XIII
– Tym razem to ty uważaj na siebie. – Powiedziała szatynka od niechcenia. To nie tak, że nie chciała, aby mężczyzna nie wrócił ze swojej "misji". Co to, to nie. Samantha po prostu miała do niego duży żal o to, że kazał jej zostać w jaskini. Ewidentnie zabronił jej z nim iść. Wcześniej inaczej się umawiali, mieli wszędzie chodzić razem.
Syriusz uważał, "że w jaskini jest bezpiecznie i nie ma w niej najmniejszego zagrożenia". Dla kobiety to była zwykła wymówka. Samantha wiedziała, że mężczyzna sam chciał zdobyć prowiant z Dufftown, aby pokazać, że jej nie potrzebuje, że potrafi wszystko zrobić lepiej. Miała takie dziwne wrażenie, że ta cała sytuacja miała uzmysłowić, że jest zbędnym balastem.
Samancie bardzo się to nie podobało. Czuła się od niego gorsza. Nienawidziła, kiedy ktoś się nad nią wywyższał. Z reguły miała ochotę taką osobę zamordować. Niestety, musiała się powstrzymać, ponieważ chłopak bardzo dużo dla niej znaczył.
Samantha przez zachowanie Syriusza czuła się niechciana. Jakby była kulą u jego nogi, a przecież to nie była prawda. Wiele razy mu pomogła, a to, że wczoraj wróciła trochę później o niczym nie świadczyło. W końcu wypełniła swoją misję. Powinien być dumny ze swojej towarzyszki, a nie wytykać jej błędy. Przecież nikt nie był i nigdy nie będzie idealny.
– Wrócę za niedługo – powiedział Syriusz, niepewnie patrząc się na kobietę. Wiedział, że była na niego zła. Niestety, nie wiedział do jakiego kroku może się posunąć. Kobieta od razu wyczuła jego wzrok na swoim ciele i zamierzała zwrócić mu uwagę. Mężczyzna zaczynał ją poważnie irytować.
– Nie patrz się tak. – Powiedziała oskarżycielskim tonem głosu. – Chciałeś iść, to idź, a nie marnujesz nam obu nasz cenny czas. – Powiedziała złośliwie i leżąc na kocu, skrzyżowała ręce na piersiach. Była na niego wściekła.
Syriusz wyszedł z jaskini bez pożegnania. Miał nadzieję na to, że Samantha go zrozumie. Niestety, kobieta nawet nie chciała go słuchać. Nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia, jakie mogło na nią czyhać. Nie była animagiem, więc istniało jeszcze większe ryzyko, że zostanie rozpoznana. Mężczyzna nie potrafił jej tego uzmysłowić, ponieważ ona nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Kiedy mężczyzna wyszedł, Samantha przez kilkanaście minut patrzyła się ze znudzeniem prosto w "sufit" od jaskini.
Czas mijał. Minuty przeradzały się w godziny, a Syriusza dalej nie było. Kiedy zaczęło świtać, Samantha zaczęła się lekko niepokoić. Na szczęście, ten stan szybko jej minął. Stwierdziła, że nie ma się czym przejmować. Mężczyzna nie chciał jej wziąć ze sobą, to nie. Niech sam się męczy. Kobieta nie zamierzała martwić się o Syriusza. Wiedziała, że mężczyzna i tak prędzej czy później wróci.
Samantha jeszcze przez dłuższy czas rozmyślała o wszystkim i niczym. Przypominała sobie swoje wspomnienia z dzieciństwa. Było dużo tych złych, jak i dobrych. Leżała z dużym uśmiechem na ustach. Mimo wszystko, brakowało jej rodzinnego domu. Z dużą chęcią, w wolnej chwili mogłaby się przejść do swojej rodzinnej posiadłości. Po kilkunastu minutach, z natłoku myśli i zmęczenia, zasnęła.
Sen kobiety nie trwał długo. W pewnym momencie poczuła jak coś liże ją po twarzy. Wybudziła się i lekko zaczęła się śmiać, kiedy zobaczyła Syriusza w postaci psa radośnie merdającego swoim ogonem. W tamtej chwili zapomniała o całym gniewie i cieszyła się chwilą. Dopiero później, wszystko do niej dotarło. Kobieta spoważniała. Wstała ze swojego legowiska i siedząc, wyczekiwała, aż mężczyzna się z powrotem przemieni w człowieka. Chciała wiedzieć jak mu samemu poszła wędrówka.
– Skarbie... – Zaczął z niepewnością w głosie Syriusz. Bał się reakcji kobiety na wieść o tym, że misja nie powiodła się sukcesem.
– Jak ci poszło? – Zapytała obojętnym tonem głosu. Mimo wszystko, wolała, żeby mu się nie powiodła misja. Może zobaczyłby, że jej potrzebuje.
– Przepraszam cię – powiedział z głową spuszczoną w dół. – Ja się po prostu o ciebie martwiłem, czy ktoś ciebie nie zauważy. – Mówił pełnym bólu głosem. Syriusz nie chciał, żeby kobieta była na niego zła.
– Jak ci poszło? – Zapytała Samantha zimnym tonem głosu. Mężczyzna westchnął na jej reakcję. Nie chciał opowiadać o swojej porażce.
– Widzieli mnie – wyznał a kobiecie otwarły się jeszcze szerzej oczy. – Na pewno będzie o tym w Proroku Codziennym. Ta, wiem, nawaliłem. Ale gdybyś była tam ze mną, to oboje bylibyśmy złapani. Teraz tam krąży pełno aurorów i na pewno tak szybko nie odpuszczą.
Samantha westchnęła. Miał sporo racji. Gdyby z nim poszła, to już najpewniej by nie była na wolności. W pewnym sensie zawdzięczała mu ją.
– Kocham cię – powiedziała cicho do mężczyzny i rzuciła się na Syriusza. Zaczęła namiętnie go całować. Miała na niego dużą ochotę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top