LXXV. Rozpacz Pokonanych, cz. 1

Nieliczni więźniowie trzymani w pałacowych lochach rzucili się do krat, by zobaczyć więźniarki prowadzone do celi. Każdy z nich był kiedyś u szczytu chwały, niektórzy jako dygnitarze, inni jako zarządcy, wojskowi lub duchowni, a później popełnili błędy, przez które ich życia miały dobiec końca w brudzie, smrodzie i zapomnieniu - jedyną dla nich rozrywką było patrzenie, jak kolejne osoby spotyka ten sam los, i szydzenie z ich świeżego cierpienia. Tym razem trafiła im się okazja nie lada, bowiem do lochów sprowadzono trzy kobiety, które niegdyś zajmowały najwyższe możliwe pozycje w państwie, były tymi, na kogo nie wolno patrzeć nikomu prócz rodziny władcy. Teraz szły upokorzone, ze spuszczonymi głowami, w prostych szatach służby i z haniebnie odkrytymi twarzami i włosami. Szydercze uśmiechy i komentarze sypały się z każdej strony.

Hayfa drżała jak w febrze i otaczała się ramionami, jakby chciała się zasłonić od chłodu i nienawiści, jakie przenikały ją do kości w tym miejscu. Choć starała się nie odrywać oczu od czubków swoich butów, co chwilę rzucała ukradkowe spojrzenia na boki, odruchowo chcąc się upewnić, że wszystkie cele są zamknięte i nikt nie wyjdzie jej skrzywdzić.

Idąca za nią Fatima odwzajemniała każde spojrzenie z wściekłością i pogardą. Miała nadzieję, że chociaż paru więźniów zmityguje się i odwróci od niej, ale napotykała jedynie jeszcze szersze uśmiechy i śmielsze zaczepki. Złość buzowała w niej coraz mocniej, lecz nie miała jak znaleźć ujścia, gdyż ilekroć się zatrzymywała lub zbaczała z drogi, strażnik popychał ją dalej.

Jasmina szła na końcu spokojnie, lekko pochylając głowę. Nie wykonywała gwałtownych ruchów i nie zdradzała po sobie żadnych emocji, toteż nikt nie szukał zaczepki z nią osobiście. Pozwoliła się odprowadzić do celi, a gdy drzwi zamknęły się za nią, uprzejmie skinęła strażnikom głową na pożegnanie.

Wkrótce później zostały same, a współwięźniowie po paru minutach śmiechów stracili zainteresowanie. Zamknięto je w jednej dużej celi, przeznaczonej do przetrzymywania całych grup przestępców skazanych za jeden najgorszy grzech - zdradę. Hayfa jako pierwsza siadła w kącie i zaczęła chlipać.

- Za co Allah nas tak każe? - zapytała piskliwie. - Przecież chciałyśmy sprawiedliwości! Czemu nie stanął po naszej stronie?

- Może chciał cię ukarać za Twoje grzechy, dziewczyno - odpowiedziała sucho Jasmina.

- Jakie grzechy? Byłam wierną żoną, matką i poddaną! I gorliwą muzułmanką! Przez całe życie!

- A ciągle wszczynałaś kłótnie z Leilą - przypomniała Jasmina. - Za nic miałaś jej ciążę, a i Sabinie proponowałaś ziółka, które by uśmierciły jej dziecko. I ty się nazywasz gorliwą muzułmanką?

- Jasmina, przestań pleść - warknęła Fatima. - Zachowujecie się, jakby to był koniec świata. Myślicie, że mój syn nas tu tak zostawi i pozwoli nam umrzeć? Szybko się poddałyście! Poza tym jakby to była kara za jej grzechy, to tylko ona by tu siedziała. Nie widzę, za co ja miałabym być karana.

- Może za swoją pychę - burknęła Jasmina. - Taka jesteś zawsze pewna, że będziesz matką kolejnego emira. Czas mija, a Salah jak władał, tak włada. A ty dalej uważasz swojego syna za emira! Może twój brak pokory cię tu zesłał.

Fatima parsknęła śmiechem.

- Ach tak? To ty za co tu siedzisz?

Jasmina wzięła głęboki wdech i złożyła ręce, szykując się do odpowiedzi.

- Trafiłam tu przez wasze towarzystwo, ot co - westchnęła. - Fortuna sprawiedliwa, ale ślepa, więc i mnie z wami zgarnęła, bezbożnice.

- A może to tobie brakuje pokory! - wybuchnęła Hayfa. - Cały czas się rządzisz i nas pouczasz, cały czas myślisz, że zjadłaś wszystkie rozumy! To grzech, Jasmino, uważać się za lepszego od innych!

- Allahu, daj mi cierpliwość - jęknęła najstarsza z wdów.

- Po prostu wszystkie zamilczcie i przestańcie - warknęła Fatima. - Jakby to więzienie miało być karą od Boga, to Leila by do niego trafiła, a nie my. Ta zdradziecka świnia. Nie obwiniajcie Allaha o jej czyny! Poza tym...

Umilkła, gdy usłyszała dochodzący z ciemnego końca celi rzężący odgłos. Wszystkie kobiety jak jeden mąż odwróciły się w jego stronę z najróżniejszymi emocjami na twarzach - Jasmina była zaniepokojona, Fatima zaciekawiona, a Hayfa przerażona.

- Ktoś tam jest? - zapytała cicho matka Zahira. Odgłos się powtórzył; bez wątpienia był to ludzki głos, ale nie dało się rozróżnić słów. - Pokaż się!

Tym razem nie było odpowiedzi. Po długiej chwili milczenia Fatima przełamała się i powolnym, ostrożnym krokiem podeszła do źródła dźwięku. Był to najciemniejszy kąt celi, dopiero z bliska udało jej się dostrzec zarys ludzkiej sylwetki, ale bez żadnych szczegółów.

- Nie zrobię ci krzywdy - powiedziała, klękając przy postaci. Stąd słyszała jej świszczący, chrapliwy oddech. - Jak się nazywasz?

- Wo... dy...

- Słucham? - Nachyliła się niżej, żeby usłyszeć więźnia.

Wówczas nagle za nadgarstek chwyciły ją chude, słabe palce. Postać zaś powtórzyła nieco wyraźniej:

- Wody...

Fatima chwyciła w obie dłonie rękę, która złapała ją za nadgarstek. Ze zgrozą uświadomiła sobie, że jest to dłoń wyjątkowo mała, kobieca... a właściwie dziecięca. Gdy ją puściła, poczuła, że jej palce są oblepione czymś wilgotnym. Przysunęła dłoń do oczu i zrozumiała, że to krew, która pokrywała rękę leżącej przed nią więźniarki.

- Allahu miłosierny - szepnęła. - Idziemy!

Ostrożnie wsunęła ręce pod ciało więźniarki i uniosła ją, lekką jak piórko przez wychudzenie, w ramionach. Z płuc dziewczyny wydobył się bolesny skrzek, ale nie miała sił na nic więcej. Fatima zaniosła ją do okna, gdzie zgromadziły się już Hayfa i Jasmina.

Światło dnia wpadające przez mały zakratowany otwór pozwoliło zobaczyć, w jak koszmarnym stanie znajdowała się znaleziona osoba. Była całkowicie naga, a jej ciało od stóp do głów pokrywała świeża i zaschnięta krew. Nieliczne włosy zwisały w sztywnych strąkach, większość głowy pokrywały zakrwawione łyse placki po oparzeniach. Liczne szramy, nacięcia i czarne plamy zwęglenia nie pozwalały dojrzeć choćby skrawka nieuszkodzonej skóry, która zwisała z samych niemalże kości. Zamiast ust dziewczyna miała kawał żywego mięsa, a powieki zaszyto jej nicią, by nigdy więcej nie otworzyła oczu. Ze zmiażdżonego nosa wciąż ciekły strumienie czarnej krwi i flegmy.

- Oto nasza przyszłość - oceniła zimno Jasmina, podczas gdy Hayfa zasłoniła usta rękami i straciła z twarzy cały kolor. - Oto, na co już pozwolił książę Zahir. Myślicie, że nas ocali?

- On nie miał jej jak pomóc, ale my możemy - syknęła Fatima.

Położyła dziewczynę na podłodze i sięgnęła po wiadro z wodą. Oderwała kawałek materiału od szaty i zwilżyć ją. Najpierw wycisnęła parę kropel do jej ust, a potem zaczęła przecierać jej rany, by nieco je oczyścić z brudu i starej krwi. Zaczęła od twarzy, która po oczyszczeniu okazała się istotnie młoda, być może kiedyś piękna, ale przede wszystkim - znajoma.

- Moje dziecko - wykrztusiła Hayfa. - Malika!

Zawyła straszliwie, aż więzienie zdawało się trząść w posadach, i opadła na kolana przy córce. Fatima oddała jej szmatę i wstała; razem z Jasminą przyglądały się ze zgrozą, jak Hayfa wyje i rozpaczliwie próbuje ulżyć dziewczynie w cierpieniu.

- Moja kochana, moja maleńka, co ci zrobili! - jęczała, przemywając kolejne rany. - Moje dziecko najdroższe! Allahu, czemu odwróciłeś się ode mnie?!

Malika nieśmiało poruszyła wargami:

- Mamo...

- Córeczko! Moje dziecko najmilsze! Mamusia cię stąd wyciągnie, zobaczysz...

- Nic... nie widzę...

- I twoje oczki naprawimy, moja mała, mama ci to obiecuje! - Hayfa płakała coraz żałośniej, świadoma, że każde z jej słów to kłamstwo. - Zobaczysz, jeszcze będziesz najpiękniejszą i najszczęśliwszą księżniczką w Fajr.

- Mamo, ja umieram...

- Nie mów tak, kochanie, przecież przyszłam po ciebie! Zabiorę cie stąd, będzie wszystko dobrze. Zaufaj mamusi.

Kolejne zamieszanie powstało przy drzwiach do celi i do środka została wepchnięta Sabina. Rzuciwszy parę niepochlebnych słów strażnikom, podeszła energicznie do zgromadzonych pod oknem wdów.

- Ten łajdak chciał mnie własnymi rękami udusić - powiedziała ochryple. - Muszę go... Mój Boże!

Umilkła i cofnęła się o krok, gdy zobaczyła zakrawione, półżywe ciało Maliki na rękach Hayfy. Matka dziewczyny wciąż przecierała jej rany, co chwilę płucząc szmatkę w wiadrze; woda wewnątrz stała się już całkowicie czerwona.

- Boli... - wycharczała księżniczka.

- Wiem, że boli, moje dziecko, ale nie bój się, już niedługo. Zahir oblega Fajr. Lada chwila nas wypuści, a ciebie zobaczą najlepsi doktorzy. Tylko wytrzymaj, proszę!

Sabina uniosła ręce do ust, a w oczach wezbrały jej łzy. Skoro Hayfa mówiła córce takie rzeczy, musiała mieć pewność, że dziewczyna lada chwila umrze. Nagle poczuła dziwny ból w brzuchu, połączony z irracjonalnym strachem, że straci dziecko - dziecko, którego przecież nie chciała.

Powoli opuściła ręce i położyła jedną z nich na podbrzuszu. Tam było jej dziecko. Jej, nie Salaha. Jak mogła pragnąć jego śmierci? Łzy rzęsiście spłynęły z jej oczu.

- Pamiętasz, jak się zgubiłaś w ogrodzie, kiedy grałaś w chowanego z Miriam? - zapytała Hayfa, ze wszystkich sił starając się powstrzymać płacz. - Tak się wszyscy najedliśmy strachu, a ty po prostu nie wiedziałaś, którędy wyjść z zagajnika cyprysowego. Pewno tam teraz świeci słońce i latają kolibry. Może nawet jakiś paw rozkłada ogon! Kiedy tylko stąd wyjdziemy, zabiorę cię tam, żebyś mogła zobaczyć niebo.

- Mamo...

- Ćśś, nic nie mów, nie męcz się, moje dziecko. - Kobieta ucałowała córkę w czoło. - Powinnaś się przespać. Jak się obudzisz, na pewno będziemy już wolne i u doktora, a twoje oczki będą otwarte. Co ty na to? Zrobisz to dla mamusi? Spróbujesz zasnąć?

- Świadczę, że nie ma Boga nad Allaha...

- Nie musisz tak dramatyzować, mała, obiecuję, że nic ci nie będzie! - zapłakała Hayfa.

- Świadczę również, że Mahomet jest jego prorokiem.

- Maliko!

Ciało dziewczyny zwiotczało, a Hayfa przycisnęła je sobie do piersi, wyjąc niczym piaski nocą na wietrze. Fatima i Jasmina przyklęknęły przy niej i objęły ją, również płacząc, podczas gdy Sabina z szokiem wyrysowanym na twarzy opadła twardo na kolana i zaczęła gorączkowo szeptać modlitwy. Drżącymi rękami otarła twarz i wystawiła je przed siebie, powtarzając jak mantrę:

- Allahu, przyjmij ją do siebie, Allahu, ocal moją dziecinę... Allahu, przyjmij ją do siebie, Allahu, ocal moją dziecinę...

Hayfa z wrzaskiem odtrąciła od siebie pozostałe wdowy, zerwała się i szarpnęła za kraty w oknie.

- Niesprawiedliwi!!! - wrzasnęła. - Wszyscy, którzy żyjecie, bądźcie przeklęci! Każdy z was miał więcej win niż ona! Ale wy żyjecie, a ona umarła! Bądźcie przeklęci za każdy grzech, który uchodzi wam na sucho! To wy ją zabiliście!!!

- Hayfa, uspokój się... - próbowała do niej przemówić Fatima, ale młodsza wdowa zagłuszyła ją kolejnym krzykiem:

- Śmierć!!! Śmierć dla was wszystkich!!! Nie macie prawa do tego życia!!! Ukradliście jej lata, które mogła przeżyć!!! Wszyscy, którzy chodzicie po świecie!!! Śmierć!!!

Sabina zerwała się z kolan i pobiegła do kraty po przeciwnej stronie, stanowiącej drzwi na korytarz.

- Salah! - ryknęła. - Zapłacisz za wszystkie matki, które przez ciebie opłakują dzieci! Przysięgam ci na Allaha, że za nie zapłacisz, morderco! Zbyt wielu ludzi skrzywdziłeś, żebyś mógł ujść z życiem, słyszysz?! - Wiedziała, że nie słyszał. - Zbyt wielu zabiłeś, zmaltretowałeś, zgwałciłeś i odepchnąłeś! Obyś zginął z ręki tego, kogo najbardziej skrzywdziłeś! Przysięgam na Allaha, że tego dopilnuję!!!

***

- Ależ się za wami stęskniłem! - powiedział Salah, gdy jego bracia przekroczyli próg jego gabinetu. Jak wysiadali z klatki, dwaj mundurowi chcieli wziąć Karima pod barki, ale ten wyrwał się i oparł na Zahirze, który mimo awersji bez szemrania podał mu ramię. Tak też wkroczyli do pałacu i do komnaty, gdzie ich zaprowadzono, Karim - wychudły, blady i wsparty całym ciężarem na bracie, a Zahir - dumnie wyprostowany i spokojny.

Salah ze wszystkich sił starał się nie dać po sobie poznać, jak bardzo zaskoczyła go subtelna, a jednak uderzająca zmiana w twarzy najmłodszego z książąt. Kiedyś miał on spojrzenie melancholijne i zahukane, teraz patrzył z pewnością i pewną pogardą dla otaczającego go świata. Emir zganił w duchu samego siebie za to, że go nie docenił - przyparty do muru, "cherlak" i "poeta" stał się niebezpiecznym człowiekiem.

- Ja też - odpowiedział mu drwiąco Karim. - Szkoda, że cię nie było, kiedy ostatnim razem tu wpadłem.

- Za to widzę, że Hassan sprawdził się jako gospodarz. - Salah wskazał niedbale na jego oczodół. - Ale to nie ty jesteś dla mnie ważny, choć nigdy nie zrozumiem, dlaczego uciekłeś razem z tym pismakiem. Zahirze! - Salah zwrócił się do niego, szczerząc szeroko zęby. - Sprawiłeś mi więcej kłopotów, niż sądziłem, że możesz. Przyjmij moje wyrazy uznania.

Ukłonił się przed nim teatralnie. Zahir nie zareagował, nic nie powiedział ani się nie poruszył.

- Ale to już koniec twoich zabaw - kontynuował emir. - Miło było, ale się skończyło. Jeśli ładnie poprosisz, pozwolę ci wybrać sposób, w jaki cie zabijemy.

Znów brak odpowiedzi. Salah spojrzał na młodszego brata spod zmarszczonych brwi.

- Co to, obraziłeś się? Przecież wiesz, że to nic osobistego, tylko polityka. Tak naprawdę jako człowieka nawet cię lubię. Ale ty chyba nie umiesz przegrywać.

- Przegrywać? - zadrwił Karim. - Lada chwila pod twoim miastem stanie armia Nakhli i zażąda, żebyś ustąpił z tronu. To nazywasz przegraną?

Salah parsknął głębokim, złośliwym śmiechem.

- A bierzcie sobie Nakhlę, może nawet i Sahil, nic mi do tego. - Machnął ręką. - Po mojej stronie stoi Warda Al-Sahra!

Karim zaśmiał się rzężąco.

- To niemożliwe, oni nie wtrącają się w sprawy takich małych państw jak nasze.

- Mylisz się, bracie - po raz pierwszy odezwał się Zahir, kierując swoje słowa wyraźnie tylko do Karima. - Warda Al-Sahra rzeczywiście rozmawiała z moim bratem. Dali mu miesiąc na ustabilizowanie sytuacji w kraju. Nie udało mu się - wycedził przez zęby.

- Nie udało mi się? Och, chłopcze - zaśmiał się emir - oni tu nawet jeszcze nie przyjechali, żeby zobaczyć, jak sytuacja wygląda. Jak dla mnie, jest całkiem opanowana.

- Nie przyjechali, bo w drodze do Fajr natknęli się na mnie i już wiedzieli, że zawiodłeś - odpowiedział Zahir z uśmiechem. - Ja też zawarłem z nimi układ.

- Co? Jaki? - zdziwił się, a może wystraszył książę Karim.

- Nie słuchaj pismaka, bracie, widać, że blefuje - warknął Salah. - Gdyby miał układ z Warda Al-Sahra, nie siedziałby tu teraz.

- Jesteś zbyt pewny siebie, żeby zauważyć, że grunt pali ci się pod nogami, Salah. - Zahir bardziej wypluwał słowa niż je mówił. Zostawił Karima opartego o ścianę i podszedł powoli do znienawidzonego brata, który odruchowo, wbrew sobie, cofnął się o pół kroku. - Wszyscy cię nienawidzą. Spędziłem ładnych parę dni wśród ludności Fajr. Kupiłeś ich swoją miłością do najniższych warstw, sądziłeś, że dzięki temu zapomną o tym, jak zdobyłeś władzę. Ale nawet i tego obrazu nie potrafiłeś utrzymać. W mieście aż huczy od opowieści, jak to biłeś chłopów i rzemieślników na przejeździe do Fajr, i to bez powodu! A ta niewolnica, którą poślubiłeś, żeby pokazać, że jest dla ciebie równa? Dobrze wiem, że ją do tego przymusiłeś. Maltretowałeś ją!

- I co ci przyjdzie z tych pustych słów? - zakpił emir. - Masz mnie, przyznaję się. Zrobiłem każdą z tych rzeczy. Co ci z tego przyjdzie, skoro za trzy dni twoja głowa znajdzie się na pice przed bramą do Słowiczego Pałacu?

- Za trzy dni? - zdziwił się Karim. - Myślałem, że bardziej ci się spieszy.

- To wam się spieszyło, żeby mnie zniszczyć, zanim ugruntuję swoją władzę. Ja mam czas, zamierzam panować jeszcze przez wiele lat. Stracenie dwóch tak okropnych buntowników, ojcobójców, morderców, którzy wysadzili centrum Almutahar wraz ze wszystkimi ludźmi, zdrajców kolaborujących z Nakhlą to przecież wielkie wydarzenie. Każdy w Fajr będzie chciał je zobaczyć, więc dostaną czas na dotarcie do stolicy.

- Co chcesz osiągnąć, robiąc teatrzyk z naszej śmierci? - prychnął Zahir. - Allah zna Twoje grzechy i nie wybaczy ci ich. Jeśli nie w tym, to w następnym życiu dosięgnie cię jego sprawiedliwość!

- Skoro tak bardzo polegasz na Allahu, nie powinno cię zmartwić, że niedługo się z nim spotkasz. Straże! - Salah zawołał w stronę drzwi. - Odprowadzić ich do lochów! I przyprowadźcie mi tu którąś z tych starych zdradzieckich hien. Muszę mieć pewność, że oczyściłem pałac ze wszystkich zdrajców.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top