrzała mu w oczy. - Ja tu nie zostaję.

- Nie tu? Przecież stąd pochodzisz, gdzie byś chciała wyjechać?

- Pomogłam ci, ale wciąż nie uważam swojego długu za spłacony. Zrobiłam tak wiele złych rzeczy... Uważam, że w Słowiczym Pałacu nie ma dla mnie miejsca. I już nigdy nie będzie.

- Ależ o czym ty mówisz? - Zahir załamał ręce. - Jesteś tu zawsze mile widziana! Padłaś ofiarą manipulacji!

- Co nie zmienia tego, że świadomie popełniłam mnóstwo grzechów. Czuję, że wybaczenie od Allaha czeka na mnie gdzieś daleko stąd, w niekończącej się pielgrzymce... Poza tym mam rachunki do wyrównania.

Zahir pokiwał głową. Poznał już historię uwięzienia Aishy przez zazdrosną Rashidę i kata Numana. Nie zamierzał jej zatrzymywać, ale też był świadom niebezpieczeństw, w jakie zamierzała się w pakować.

- Uważaj na siebie - poprosił. - Czuję, że możesz jeszcze kiedyś być mi potrzebna.

- Jeśli tylko mnie znajdziesz, będę na twoje wezwanie - odpowiedziała. - Panie.

A następnie wyszła z lochów i bezpośrednio, nie wracając już na ucztę, udała się do stajni, z której wyprowadziła objuczonego zapasami na daleką podróż wielbłąda. Nie pożegnała się z nikim, bowiem nikogo już nie miała, oprócz żalu, wstydu i chęci zemsty, które wygnały ją na bezlitosne piaski pustyni. Zahir, który wyszedł zaraz za nią, odprowadził jej niknącą wśród zabudowań Fajr sylwetkę pełnym napięcia spojrzeniem.

- Oby ci Allah sprzyjał - wyszeptał pod nosem.

Następnie powrócił na ucztę.

***

Zabawy trwały do późnej nocy. Na wschodzie już szarzało, kiedy mieszkańcy Słowiczego Pałacu i goście Zahira kładli się spać. Nowy emir z radością przestąpił próg swojej komnaty - choć mieszkał w niej ponownie już od tygodnia, wciąż nie mógł się nacieszyć powrotem do swego gniazdka. Po objęciu władzy zdecydował się pozostać już w swoich książęcych komnatach, gdyż ogromne pokoje przeznaczone dla panującego były dla niego zbyt zimne i pozbawione ducha. Tutaj każdy przedmiot opowiadał o nim jakąś historię, przywoływał jakieś wspomnienia, poza tym Zahir czuł się tu po prostu dobrze. Kochał swoje pufy, poduszki, otomany, biurko, przy którym pisał wiersze, a przede wszystkim - swoje łóżko, na które od tygodnia patrzył nieco innym spojrzeniem niż wcześniej.

Co wieczór bowiem witała go siedząca na nim postać w cienkim szlafroku i z rozpuszczonymi rudymi lokami.

I tym razem się nie zawiódł. Aniela siedziała z nogą założoną na nogę, rumiana w blasku kilku świec, i czesała swoje długie po biodra włosy. Kiedy wszedł do sypialni, rzuciła szczotkę i wstała, po czym podeszła do niego z zalotnym uśmiechem.

- Wyglądasz na zmęczonego, mój panie - powiedziała. - Pozwól, że ci pomogę...

Powoli zdjęła z niego ceremonialne szaty, a kiedy został już tylko w samej bieliźnie, zaprowadziła go do łóżka i pchnęła na nie. Zahir położył się bez oporu. Uśmiechnął się delikatnie, gdy opadła obok niego i zaczęła delikatnie masować jego ramiona, jednocześnie przyciskając mu usta do czoła. Kręcone rude pukle opadały mu na twarz i przyjemnie łaskotały, a od jaśminowej woni użytego przez Anielę pachnidła zakręciło mu się w głowie.

- Jesteś skarbem - wymamrotał. Rzeczywiście był zmęczony, a ona była jego odpoczynkiem.

- Jeśli chcesz, możemy zaraz iść spać. Oczy ci się zamykają.

Zahir spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek z nutą rozbawienia. Przesunął spojrzeniem z jej oczu na jej usta, później na kształtną szyję, a następnie na przerwę pomiędzy połami szlafroka, w której odznaczał się zmysłowy rowek pomiędzy piersiami. Zrobiło mu się tak gorąco, że z trudem opanował odruch sięgnięcia dłońmi w stronę jej ciała.

- Nigdy chyba nie będę aż tak zmęczony - mruknął, po czym dał się pochłonąć instynktowi.

- Tak myślałam - odpowiedziała, a raczej próbowała odpowiedzieć Aniela, bowiem jej słowa zatonęły gdzieś w morzu pocałunków i drżących westchnień.

Jakiś czas później, gdy ciemna szarość za oknem zaczęła już wpadać we wczesny blask przedświtu, leżeli obok siebie bez ubrań, wpatrzeni w sufit, i trzymali się za ręce.

- Jutro wszyscy wyjadą - powiedział cicho emir. - W tym twój brat.

- Owszem - odparła dziewczyna. - Nie będzie mi go brakowało.

- Jesteś tego pewna?

- Tak. - Obróciła ku niemu głowę i omiotła jego profil czułym spojrzeniem. - Na całym świecie są źli ludzie. I tu, i w Polsce... Wszędzie są przyjaciele i wrogowie. Ale ty jesteś tylko tutaj.

Zahir zerknął na nią z błyskiem przekory w oczach.

- Za to Alosza jest tylko w Polsce - przypomniał, na co Aniela parsknęła śmiechem.

- I bardzo dobrze, jego też nie będzie mi brakować - prychnęła. - Poza tym on już bałamuci kolejną. Ta Jewdokia nie widzi poza nim świata.

- Jewdokia?

- Saba - wyjaśniła dziewczyna. - To jej oryginalne imię. Teraz, kiedy już nic jej nie grozi, nie udaje muzułmanki. Tak samo jak Dorota, którą znasz jako Nadię.

- A Rahma?

- Hanka - poprawiła go. - Ona nie chce wracać do Polski. Jewdokia i Dorota chciałyby pojechać razem z moim bratem. Pozwolisz im?

- Oczywiście - zgodził się Zahir. - A co robimy z tą Hanką? Z tego, co słyszałem, nieźle nabroiła.

Aniela z powrotem wbiła spojrzenie w sufit. To była prawda. To Hanka zdradziła Tatarom plan ucieczki, co doprowadziło do zniszczenia Aldony. To Hanka wprawiła w śpiączkę Leilę i to ona udekorowała pokój Naval bursztynem, chcąc ją doprowadzić do szaleństwa. Z drugiej strony, gdyby nie Hanka, Aniela nigdy nie zostałaby sprzedana i nie poznałaby Zahira.

- Nie wiem - westchnęła. - To twoja decyzja.

- Ale pytam ciebie, bo to twoja rodaczka. Co uważasz, że powinienem z nią zrobić?

Dziewczyna zastanawiała się dłuższą chwilę, zanim dała odpowiedź.

- Myślę, że Hance przyda się trochę pracy na zmywaku - odezwała się w końcu. - Najlepiej przez parę lat. Codziennie.

- Nie masz serca - zaśmiał się Zahir.

- Mam. - Chwyciła jego dłoń i położyła ją na swoim mostku. - Ale bije tylko dla ciebie.

W odpowiedzi Zahir położył głowę na jej piersi i zamknął oczy, a ona wplotła palce w jego włosy. To było dobre zakończenie dnia.

***

Obudzili się niedługo przed południem. Ubrali się szybko i wyszli na główny dziedziniec, gdzie zgromadzili się już oczekujący na pożegnanie i odjazd goście.

- Dziękujemy za miłe przyjęcie, Zahir Effendi - jako pierwszy odezwał się Muhammad. Nowy władca skinął z uśmiechem głową.

- Dobrze rozegrałeś tę partię - tym razem przemówił Bakri. - Mam nadzieję, że okażesz się nie tylko sprytnym politykiem, ale i dobrym człowiekiem. Póki tak pozostanie, Warda Al-Sahra zawsze będzie gotowa ci pomóc.

Zahir ukłonił mu się ze wzruszeniem. Patrzył w oczy tego człowieka, największego władcy w regionie, i widział w nich coś, czego nigdy nie zobaczył w oczach własnego ojca - dumę. Nie rozumiał, jak emir Bakri może być dumny z niego, nieznanego mu przecież książątka z innego kraju, ale z jakiegoś powodu był, dzięki czemu Zahir czuł się na swoim stanowisku pewnie i bezpiecznie. Wiedział, że teraz za jego plecami stały dwie potęgi - Warda Al-Sahra i Allah, który przecież zesłał mu Bakriego w potrzebie.

- Warda Al-Sahra również może zawsze liczyć na pomoc Fajr - odpowiedział. - Nawet jeśli nie jesteśmy wielką siłą.

- To, czy jesteście wielką siłą, czy nie, nie zależy od wielkości państwa ani liczby ludności, ale od decyzji władcy. - Bakri pochylił się ku niemu z pokrzepiającym uśmiechem. - Być może kiedyś twój emirat stanie się kluczowym graczem przeciwko Turkom.

Gula stanęła w gardle Zahira, uniemożliwiając mu wydobycie z siebie głosu. Tymczasem emir Warda Al-Sahra poklepał go po ramieniu i wycofał się w stronę swojego powozu, oczekującego na rozkaz odjazdu.

- Coś czuję, że to może się zdarzyć całkiem niedługo! - zawołał na pożegnanie, co pozostawiło w ustach Zahira gorzki posmak niepewności o przyszłość.

Pozostało pożegnać się z emirem Mahmudem.

Emir Sahil nie zrobił na najmłodszym synu Ibrahima dobrego wrażenia. Był człowiekiem nieprzyjemnym, zadufanym w sobie i pozbawionym autorytetu, co usiłował nadrabiać nadmiarem wydawanych rozkazów. W efekcie jego służący i kobiety poruszali się wokół niego jak cienie, przyzwyczajeni, że nie mają prawa do żadnych samodzielnych decyzji. Zahir zdziwił się, gdy tym razem nie zobaczył czającej się gdzieś w tle, smutnej, cichej postaci Miriam.

- Dziękuję, że przyjechałeś, Mahmud Effendi - powiedział.

- Przyjechałem na wezwanie twojego poprzednika - odburknął tamten kwaśno. - Salah gwarantował mi nieoclony transport towarów przez granicę. Mam nadzieję, że się z tego nie wycofasz.

- Skądże, też uważam to za dobry pomysł. Swoją drogą, gdzie jest moja siostra? Dziwne, że jej tu nie widzę.

Mina Mahmuda stała się jeszcze bardziej kwaśna.

- Jej matka wczoraj przyszła do mnie i przeprosiła mnie za wszystkie problemy, jakie Miriam mi sprawiła - odrzekł. - Uświadomiła sobie swoją porażkę wychowawczą i przysięgła w twoim imieniu, że jeśli się z nią rozwiodę, nie wywoła to konfliktu między naszymi narodami. Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa.

- To znaczy... że Miriam zostaje tutaj? - upewnił się Zahir. Mahmud pokiwał głową.

- Musicie jeszcze się bardzo postarać, żeby zrobić z niej żonę dla władcy. Moje pozostałe żony są o wiele bardziej posłuszne. Jeśli kiedyś wam się uda, mogę ją wziąć z powrotem.

Po tych słowach pożegnał się i wsiadł do powozu, a wówczas Zahir wypuścił długo wstrzymywany chichot. Gdyby to Miriam zażądała rozwodu, z pewnością wywołałoby to wojnę, dlatego inteligentna Jasmina doprowadziła do tego, by to Mahmud postanowił skończyć ich małżeństwo. Musiał tylko uprzedzić Miriam, aby za żadne skarby nie próbowała zmieniać swojego zachowania na bardziej adekwatne.

Podczas gdy Zahir udał się do emirów, a później także odprawił Rashę, Hayfę i Khouriego, Aniela podeszła do Jerzego i Aloszy. Obok nich stała wpatrzona w Kozaka cielęcym spojrzeniem Jewdokia i popłakująca Dorota, która wciąż nie przeżyła informacji o śmierci Nikity.

- Siostro - powiedział Jerzy. Starał się nadać swojemu głosowi oficjalne brzmienie, ale ucisk w gardle zmienił go w coś na podobieństwo zduszonego jęku. - Odwiedź nas kiedyś. Proszę.

- Nie mogę obiecać - odparła pochmurno dziewczyna. - Powiedz ojcu i matce, że jestem tu szczęśliwa.

- A jesteś?

Aniela przelotnie zerknęła na Zahira. Przypadek chciał, że on też patrzył na nią, więc wymienili się delikatnymi uśmiechami i powrócili do swoich rozmówców.

- Jestem - przytaknęła.

- Więc niech tak będzie - odezwał się, niespodziewanie, Alosza. - Ja byłem straszną świnią. Dobrze, że znalazłaś prawdziwą miłość.

- Ty chyba też - zażartowała Aniela, wskazując na uwieszoną u jego ramienia Jewdokię. Kozak wzruszył ramionami, ale po chwili zarumienił się i pochylił nad dziewczyną, by złączyć ich usta w krótkim pocałunku.

- Powodzenia - dodał Jerzy. - Bycie żoną muzułmanina to już wyzwanie, ale ty do tego zostajesz żoną władcy. I to zupełnie obcego kraju.

- Póki będzie przy mnie, dam sobie radę - odparła Aniela. - Swoją drogą, gdzie jest Radek?

- Tam. - Starościc wskazał na wyjście ze skrzydła mieszkalnego.

Aniela podążyła spojrzeniem za jego ręką. Smutek nagle wzrósł w jej duszy, gdy ujrzała Radka prowadzącego pod rękę bezwolną, milczącą Naval. Mimo najlepszej opieki, jaką mogła dostać, od czasu wyciągnięcia jej z lochu nie wypowiedziała ani słowa ani nie wykonała z wałsnej inicjatywy żadnej czynności, tylko siedziała i patrzyła się w pustkę. Za namową Anieli Zahir zgodził się, by odjeżdżający do Polski mężczyźni zabrali ją ze sobą i tam oddali do przytułku klasztornego, by powoli mogła odzyskać swoją tożsamość. Nadzieje były jednak nikłe, toteż wszyscy odruchowo milki w jej pobliżu, zrozpaczeni widokiem wraka, w jaki Salah zmienił żywotną, młodą Ukrainkę w zaledwie niecałe cztery miesiące.

- Dokąd ją zabieracie? - spytała Aniela.

- Czerwone Skałki. Jeśli ktoś będzie wiedział, jak jej pomóc, to tamte siostrzyczki.

- Sam o to zadbałeś - burknął pod nosem Alosza, a Jerzy szturchnął go łokciem.

- Masz rację - westchnęła dziewczyna. - Oby siostrzyczkom się udało. Biedna Ksenia.

Radek podszedł do nich szybkim krokiem i niemal popchnął Naval w stronę przygotowanych koni.

- Ruszamy już? - zapytał opryskliwie.

- Co ci jest? - zdziwiła się Aniela.

- Mam dosyć tego miejsca. Serdecznie. Na całe życie. - Unikał wzroku wszystkich. - Po prostu stąd jedźmy.

- Radek, opanuj się - warknął Jerzy. - Musimy jeszcze poczekać, aż ten cały Zahir się z nami pożegna i przydzieli nam eskortę.

- Nie chcę tu dłużej... - Urwał i wziął kilka szybkich wdechów. - Być...

Jego głos drżał, podobnie jak barki. Przemyski po chwili wahania podszedł do niego i objął go ramieniem, mocno, po męsku. A wówczas Radek zapłakał.

- Jest taka mała i niewinna - wykrztusił przez łzy. - Dlaczego...?

Aniela spuściła oczy ze zrozumieniem. Przez ostatnie dni Radek niemal codziennie biegał do komnaty, w której umieszczono Naval, i sprawdzał, jak się czuje. Odchodził od zmysłów na myśl, że dziewczyna już nigdy nie dojdzie do siebie. Nikt nie był pewien, jakie uczucia się w nim obudziły, romantyczne, czy może raczej oparte na litości, lecz pewnym było, że bardzo się do niej przywiązał. W głębi duszy liczył na to, że Naval - Ksenia - wróci razem z nimi do Polski roześmiana i pełna energii, jaką powinna być panna w jej wieku.

- Nasza głowa w tym, żeby jej pomóc - przypomniał Jerzy. - Nie poddawaj się. Jeśli naprawdę ci na niej zależy, musisz być silny, żeby dać jej oparcie.

Radek pokiwał głową i otarł łzy. Ledwo zdążył się uspokoić, bowiem zaraz potem spokojnym krokiem podszedł do nich książę Zahir.

- Chyba czas się pożegnać - powiedział. - Pojedziecie na południe, do Sahil, a tam za okazaniem tego listu dostaniecie statek. - Wręczył Jerzemu tubkę ze zrolowanym kawałkiem papieru. - Drogi nie są bezpieczne, a mój kraj dopiero co otrząsnął się z chaosu, więc do granicy z Sahil będzie wam towarzyszyć militarna eskorta. Yusufie! - zawołał po arabsku na pojącego konia przy studni rosłego wojaka. - Bądź tak miły i odprowadź razem ze swoim oddziałem tych miłych panów do granicy z Sahil.

Yusuf skinął głową i wyprężył się, przyjmując rozkaz. Kiedy Muhammad oddał go wraz z Ahmedem w ręce Zahira, młody władca natychmiast go uwolnił i przywrócił do stopnia kapitana, uprzednio oczywiście nakazując mu złożyć przysięgę na wierność prawowitemu emirowi. Yusuf starał się wybłagać ułaskawienie także dla Ahmeda, ale pod tym względem Zahir był nieprzejednany. Dwa dni wcześniej żołnierz odwiedził swojego ukochanego w celi i zaczął snuć plany uwolnienia go stamtąd, lecz ten przerwał mu, mówiąc:

- Już raz dla mnie zrujnowałeś swoją karierę, nie rób tego i drugi raz. Ja przecież słusznie tu siedzę. Ciesz się swoim życiem, no i... Jak to powiedział Rafi? - Uśmiechnął się smutno. - Pokochaj kogoś innego.

Yusuf chciał zaprotestować, powiedzieć, że nigdy już nikogo tak nie pokocha, ale wówczas bóle chwyciły leżącego obok Karima, który był świeżo po amputacji, i jego wycie zaczęło wwiercać się w uszy żołnierza. Nie mogąc tego znieść, pożegnał się szybko z Ahmedem i wyszedł z lochów. Od tamtego czasu już go nie odwiedzał i starał się wypełniać jego polecenie, dbać o swoją posadę, cieszyć się życiem i szukać nowej miłości. Póki co jednak rana była zbyt świeża, by ją natychmiast zaleczyć.

- Tak jest, Effendi - odpowiedział Zahirowi. - Jesteśmy gotowi do drogi.

Oczywiście nie był zaskoczony poleceniem eskortowania Polaków i Ukraińców, bo było to planowane od poprzedniego dnia.

- Dziękuję wam. - Emir znów zwrócił się do Polaków w ich języku. - Jesteście zawsze mile widziani na moim dworze.

- A ty czuj się zaproszony do dworku w Ostrogach - odrzekł z humorem Jerzy. - Koniecznie z Anielą.

- Zapamiętam. - Zahir uśmiechnął się delikatnie. - Mae al salaama. Żegnajcie.

Jerzy na pożegnanie jeszcze jeden raz uścisnął Anielę, po czym wskoczył na konia i wyjechał z pałacu. Za nim podążyła cała reszta i Yusuf, a na głównej ulicy dołączyła do nich połowa garnizonu Fajr, stanowiąca obstawę. Emirowie Sahil, Nakhli i Warda Al-Sahra opuścili rezydencję kilka chwil wcześniej.

Zahir podszedł do Anieli i ujął ją pod ramię.

- Nie wiem, jak ty, ale ja umieram z głodu - powiedział cicho.

- Ja też, mój drogi. Kierunek jadalnia?

- Mhm. - Na moment zanurzył nos w jej włosach wysuwających się spod niebieskiej szajli. - A potem sypialnia.

- Zahirze, masz obowiązki! - zaśmiała się dziewczyna. - Poza tym nie jestem taka łatwa. Jeśli chcesz więcej nocy takich, jak ta poprzednia, będziesz się musiał ze mną ożenić.

- Myślałem o tym - odparł Zahir tajemniczo, ruszając w stronę jadalni.

- I co wymyśliłeś?

- Ogłoszę dziś, że stała się rzecz niesłychana.

- Jaka to rzecz?

- Dokonałem niesamowitego odkrycia.

- Nie drocz się ze mną! - zezłościła się Aniela. - Co zamierzasz?

Emir spojrzał na nią z zadziornym uśmiechem.

- Ogłoszę, że sprzedana mi cztery miesiące temu niewolnica okazała się chrześcijańską księżniczką - odpowiedział.

- Księżniczką? - Zachichotała. - A to dlaczego?

- Bo gdybym poślubił po prostu niewolnicę, służba znienawidziłaby cię z zazdrości. A chcę, żeby nasze wspólne życie było proste i szczęśliwe. Przynajmniej w tym, w czym może.

- Właściwie nie kłamiesz aż tak bardzo - zauważyła dziewczyna. - W polskim prawie szlachcic taki jak mój ojciec jest równy najbliższym królowi magnatom. Nawet mógłby startować w elekcji.

- No właśnie - przytaknął Zahir. Aniela czekała, czy powie coś jeszcze, ale milczał.

- Więc co z tym ślubem? - zapytała wreszcie, gdy jadalnia była już o parę kroków.

- Jak tylko to ogłoszę, zaczniemy przygotowania. Wyprawię ci największe wesele, jakie Fajr widziało w całej swojej historii.

Aniela uśmiechnęła się pobłażliwie.

- I co - zapytała na poły żartem - będą mi malować henną dłonie?

- Jeśli sobie tego zażyczysz, moja droga.

- Obsypiesz mnie prezentami na zaręczyny?

- Jakie ci się zamarzą!

- Będziemy powtarzać przed imamem formułki z Koranu?

- Mam nadzieję, że to przebolejesz.

Aniela zachichotała.

- Tylko jeśli na późniejszej uczcie podadzą tulumba i umm ali - odparła wesoło.

- Nie sądziłem, że aż tak lubisz słodycze, moja emirowo.

- Emirowo, emirowo... - Aniela zatrzymała się na progu jadalni i postukała palcem po brodzie w udawanym zamyśleniu. - Jeszcze jednego elementu mi brakuje.

- Jakiego, kochana?

- Najważniejszego.

Zahir zmarszczył brwi, a gdy nie kontynuowała, wywrócił oczami.

- Teraz się mścisz? No nie drocz się ze mną!

- Mahr. - Dziewczyna sięgnęła ręką do jego twarzy i pogłaskała go po policzku, nie kryjąc iskierek rozbawienia w oczach. - Czy mogę dostać twoje serce jako mahr? Na wyłączność?

Emir chwycił jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.

- Już je masz, nie musisz o nie prosić - odpowiedział szeptem. - Jako mahr musisz dostać coś godniejszego. Co powiesz na pałacyk letniskowy i osiem skrzyni z diamentami?

Aniela uśmiechnęła się szeroko.

- Wiesz, mój drogi, myślę, że od zawsze było nam to pisane - odpowiedziała, wspominając swój majak z Wadi Samotnego Ifryta. - Zgadzam się.

KONIEC CZĘŚCI PIĄTEJ

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top