II. Nowy Towar, cz. 1

Światło słońca wpadało przez otwarte drzwi balkonowe wraz z podmuchem porannej świeżości, kładąc się złotymi plamami na ozdobnym dywanie i pokrytych arabeskami ścianach sali audiencyjnej. Blokowało je sześć długich cieni - źródłem jednego z nich była zgaszona z racji wczesnej pory lampa z drewnianym abażurem, a pozostałe pięć pochodziło od pięciu ustawionych w rzędzie postaci, których ciała w całości zakrywały czarne burki. Wysoko ponad nimi tonęło w półmroku kopulaste sklepienie z kunsztownie zdobionymi pendentywami.

- Oto pięć najlepszych, najpiękniejszych i najodpowiedniejszych kobiet, jakie upolowaliśmy - tłumaczył Hassan, ruszając rękami, jakby prezentował drogie pachnidła. Podszedł do jednej z nich i silnym ruchem zdarł z niej nikab i wierzchnią szatę. - Oto Saba. Przyjęła naszą wiarę dwa miesiące temu. Jest doskonałą kochanką. Umie też znakomicie tańczyć.

Zahir zazgrzytał zębami, czując, jak wbrew jego woli ciepło rozlewa się po jego policzkach. Nie posiadał haremu, do tego odmawiał wizyt w domach publicznych i korzystania z ciał niewolnic, toteż widok pięknej dziewczyny o jasnej cerze i niebieskich oczach, ze wspaniałym złotym warkoczem i szatą odsłaniającą brzuch robił na nim większe wrażenie, niż by sobie życzył. Żałował, że tym razem nie może odwrócić wzroku.

Tymczasem Hassan przeszedł do kolejnej niewolnicy, nieco wyższej i inaczej zbudowanej - pierwsza zaprezentowana odznaczała się przede wszystkim wydatnym biustem, ta zaś miała widoczne krągłe biodra. Nieco starsza od poprzedniej, miała brązowe włosy związane w kok i piwne oczy o złotawym odcieniu, którymi rzucała zmysłowe spojrzenia spod długich rzęs. Obydwie niewolnice charakteryzowały się typowo słowiańskimi cechami twarzy, takimi jak wysokie kości policzkowe i proste nosy.

- Kolejna znakomita kochanka, nauczona zarówno uległości, jak i stanowczości, w zależności od upodobań pana - przedstawił ją Hassan. - Wiarę muzułmańską przyjęła trzy tygodnie temu, przyjmując imię Nadia. Oprócz uprawiania miłości, umie też wspaniale śpiewać i recytować wiersze.

Podczas gdy Saba i Nadia rywalizowały o to, która pośle synom emira bardziej kuszący uśmiech, handlarz odsłonił trzecią postać. Była znacznie niższa od pozostałych i wyraźnie młodsza, nie mogła mieć więcej niż szesnaście lat. Bladą twarzyczkę o lekko pyzatych policzkach i trójkątnym podbródku wykrzywiał wyraz przerażenia, a w wielkich szarych oczach lśniły łzy. Krągłości na jej ciele były, mimo skąpego stroju, ledwo widoczne, co wraz z dwoma pszenicznymi warkoczykami po bokach głowy dawało wrażenie niewinności i świeżości.

- Ta dziecina nie przyjęła jeszcze naszej wiary - wyjaśnił Hassan. - Na usługiwaniu mężczyznom nie zna się wcale, za to wnosi ze sobą inną wartość: czystość. Jest nietknięta i młodziutka, idealna na prezent. Nowy właściciel może ją nauczyć, jak kochać, a także osobiście nawrócić na wiarę w Jedynego. Jej chrześcijańskie imię to Ksenia.

Zahir przypatrzył jej się uważnie; miała spojrzenie zaszczutego zwierzęcia. Pomyślał, że powinien ją kupić, żeby ochronić ją przed swoim ojcem.

- Jest wspaniała - odezwał się niespodziewanie Salah. - Dałbym każdą cenę.

- Poczekajmy na koniec prezentacji - upomniał go ojciec. - Poza tym ja kupuję jako pierwszy.

Hassan, zachęcony gestem emira, podszedł do kolejnej niewolnicy. Była równie niska jak Ksenia, ale co najmniej dwa razy starsza. Na jej idealnie wymodelowanej twarzy widniały już pierwsze zmarszczki, a wśród rozpuszczonych ciemnozłotych włosów dało się zauważyć pojedyncze siwe nitki. Ciężkie powieki opadały nisko na jej brązowe jak kasztany oczy, którymi wodziła zmysłowo po zgromadzonych. Posturę miała nieco krępą, za to jej wdzięki tu i ówdzie napierały na szatę tak mocno, jakby miały ją zaraz rozedrzeć od środka. Zahir zaklął w myślach, gdy ciepło z jego policzków nagle rozlało się po klatce piersiowej.

- Oto Rahma - ogłosił handlarz. - Nie jest najmłodsza ani najświeższa. Przyprowadziłem ją tutaj, ponieważ ma największe z nich wszystkich doświadczenie. Spełni każdą zachciankę i zadowoli każdego mężczyznę. Jej ciało zostało nadszarpnięte dwukrotnym macierzyństwem, ale jak widać, nawet to potrafiła obrócić na swoją korzyść.

- Ciekawe - skomentował Ibrahim, przyglądając jej się uważnie. Rahma uśmiechnęła się do niego i lekko zakołysała biodrami. - W jakiej kolejności je ustawiłeś?

- Od najtańszej do najdroższej, Effendi. Teraz został ostatni, najdoskonalszy diament, jaki znaleźliśmy.

To mówiąc, Hassan zerwał nikab z ostatniej dziewczyny, najwyższej z całej gromady. Oczom emira i jego synów ukazała się mierząca ponad metr osiemdziesiąt brunetka o figurze klepsydry i filigranowej, owalnej twarzy, w której lśniło dwoje podobnych do szmaragdów oczu. Szczyt jej nosa i policzki pokrywały drobne piegi, dzięki którym jej doskonała uroda nabierała zadziornego charakteru. Mogła mieć około dwudziestu lat.

- Piękna Nasira, cudo prosto znad brzegów Dniestru - przedstawił ją handlarz. - Od półtora miesiąca wyznawczyni Allaha. Znakomita kucharka, tancerka, śpiewaczka i harfistka. Z całej reszty tylko Rahmie ustępuje w łożu. Marzenie każdego mężczyzny, który prócz cielesnych przyjemności pragnie komitywy utalentowanej i inteligentnej kobiety. Może zostać kochanką i przyjaciółką, bowiem jest zdolna oddać swemu panu nie tylko ciało, ale i serce, a dzięki wykształceniu, jakie odebrała w rodzinie niewiernych, nadaje się doskonale na partnerkę do rozmowy.

Hassan odszedł na bok, by klienci mogli się przyjrzeć niewolnicom. Saba, Nadia i Rahma wdzięczyły się niesamowicie, podczas gdy Ksenia i Nasira stały prosto, bez ruchu. Ibrahim podszedł do nich, by z bliska ocenić jakość; każdej po kolei zaglądał w zęby, muskał brzuch, by sprawdzić gładkość skóry, i wąchał włosy. Ksenia jako jedyna wzdrygnęła się pod wpływem jego bliskości.

- Wezmę tę - oznajmił po zakończeniu inspekcji, wskazując na młodziutką Ksenię.

- Dlaczego mi to robisz, ojcze? - jęknął Salah.

- Ponieważ jutro masz urodziny, podobnie jak twój brat. To mój prezent dla ciebie, synu.

Salah uniósł ręce do twarzy i rozpłynął się w podziękowaniach. Emir jednak przerwał mu wywód, pytając drugiego syna:

- A ty, Karim, którą z nich byś chciał?

Karim ukłonił się lekko i rzekł:

- Aisha mi wystarcza, ojcze.

- Tę. - Ibrahim wskazał Nasirę. - Wykazałeś się skromnością, nie prosząc o nic, mój synu, dlatego dostaniesz najlepszą.

Karim opuścił głowę i wymamrotał nieśmiałe podziękowania.

- A ty, Zahir? - odezwał się znów ojciec. - Kupujesz jakąś?

- Już powiedziałem, że nie chcę niewolników - padła odpowiedź.

- Tak myślałem. W takim razie ja kupuję pozostałe trzy, panie Bazarov. Jakie są ceny?

Hassan podał niebotyczne kwoty, przez co kolejne pół godziny upłynęło na żywiołowym targowaniu się. Ostatecznie handlarz zszedł z ceny niemal o połowę, ale wciąż udało mu się wycisnąć z emira więcej, niż przypuszczał. Z radością przekazał mu pięć niewolnic, a ten dwie z nich wysłał do swoich synów.

- Prosiłem jeszcze o najgorszą dziewkę, jaką złapaliście - przypomniał Ibrahim.

- Ach, tak - kiwnął głową Hassan. - Już ją każę przyprowadzić.

- Cóż to, sama nie ma nóg?

Handlarz skrzywił się, jakby połknął cytrynę.

- Nie o to chodzi, Effendi. Stawia się. I jest w tym zadziwiająco skuteczna.

Nasira, która stała już przy boku skrępowanego Karima, obróciła się gwałtownie i wbiła pełne żalu, a zarazem nadziei spojrzenie w drzwi wejściowe do sali. Po chwili otwarły się one hałaśliwie i do środka została wepchnięta postać w czarnej burce. Gdy tylko odzyskała równowagę, próbowała zerwać z siebie nikab, ale dwóch tragarzy, którzy ją wrzucili do środka, pospieszyło ku niej, by złapać ją pod ramiona i unieruchomić. Przez cały ten czas dziewka klęła i wrzeszczała w nieznanym języku, bezustannie próbując się wyrwać.

- To okropny egzemplarz - wyjaśnił Hassan z pogardą w głosie. - Trzeba ją unieruchamiać, żeby nosiła nasze szaty. Nawet pod groźbą śmierci nie przestaje ich z siebie zrywać, bo są symbolem naszej religii, a ona jest przywiązana do swojej i woli umrzeć niż zasłaniać włosy i twarz. Do mężczyzn nie nadaje się wcale, każdy z moich, kto próbował ocenić jej umiejętności, skończył pobity i podrapany. A co za przyjemność brać dziewkę, którą inni muszą trzymać, żeby nie zrobiła krzywdy? Nie zna naszego języka, nawet nie próbowała się go nauczyć. Poza tym jest zezowata.

Emir uśmiechnął się perfidnie i zwrócił się do Zahira:

- Oto twoja nowa niewolnica. Może kiedy zacznie ci się sprzeciwiać na każdym kroku, mimo że będzie twoją własnością, zrozumiesz, dlaczego niewolnikom nie należy okazywać litości.

Zahir go jednak nie słuchał, wpatrzony w skupieniu w szarpiącą się postać. Przyglądał jej się z lekko uchylonymi ustami i nieobecnym wzrokiem.

- Zahir?

- Ja ją rozumiem - wypalił nagle najmłodszy z książąt. - Krzyczy, żeby ją puścili. I że wszyscy spłoną w piekle. I że pluje na nas.

- Znasz ten świszczący język? - zdziwił się Ibrahim.

- Tak, pan Hubert mnie nauczył, mój nauczyciel kaligrafii. To jego ojczysta mowa, język polski.

Emir cofnął się o kilka kroków jak oparzony, słysząc te słowa.

- Chcesz mi powiedzieć, że twoja matka, której pozwoliłem znaleźć dla ciebie nauczyciela, zatrudniła niewiernego?

- On był nawrócony od przeszło dziesięciu lat! Tylko imienia używał chrześcijańskiego, bo już był sędziwy i nie mógł zapamiętać nowego. To uczciwy i dobry człowiek, do tego świetny nauczyciel!

Dalsze rozgorzenie dyskusji przerwała wprowadzona niewolnica, wyrywając się wreszcie z rąk tragarzy. Nim zdążyli ją na powrót unieruchomić, zdołała całkowicie zedrzeć i wyrzucić nikab.

Rzeczywiście była lekko zezowata, do tego jej wodniście szare oczy wydawały się nadmiernie wyłupiaste. Nie można jej było jednak nazwać brzydką; otaczała ją burza rudych loków do pasa, a na jej dzikim, piegowatym obliczu malowało się coś, czego brakowało twarzom pozostałych niewolnic - wola walki.

- Chętnie ją przyjmę, ojcze - oznajmił Zahir. Emir spojrzał na niego ze zdziwieniem, więc wyjaśnił: - Musi się czuć samotna na obczyźnie, gdzie nikt jej nie rozumie. Przyda jej się ktoś, kto zna jej język.

Nie czekając na odpowiedź ojca, podszedł śmiało do niewolnicy i powiedział po polsku:

- Witaj. Nie zrobię ci krzywdy. Tylko przestań walczyć, proszę. Będzie dobrze. Musisz przestać walczyć.

Jego akcent był ciężki, a składnia zdań prosta, ale widać było, że dziewczyna rozumie, co powiedział. Zatrzymała się bowiem i stanęła prosto, pozwoliła nawet bez protestów nałożyć na siebie z powrotem nikab. Tragarze popchnęli ją w stronę Zahira, a ten chwycił ją za nadgarstek i odciągnął od reszty.

- Wygląda na to, że dobiliśmy targu - stwierdził Ibrahim, po czym oddalił się wraz z Hassanem w stronę skarbca.

- Gratuluję pierwszej kobiety, braciszku - prychnął Salah, gładząc policzki przerażonej Kseni. - Jakoś mnie nie dziwi, że dostałeś zezowatą pokrakę.

- Mnie też jakoś nie dziwi, że nie miałeś odwagi poprosić o kogoś dorosłego, kto mógłby ci się sprzeciwić - odparł Zahir, po czym szarpnął swoją niewolnicę za łokieć i ruszył z nią do wyjścia, rzucając cicho po polsku: - Czas iść.

Dziewczyna wyrwała ramię z jego uścisku i krzyknęła:

- Nigdzie z tobą nie pójdę!

- Musisz! Obiecuję, że nic ci nie zrobię, po prostu musisz iść za mną. Nie chcę cię krzywdzić. Porozmawiamy, jak zostaniemy sami.

Dziewczyna stała bez ruchu, jakby się zastanawiała. Tymczasem zbliżył się do niej oburzony Salah.

- Odzywa się ten, który musi się zniżać do używania języka własnej niewolnicy - prychnął. - I który nawet wtedy nie może jej ujarzmić.

Dotknął kosmyka włosów niewolnicy, który wysunął się zza nikabu, a ona odskoczyła od niego i zmierzyła go zabójczym spojrzeniem.

- Starczy, bracie - odezwał się Karim. - Nie ma co na niego strzępić języka. Chodźmy przetestować nasze prezenty urodzinowe, one przynajmniej nas nie zagryzą we śnie.

Popatrzył z lekceważeniem na rudą niewolnicę, po czym ruszył w stronę wyjścia, prowadząc Nasirę. Zahir dostrzegł, że zielonooka piękność obejrzała się za przydzieloną mu dziewczyną, a wytrzeszczone szare oczy odpowiedziały podobnym, smutnym spojrzeniem.

Salah splunął na posadzkę przed nogami Zahira i sam wyszedł, ciągnąc za sobą nieszczęsną Ksenię. Najmłodszy z książąt opuścił salę jako ostatni.

- Jak się nazywasz? - zapytał dziewczyny, gdy wchodzili po schodach na najwyższe piętro pałacu, gdzie znajdowały się jego komnaty.

- Aniela - odpowiedziała. - Tylko Aniela. Nigdy nie przyjmę żadnego innego imienia.

- Nie będę cię zmuszać. Ja jestem Zahir. Też nie chcę innego imienia.

Aniela spojrzała na niego z ukosa, ale nic nie powiedziała. Tymczasem dotarli do komnat Zahira. Książę otworzył drzwi i ze środka powiało zapachem róż i fiołków, jaki słudzy rozpylili pod jego nieobecność. Za drzwiami znajdowały się cztery komnaty przejściowe, każda z dostępem do okien: salon gościnny, czytelnia, stanowiąca równocześnie pracownię młodego poety, sypialnia i garderoba, stanowiąca zarazem prywatną toaletę. Służący zostali wcześniej uprzedzeni przez emira, że do Zahira wprowadzi się niewolnica, dlatego na podłodze w sypialni przygotowali dodatkowe skromne posłanie z paru koców.

Książę zamknął drzwi i wskazał Anieli ozdobną otomanę w rogu pomieszczenia. Sam usiadł na wprost niej i oparł brodę o splecione ręce.

- Pewnie mnie nienawidzisz - westchnął. - Musisz mi wybaczyć, nie znam się na tym. Nie wiem co mówić.

- Też byś mnie nienawidził, gdybym wyrwała cię z twojego domu, zawiozła do innego kraju i zmusiła, żebyś mi usługiwał - odparła dziewczyna.

- Oczywiście - przytaknął książę. - Ale chcę, żebyś wiedziała, że to nie było moją wolą. - Aniela prychnęła lekceważąco. - Naprawdę!

- Więc uwolnij mnie.

- Nie mogę. - Zahir pokręcił smutno głową. - Ojciec kupił cię dla mnie za karę. Jeśli cię uwolnię, dostaniesz się w ręce pierwszego lepszego możnego, a on zamieni twoje życie w piekło.

- Moje życie już stało się piekłem - odparła jadowicie.

- Wcale nie musi tak być. Nie będę cię naruszał wbrew twojej woli. Nie zmuszę cię do zmiany wiary. Będziesz mi tylko pomagać w codzienności. A przy innych będziesz musiała zasłaniać twarz, żeby nikt nie zrobił ci krzywdy.

- Nie zamierzam nosić żadnych heretyckich szmat - warknęła Aniela. - Wolę zginąć.

- To bardzo piękne z twojej strony, że jesteś gotowa umrzeć za swoją wiarę, ale ty nie umrzesz - odpowiedział książę. - I myślę, że dobrze o tym wiesz. Spotka cię los dużo gorszy od śmierci.

- Jestem gotowa na wszystko - wykrzyknęła, ale jej dolna warga drżała z nerwów.

- Nikt nie jest. Prawda jest taka, że jestem twoją jedyną szansą. Możesz uciec albo doprowadzić do tego, że cię wypędzą, ale trafisz tylko w jeszcze gorszą sytuację. Ja nie oczekuję niczego od ciebie poza tym, żebyś spełniała pozory.

Aniela zacisnęła usta w wąską kreskę. Po chwili opuściła wzrok.

- Jakie to by były pozory?

- Na początek noszenie nikabu w miejscach publicznych - odparł książę z ulgą. - Potem nauczę cię najważniejszych zasad naszej etykiety.

Dziewczyna zacisnęła usta jeszcze mocniej.

- Nie zamierzam ukrywać swojej wiary. Ci, którzy się jej wyprą, nie trafią do nieba.

- Nie każę ci jej ukrywać. Noś tylko nasze ubrania. Podejdź do tego jak do tradycji, nie do wymogu religijnego.

Podniosła na niego wzrok.

- Dlaczego jesteś taki inny niż wszyscy? - zapytała syczącym głosem. - Chcesz mnie zmanipulować i okiełznać, tak? Chcesz, żebym ci zaufała, a potem dała zrobić z siebie potulną kochankę?

- W życiu! - zaprotestował Zahir.

- Więc czemu to robisz? Czemu mnie jeszcze nie zaciągnąłeś do sypialni? Przecież jesteś muzułmaninem.

Książę zacisnął szczęki.

- Nie wiem, co w twoim kraju mówi się o muzułmanach, ale moja wiara nie sprawi, że będę chciał krzywdzić ludzi - wycedził przez zęby. - To prawda, mógłbym to zrobić i nikt nie miałby nic przeciwko, ale moja wiara nie ma z tym nic wspólnego. Jesteś niewolnicą. Czyż chrześcijanie nie mają niewolników?

- Nie mają. Każdy człowiek to dziecko Boga i tylko On może być jego panem.

- Macie, po prostu inaczej ich nazywacie. Chłopi, poddani, biedota i tak dalej.

- Nie są niewolnikami!

- A czym? Pracują na ziemi swoich panów, dla swoich panów, a w zamian dostają ochłapy starczające tylko na przeżycie. Nie mogą opuścić wsi z własnej woli, oddają daninę Kościołowi, a władający ziemiami panowie zabierają dziewczynom cnotę prawem pierwszej nocy. Co to jest, jeśli nie niewolnictwo pod inną nazwą?

Aniela zamrugała ze zdumieniem. Nigdy tak na to nie patrzyła. Jej zdaniem nisko urodzeni zasługiwali na swoje miejsce, ponieważ świat potrzebował rządzących i pracujących, a oni po prostu lepiej się sprawdzali w tym drugim zadaniu. Nigdy nie zastanawiała się nad prawem pierwszej nocy ani nad tym, że chłop potrzebował zezwolenia pana, by opuścić wieś. Dostrzegała niesprawiedliwości i nadużycia ze strony niektórych szlachciców, ale uważała ich za zło konieczne, nieodłączny element każdego systemu, który ma, jak to system stworzony przez ludzi, pewne niedoskonałości.

- Krzywdzicie swoich poddanych, bo taka jest wasza tradycja, nie religia - ciągnął Zahir. - Religia tylko na to pozwala. U nas jest tak samo. Niesprawiedliwy system wyrastający z niesprawiedliwej tradycji. Religia tylko na to pozwala. Dlatego nie zakładaj, proszę, że to Najwyższy każe nam postępować niegodziwie. Z tego co mi wiadomo, Jeszua również w swoich naukach nie nakazywał nikomu brać do łoża świeżo poślubionych żon jego poddanych.

- Skąd to wiesz? - zapytała dziewczyna, szczerze zdumiona. Ona o kulturze islamskiej nie wiedziała prawie nic, choć mieszkała w pobliżu ziem regularnie najeżdżanych przez Tatarów, gdzie taka wiedza mogła być kluczowa. Nie rozumiała, czemu ten panicz z odległego kraju tak dogłębnie studiował kulturę chrześcijańską. - Skąd właściwie znasz mój język?

- Obydwie rzeczy od tej samej osoby. Mój nauczyciel, pan Hubert, pochodził z twojego kraju. Nauczył mnie czytać, pisać, liczyć i doceniać piękno sztuki. Oprócz tego, aby trenować mój umysł, nauczył mnie swojego języka i historii swojego narodu. Czasem mi go brakuje.

- Co się z nim stało?

- Skończył swoje zadanie i odszedł. Pewnie teraz naucza w innym pałacu. Albo został niewolnikiem, jako że pochodzi z innej wiary.

- Przechrzcił się?

- Tak, teraz nazywa się Muhammad. Ale nie może zapamiętać tego imienia, dlatego nadal mówi o sobie: Hubert.

Wyraz rozmarzenia powoli wpełzł na twarz Anieli, ozdabiając ją miękkim uśmiechem i nostalgicznym spojrzeniem.

- Chciałabym go spotkać - oznajmiła. - Wprawdzie zdradził swój naród i wiarę, ale może powiedziałby mi, jak można się stąd dostać do Polski.

- Nie można, Anielo. - Zahir pokręcił głową. - Nie, dopóki mój ojciec ma nade mną władzę.

- Mógłbyś ze mną uciec.

- Nie ma mowy. To jest mój dom, nawet jeśli mi się nie podoba. Poza tym i tak by nam się nie udało.

- Na pewno? W moim kraju, gdybyś przyjął chrzest, mógłbyś się cieszyć nie mniejszym poważaniem, niż tutaj. A przy okazji spełniłbyś dobry uczynek i pomógł mi wrócić do domu. - Zatrzepotała rzęsami.

- Nie ma mowy - powtórzył książę. - A teraz wybacz, ale muszę cię zostawić. Idę na obiad. Rozgość się, jakby ktoś tu wszedł, udawaj, że sprzątasz.

Podniósł się i wyszedł na korytarz. Aniela została sama po raz pierwszy od dnia porwania. Rozejrzała się niepewnie, a kiedy się upewniła, że w żadnym z czterech wielkich pomieszczeń nikt się nie kryje, wypuściła z siebie długo wstrzymywany szloch.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top