XIV

Minęło kilka miesięcy odkąd Syriusza widziano w Dufftown. Przez ten czas wiele rzeczy się zmieniło. Zawarł znajomość z Krzywołapem, wdarł się do Hogwartu i odnowił przyjaźń z Remusem. Tych drobnych rzeczy było dużo więcej, ale te były najbardziej istotne.

Remus z początku nie chciał uwierzyć w niewinność Syriusza, ale w końcu mężczyzna go przekonał. Uciekinier czuł się coraz silniejszy. Odżywał po tych wszystkich latach spędzonych w Azkabanie. Czuł w sobie moc. Wiedział, że miał wszystko czego potrzebował. Miał przyjaciela, dziewczynę, a już niedługo miał się spotkać z Harrym. Chciał chrześniakowi złożyć propozycję mieszkania razem. Miał nadzieję, że nastolatek się zgodzi.

Od kilku miesięcy wraz z Samanthą mieszkał we Wrzeszczącej Chacie. W końcu wynieśli się z tej obskurnej jaskini. Wiedli w nowym schronieniu całkiem spokojne życie. Remus dbał o tę dwójkę jak najlepiej potrafił. Co kilka dni zanosił im prowiant, aby mogli przetrwać. Chciał, żeby w końcu zaczęli prowadzić w miarę godne życie.

Remus zdążył bliżej poznać Samanthę. Od samego początku jej nie ufał i nie zamierzał tego robić. Czuł, że w niej było coś mrocznego, coś wręcz demonicznego. Traktował ją na dystans i był przygotowany na każdy, nawet najmniejszy, niewłaściwy ruch z jej strony. Jedno złe słowo, jeden zły gest, a Remus zawołałby aurorów, którzy z powrotem usadzili by ją w Azkabanie. Oczywiście, nie licząc Syriusza. Znał go kilkanaście lat i doskonale zdawał sobie sprawę, z tego, że mężczyzna nie jest w stanie zabić niewinnych osób. Głęboko wierzył w jego niewinność.

Syriusz z każdym, kolejnym dniem, czuł jak jego uczucie do szatynki rośnie. Znał ją już tyle lat i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo mu na niej zależało. Chciał zbudować z nią swoją przyszłość. Widział ją w niej. Miał wrażenie, że Samantha to ta jedyna. Była dla niego wyjątkowa na swój sposób i był pewien, że to właśnie z nią chce spędzić resztę swojego życia.

Samantha każdą, swoją, wolną chwilę przeznaczała na naukę animagii. Miała w sobie bardzo dużo motywacji. Od bardzo dawna chciała się przemienić i robiła wszystko, aby tak się stało. Nie przejmowała się swoimi porażkami. Wiedziała, że na przemianę trzeba poświęcić bardzo dużo czasu, więc jej całe życie zaczęło krążyć wokół nauki animagii.

Syriusz bardzo ją za to podziwiał. Za tą zawziętość i wytrwałość. Bardzo cenił sobie te cechy. Spowodowało to, że jeszcze bardziej urzekła go ta kobieta. Miał nadzieję na to, że zostanie z nim do końca, aż do śmierci.

Pewnego dnia, Samantha została sama. Syriusz przemienił się w psa i wybiegł z Chaty, ponieważ twierdził, że teraz jest świetna okazja, żeby złapać Petera. Kobieta miała już dość. Prawie codziennie słyszała ten tekst, a Pettigrew nadal żył w spokoju jako szczur. Powoli zaczęła tracić nadzieję na to, że kiedykolwiek go złapie.

Mijały godziny, a Syriusz nadal nie wracał z "polowania". Samantha w ciszy i spokoju czytała piąty raz tą samą książkę o animagii. Chciała jak najwięcej wiedzieć na ten temat, a czym częściej wracałaby do tekstu, tym więcej szczegółów mogła zapamiętać.

Kiedy zaczęło się ściemniać, Samantha usłyszała głośny huk dobiegający z dołu. Po nim nastąpiło szuranie. Jakby ciałem. Już po chwili słyszała rytmiczne uderzanie o podłogi i krzyki jakiegoś chłopca.

– Tego jeszcze nie było – pomyślała i oblizała swoje usta. Mimo to, w dalszym ciągu czytała książkę leżąc na podłodze. Nogi miała oparte o ścianę tak, że spływała z nich krew. Wbrew pozorom było jej tak bardzo wygodnie.

Już po chwili Syriusz w postaci psa, przekroczył próg pokoju z nogą jakiegoś nastolatka w pysku. Była to swego rodzaju tortura. Dosyć ciekawa. Kobiecie jak dotąd nigdy nie przyszło do głowy, żeby rozszarpać komuś skórę, aby się wykrwawił. Byłoby to dosyć ciekawe zajęcie.

Kobieta obróciła swoją głowę i spojrzała się na nich do góry nogami. Następnie, nie tracąc czasu, szybkim ruchem wzięła swoje dolne kończyny ze ściany, i klapnęła nimi na podłogę. Stukot jej niskich obcasów rozniósł się po pomieszczeniu. Swoją uwagę zwrócił na to chłopiec, którego siłą wciągnął tu Syriusz. Rudowłosy jęczał z bólu. Mimo to miał wystarczająco dużo siły, aby wdrapać się na łóżko. Jej i Syriusza. Dopiero wtedy kobieta zobaczyła, jak bardzo krew tryskała z jego rany. Poczuła się dziwnie. Widok tej krwi ją fascynował, podniecał. Chciała więcej. Chciała zamoczyć w niej swoje ręce i rozkoszować się cieczą. Podeszła do niego i w porę opanowała się. Nie zamierzała wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń, że nie jest z nią wszystko w porządku.

Syriusz przemienił się w człowieka i stanął za starymi, drewnianymi drzwiami, przy których Samantha jeszcze kilka sekund temu czytała książkę. Kobieta stała przy rudowłosym chłopaku i patrzyła na jego ranę. Tak bardzo chciała spowodować, żeby była większa, żeby wypływało z niej więcej szkarłatnej cieczy. Niestety, nie mogła do tego doprowadzić. Musiała mu w minimalnym stopniu ulżyć, tylko za bardzo nie wiedziała jak. W głębi duszy to chciała patrzeć jak z niego wypływa krew, ale przy Syriuszu wolała pokazywać, że posiada resztki człowieczeństwa. Musiała udawać więc, że próbuje mu jakoś pomóc. Kiedy chciała poszukać bandaży, do pomieszczenia weszła dwójka hałaśliwych nastolatków.

– Ron! – Do uszu Samanthy dobiegł krzyk. Była zniesmaczona ich zachowaniem. Ledwo co przyszli, a już siali rozgardiasz i zniszczenie. Nawet większe od kobiety.

– Ron, żyjesz?! – Krzyknęła dziewczyna do rannego, a Samantha uśmiechnęła się do nich szeroko. Musiała tworzyć jakieś pozory bycia miłą i kulturalną osobą.

Na wyraz twarzy kobiety nastolatkowie gwałtownie się cofnęli. Cóż, najwidoczniej dzisiejszą młodzież przeraża szczęście i radość, więc wolą być smutni i zdołowani. Samantha wcale nie rozumiała tych dzieci.

– Pies. Gdzie pies? – Pytał okularnik łapczywie rozglądając się na boki. Wydawał się być osobą mało rozgarniętą.

– Harry to zasadzka! To nie pies tylko animag! – Krzyknął rudowłosy wskazując z przerażeniem w stronę Syriusza, który w tym samym czasie wynurzył się zza drzwi. Musiała mu przyznać, że potrafił budować napięcie.

Samanthę zaczęła powoli irytować ta cała sytuacja. Miał przyjść sam Peter, a nie jakieś pyskate dzieci. W dodatku miała być śmierć. Jego śmierć. Tak długo nie widziała żadnego trupa na własne oczy, że aż zaczęła tęsknić za tym widokiem. To ona chciała go zabić wraz z Syriuszem. W końcu by się coś działo, a nie tylko krzyczące, bojące się, głupie dzieci.

Nastolatkowie spojrzeli się w stronę, którą trzęsącą dłonią wskazywał rudowłosy. Był tak przerażony, że nie mógł wydusić z siebie ani słowa.

– Jeśli chcesz go zabić to musisz zabić i nas! – Krzyknęła dziewczyna zasłaniając okularnika swoim ciałem. Dopiero wtedy do kobiety doszło, że ten ciemnowłosy chłopak to był chrześniak Syriusza.

– Nie – powiedział mężczyzna poważnym tonem głosu. – Tylko jedna osoba zginie tej nocy.

– I to będziesz ty! – Krzyknął okularnik i rzucił się na Syriusza. Samantha postanowiła interweniować. Zdecydowanie za długo nic nie robiła. W momencie, kiedy chciała rzucić się na nastolatka, Syriusz się zaśmiał. Miał głowę przyciśniętą do różdżki, ale ten rechotał jakby to nie było nic wielkiego. Zdecydowanie towarzystwo kobiety bardzo na niego zadziałało.

– No co? Chcesz mnie zabić, Harry? – Roześmiał się, a Samantha poszła w jego ślady. Zaczęło ją to wszystko bawić. Doskonale widać było, że nastolatek nie jest wstanie się obronić, a co dopiero kogoś zamordować. Przysłowiowo: "nie miał do tego jaj".

– Expeliarmus! – Krzyknął Remus. Kobieta dawno nie widziała tego mężczyzny. Musiała przyznać, że wiedział, kiedy wpaść na imprezę. W wyniku zaklęcia, wybraniec stracił różdżkę. Teraz to już był całkowicie bezbronny. Kobieta przyglądała mu się badawczo, ale chłopak starał się tego nie dostrzegać. Całą swoją uwagę skupił na Blacku.

Samantha wyłączyła się z tego, co się następnie działo. Ona tylko stała i bez wyrazu patrzyła się na zaistniałą sytuację. Totalnie odpłynęła. Nie było morderstw to co ona będzie interweniowała? Jedynie straciłaby czas i energię. Swój wzrok przerzuciła znowu na nogę rannego. Naprawdę przyciągał ją ten widok.

– W Azkabanie! – Dopiero ten krzyk wywołał kobietę z transu. Lekko się wzdrygnęła. Dzieci spojrzały się na nią. Domyśliły się, że to ona była jego wspólniczką, więc cofnęły się od niej, na tyle ile mogły, ponieważ mimo wszystko nie chciały zostawać Rona blisko niej samego. To było zbyt niebezpieczne.

– No dobrze. Zabij go – powiedział Remus i rzucił Syriuszowi różdżkę. Mężczyzna zaczął gestykulować rękami. – Ale zaczekaj jeszcze jedną chwilę. On musi wiedzieć dlaczego.

– Wiem dlaczego! On zdradził moich rodziców. – Mówił z żalem okularnik. – To przez niego nie żyją!

W tym momencie Samantha miała ochotę paść i nie wstać. Czy po prostu nie mogli zabić Petera? Potem dupnęliby sobie jakąś herbatkę i pogadali. Po krótkiej, aczkolwiek nużącej chwili, pojawił się Snape. Kobieta kojarzyła go ze szkoły i to całkiem dobrze. Była z nim w klasie przez siedem długich lat. W dodatku był też śmierciożercą. Miała całkiem dużo wspomnień z czarnowłosym.

Przez ciało kobiety przeszła dawka adrenaliny. Miała ochotę komuś strzelić jakimś zaklęciem. Tak też zrobiła.

– Expeliarmus. – Krzyknęła. Zaklęcie trafiło Snape. Zawsze chciała mu to zrobić i w końcu jej się to udało. Tak długo za tym czekała. Nic jej nie zrobił, ale zawsze chciała strzelić komuś, kogo uważała za równego sobie. Głęboko odetchnęła, kiedy mężczyzna poleciał prosto na ścianę. Zdecydowanie potrzebowała wyżycia się na kimś.

Po chwili zaczęła strzelać, wraz z Syriuszem i Remusem, zaklęciami w szczura, aby odmienił swoją formę i z powrotem przemienił się w człowieka. Ostatecznie, zaklęcie trafiło go w zadek, kiedy skoczył w dziurę w ścianie. Był na tyle otyły, że zaklinował się w niej i mężczyźni musieli go z niej wyciągać.

Kobieta rozpoznała jego twarz. Zrobiło jej się gorąco. Oboje tego samego dnia otrzymali mroczny znak. Chwyciła się za swoje ramię i zaczęła drapać się w tym miejscu. Wolałaby stracić całą lewą rękę, niż patrzeć na to paskudne znamię.

– Trzeba było przewidzieć, że jeżeli Voldemort cię nie zabije, my to zrobimy! Razem – Krzyknął Syriusz i spojrzał się na kobietę.

– W końcu – pomyślała Samantha. Miała już dość tego cholernego teatrzyku. Wyciągnęła różdżkę przed siebie i była gotowa wymówić zaklęcie uśmiercające. Chciała zobaczyć blask zielonego światła.

– Nie! – Krzyknął Harry. Tego co mówił dalej już nie słuchała, ale kiedy żaden z mężczyzn nie podchodził do próby zabicia Petera, postanowiła się włączyć. W tym wypadku nie lubiła nic nie robienia. Zdążyła się zanudzić na śmierć.

– Crucio! – Krzyknęła a czerwony strumień światła poleciał prosto w Petera. Postanowiła go trochę po torturować. Mężczyzna był dla niej jak zabawka, którą może rzucić w kąt, kiedy jej się znudzi. W tym wypadku zabije, ale to drobny szczegół.

– Przestań! – Syriusz przez chwilę szarpał się z kobietą, ale w końcu wyrwał jej różdżkę i zakończył zaklęcie. Samantha założyła ręce na piersiach. Nudziło jej się, to znalazła sobie zajęcie, a to, że było demoralizujące społeczeństwo, to już nie był jej problem. – Jeszcze nie czas na to.

– No dobra, dobra. Ale jak coś chce zabić go w tym samym momencie co ty. – Uniosła swoje dłonie w geście poddania się. Syriusz oddał jej różdżkę. Wiedział, że kolejny raz nie będzie go już torturować. – Bierzemy go do zamku, żeby zajęli się nim dementorzy? – Zapytała ze znudzeniem Samantha. Już po chwili trzymała Petera wraz z Remusem. Uśmiechnęła się do niego szerokim, psychopatycznym uśmiechem, a mężczyzna zatrząsnął się ze strachu. Uwielbiała przerażać innych. Remus widząc co dziewczyna zrobiła, uśmiechnął się z politowaniem. W końcu zaczynało się robić dobrze. Mieli dowód na to, że Syriusz jest niewinny. Chwila. Mieli tylko dowód na niewinność Blacka, nie na nią. Kobieta zlękła się. Oznaczało to rozłąkę z mężczyzną. Może i nawet na zawsze. Lekko dobił ją ten fakt, ale nie dała tego po sobie poznać. Wolała dusić wszystko w sobie.

– Wszystko w porządku? Zbladłaś – odezwał się Remus po jakimś czasie. Kobieta twierdząco pokiwała głową. Nie tylko to ją bolało. Również relacja Syriusza i Harry'ego. Miała wrażenie, że nastolatek zajął jej miejsce. Mimo że, to właśnie Samanthę znał dłużej, a Pottera zaledwie kilka minut. Zabolało ją to. Czuła jakby ktoś w jej serce wbił sztylet. Ten sam jakim ona raniła innych. W tamtej chwili miała ochotę go wbić samej sobie.

Poczuła żal do siebie. Miała nadzieję, że będzie lepiej. Myślała że, kiedy złapią Petera, będą wolni i szczęśliwi w swoim towarzystwie. Niestety, wszystkie jej plany szlak trafił. W dodatku zdrajca dalej żył, nawet go nie zamordowała.

W ciszy wyszła na powierzchnię. Nie miała najmniejszej ochoty się odzywać. Odeszła kilka kroków od drzewa i patrzyła się prosto w zakazany las. To właśnie tam spędziła pewien czas swojego życia. Przypomniały jej się wszystkie te dobre chwile jak i złe. Czuła jakby oczy zrobiły się jej szklane. Dawno nie miała takiego uczucia. Czy to był właśnie objaw człowieczeństwa?

– Sammie... możemy porozmawiać? – Zapytał niepewnie Syriusz, kiedy stanął obok niej. Również patrzył w tym samym kierunku co ona. W głębi duszy był bardzo zestresowany, ale nie chciał tego po sobie jakoś bardzo poznać.

– Pewnie – przez narastającą gulę w gardle starała się mówić jak najbardziej naturalnie. Całkiem dobrze jej to wyszło, ale mężczyzna wyczuł, że coś nie jest tak jak powinno być, przez to zaczął się bać jeszcze bardziej. Odeszli kilka kroków od Remusa i nastolatków, aby nie przeszkadzali im.

– Muszę ci coś powiedzieć. – Zaczął mówić poważnym tonem głosu. – Wiem, że jestem biedny, trudny do zrozumienia i mam pokręcony charakter. Chwilami naprawdę przestawaliśmy się rozumieć, ale mimo to dobrnęliśmy do tego miejsca. Razem. I tak też chciałbym iść przez życie. Z tobą. Rozpaliłaś ogień w moim sercu. Sprawiłaś, że zacząłem się zmieniać na lepszą osobę. Nie mam kwiatów, ale gdybym miał to one nie wyrażałyby wielkości moich uczuć do ciebie. – Uklęknął na jedno kolano i ze swojej starej, podartej kieszeni wyciągnął małe pudełeczko. – Samantho Smith, wyjdziesz za mnie?

Sammie nie wiedziała co powiedzieć. Zatkało ją. Tak mocno. W życiu nie spodziewała się, że jeszcze się zaręczy, a tu proszę.

– Tak! – Krzyknęła szczęśliwa. – Tak! – Powtórzyła, aby choć w minimalnym stopniu uwierzyć, że to działo się naprawdę. Syriusz podniósł ją i okręcił wokół własnej osi. Był szczęśliwy. Teraz mógł założyć rodzinę i wieźć spokojne życie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top