XII

– Giń szkarado – wysyczała kobieta do jakiegoś dużego zwierzęcia, które kilka minut temu zaatakowało ją znienacka.

Nawet "do domu" w spokoju nie można wrócić. – Pomyślała ze sarkazmem szatynka.

W ciemnościach prawie nic nie widziała, więc nie miała pojęcia z czym walczyła. Jedyne czego Samantha była pewna to to, że stwór był włochaty, warczący i w miarę duży. Na podstawie tych płytkich, kilku cechach nie mogła zdiagnozować zwierzyny.

Włochacz nacierał na nią swoimi szponami. Zdecydowanie chciał ją zabić. Kobieta nie miała pojęcia dlaczego. Przecież nic złego mu nie zrobiła. Nie miał najmniejszego powodu jej atakować.

- Zwierzęta są głupie. - Pomyślała Sam. - A jeszcze głupsi są czarodzieje.

Kobieta broniła się przed zwierzęciem. Wiedziała, że z tego pojedynku tylko jeden z nich przetrwa i tym kimś miała być ona. Samantha przy każdym natarciu zwierzęcia na nią, zadawała mu ciosy metalowym nożem, który zawsze miała przy sobie. Narzędzie było już całe w jego krwi. Stwór ruszał się coraz wolniej, jakby miał za chwilę paść. Kobieta wcale się tym nie przejęła, była już przyzwyczajona od widoku szkarłatnej cieczy. Chciała, żeby się wykrwawił, chciała go w ten sposób wykończyć. Można było powiedzieć, że w pewnym sensie przyciągał i fascynował ją widok krwi. Kiedy nadarzyła się odpowiednia okazja, Samantha w końcu zadała ostateczny cios zwierzęciu. Włochacz zaskomlał z bólu i oddał swój ostatni wydech.

– Po kłopocie – mruknęła do siebie, kiedy skończyła brudną robotę. Wytarła okrwawiony nóż w futro swojego napastnika, po czym wsadziła go do kieszeni. Normalnie zostawiłaby to zwierzę w spokoju, ale odkąd wyszła na powierzchnię, próbowało ją zagryźć, więc musiała walczyć o swoje życie.

Samantha nie oberwała mocno. Nic ją nie bolało i czuła się świetnie zarówno psychicznie jak i fizycznie. Można by rzec, że tylko jej ubiór został "lekko" zniszczony. Mimo zmęczenia walką, można by rzec, że Sammie była szczęśliwa i podekscytowana. Uwielbiała tego typu akcje i teraz nie starała się ukrywać tej prawdy przed samą sobą. Jej mroczna natura dawała Samancie siłę, a bynajmniej czuła się niezwyciężona. Bardzo lubiła za to swoją ciemną stronę.

Kiedy kobieta długo nie wracała do jaskini, Syriusz powoli zaczynał się niecierpliwić. Widział jak jego łapy z nerwów zaczęły się trząść. Samantha długo nie wracała, zdecydowanie za długo. Może coś jej się stało? Na samą myśl zaczął nerwowo krążyć w kółko w postaci psa. Czuł jak jego ciało drży z nerwów. Zaczął rozmyślać nad całą sytuacją. Po chwili stwierdził, że nie jest taka tragiczna jaką ją na początku malował.

Mimo to, dopiero po kilku minutach w miarę się uspokoił i stwierdził, że nic złego nie mogło się jej stać. Doszedł do wniosku, że Samantha ma silną wolę i jeżeli stwierdzi, że wróci za wszelką cenę, to wróci. Nie ważne jakie miałaby przeszkody do pokonania. Samantha dążyła po trupach do celu, więc z pewnością jeszcze ją ujrzy. Żywą.

Postanowił, że zaparzy sobie herbatkę ziołową, aby dogłębnie się wyciszyć. Miał nadzieję, że to mu pomoże. Przemienił się w swoją ludzką postać i wyciągnął różdżkę. Za sprawą odpowiednich czarów, już po chwili trzymał w dłoni gorący kubek napoju. Para wydobywała się z niego, a mężczyzna napawał się jego zapachem. Już po samym wąchaniu herbaty, czuł się dużo spokojniejszy niż na początku. Potrafiła zdziałać cuda i ze stoickim spokojem, w ciszy czekał za szatynką.

– Mam to – wkroczyła Samantha chwiejnym się krokiem do jaskini. Kobieta była cała zasapana od biegu. Stwierdziła, że już i tak za dużo czasu straciła walcząc ze zwierzęciem, więc dobrym wyborem będzie truchtanie, ponieważ przez zamieszkę, znalazła się trochę dalej od jaskini.

Syriusz w spokoju popijał swoją herbatę ziołową. Dopiero, kiedy spojrzał na szatynkę i zobaczył w jakim stanie jest ona, przypadkiem się zakrztusił i oblał gorącą cieczą. Szata kobiety była cała porozdzierana z niewiadomych przyczyn. Przecież szła tylko po szklarni po liść mandragory. Może toczyła walkę z aurorami? A jeśli tak to znowu muszą się wynosić? Kobieta patrzyła się na niego z szerokim uśmiechem na twarzy. Mężczyzna podszedł do niej i mocno ją przytulił. W tamtej chwili poczuł się jak ojciec nastolatki, która wróciła z nocnej imprezy. W momencie, w którym się pojawiła poczuł dużą ulgę, ale teraz był na nią zły. Sam nie wiedział czemu, ale widok jej z szerokim uśmiechem na twarzy w całym poharatanym ubraniu, wzbudził w nim negatywne emocje.

Przytulał ją już dłuższy czas. Można by powiedzieć, że trochę dusił kobietę. Samantha bardzo uwielbiała się przytulać, ale teraz odczuwała lekki dyskomfort.

– Eee, możesz mnie już puścić. – Powiedziała nieco niepewnie i odsunęła się lekko. Syriusz czując przestrzeń między nimi, znowu się do niej przysunął. Sammie westchnęła zrezygnowana. Musiała poczekać, aż mężczyzna sam stwierdzi, że chce ją puścić.

– Nareszcie jesteś. – Powiedział poważnym tonem, chłonąc zapach jej włosów. Po chwili odsunął się od niej i z gniewem spojrzał prosto w jej rozbiegane oczy. – Czy ty chodź raz możesz mnie stresować!? – Huknął na nią. Samanta aż się nieco wzdrygnęła. Nie spodziewała się tego. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Był na nią zły. Herbata ziołowa jednak nie do końca zadziałała. – Zaczyna się robić jasno! Wychodziłaś w środku nocy! Teraz jest już jest po 3! – Jeszcze coś do niej krzyczał, ale Samantha już go nie słuchała. Wykonała swoje zadanie, więc co on od niej chciał? Nie rozumiała jego reakcji.

Syriusz był bardzo wkurzony na kobietę. Samantha w ogóle nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Irytowała go swoją obojętną postawą. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz było w nim tyle negatywnych emocji. Słowa wychodziły z jego gardła lekkomyślnie. Całkowicie wyłączył swój umysł. Musiał na nią nawrzeszczeć, żeby choć trochę się uspokoić. Potrzebował tego.

Samantha przyglądała się mu z lekkim uśmiechem na twarzy. W głębi duszy bardzo bawiła ją cała sytuacja. Nic złego się nie wydarzyło, więc po co rozdrapywać stare rany?

– Kochanie – powiedziała delikatnym głosem do mężczyzny. Starała się, żeby nie wyczuł w nim nuty rozbawienia. Ten, nie przejmując się nią, w dalszym ciągu ją wyzywał. Nie krzyczał już, ale dalej mówił wszystko to, co leżało mu na sercu.

– Kurwa, jesteś dla mnie najważniejsza. Zrozum to w końcu! – Syriusz był jakby w transie. Samantha miała wrażenie, że mówił co chwilę to samo. Miała tego serdecznie dość. Przytuliła się do niego, aby choć trochę go uspokoić. Wyraźnie słyszała jego serce, które biło jak oszalałe. Mężczyzna umilkł. Kobieta wybiła go z transu. Zapomniał o tym, o czym chciał jej powiedzieć i co mówił do niej kilka sekund wcześniej.

– Jestem przy tobie, Łapciu. W jednym kawałku. Kocham cię. – Powiedziała uspokajającym głosem. Po chwili pocałowała go. Miała nadzieję, ze chociaż na chwilę zamknie swoją jadaczkę. Kiedy do mężczyzny dotarło to, co się wydarzyło, pogłębił pocałunek. Mimo wszystkich niepotrzebnych słów, bardzo cieszył się, że wróciła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top